Info

avatar rmk z miasteczka Poznań. Mam przejechane 37834.21 kilometrów. Jeżdżę, bo lubię :)
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rmk.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Chorwacja 2014.

Dystans całkowity:588.05 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:03:20
Średnia prędkość:19.25 km/h
Maksymalna prędkość:81.00 km/h
Suma podjazdów:8703 m
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:39.20 km i 3h 20m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
7.10 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 30 m
Kalorie: kcal

W krainie kamieni i procentów. Dzień 16.

Poniedziałek, 14 lipca 2014 • dodano: 24.07.2014 | Komentarze 2

Sveti Vid.

To co nie udało mi się kilka dni wcześniej, dzisiaj nie miało prawa nie wypalić. Postanowiliśmy wejść na najwyższą górę Pagu, Sv.Vida, na nogach. Szlak nieco nudny, trudny technicznie bo poprowadzony po luźnych i ostrych kamieniach ale jakże inny od spotykanych w górach całych Bałkanów, mianowicie oznaczony tak, że nawet we mgle trudno byłoby sie zgubić. Wiedzieliśmy, że panorama zeszczytu będzie piękna ale wiedzieć a zobaczyć to dwie różne sprawy. Siedzieliśmy u góry godzinę i nie mogliśmy się napatrzeć na to co dookoła. Widoki z gatunku tych nierealnych. Być na Pagu i tego nie ujrzeć to tak jaby się na nim nie było.
W drodze na Sveti Vid, Pag
W drodze na Sveti Vid, Pag © rmk
Widok ze Sveti Vid, Pag
Widok ze Sveti Vid, Pag © rmk
Widok ze Sveti Vid, Pag
Ponad dwieście metrów w pionie w dół. Widok ze Sveti Vid, Pag © rmk
Widok ze Sveti Vid, Pag
Widok ze Sveti Vid, Pag © rmk
Widok ze Sveti Vid, Pag
Widok ze Sveti Vid, Pag © rmk
Widok ze Sveti Vid, Pag
Widok ze Sveti Vid, Pag © rmk

Nazajutrz wyjeźdżaliśmy już do domu, to był nasz ostatni dzień na tych wakacjach. Rowerem pojeździliśmy tylko chwilę, przejechaliśmy się po prostu wzdłuż morza w Mandre i przyszedł czas na pożegnanie się z chorwaccką ziemią. Pomimo, momentami, szkockiej pogody to było kilkanaście fantastycznie spędzonych dni. Dobry humor, trochę improwizacji i przede wszystkim otwartość na to co nas może spotkać to w naszym wypadku przepis na udany urlop. Po raz kolejny zadziałał i mam nadzieję, że będzie tak zawsze :)))
Kategoria 0-25, Chorwacja 2014.


Dane wyjazdu:
12.32 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:150 m
Kalorie: kcal

W krainie kamieni i procentów. Dzień 15.

Niedziela, 13 lipca 2014 • dodano: 24.07.2014 | Komentarze 1

Mieć plażę tylko dla siebie.

Kamienie i procenty, dzień 15. Simuni.

Gdy wczoraj Meho dowiedział się, że jeszcze nie odwiedziliśmy plaży schowanej w gaju oliwnym za Simuni stanowczo nakazał nam zmienić ten stan rzeczy. Nie pozstało nam nic innego jak spakować ręczniki i zobaczyć co za cudo kryje się gdzieś w najbliższej okolicy. Pojechaliśmy i stanęliśmy trochę wryci w kamienie. Pusto, cicho i przepięknie. A wracając znów spotkaliśmy żółwia :) Bez wątpienia to jedno z najpiękniejszych miejsc na całym Pagu. W Simuni wizyta w ArtCafe, świetny klimat i pyszne, nieśmiertelne palacinki :))

W okolicach Simuni
W okolicach Simuni © rmk
W okolicach Simuni
W okolicach Simuni © rmk
Simuni
Simuni © rmk
Simuni
Simuni © rmk


Kategoria 0-25, Chorwacja 2014.


Dane wyjazdu:
79.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1950 m
Kalorie: kcal

W krainie kamieni i procentów. Dzień 14.

Sobota, 12 lipca 2014 • dodano: 22.07.2014 | Komentarze 3

W końcu góry!

Kamienie i procenty. Veliki Alan 1414 m n.p.m.

Na ten dzień czekałem od samego początku pobytu w Chorwacji. Góry wyrastające wprost z morza ciągnęły mnie do siebie jak magnes. Jeżdżąc po Krk i po Pagu cały czas miałem obok siebie, jak na wyciągnięcie ręki, pasmo północnego Velebitu. Codziennie zerkając na mapę wpatrywałem się w jeden mały punkt, który znajdował się w Parku Narodowym Północnego Velebitu. Miejsce oznaczone dwoma nawiasami, określone jako Veliki Alan i opisane czterema cyframi, 1414 m n.p.m. Najwyższa chorwacka przełęcz, nie wiedzieć czemu miejsce nie ujęte w spisie Bigów, osiemnastokilometrowy asfaltowy podjazd o średnim nachyleniu 6,7%.

Prognozy pogody na dzisiaj mówiły o całkiem dobrej pogodzie do jazdy do południa i upale w godzinach popołudniowych. Zapakowałem rower na bagażnik i samochodem podjechałem na prom aby przedostać się na stały ląd już tylko na dwóch kółkach. Siódma rano, punktualnie odpływamy a wraz ze mną trójka rowerzystów, jeden szosowiec i dwóch sakwiarzy. Niestety nie jadą w moją stronę, więc będę zdany tylko na swoje towarzystwo. Dla Agi dzisiejsza trasa to jeszcze za wysokie progi ale przyjdzie jeszcze taki czas ;) 
Płyniemy w góry :)
Płyniemy w góry :) © rmk
Widoki prawie jak na Lofotach :)
Widoki prawie jak na Lofotach :) © rmk
Widoki prawie jak na Lofotach :)
Widoki prawie jak na Lofotach :) © rmk

Zjeżdżam z promu, piję bardzo mocne espresso w jedynej czynnej o tej porze kawiarni przy przystani i zaczynam swój trip. Od samego początku droga bez najmniejszej litości wskakuje na kilkunastoprocentowe nachylenie aby po niecałych trzech kilometrach i dwustu trzydziestu metrach w górę połączyć się z Jadranską Magistralą. Jak na rozgrzewkę, odcinek iście zabójczy...
Widok już z Jadranskiej Magistrali
Widok już z Jadranskiej Magistrali © rmk
Drogowskaz do celu
Drogowskaz do celu © rmk

O tej porze ruch w stronę Rijeki jest znikomy więc korzystając z lekkiego wiatru w plecy jedzie mi się całkiem przyjemnie choć przez większość czasu pod górę. Gdybym miał jakąś alternatywę nie jechałbym tą drogą, gdyż wiem co potrafi się tu dziać w sezonie. Ale jako, że nie mam wyjścia kręcę swoje trzymając się jak najbliżej prawej stroni jezdni tak aby nie poczuć na sobie oddechu szalonego kierowcy na sobie, a których tutaj nie brakuje.
Jadranska magistrala
Jadranska magistrala © rmk
Jadranska Magistrala
Jadranska Magistrala © rmk

