Info

avatar rmk z miasteczka Poznań. Mam przejechane 37834.21 kilometrów. Jeżdżę, bo lubię :)
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rmk.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2016

Dystans całkowity:480.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:13:11
Średnia prędkość:22.53 km/h
Maksymalna prędkość:45.00 km/h
Suma podjazdów:1583 m
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:68.61 km i 4h 23m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
25.50 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:160 m
Kalorie: kcal

La Bella Italia :)

Sobota, 27 lutego 2016 • dodano: 02.03.2016 | Komentarze 11

Cóż by tu napisać. Spełniłem jedno ze swoich rowerowych marzeń, swoją pierwszą jazdę szosówką zaliczyłem we Włoszech. Piękna sprawa :)

Krótka wizyta u rodziny we Włoszech zaowocowała tym, że Giuseppe pożyczył mi swoją szosówkę i wyskoczyłem na chwilę, przejechać się nad morze do Torvaianici. Przepiękne Bianchi, kolor jedyny możliwy czyli celeste, palmy wokół i kilkanaście stopni na plusie spowodowały, że poziom mojego zadowolenia z jazdy był chyba najwyższy z możliwych. Nawet potwornie silny, wręcz porywisty wiatr mi nie przeszkadzał. Jechałem i cieszyłem się jak dziecko, że pierwsza moja jazda szosą jest w rowerowym raju, jakim bez wątpienia są Włochy i to jeszcze na rowerze mojej ulubionej marki czyli Bianchi.
Miałem do dyspozycji tylko chwilę ale były to chwile niezapomniane. U nas zima, tam wiosna. W dodatku palmy, góry i morze na wyciągnięcie ręki. A, że Giuseppe załapał rowerową pasję to będzie trzeba zdecydowanie częściej w pięknej Italii bywać :-)




Piękne Celeste :)


Piękne Celeste :)

Kategoria Włochy


Dane wyjazdu:
34.30 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:150 m
Kalorie: kcal

Tak bywa.

Sobota, 20 lutego 2016 • dodano: 22.02.2016 | Komentarze 2

Pojechałem do Rokietnicy, a właściwie do Bytkowa, do Kwadro po części do lampy kuchennej. Tam po asfalcie, powrót bezdrożami. Dawno, bardzo dawno nie jechałem wzdłuż doliny Samicy i już zapomniałem jak tam jest ładnie. 

Przez pewien czas odpocznę teraz od roweru. Zdrowie jest najważniejsze a moje mocno szwankuje. Te kilka dni bez dwóch kółek dobrze mi zrobi.




Dzieli czy spaja?
Kategoria 25-50


Dane wyjazdu:
87.80 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Praca.

Piątek, 19 lutego 2016 • dodano: 19.02.2016 | Komentarze 6

Dojazdy do pracy z całego tygodnia. Pogodowo był cały przekrój. Słońce, deszcz, śnieg, wiatr, mgła i nie wiadomo co jeszcze.

W piątek jeszcze trochę kręcenia po mieście, załatwiłem kartę EKUZ i szukałem przyczepki dla Michasia ale niestety bezowocnie.

Oddałem z powrotem nowe siodełko do Decathlonu. Przyjęli bez żadnych pytań, bardzo duży pozytyw :) Przejechałem kilkaset kilometrów na nim i to nie jest to czego szukam. Niestety ale nie spasowało się z moimi pośladami, nie wszystko złoto co się świeci. Czas na kolejne, może się trafi. A na razie wróciłem do starego. Jak wygląda widać poniżej. Ale za to jest tak wygodne, że aż żal mi się z nim rozstawać :)


Ważne, że wygodne ;)
Kategoria Do/Z pracy


Dane wyjazdu:
108.20 km 0.00 km teren
05:02 h 21.50 km/h:
Maks. pr.:37.00 km/h
Temperatura:-0.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:445 m
Kalorie: kcal

We mgle, przed siebie.

