Info

avatar rmk z miasteczka Poznań. Mam przejechane 37834.21 kilometrów. Jeżdżę, bo lubię :)
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rmk.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
102.70 km 0.00 km teren
04:14 h 24.26 km/h:
Maks. pr.:51.80 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1207 m
Kalorie: kcal

Kaszëbë. Dzéń 7.

Środa, 26 sierpnia 2015 • dodano: 01.09.2015 | Komentarze 3

Śniła mi się Kaszebe Runda...

Godzina czwarta trzydzieści, za oknem ciemno, wracam do łóżka. Godzina piąta trzydzieści, za oknem ścieli się poranna mgła nad Ostrzyckim jeziorem, ciemność minęła więc zaparzam obowiązkową kawę, zjadam kilka kanapek z przymrużonymi jeszcze oczami. Oplatam wzrokiem zawartość plecaka, sprawdzam czy bidon nie zionie pustką i resetuję wskazania licznika aby zacząć od zera. Pół godziny, zajęło mi to wszystko pól godziny. Zostało jeszcze sześć do południa. Gdy poznańskie koziołki wyjdą po raz kolejny na niedokończoną wojnę a krakowski hejnalista znów będzie trąbił ile sił ja powinienem być z powrotem w domu. Sześć godzin, sto kilometrów, sporo górek, nawet ze zwiedzaniem i zdjęciami powinienem się wyrobić. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że wiatr postanowi się dzisiaj przyłączyć do wycieczki. Kawał dziada, reszta chama, inaczej opisać go nie sposób...

Pierwsze kilkanaście kilometrów to dobrze znana mi trasa, przez Zawory i Chmielno do Łapalic. Pagórki jeden za drugim, ciężko mi się jedzie, jestem ociężały, niedospany, czuję się fatalnie. Staję na chwilę przy Raduni, moczę twarz zimną wodą i trochę się wybudzam z tego letargu. W Kozłowym Stawie przystaję na dłuższą chwilę oglądając stado krów i podziwiając krajobraz. Jem banana, wypijam cały bidon wody z rozpuszczonym magnezem i czuję, że w końcu jestem na właściwych torach i mój organizm zaczyna pracować tak jak powinien.

Od Mokrych Łąk do Sianowa Leśnego mielę podjazd, który wyrasta nagle i zdecydowanie, po czym szybki zjazd doprowadza mnie pod piękne, szachulcowe mury Sanktuarium w Sianowie. Do Mirachowa jest to z górki to pod górkę, interwałowy charakter Kaszubskiej Szwajcarii zaczynam odczuwać w nogach. Od tego momentu wiatr zaczyna wiać mocno i praktycznie cały czas w twarz bądź z boku co momentami odbiera mi chęci dalszej jazdy. Odzwyczaiłem się od niego...

W Stryszej Budzie jest i park gigantów i park miniatur. A właściwie park kiczu i park tandety. No ale na ulotkach turystycznych występuje więc to chyba jakaś atrakcja jest, prawda? Nie miałem okazji zbadać tematu dogłębnie, byłem przed otwarciem. W Mirachowie odbijam w stronę Miłoszewa, w którym z kolei skręcam w lewo i do samej Głodnicy kręcę mocno pod górkę i niestety pod silny wiatr. W Głodnicy staję przy Izbie Regionalnej i Szkole Języka Kaszubskiego w jednym ale znów jestem za wcześnie i pozostaje mi tylko pocałowanie klamki.

Od Głodnicy, przez Linię i Niepoczołowice do Kamienicy Królewskiej jest najmniej ciekawy odcinek wycieczki. Nudno, płasko, wietrznie. 
Za to od Kamienicy zaczyna się trzynastokilometrowy odcinek jak z bajki. Wąska, asfaltowa droga przebiega samym środkiem Lasów Mirachowskich zapewniając ciszę, spokój i możliwość obcowania tylko z przyrodą. Przez cały jej odcinek nie spotkałem żadnego samochodu, rowerzysty, człowieka, nikogo. Tylko przyroda, las, mój rower i Ja. Ostatni kilometr drogi okazał się szutrowy ale nie zmienia to faktu, że to jedna z najlepszych dróg jakimi miałem okazję przejechać się rowerem. Polecam każdemu kto będzie kręcił po okolicy!

Podjazd do Bącza okazał się dla mnie kryzysem. Choć starałem się bardzo, wjeżdżałem na stojąco, to wiatr nie pozwolił na więcej niż 10km/h a nachylenie też dorzuciło nieco do pieca i kilka niewąskich słów musiałem wykrzyczeć sam do siebie, co ja tu robię i w ogóle. Było ciężko, ach ten Bącz...