Podziwiając widoki i trzymając równe tempo po niecałej godzinie od promu dojeżdżam do skrzyżowania na którym zaczyna się właściwy podjazd na przełęcz. W lewo zjazd do Jablanca, na prom na wyspę Rab, w prawo w góry. Zerkam na zegarek, jest 8.30 i zaczynam zabawę. Czeka mnie siedemnaście kilometrów drogi tylko i wyłącznie do góry, pierwszy raz w życiu mam okazję spróbować jak smakuje wjazd na tego typu przełęcz więc czuje lekkie łaskotanie w żołądku. 
Zaczynam zabawę, początek podjazdu na Veliki Alan 1414 m n.p.m
Zaczynam zabawę, początek podjazdu na Veliki Alan 1414 m n.p.m © rmk

Cały podjazd jadę praktycznie na jednym przełożeniu starając się utrzymać równe tempo i zatrzymuje się tylko w miejscach, które są warte uwiecznienia pstryknięciem migawki. Słońce powoli zaczyna pokazywać swoją siłę, ale pocieszam się tym, że im wyżej tym temperatura będzie bardziej przyjazna do jazdy. Na każde sto metrów w górę temperatura spada o około jeden stopień, więc na górę wjeżdżam jak typowy wakacyjny Polak, w sandałach i w skarpetkach ;) Jakoś nie mogłem rozgrzać stóp, więc zdecydowałem się na ten desperacki krok i wjechałem na szczyt w ten sposób :) Im wyżej, tym piękniejsze widoki się odsłaniają więc mam duży problem z tym, aby nie zatrzymywać się zbyt często.
Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m
Pierwszy z punktów widokowych. Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk

Droga czasem mniej, czasem bardziej ale cały czas biegnie do góry, płaskiego się tu nie uraczy a tym bardziej ruchu samochodowego. Na tej trasie leżą tylko dwie malutkie osady więc to, że spotkałem tylko jedno auto nie było czymś dziwnym. Zresztą jazda autem po tej drodze może być ekscytująca gdyż miejsca jest tylko na jeden samochód a mijanek jest jak na lekarstwo. Kręcąc swoim tempem, chłonąc to co wokół i rozkoszując się ciszą wokół zostaje mocno zaskoczony przez szosowca, który pojawia się obok mnie jak duch. W ogóle się tego nie spodziewałem, krótkie "bok" z jego strony i tyle go widziałem. Patrząc z jaką lekkością jedzie pod górę na chwile zwątpiłem w to co robie. Dwa, trzy zakręty i znikł mi z pola widzenia. To był pierwszy i zarazem jedyny rowerzysta jakiego spotkałem na tej przepięknej trasie. Przez pozostały czas miałem drogę tylko i wyłącznie dla siebie.
Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m
Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk
Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m
Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk
Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m
Jedyny rowerzysta spotkany po drodze. Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk

Metr za metrem pnę się coraz wyżej a widoki stają się coraz bardziej spektakularne przez co zaczyna boleć mnie szyja od ciągłego rozglądania sie na boki. Krajobraz zawiera w sobie piękno gór i całą masę rozsianych po Adriatyku wysp. Krk, Rab, Pag, Lośinj, Cres, Dugi Otok i wiele, wiele pomniejszych wysepek. Dodatkową atrakcję stanowi majaczący w oddali i wyrastający z chmur wierzchołek Vojaka, najwyższej góry na Istrii, którego wierzchołek jest na wysokości 1404 m n.pm.Jest pięknie.
Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m
Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m. Widok na Krk, Rab, Cres i Lośinj. W oddali tonący w chmurach Vojak, najwyzsza góra Istrii © rmk
Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m
Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m. Widok na Krk, Rab i Cres. W oddali tonący w chmurach Vojak, najwyzsza góra Istrii © rmk
Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m
Coraz bliżej celu. Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk

Znaki na tablicach informacyjnych są nieco mylące, gdyż podają odległość do schroniska Veliki Alan, które leży siedemdziesiąt metrów poniżej przełęczy i około dwa kilometry bliżej. Kilometr przed schroniskiej na asfalcie pojawiają się napisy zachęcające do zwiększenia wysiłku, niczym jak na największych przełęczach znanych wszystkim z TdF, Giro czy Vuelcie. Bardzo fajny pomysł i naprawdę działa, choć widoki jakie rozpościerają się przede mną wręcz zatrzymują mnie w miejscu.
Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m
Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk

Nogi zaczynają kręcić mocniej, łańcuch spada na mniejsze przełożenie i po chwili melduję się przy schronisku. Jednak nie zatrzymuje się tu ani chwili tylko jadę dalej aby osiągnąć przełęcz. Niestety tuż za schroniskiem asfalt sie kończy i dwa ostatnie kilometry pokonuje po szutrach, omijając mniejsze i większe kałuże.
Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m
Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk
Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m
Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk
Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m
Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk

Pchany do przodu myślą, że jestem tuż tuż u celu wspinaczki nagle zaliczam konkretną glebę. Tylne koło uciekło mi na kamieniu i po sekundzie poczułem całym sobą twardość chorwackiej ziemii. Niezrażony tym niespodziewanym uślizgiem wstaje, otrzepuje się, na twarz przyklejam uśmiech i jeeest. Staje przy skromnym, drewnianym słupie z nazwą przełęczy i wysokością na jakiej się znajduje. Od początku podjazdu do tego miejsca, łącznie z przerwami na zdjęcia minęło równe dwie godziny. Siadam, smaruje kolano maścią i w końcu dociera do mnie to, że tu wjechałem. Rozglądam się wokół, żywej duszy nie ma w zasięgu wzroku, jestem tu zupełnie sam. Ogarnia mnie radość i długo siedzę na drodze wpatrując się w przepiękne krajobrazy jakie mam tylko dla siebie.
Cel osiągnięty. Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m
Cel osiągnięty. Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk
Cel osiągnięty. Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m
Cel osiągnięty. Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk
Cel osiągnięty. Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m
Cel osiągnięty. Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk

Mógłbym tak siedzieć i siedzieć w tym miejscu i napawać się widokami ale czas wracać z powrotem. Zawracam i udaję się w kierunku domu. Był podjazd więc teraz przede mną siedemnaście kilometrów nieprzerwanego zjazdu. Czegoś takiego jeszcze nie dane było mi poczuć więc zanim do tego dojdzie postanawiam posiedzieć jeszcze trochę w schronisku i pobyć pośród ukochanych przeze mnie górskich krajobrazów. Siadam na ławce przed budynkiem, wyciągam jedzenie a po chwili słyszę "Želite li kavu?". "Naravno" pada z moich ust i po chwili delektuje się pyszną kawą w towarzystwie trzech pracowników Parku Narodowego Północnego Velebitu i mam okazje posłuchać trochę o tych terenach oraz pooglądać zdjęcia z wyprawy dwóch z nich na Mount Everest. Niesamowicie ludzie, niesamowite zdjęcia. Bezinteresowność ludzi gór zawsze mnie wręcz powala na kolana i nie inaczej było tym razem. "W górach są Ci, którzy chcą być ludźmi" powiedział kiedyś jeden ze wspinaczy i całkowicie się z tym zgadzam. 
Planinarska kuća Alan 1340 m n.p.m. Nacionalni park Sjeverni Velebit
Planinarska kuća Alan 1340 m n.p.m. Nacionalni park Sjeverni Velebit © rmk
Planinarska kuća Alan 1340 m n.p.m. Nacionalni park Sjeverni Velebit
Planinarska kuća Alan 1340 m n.p.m. Nacionalni park Sjeverni Velebit © rmk
Prognoza pogody. Ostatni punkt powala ;)
Planinarska kuća Alan 1340 m n.p.m. Nacionalni park Sjeverni Velebi. Prognoza pogody. Ostatni punkt powala ;) © rmk
Planinarska kuća Alan 1340 m n.p.m. Nacionalni park Sjeverni Velebit
Planinarska kuća Alan 1340 m n.p.m. Nacionalni park Sjeverni Velebit © rmk

Wypiłem kawę serdecznie za nią dziękując, zjadłem kanapki więc czas wracać na dół. Termometr w schronisku wskazywał 25 stopni ale mimo to ubrałem na siebie wiatrówkę i długie spodnie. 17km zjazdu może porządnie wychłodzić więc było to jak najbardziej uzasadnione. Jedyne co mnie martwiło to to, że nad morzem będzie pewnie około 35 stopni, więc czeka mnie powrót jak na patelni. Na razie czekała mnie jednak niesamowita frajda zjeżdżania, sprawdziłem hamulce i jeszcze raz dziękując za kawę pomknąłem w dół. Zatrzymałem się tylko raz, na fotkę, a poza tym jechałem, jechałem i jechałem w dół dbając tylko o to aby nie przegapić któregoś z zakrętów i nie wyskoczyć z progu jak Małysz i spółka.
Zjazd z przełęczy
Już podczas zjazdu © rmk

Fenomenalny zjazd musiał się jednak kiedyś skończyć i gdy zatrzymałem się na jego końcu, przy skrzyżowaniu z jadranską magistralą, momentalnie poczułem że zaczynam się gotować. Czym prędzej zrzuciłem kurtkę i spodnie aby pomimo tego czuć się jak jajko sadzone na patelni. Upał sięgał zenitu. Czekało mnie jeszcze 13km jazdy do promu i jeszcze trochę przewyższeń. Wyjeżdżając z domu zaplanowałem sobie, że choćbym nie wiem jakbył zmęczony muszę zajechać do Zavratnicy. Ponoć to jedna z najpiękniejszych zatok w całej Chorwacji i musiałem przekonać się o tym na własnej skórze. Problem polegał na tym, że leży ona 250m poniżej głównej drogi a droga do niej i z powrotem poprowadzona jest po chorwacku czyli prosto i z kilunastoprocentowm nachyleniem. Skoro był plan to trzeba było go wykonać, więc pojechałem w te miejsce ale nieco inną trasą. Zobaczyłem zatokę z góry, z miejsca w które mało kto zagląda. Widok był tak spektakularny, że aż mnie zatkało. Żadne zdjęcie nie odda piękna tego miejsca.
Uvala Zavratnica
Uvala Zavratnica © rmk
Uvala Zavratnica
Uvala Zavratnica © rmk

Szybko jednak wróciłem na ziemię, gdyż do promu miałem niecałe 50min a słońce waliło we mnie tak okrutnie, że miałem go serdecznie dość. Podjazd do głównej drogi okazał się koszmarną walką z ponad 20%-wym nachyleniem, zapachem topionego asfaltu i upływającym czasem. Miałem serdecznie dość. Usiadłem na chwilę w cieniu, przywróciłem oddech do w miare normalnego stanu i zerkając na zegarek podjąłem walkę o to aby zdążyć na najbliższy prom. Skąd wziąłem siły aby ostatnie trzynaście kilometrów przejechać w bardzo mocnym tempie tego nie wiem, ale na prom zdążyłem mając w zapasie jeszcze kilka minut. Oparłem rower o burtę, wyciągnąłem resztki wody i padnięty usiadłem na schodach prowadzących na górny, widokowy pokład. Nie miałem siły wejść na górę więc krótki rejs przesiedziałem właśnie w tym miejscu rozmyślając o kończącej się właśnie wycieczce. Po dotarciu na Pag, zapakowałem rower na bagażnik wiernie czekającego na mnie auta i pojechałem do domu, do Agi która niecierpliwie na mnie czekała aby pogratulować mi trasy i poczęstować pyszną kawą :)

To była, bez wątpienia, najlepsza z przejechanych przeze mnie tras. Było w niej wszystko to co lubię najbardziej. Góry, góry i jeszcze raz góry. Do tego kapitalne widoki, duże zmęczenie, odrobina szaleństwa co przełożyło się na to, że zapamiętam ten dzień na długo. Dla takich chwil warto jeździć rowerem!



Dane wyjazdu:
8.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 30 m
Kalorie: kcal

W krainie kamieni i procentów. Dzień 13.

Piątek, 11 lipca 2014 • dodano: 22.07.2014 | Komentarze 4

Pod parasolem.

Przed jutrzejszym dniem musiałem dać jeszcze trochę luzu zmęczonemu ciału, więc plaża, książka i parasol ale słoneczny. Bardzo przyjemna pogoda, bez upałów, w sam raz na kolejny leniwy dzień na plaży. Nie przepadam za tym ale tym razem było mi to bardzo potrzebne. Zacząłem czytać Millenium, wciąga. "W rajskiej dolinie wśród zielska" Badera to nie jest jednak lektura na plaże, zostanie na zimniejsze dni.

Niebo nad Pagiem zapłonęło :)
Niebo nad Pagiem zapłonęło :) © rmk
Kategoria 0-25, Chorwacja 2014.


Dane wyjazdu:
8.80 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:23.30 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 50 m
Kalorie: kcal

W krainie kamieni i procentów. Dzień 12.

Czwartek, 10 lipca 2014 • dodano: 22.07.2014 | Komentarze 2

Zasłużony odpoczynek.

Po wczorajszych podjazdach i przebojach na trasie dzisiaj musiałem zafundować sobie dzień przerwy. W sukurs przyszła pogoda, która zafundowała nam poranną burzę, deszcz do pory obiadowej i ciepłe popołudnie, które mogliśmy spędzić mocząc się w morzu. Przyjemny dzień, słodkie nicnierobienie i leniwe spijanie kawy w naszym ulubionym barze. Rowerem przejechaliśmy się tylko trochę po miasteczku i to byłoby na tyle jeśli chodzi o dzień dzisiejszy :) 
Poranna burza
Poranna burza © rmk
Mandre
Mandre © rmk
Ta łódka już na połowy nie wypłynie
Ta łódka już na połowy nie wypłynie © rmk
Port w Mandre
Port w Mandre © rmk


Kategoria 0-25, Chorwacja 2014.