Sobota, 13 lutego 2016 • dodano: 14.02.2016 | Komentarze 6

Najlepszym planem jest jego brak. Najlepszą drogą jest ta, która biegnie przed Tobą. Najlepsza pogoda to pogoda ducha. 

Kilka godzin wcześniej wybrałem w swoich przedpotopowym telefonie doskonale znany mi numer. Kilka zdań wystarczyło, jedziemy. Gdzie dokładnie to nie ważne. Ważne, że jedziemy. Start spod Jurka domu, meta nieznana. Tak lubię jeździć najbardziej, z ogólnym zamysłem ale bez precyzji. 

Sobotni poranek wita mnie mlekiem za oknem. Temperatura poniżej zera, widoczność prawie żadna. Zaczynam mieć wyrzuty sumienia, że namówiłem Jurka na dzisiejszą wycieczkę ale z drugiej strony mówią, że nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani rowerzyści. Ważne, że nie pada choć stuprocentowa wilgoć w powietrzu robi swoje. Ale o tym przekonamy się później.

Drogi wojewódzkiej nr 307 bardzo ale to bardzo nie lubię. Jest wąska, niebezpieczna i bardzo ruchliwa. Z Buku do Nowego Tomyśla jedziemy więc alternatywą w postaci spokojnej drogi przez Kuślin i Wąsowo. Ruch w porównaniu do DW jest nieduży ale z powodu mgły jest trochę niebezpiecznie. Pierwszy przystanek robimy przy przepięknym pałacu w Wąsowie, w mlecznych klimatach jest tu tajemniczo. Jurek oprowadza mnie wewnątrz i grzejemy się trochę przy Jego kominku :)

W Nowym Tomyślu przysiadamy na ławce przy największym, wiklinowym koszu na świecie i raczymy się gorącą herbatą z termosu. Siedzimy chwilę nad mapą i kombinujemy, którą drogą jechać dalej. Wybór pada na Kuźnicę Zbąską, przed którą  mało brakowało a potrąciłby nas jakiś mały dostawczak. Skończyło się na pisku opon i prawie zawałowym tętnie nas obu. Idiotów na drogach nie brakuje...

Bez bruku nie ma wspólnej jazdy więc tradycji musiało stać się zadość i krótki odcinek po tej nawierzchni zaliczamy w lesie pomiędzy Kuźnicą a Nową Tuchorzą. W tej drugiej wiosce podziwiamy kilka starych, drewnianych domów. Ładnie zachowane, czyste obejścia, zapomniane ale klimatyczne miejsce.  Przed Babimostem zaczynam odczuwać już wszechobecną wilgoć, mgła nie odpuszcza ani trochę więc decydujemy się na kawę w tym mieście i coś ciepłego w jedynym czynnym barze, w promieniu ładnych kilkunastu kilometrów. Jedzenie takie sobie ale ważne, że ciepłe. A sam Babimost cichy, spokojny, senny, encyklopedyczna dziura. Wyjechało stąd wojsko, wyjechało stąd życie.

Patrząc na mapę i zegarek i korelując to z rozkładem pkp decydujemy się jechać do Sulechowa. Odcinek drogi pomiędzy Babimostem a Kargową to asfaltowa DDR-ka, wśród drzew i pagórków. Szkoda, że takich tras jest tak mało. Samą Kargową odwiedzamy po to, aby zobaczyć największy znaczek na świecie ale nasza próba spełza na niczym, szukamy nie tam gdzie trzeba a  wracać nam się nie uśmiecha tym bardziej, że czas goni.