W Miechucinie robię przerwę na drugie śniadanie, konsumując zakupioną jagodziankę w towarzystwie roju os. Dzielny byłem, a raczej głodny bardzo, i nie oddałem ani okruszka. Z bananem nie poszło mi już tak dobrze i połową musiałem się podzielić... Pojadłem, popiłem, czas jechać. Kolejne górki, kolejne hopki, wiatr cały czas nie odpuszcza. Za Wygodą Łączyńską odbijam w stronę Łączyna i po dość długim odcinku po płytach docieram do sztucznie usypanego przesmyku pomiędzy dwoma jeziorami Raduńskimi. Ładne widoki ale wieje tak mocno, że mało kask nie spada mi z głowy. Do Ostrzyc coraz bliżej ale wiem, że jeszcze trochę będzie pod górkę, więc nie zabawiam tu zbyt długo i jadę dalej.

Prawdziwa ściana płaczu wyrasta przede mną pomiędzy Starymi Czaplami a Nowymi. Stromy, sztywny, kamienisty i długi podjazd wjeżdżam z zaciśniętymi zębami, ciągle walczyłem ze sobą aby nie stanąć i poprowadzić. Bolą mnie już uda, bolą łydki, jestem bardzo zmęczony ale nie poddaje się i melduję się na górze z tętnem pewnie w okolicach maksymalnego. Może nie jest to podjazd, który na świeżo zrobiłby na mnie takie wrażenie ale w tych warunkach i tym dniu był dla mnie Everestem...

Jakby było mi mało na koniec wycieczki zaliczam jeszcze dwa podjazdy, na Trzebińską i Jastrzębią Górę. Gdy schodzę z roweru pod domem, nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Jestem potwornie zmęczony ale jeszcze bardziej zadowolony. Wycisnąłem z tej trasy tyle ile mogłem, objechałem prawie całą Szwajcarię Kaszubską, widokowa trasa okazała się piękna. Przewyższenia nazbierało się całkiem sporo ale nawet ono nie oddaje w całości charakteru tej trasy i wycieczki. Mocno interwałowa i poprzez wiatr również siłowa była dobrym sprawdzianem mojej woli, moich chęci i mobilizacji do wysiłku. 

Wyprodukowałem tyle endorfin, że wystarczy mi na pewien czas :))



Zaliczone gminy: Linia (287), Sierakowice (288)


Radunia w Brodnicy Dolnej.


Tuż przed Mokrą Łąką.


Najszczęśliwsze krowy na świecie są nie w Szwajcarii a w Szwajcarii Kaszubskiej :)


Parking leśny w Sianowie Leśnym.
 
Sanktuarium w Sianowie.


Widok na jezioro Sianowskie.


Park gigantów w Stryszej Budzie.


Park miniatur w Stryszej Budzie.


Park miniatur w Stryszej Budzie.


Dworek w Mirachowie.


Głodnica.


Głodnica.


Kolejna odwiedzona gmina.


Bardzo spodobało mi się oznaczenie gminy Sierakowice :)


Okolice Mirachowa.


Jezioro Bąckie. Podjazd już za mną...


Łączyno, betonowe płyty na podjazdach to w tych rejonach normalka :)


Jezioro Raduńskie Górne.


Jezioro Raduńskie Dolne.


Danielowa Dolina w Nowych Czaplach.


Ostatni zachód słońca podczas tego wyjazdu...



Komentarze
rmk
| 18:58 czwartek, 3 września 2015 | linkuj Ten park miniatur nie umywa się nawet do tego w Pobiedziskach...
Przewyższenie całkiem całkiem a miałem dorzucić na koniec jeszcze Wieżycę, więc byłoby jeszcze ciekawiej :) Choć samo przewyższenie nie jest tu miarodajne, ta trasa była bardzo interwałowa, to z górki to pod górę. Można poczuć to w nogach :)

Nasz kraj jest naprawdę piękny i warto to poczuć na samym sobie :)
rolnik90
| 07:51 czwartek, 3 września 2015 | linkuj Piękna ta Polska nasza:-) Zazdroszczę ci tego wyjazdu.
Trollking
| 16:09 środa, 2 września 2015 | linkuj Park miniatur jak widzę na czasie... świebodzińskio-rio-wym :)

Reszta naprawdę piękna. A przewyższenie faktycznie godne.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa losie
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]