Dane wyjazdu:
75.10 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:64.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1088 m
Kalorie: kcal

W krainie kamieni i procentów. Dzień 11.

Środa, 9 lipca 2014 • dodano: 21.07.2014 | Komentarze 4

Na każdego przyjdzie czas.

Kamienie i procenty. W końcu ponad 30% na horyzoncie :))

Wczorajsza trasa mocno dała się we znaki mej Lubej, szutrowa nawierchnia, sporo podjazdów i bardzo wysoka temperatura spowodowały, że dzisiaj w grę wchodził tylko plażing a w moim przypadku ewentualna samotna przejażdżka. Wybór był z gatunku retorycznych. Jako, że poznałem już cały profil wyspy na lewo od domu, wyznaczyłem trasę tak aby maksymalnie wykorzystać wszystkie podjazdy po drodze i wycisnąć z tyle frajdy ile tylko się da. Plan zrealizowałem prawie w całości i zebrałem sporo cennego doświadczenia, dostałem trochę po tyłku i na przyszłość powinno to tylko procentować.

Wyruszając z domu szybko zrozumiałem, że to co sobie zaplanowałem jako trasa na zmęczenie zostanie zwielokrotnione przez pogodę. Pomimo stosunkowo wczesnej pory wyjazdu, żar wprost lał sie z nieba a do kompletu kolaga wiatr szybko stał się moim przyjacielem od razu biorąc mnie w swe objęcia i trzymając w nich przez większą część dystansu. A zaznaczyć warto, że gdzie jak gdzie ale na Pagu wiać potrafi konretnie... Pierwsze dwa podjazdy w drodze do Kolan i długa prosta do Novaliji minęły zadziwiająco szybko. Silny dokuczliwy wiatr mocno mnie stopował ale kręciłem w bardzo dobrym tempie, tuż przed miastem skręciłem w stronę promu, po chwili znów w prawo i już z wiatrem w plecy udałem się w kierunku Metajny, najdalej położonej wioski na tym krańcu Pagu. Pomimo mocno pagórkowatej drogi trzymałem bardzo wysokie tempo i w Metajnie zameldowałem się dużo wcześniej niż myślałem.
W drodze do Metajny
W drodze do Metajny © rmk
 
Dwa dni temu byliśmy tu samochodem na plażowaniu i dobrze zapamiętałem jeden z podjazdów prowadzący w stronę plaży po księżycowej stronie wyspy. Wjechałem go wtedy na pierwszym biegu mocno piłując w górę. Wiedząc co mnie czeka zrzuciłem łańcuch na małą tarczę w korbie, na kasecie powędrował na górę i zacząłem wspinaczkę. Radość z przejechania 31%-owego podjazdu była ogromna. Pierwszy z celów wycieczki zaliczony, z bananem na twarzy postanowiłem wspiąć się jeszcze na górujące nad Metajną wzgórze korzystając z szutrowej, ale dość uciążliwej drogi, która prowadziła dookoła niego. Wracając tą samą trasą spotkałem parę Czechów, których mijałem parę kilometrów wcześniej, wprowadzających swe bicykle do góry. Mimowolnie się uśmiechnąłem :)
Pierwszy 30% pozdjazd na trasie, Metajna. Zdjęcie nie oddaje tego co jest w rzeczywistości :|
Pierwszy, ponad 30%-owy pozdjazd na trasie, Metajna. Zdjęcie nie oddaje tego co jest w rzeczywistości :| © rmk
Pierwszy 30% pozdjazd na trasie, Metajna. Widok z góry na miasto. Zdjęcie nie oddaje tego co jest w rzeczywistości :|
Pierwszy, ponad 31%-owy pozdjazd na trasie, Metajna. Widok z góry na miasto. Zdjęcie nie oddaje tego co jest w rzeczywistości :| © rmk
W drodze na księżyc, tuż za Metajną
W drodze na księżyc, tuż za Metajną © rmk
W drodze na księżyc, tuż za Metajną
W drodze na księżyc, tuż za Metajną © rmk
Księżycowy Pag
Księżycowy Pag © rmk

Do Metajny prowadzi tylko jedna droga, więc jadąc z powrotem znów musiałem toczyć nierówną batalię z wiatrem. Podmuchy był czasem tak silne, że czułem się jak chorągiewka na wietrze. Dojechałem do Zubovici gdzie czekały na mnie dwie kolejne atrakcje tego dnia, w tym jedna główna. Pierwszą z nich była przejażdżka fantastyczną ścieżką, która prowadziła z miasteczka na plażę tuż nad klifem opadającym pionowo do morza. Szeroka może na metr, półtorej i bez żadnych barierek. Świetne wrażenia z jazdy, polecam każdemu kto będzie w tych okolicach :) 
Ścieżka tuż nad klifem, Zubovici, Pag
Ścieżka tuż nad klifem, Zubovici, Pag © rmk

Główną atrakcją dzisiejszej trasy był niesmowity podjazd jaki zafundowali wszystkim chcącym dostać się na plażę w Zubovici, chorwaccy inżynierowie. Nie bawiąc się w skomplikowane wyliczenia i inne bzdety poprowadzili drogę prosto w górę i w dół przez górkę przy plaży. Na plaży spotkałem dwójkę Holendrów, z pełnym ekwipunkiem wyprawowym, którzy schodzili prowadząc rowery. Nie chcieli wjechać z rozpędu do wody :) Ich gps wskazał nachylenie rzędu 33% co było dla mnie jakąś abstrakcją ale nie po to tu przyjechałem aby się nad tym rozczulać. Wjechałem, a raczej wczołgałem się na górę i padłem. Słońce plus ta ścianka to mieszanka wybuchowa. Holendrzy z dołu pomachali mi z uznaniem a ja zamiast zabrać dupę w troki i jechać dalej zjechałem z powrotem na plażę. Miny rowerzystów z kraju tulipanów mówiły wszystko. Idiota, wariat, albo to ze zmęczenia. A ja po prostu nie zrobiłem na wjeździe żadnej fotki więc musiałem wrócić i naprawić ten błąd :)) Tym razem wkulałem się na górę z kilkoma przerwami na kilka kadrów, tak dla potomności. Jak widać wariatów nie brakuje i mają się całkiem dobrze ;)
33% :))) Zubovici, Pag
33% :))) Zubovici, Pag © rmk
33% :))) Zubovici, Pag
33% :))) Zubovici, Pag © rmk
33% :))) Zubovici, Pag
33% :))) Zubovici, Pag © rmk