Ostatnie kilometry to jazda drogą krajową. Innej opcji tutaj niema, jedziemy przyklejeni do pobocza, załapujemy się nawet na odcinkowy pomiar prędkości ale z naszą formą nie mamy co liczyć na fotkę z dostawą do domu ;) Po drodze korzystamy jeszcze z okazji i grzejemy się przy ognisku, które rozpalili rolnicy, paląc gałęzie z okolicznych topól. Ogień ma moc przyciągania, naturalne ciepło powoduje, że ciężko się zebrać i jechać dalej. Ale jakoś do domu trzeba wrócić, więc jeszcze kilka kilometrów, trochę kręcenia po brzydkim Sulechowie i meldujemy się na stacji. Stamtąd już pociągiem, wracamy do Buku.

Ciężkie warunki, wszechobecna wilgoć, mgła i cały czas poniżej zera. W takich okolicznościach przyrody przejechaliśmy razem trochę ponad sto kilometrów co dzisiaj miało drugo a może i trzeciorzędne znacznie. Liczyła się tylko przyjemność i radość z jazdy. Równie dobrze mogło obejść się bez licznika. Cieszę się, że mogłem pojeździć w towarzystwie, kaski z głów dla Jurka, że mu się chciało i że ze mną pojechał. Mieć TAKIEGO znajomego to skarb :)



Zaliczone gminy: Siedlec (299), Babimost (300), Kargowa (301), Sulechów (302)


We mgle.


Mgliste Wąsowo.


Jezioro Kuźnickie.


Taki mały, taki duży.


Klimatyczna Nowa Tuchorza.


Odlot w Babimoście.


Jurek się suszy.


Sulechów.





Dane wyjazdu:
35.70 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Praca.

Piątek, 12 lutego 2016 • dodano: 12.02.2016 | Komentarze 8

Suma z trzech dni. Pogoda w kratkę, wczoraj mocno zmokłem. 


Moja codzienność :)


Dane wyjazdu:
113.30 km 0.00 km teren
04:39 h 24.37 km/h:
Maks. pr.:39.70 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:486 m
Kalorie: kcal

Opowieść o wilku, którego nie było.

Sobota, 6 lutego 2016 • dodano: 06.02.2016 | Komentarze 9

Wilk nie jest zwierzęciem ziejącym nienawiścią, ani też nie jest maskotką do przytulania, nie jest ani niebezpieczny, ani sympatyczny. Jest po prostu jednym z wielu interesujących gatunków prześladowanych przez człowieka od stuleci, który potrzebuje miejsca do życia". (-) D. Mech, International Wolf Center

Właściwie tytuł wpisu powinien brzmieć "Opowieść o wilku, którego nie było... dane mi zobaczyć". Bo wilk był, nawet kilka ale zamknięte i nie do oglądania. Tak po prawdzie tytuł jest mylący jeszcze z jednego powodu, mianowicie opowieści nie będzie. Zostawię ją na na czas przyszły, na czas gdy dane mi będzie owe wilki pooglądać z bliska. Zadzwonię tylko wcześniej upewnić się, że można przyjechać i nie odbić się od bramy wjazdowej jak uczyniłem to dzisiaj. Gawędy o wilku więc nie będzie, ale coś w zamian napisać trzeba.

Cóż więc było, gdy wilków nie było?

Był wiatr. Silny, porywisty i niezdecydowany. Gdy doszedł już do porozumienia sam ze sobą, zaczął wiać w moją stronę. Wtedy zrobiło się ciężko, bardzo ciężko. Wzrok wtulony w bieżnik i błagalnie omiatający go swym spojrzeniem. 

Było też miejsce, którego na pewno tutaj, w tym miejscu i na tej stronie nie opisywałem. Mowa o Pałacu w Zielonej Górze. Więc teraz wzmiankuję, że byłem i odwiedziłem te miejsce. W sumie, w końcu, bo kilka razy przejeżdżałem już obok ale nie było mi dane obejrzeć z bliska. Największym jego atutem jest położenie, wysoko na brzegu skarpy, stromo opadającej ku płynącej obok Warcie. Architektonicznie szału nie ma, ale za to park piękny wokół się rozpościera, jest gdzie pospacerować bo rowerem nie wolno. Ale ja po nim jeździłem, wolno, bo wolno ale mi wolno.