Mając już w nogach solidną dawkę zmęczenia ruszyłem walczyć dalej z wiatrem i górkami. Obrałem kierunek na Żigljen, czyli przystań promową i po pokonaniu 160m w pionie na niecałych dwóch kilometrach ujrzałem dno w obu bidonach. Miałem dwa wyjścia, jechać w dół do promu i liczyć na dobrą wolę kogoś z obsługi i napełnienie bidonów kranówą albo nawrót do Novaliji i uzupełnienie zapasów w sklepie. Resztki rozsądku wygrały i niechętnie ale udałem się w kierunku miasta.
Widok z podjazdu w kierunku Żigljen i Velebitu
Widok z podjazdu w kierunku Żigljen i Velebitu © rmk
Widok z podjazdu w kierunku Żigljen i Velebitu
Widok z podjazdu w kierunku Żigljen i Velebitu © rmk

Słońce powoli ale skutecznie zabierało mi całą energię, wiatr wcale nie chłodził tylko dobijał, więc gdy dotarłem do miasta czułem się jakbym wygrał szóstkę w totka. Wypiłem 1,5l wody w sklepie, przy kasie. Kolejną butlę rozlałem do bidonów i zaległem w zacienionym miejscu przy plaży. Siedziałem tam bez ruchu jakąś godzinę, będąc złym na siebie, że dopuściłem do pierwszych objawów hipotermii. Zbyt mocne tempo, złe gospodarowanie napojami, brak odpowiedniego jedzenia i nade wszystko zlekceważenie pogody doprowadziły do tego, że nie miałem sił na nic. Mogłem tylko siedzieć i patrzeć się w morze. Po godzinie zebrałem się w sobie, dokupiłem kolejną butlę wody i jakoś dokulałem się do domu. 

Trasę zaplanowałem szczegółowo, pogody zaplanować nie mogłem. Zlekceważyłem sporo rzeczy, przeszarżowałem z tempem i swoją ambicją. Dostałem solidną lekcję na przyszłość co może tylko mi pomóc w jeździe. Te wszystkie podjazdy, które dzisiaj wjechałem były ukoronowaniem tego co na wyspie najlepsze. Cieszyłem się jak dziecko, cierpiałem za własną głupotę. Reasumując, bardzo ale to bardzo udana wycieczka :)))

Dane wyjazdu:
56.15 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:64.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:660 m
Kalorie: kcal

W krainie kamieni i procentów. Dzień 10.

Wtorek, 8 lipca 2014 • dodano: 21.07.2014 | Komentarze 7

Bez celu.

Kamienie i procenty. Mandre - Kośljun - Pag - Bosana - Kolan - Mandre.

Poranny rytuał gotowania kawy do konsystencji smoły, słodzenia jej dużą ilością cukru, siadania na tarasie i zastanawianiu się do robimy dzisiaj został wzbogacony o podziwianie kropli deszczu kalibru min. 9mm. Przedziwna jak na Chorwacja aura nam była jednak niestraszna, więc spokojnie delektując się kawką czekaliśmy aż przestanie padać aby w sumie bez żadnego celu wsiąść na rowery i tym razem zobaczyć co jest na prawo od domu i Pagu. Wyjeżdżaliśmy przy akompaniamencie grzmotów znad morza i towarzystwie czarnych chmur nad Velebitem. Co ma być to będzie, jedziemy. Plażowicze mają problem, my mamy niespożyte zapasy dobrego humoru i nasze dwa kółka. Pierwszy przystanek na trasie to urocze Simuni, które odwiedziłem wczoraj. Bardzo ładny port jachtowy schowany w ciasnej zatoczce, kilkadziesiąt domów osiadłych tarasowo nad morzem i piękna plaża z mnóstwem drzew wokół. Miejsce naprawdę bardzo ładne, zacziszne i klimatyczne. W Simuni mieści się też jeden z największych kempingów w całej Chorwacji, jest wielki i robi wrażenie swoją powierzchnią.
Simuni, Pag
Simuni, Pag © rmk
Simuni, Pag
Simuni, Pag © rmk

Po krótkiej wizycie, kierujemy się w stronę Pagu. Droga znana mi z wczorajszej przejażdżki, mozolny i nieciekawy podjazd. Jadąc dzisiaj razem z Agą, mogę poobserwować co wczoraj mijałem nie zwracając to co dookoła. Dochodzę do wniosku, że niewiele mnie ominęło a jadąc wolniejszym tempem droga dłuży mi się jeszcze bardziej. Ale towarzystwo mej Lubej rekompensuje mi te niedogodności, więc z uśmiechem jedziemy spokojnie do góry, nie przejmując się nawet wiejącym cały czas w twarz wiatrem. We dwójkę jeździ się nam super, czasem pociągnę Agę za sobą podrażniając nieco jej ambicję mocnym odjazdem, czasem to Aga mnie zaskoczy tym jak dobrze jeździ pod górki. Powoli, powolutku zaszczepiam bakcyla ;) Dotarcie na szczyt podjazdu zajmuje nam dłuższą chwilę, na nim samym bawim zaś krótko. Dwa zdjęcia i cofamy się nieco z trasą aby udać się w stronę Kośljun.Na przełęczy tuż przed i nad Pagiem
Na przełęczy tuż przed i nad Pagiem © rmk
Na przełęczy tuż przed i nad Pagiem
Na przełęczy tuż przed i nad Pagiem © rmk

Do tej miejscowości prowadzi długi, bo ponad sześciokilometrowy zjazd, ale wiatr w twarz nie pozwala w pełni cieszyć się z jazdy w dół. Nawierzchnia również pozostawia sporo do życzenia przez co zjeżdżamy dość długo i większość lewą stroną jezdni aby nie pogubić plomb w zębach. W Kośljun nie zabawiamy zbyt długo gdyż okazuje się, że ta wioska nie ma kompletnie nic ciekawego do zaoferowania więc bez żalu udajemy się dalej. Kiedyś był to ważny port łączący Pag z Dalmacją ale z jego dawnej świetności nie pozostało już nic.
Kośljun, Pag
Kośljun, Pag © rmk
Kośljun, Pag
Kośljun, Pag © rmk

Mało ciekawy profil wyspy, jaki nam się ukazuje po jej południowej stronie powoduje iż kierujemy się z powrotem na północ ale dookoła Sveti Vida, czyli przez Pag i wzdłuż paskiego zalewu. Do największego miasta na wyspie prowadzi z Kośljuna szutrowa ale dobrej jakości droga. W opisie na mapie była opisana jako składająca się z bardzo ostrych kamienie ale ktoś tu się ładnie postarał gdyż takowych na tym odcinku nie uświadczyliśmy. Po drodze do Pagu jechaliśmy wzdłuż solanek, w których miejscowi odzyskują z morskiej wody sól. Ich powierzchnia robi wrażenie, ciągną się na odcinku ponad pięciu kilometrów. Produkcja soli jest ważną częścią dziedzictwa Pagu i dlatego gospodarze zdecydowali o tym, żeby baseny solne stały się atrakcją turystyczną. Planowana jest odnowa linii kolejowych, którymi w przeszłości wywożono sól z basenów, w których się krystalizowała i była zbierana, do magazynów, tak aby przybywający tu turyści mogli podziwiać je z pokładu kolejki. Baseny solne od dawna stały się znakiem rozpoznawczym Pagu i znajdują się we wszystkich materiałach promocyjnych, a Pag często nazywany jest miastem soli.
Solanki w okolicach Pagu
Solanki w okolicach Pagu © rmk

Tuż przed samym miastem, na małym wzgórzu, napotkaliśmy ruiny Starego Gradu. Niegdyś było to duże i bogate miasto, do dzisiaj zachowały się jedynie fragmenty z jego zabudowy. Bardzo ładne miejsce w jeszcze ładniejszej okolicy.
Stari Grad, Pag
Stari Grad, Pag © rmk
Stari Grad, Pag
Stari Grad, Pag © rmk
Stari Grad, Pag
Stari Grad, Pag © rmk

Nie przepadamy za zwiedzaniem muzeów, za włóczeniem się po miastach w poszukiwaniu zabytków, wolimy naturę i cuda przez nia stworzone niż te powstałe z ręki człowieka. Toteż wizytę w Pagu ograniczyliśmy do przemknięcia przez stare miasto i zdecydowanie więcej czasu poświęciliśmy na chwile relaksu w nadmorskiej knajpce. Niestety na umiejętności kulinarne szefa tamtejszej kuchni lepiej spuścić zasłonę milczenia. Cóż, menu dnia nie mogło przecież obrodzić rarytasami ;) Tymczasem chmury się rozrzedziły i słońce pokazało swoją siłę. Temperatura skoczyła dobrze ponad trzydzieści stopni przez co dalsza droga odbywała się w iście upalnych warunkach.
Stare miasto w Pagu
Stare miasto w Pagu © rmk
Most spinający dwie części Pagu
Most spinający dwie części Pagu © rmk

Siedzący obok nas pewien starszy jegomość długo przyglądał się moim sakwom. W końcu podszedł i zaczął opowiadać, że też jeździ rowerem, razem z Żoną. Kawał świata zjeździł, pochodzi z Australii jego żona jest Holenderką i od wielu, wielu lat podróżuje na różne sposoby. Jednak to rowerem jeżdżą najwięcej. Bardzo sympatyczna rozmowa skończyła się tym, że wskazał nam najlepszą drogę do Mandre, którą wczoraj sami pokonywali. Przystaliśmy z chęcią na jego propozycję i wyjechaliśmy z miasta kierując się wzdłuż zalewu przepięknie poprowadzoną, szutrową drogą. Z jednej strony mieliśmy widok na urwiska Sveti Vida, potężne trzystumetrowe ściany, które schodziły prawie pionowo do morza. Z drugiej widok na Paski zalev, księżycowy krajobraz okolic Metajny i Velebit na stałym lądzie. Jazda tą trasą na długo zostanie w mej pamięci. Praktycznie brak ruchu, tylko my, przyroda i rower. Można tak jechać, jechać i chłonąć to wszystko całym sobą. Nawet nie dające chwili wytchnienia, prażące bezlitośnie słońce wydawało się jakieś takie przyjazne, choć skóra wręcz paliła.
Przepiękna droga wzdłuż paskiego zalewu
Przepiękna droga wzdłuż paskiego zalewu © rmk

Dojazd do głównej drogi prowadzącej do Kolan a następnie do Mandre był już nie lada wyzwaniem dla Agi. Ni stąd, ni z owąd prosto z plaży wyrosła konkretna ścianka, nachylenie kilkunastoprocentowe ale w całości podjechane co skutkowało tym iż mogłem tylko przetrzeć oczy ze zdumienia. Moja Żonka po tylu latach wciąż mnie zaskakuje ;) Do domu zajechaliśmy w blasku zachodzącego słońca, kończąc dzień pełen wrażeń kąpielą w cieplutkim Adriatyku. 

Pogoda dzisiaj była nieodgadniona. Wyjeżdżając zabraliśmy ze sobą bluzy i kurtki przeciwdeszczowe, wracaliśmy prawie roznegliżowani. Mocno dało nam się to we znaki ale trasa sama w sobie była przepiękna. Kolejny raz Pag ukazał nam swoje piękno, potrafi zaskakiwać na każdym kroku.







Dane wyjazdu:
32.10 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:63.70 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:450 m
Kalorie: kcal

W krainie kamieni i procentów. Dzień 9.

Poniedziałek, 7 lipca 2014 • dodano: 21.07.2014 | Komentarze 2

Chcieć nie zawsze znaczy móc.

Kamienie i procenty. Mandre - Kolan - Pag - Simuni - Mandre

Z każdego miejsca na Pagu widoczny jest najwyższy z jego punktów jakim jest góra Sveti Vid. Od wschodniej strony obrywa się do morza trzystusetmetrową przepaścią ale od zachodniej prowadzi na nią znakowany szlak, który ma początek w miejscowości Kolan. Na mapie, którą otrzymałem w informacji turystycznej, było wyraźnie zaznaczone, że trasa ta jest przejezdna rowerem i określana jako pieszo-rowerowa więc jedynie kwestią czasu było to kiedy się tam wybiorę. 

Po wczorajszym dniu bez roweru dzisiaj zebrałem się w drogę dopiero późnym popołudniem a co za tym idzie czasu na jazdę nie miałem zbyt wiele. Chciałem wjechać na szczyt, posiedzieć tam trochę i wrócić do domu. Jednak plany musiałem zmienić szybciej niż myślałem. Wyjazd z Mandre i dwie wspominane już w poprzednich dniach porządne hopki szybko ustawiły tętno na rowerowym poziomie. Z Kolan do głównej drogi kolejny ośmioprocentowy podjazd i za chwilę staję przy oznakowanym początku szlaku na górę.
Początek, jak się później okazało, nieprzejezdnego szlaku na Sveti Vid
Początek, jak się później okazało, nieprzejezdnego szlaku na Sveti Vid © rmk

Asfalt znika, pojawia się całkiem dobrej jakościu, szutrowa droga więc raźno ruszam do przodu. Po około kilometrze zaczynają pojawiać się kamienie, droga zwęża się dość znacznie ale kręce dalej. Pięćset metrów od tego miejsca pierwszy raz muszę zejść z roweru. Podłoże przechodzi w kamienisto-kamieniste, jest wąsko, z jednej strony kamienny murek, z drugiej krzaki z bardzo ostrymi kolcami, które tną skórę jak skalpel. Trudno, mogę trochę poprowadzić. Dwie, trzy minuty marszu i znów moge trochę jechać. Nie trwa to długo, ledwie dwieście metrów. Znów kamienie, powtórka z przed chwili. Niezrażony zsiadam z roweru i prowadzę do góry.
Zaczyna być nieciekawie... Szlak na Sveti Vid, Pag
Zaczyna być nieciekawie... Szlak na Sveti Vid, Pag © rmk