Były też drogi. Całe sto trzynaście kilometrów dróg. Asfaltowych, dziurawych, połatanych, leśnych, błotnych, piaszczystych i bruk też był. Na nich samochody. Kulturalne, chamskie, szybkie i jeszcze szybsze, trąbiące i te, które koniecznie muszą się zmieścić na jednym pasie, gdy ja jadę w ich kierunku. Takie też były i wtedy było nieciekawie. 

Był też zachód słońca. Na koniec, pod domem zaświeciło takim pięknem, że stałem pół godziny gdzieś na polu i oglądałem ten spektakl. I to było najpiękniejsze. Natura jest przepiękna, wtedy gdy w nią nie ingerujemy.

Słyszałem kiedyś, jedząc śniadanie w pięknych okolicznościach przyrody, jak wyją wilki na wolności. To był jeden z najbardziej ekscytujących momentów we wszystkich moich podróżach. Teraz chciałbym je zobaczyć. I dlatego pojadę do Stobnicy raz jeszcze. Kiedyś mi się uda, zobaczę je z bliska.




Piękny witraż na Obrzyckim ratuszu. Okno te jest starsze od samego budynku, ma ponad 600 lat i sprowadzono je tutaj z Portugalii :)


Pałac w Zielonejgórze. Obecnie własność Uniwersytetu - Dom Pracy Twórczej.


Miały być wilki ale odbiłem się od bramy...


Piękno natury.


Kolory natury.








Kategoria Wielkopolska, 100-150


Dane wyjazdu:
75.50 km 0.00 km teren
03:30 h 21.57 km/h:
Maks. pr.:37.30 km/h
Temperatura:4.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:342 m
Kalorie: kcal

Rogalińskie dęby.

Piątek, 5 lutego 2016 • dodano: 05.02.2016 | Komentarze 7

Na początku był chaos. Z chaosu powstał plan aby pojechać tam i przywieźć stamtąd miód, bo w domowym słoiku ukazało się dno. Jednak nieokiełznana pazerność miodnej pani spowodowała, że plan trzeba było zmienić aby nie wrócić do domu z niczym. Padło na nadwarciańskie łąki i stojące tam dęby. Przywiozłem trochę kadrów i niniejszym oświadczam, że to były pięknie wykorzystane trzy godziny.

Przebijanie się przez miasto i wylot Starołęcką w kierunku na Rogalin wszyscy znają. Dla ścisłości napiszę, że to koszmar. Więcej pozostawiam wyobraźni. Za to droga przez las, od Wiórka do Rogalinka, to cud i orzeszki. Miód miał być w Rogalinie. 

A i owszem był, ale za 35zł słoik i to wielokwiatowego badziewia. Słodko i stanowczo przekazałem szanownej Pani sprzedawczyni co myślę o takiej cenie i dosiadłem swego rumaka obierając kurs na łąki. A tam raj. Cisza, wszechobecna cisza. I dęby, mnóstwo dębów. Stoją te pomniki od lat, od setek lat i czekają na swój koniec. Dumne, majestatyczne, potężne. Magiczne miejsce dla wszystkich miłośników przyrody. Na zdjęcia to nie był dobry czas ale pstryknąłem kilka kadrów, dla potomności.

Nasyciwszy się widokami rzuciłem jeszcze okiem na najdrożej wystawiony na sprzedaż dom w Polsce. Przepiękna rezydencja pana od biedronek. Jedyne 50 mln Euro i jest Wasza, są chętni?




Rogalińskie dęby.


Rogalińskie dęby.


Rogalińskie dęby.


Rogalińskie dęby.


Rogalińskie dęby.


Rogalińskie dęby.


Najdroższy dom w Polsce i wychodek. Dla kontrastu ;)
Kategoria 75-100, Wielkopolska