Po chwili odsłania się widok na dość długi odcinek szlaku i mym oczom ukazuje się to czego zobaczyć nie chciałem. Szlak poprowadzony jest po kamieniach, ostrych skałach i wśród krzaków. Zostawiam rower, kawałek idę pieszo aby upewnić się namacalnie, że nic z tego nie będzie i ze spuszczoną głową wracam, biorę rower pod pachę i kieruję się z powrotem do domu. Z wjazdu na górę nici, szlak jest totalnie nieprzejezdny ani dla mojego roweru ani dla żadnego innego. Bardzo ale to bardzo uparty bądź zwariowany rowerzysta na fullu mógłby próbować ale szanse na powodzenie naprawdę marne. Niniejszym prostuje więc informacje z mapy i określam ten szlak jako tylko i wyłącznie pieszy. Kierując się do początku szlaku, do głównej drogi spotykam kolegę, który cały swój dobytek ma ze sobą. Niestety nie jest to szalony sakwiarz, który jedzie dookoła świata a żółw. U nas to zwierze, które trzyma się w akwariach, w tej części Europy żyją one na wolności i nie są czymś niezwykłym. Dla mnie to spora atrakcja, więc korzystam z okazji i robię mu prawdziwą sesję foto :)
Napotkany kolega :)
Napotkany kolega :) © rmk

Ciężko było pogodzić mi się z myślą, że z wjazdu na górę nic nie będzie więc szybka zmiana planów i po dotarciu do głównej drogi skręcam w lewo i kieruję się w stronę stolicy wyspy, miasta o takej samej nazwie czyli Pag. Prowadzi do niego świetnej jakości asfalt, stety lub niestety ciągle po górkę. Podjazd jest dość długi, lekko wkurzający. Nie lubię tego typu górek, preferuję większe nachylenie i wspinaczkę. Chcąc, niechcąc funduję sobie konkretny trening jadąc mocnym tempem mijając po drodze wielu szosowców, którzy nie potrafią ukryć zdziwienia, że objeżdża ich gość na crossowym rowerku. Cóż, czasem pozory mylą ;) Osiągając przełęcz tuż przed samym Pagiem, a właściwie nad nim, z przykrością stwierdzam, że nie dam rady zjechać do miasta, wrócić do góry i dalej do domu przed zmrokiem. Bardzo tego żałuję bo podjazd od strony miasta prezentuje się zgoła inaczej niż ten, którym przyjechałem do tego miejsca. 10% do góry z dwoma tylko zakrętami prezentuje się naprawdę zacnie. Zostawiam sobie ten podjazd na później i wracam do domu. Teraz już prawie non stop z górki, tempo dobrze ponad trzydzieści więc poraz kolejny objeżdżam kilku "zawodowców" i zachaczając po drodze o Simuni, dojeżdżam do domu zmęczony ale zadowolony. Na Sveti Vid nie wjechałem ale zaaplikowałem sobie mocny trening pod górkę i pokaźnie zwiększyłem pokłady endorfin w swoim organiźmie. 
Widok na miasto Pag z przełęczy tuż nad nim
Widok na miasto Pag z przełęczy tuż nad nim © rmk

Wczoraj dzień bez roweru, dzisiaj krótko ale intensywnie, widok z przełęczy na miasto Pag jest przepiękny i dla niego samego warto było spędzić te półtorej godziny na rowerze. Coraz bardziej mi się tu podoba :)



Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

W krainie kamieni i procentów. Dzień 8.

Niedziela, 6 lipca 2014 • dodano: 21.07.2014 | Komentarze 2

Dzisiaj okręgłe, rowerowe zero kilometrów. Dzień spędzony na plażowaniu w przepięknych okolicznościach przyrody. Bez wątpienia, Amerykanie zamiast na księżycu mogli równie dobrze lądować w tych okolicach ;)

Księżycowy Pag
Księżycowy Pag © rmk
Księżycowy Pag
Księżycowy Pag © rmk
Księżycowy Pag
Księżycowy Pag © rmk
Księżycowy Pag
Księżycowy Pag © rmk
Księżycowy Pag
Księżycowy Pag © rmkKsiężycowy Pag
Księżycowy Pag © rmkKsiężycowy Pag
Księżycowy Pag © rmk
Kategoria Chorwacja 2014.


Dane wyjazdu:
78.72 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:65.50 km/h
Temperatura:31.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:863 m
Kalorie: kcal

W krainie kamieni i procentów. Dzień 7.

Sobota, 5 lipca 2014 • dodano: 20.07.2014 | Komentarze 4

Jak najdalej od Mandre.

Kamienie i procenty. Mandre - Lun - Mandre.

Trzeci dzień na Pagu to idealny moment aby wybrać się na jeden z jego końców. Trasa wycieczki była prosta jak drut, gdyż przez wyspę z południa na północ biegnie tylko jedna droga, więc wybór celu dzisiejszej wycieczki ograniczał się tylko do tego czy jedziemy w prawo czy w lewo. Padło na lewo a główną atrakcją dnia miał być Ogród Oliwny w okolicach wsi Lun. Lekkie zachmurzenie, które towarzyszyło nam przez pierwsze kilkanaście kilometrów dawało nadzieję, że wyjazd będzie lekki, łatwy i przyjemny. Jednak, ku uciesze plażowiczów a naszemu zmartwieniu, na pozostałej części dystansu pogoda wróciła do normalnego, chorwackiego stanu. Ponad trzydzieści stopni w cieniu, brak chmur a co za tym idzie temperatura odczuwalna na paskiej patelni pewnie dużo ponad czterdzieści. W tej saunie przyszło nam zmierzyć się również z mocno pofałdowanym profilem wyspy co dla Agi było nie lada wyzwaniem. Ale po raz kolejny bez problemu dała radę, na koniec okraszając wyjazd poetyckimi epitetami dwunastoprocentowej ścianki, która jak wierny przyjaciel czekała na nas już przed samym Mandre ;)

Wyjazd z Mandre i dwa podjazdy na przywitanie się z trasą. Aga uśmiecha się od ucha do ucha, mieląc ze spokojem pod górkę. Pogoda sprzyja więc jedziemy w stronę Novaliji, dzieląc drogę z całą masą samochodów, które na szczęście kończą swą trasę właśnie w niej lub na jednej z pobliskich plaż. Bardzo duży ruch na trasie dojazdowej do tego miasta jest niczym przyjemnym i nawet przepiękne widoki po obu stronach drogi nie jest w stanie zrekompensować nam nerwów, które co chwile szargają nam kierowcy, mijając nas na przysłowiową gazetę. Przed miastem po raz pierwszy trafiamy na tablicę informującą o celu naszej przejażdżki, Ogrodach Oliwnych w Lun.
Ogrody oliwne w Lun, Pag
Ogrody oliwne w Lun, Pag © rmk

Po minięciu Novaliji ruch ustaje prawie kompletnie, przez co możemy jechać obok siebie i cieszyć się trasą, widokami i swoim towarzystwem :) Sielankę przerywa dość brutalnie słońce, które wyłania się zza chmur i uderza w nas z całą swoją mocą. Narzekanie zostawiliśmy jednak w Polsce, więc ciesząc się wakacjami, jedziemy dalej. Górka za górką, sunąc na północ, po prawej mamy spektakularny widok na wyrastające wprost z morza góry północnego Velebitu, po lewej na błękit Jadranu i okoliczne wysepki. Cisza i spokój dookoła sprawia, że kilometry ubywają powoli i leniwie.
Przydrożna kapliczka na Pagu
Przydrożna kapliczka na Pagu © rmk

Docierając do Lun zostawiamy na chwilę rowery pod jednym z drzew oliwnych i na pieszo idziemy połazić po ogrodzie oliwnym. Skoro to taka atrakcja, opisywana we wszystkich przewodnikach, to pewnie warto spędzić w niej trochę czasu. Ta myśl i ciekawość nieznanego pchają nas w nieznane. A te okazuje się dzikie i nieokiełznane. Oliwki owszem są, ale pośród wszystkiego innego. Garnków, gruzu, plastików wszelkiego rodzaju, kilku kanap, foteli, paru kołpaków, telewizora i innych śmieci. Do tego misternie tkane, pajęcze sieci, które są wszędzie a najbardziej lubią być na mej twarzy. Coś tu nie gra, prawda?  Ależ skąd, przecież jest ścieżka... Wracamy po swoich śladach, pakujemy się na rower i jedziemy dalej.
Coś tu jest nie tak Kochanie ;)
Coś tu jest nie tak, Kochanie ;) © rmk

Okazuje się, że to nie tutaj, to po drugiej stronie drogi. Czasem warto lepiej przyjrzeć się tablicom informacyjnym ;)) Postanawiamy najpierw zajechać na sam koniec wyspy, odpocząć od słońca, zjeść coś dobrego a następnie przystąpić do eksploracji właściwych ogrodów. Teraz już bez pudła ;)
Ogrody oliwne w Lun
Ogrody oliwne w Lun © rmk

W samym Lun nie ma zbyt wiele ciekawego do zobaczenia, pstrykamy kilka fotek, tak dla zasady i mocno z górki śmigamy prosto nad morze. 
Lun, Pag
Lun, Pag © rmk
Lun, Pag
Lun, Pag © rmk

Końcowym przystankiem na Pagu jest malutka osada Tovarnele. Po dotarciu do niej, jedziemy na małą sesję foto na sam koniec wyspy. Dalej jest już tylko morze. Na wyciągnięcie ręki jest Rab, Losinj, Cres i mniejsze wysepki. Piękny widok sprawia iż spędzamy tu trochę czasu.
Koniec Pagu. Widok na Rab i Velebit
Koniec Pagu. Widok na Rab i Velebit © rmk

Przed powrotem uzupełniamy kalorie przepysznymi palacinkami w miejscowej konobie i pijemy mocną kawkę. Za dużego wyboru lokalowego nie ma ale słońce tak grzeje, że każde miejsce z naleśnikami i cieniem jest na wagę złota. Nie chce nam się stąd ruszać...
Chcesz zjeść? Zwolnij bo przejedziesz kelnera ;)
Chcesz zjeść? Zwolnij bo przejedziesz kelnera ;) © rmk
Paliwo rowerzystów, palacinki :)
Paliwo rowerzystów, palacinki :) © rmk
Tovarnele, Pag
Tovarnele, Pag © rmk

Siedzenie rozleniwia więc gdy ruszając w drogę powrotną wyrasta przed nami, wprost z plaży, dwudziestoprocentowy podjazd mięśnie lekko protestują. Trochę mielenia korbą i na jego szczycie trafiamy na zjazd w kierunku prawdziwych ogrodów oliwnych.
Z plaży w góry ;) Tovarnele, Pag
Z plaży w góry ;) Tovarnele, Pag © rmk

Asfalt się kończy wraz z wjazdem w tę atrakcję, więc mamy przed sobą trochę kręcenia po ostrych jak brzytwa kamieniach i szutrach. Upał staje się nie do zniesienia przez co czujemy lekkie rozczarowanie tym co widzimy. Po części jest to spowodowane pogodą a po części tym, że oliwki owszem są i ładne ale w sumie wszędzie takie same. Po wizycie w ogrodzie czujemy bardziej ulgę, że to już koniec niż zachyt nad co miał do zaoferowania. I tak bywa...
Ogrody oliwne w Lun
Ogrody oliwne w Lun © rmk

Naszym największym problem w drodze powrotnej staje się gospodarowanie wodą do picia. Upał jest potworny, odczuwalna temperatura wychodzi ponad wszelkie normy więc wody ubywa w sprinterskim tempie. Źródeł po drodze brak, sklepów brak więc zaczyna być niewesoło. Z opresji ratuje nas, sprzedający przy drodze różne miejscowe alkohole, Chorwat. Nie, nie dał nam wina, rakiji czy innych napitków a wody z kranu. Nasza prośba właśnie o nią tak go poruszyła, że chciał abyśmy trochę u niego poczekali aż on ją w jakiś sposób schłodzi. Dobry z niego człowiek ale dla nas nawet zwykła kranówka była na wage złota więc po napełnieniu bidonów ruszyliśmy dalej. Jadąc i smażąc się w jednym spotkaliśmy na drodze naprawdę sporego węża. Żywy i bardzo szybki, napędził nam nieco stracha. Jak się później okazało, był to poskok, jadowity dziad który potrafi narobić problemów...
Jeden z paskich kościółków
Jedna z paskich cerkwi, gdzieś przy drodze Lun - Novalija © rmk

Mając już powoli dość temperatury zjechaliśmy z drogi do domu na plażę Ćistę, gdzie prawie wjechaliśmy rowerami do wody taką mieliśmy ochotę na kąpiel. Radość i ulga po wejściu do wody była niesamowita.
Oby do wody :) Plaża Ćista, Pag
Oby do wody :) Plaża Ćista, Pag © rmk
Oby do wody :) Plaża Ćista, Pag
Oby do wody :) Plaża Ćista, Pag © rmk
Plaża Ćista, Pag
Plaża Ćista, Pag © rmk
Plaża Ćista, Pag
Plaża Ćista, Pag © rmk

Po długiej kąpieli przyszedł czas na powrót, więc nieśpiesznie udaliśmy się do Mandre. Ukoronowaniem wycieczki był ostatni, 12%-owy, podjazd zaraz za Kolan, na którym minęliśmy dwóch rodaków na rowerach, którzy powoli przechodzili w stan hibernacji na tej hopce. Po naszemu przekazali nam co myślą o tym, że brak tu płaskiego. Ciężkie wakacje przed nimi ;)
Powrót już przy zachodzącym słońcu
Powrót już przy zachodzącym słońcu © rmk

Wycieczka bardzo udana, moja kochana pogromczyni kilometrów zaliczyła pierwszy wyjazd w takiej temperaturze i z tyloma hopkami po drodze a po przyjeździe nie rzucała we mnie inwektywami a dostałem nawet buziaka i pochwałę za ciekawą trasę. I takie wakacje to ja rozumiem ;)))