Info

avatar rmk z miasteczka Poznań. Mam przejechane 37834.21 kilometrów. Jeżdżę, bo lubię :)
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rmk.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2015

Dystans całkowity:864.70 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:29:23
Średnia prędkość:23.90 km/h
Maksymalna prędkość:53.70 km/h
Suma podjazdów:4591 m
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:48.04 km i 2h 26m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
36.90 km 0.00 km teren
01:32 h 24.07 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:33.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Po okolicy.

Poniedziałek, 31 sierpnia 2015 • dodano: 03.09.2015 | Komentarze 0

MSW +poligon.
Gorącooo :)
Kategoria 25-50


Dane wyjazdu:
66.30 km 0.00 km teren
02:32 h 26.17 km/h:
Maks. pr.:45.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Po okolicy.

Niedziela, 30 sierpnia 2015 • dodano: 03.09.2015 | Komentarze 0

Pętelka przez Rokietnicę, Każmierz, Tarnowo Podgórne i powrotem przez Rokietnicę. Ładna pogoda.
Kategoria 50-75


Dane wyjazdu:
35.90 km 0.00 km teren
01:26 h 25.05 km/h:
Maks. pr.:42.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Po okolicy.

Sobota, 29 sierpnia 2015 • dodano: 03.09.2015 | Komentarze 0

Rokietnica. Jak tu płasko :)
Kategoria 25-50


Dane wyjazdu:
102.70 km 0.00 km teren
04:14 h 24.26 km/h:
Maks. pr.:51.80 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1207 m
Kalorie: kcal

Kaszëbë. Dzéń 7.

Środa, 26 sierpnia 2015 • dodano: 01.09.2015 | Komentarze 3

Śniła mi się Kaszebe Runda...

Godzina czwarta trzydzieści, za oknem ciemno, wracam do łóżka. Godzina piąta trzydzieści, za oknem ścieli się poranna mgła nad Ostrzyckim jeziorem, ciemność minęła więc zaparzam obowiązkową kawę, zjadam kilka kanapek z przymrużonymi jeszcze oczami. Oplatam wzrokiem zawartość plecaka, sprawdzam czy bidon nie zionie pustką i resetuję wskazania licznika aby zacząć od zera. Pół godziny, zajęło mi to wszystko pól godziny. Zostało jeszcze sześć do południa. Gdy poznańskie koziołki wyjdą po raz kolejny na niedokończoną wojnę a krakowski hejnalista znów będzie trąbił ile sił ja powinienem być z powrotem w domu. Sześć godzin, sto kilometrów, sporo górek, nawet ze zwiedzaniem i zdjęciami powinienem się wyrobić. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że wiatr postanowi się dzisiaj przyłączyć do wycieczki. Kawał dziada, reszta chama, inaczej opisać go nie sposób...

Pierwsze kilkanaście kilometrów to dobrze znana mi trasa, przez Zawory i Chmielno do Łapalic. Pagórki jeden za drugim, ciężko mi się jedzie, jestem ociężały, niedospany, czuję się fatalnie. Staję na chwilę przy Raduni, moczę twarz zimną wodą i trochę się wybudzam z tego letargu. W Kozłowym Stawie przystaję na dłuższą chwilę oglądając stado krów i podziwiając krajobraz. Jem banana, wypijam cały bidon wody z rozpuszczonym magnezem i czuję, że w końcu jestem na właściwych torach i mój organizm zaczyna pracować tak jak powinien.

Od Mokrych Łąk do Sianowa Leśnego mielę podjazd, który wyrasta nagle i zdecydowanie, po czym szybki zjazd doprowadza mnie pod piękne, szachulcowe mury Sanktuarium w Sianowie. Do Mirachowa jest to z górki to pod górkę, interwałowy charakter Kaszubskiej Szwajcarii zaczynam odczuwać w nogach. Od tego momentu wiatr zaczyna wiać mocno i praktycznie cały czas w twarz bądź z boku co momentami odbiera mi chęci dalszej jazdy. Odzwyczaiłem się od niego...

W Stryszej Budzie jest i park gigantów i park miniatur. A właściwie park kiczu i park tandety. No ale na ulotkach turystycznych występuje więc to chyba jakaś atrakcja jest, prawda? Nie miałem okazji zbadać tematu dogłębnie, byłem przed otwarciem. W Mirachowie odbijam w stronę Miłoszewa, w którym z kolei skręcam w lewo i do samej Głodnicy kręcę mocno pod górkę i niestety pod silny wiatr. W Głodnicy staję przy Izbie Regionalnej i Szkole Języka Kaszubskiego w jednym ale znów jestem za wcześnie i pozostaje mi tylko pocałowanie klamki.

Od Głodnicy, przez Linię i Niepoczołowice do Kamienicy Królewskiej jest najmniej ciekawy odcinek wycieczki. Nudno, płasko, wietrznie. 
Za to od Kamienicy zaczyna się trzynastokilometrowy odcinek jak z bajki. Wąska, asfaltowa droga przebiega samym środkiem Lasów Mirachowskich zapewniając ciszę, spokój i możliwość obcowania tylko z przyrodą. Przez cały jej odcinek nie spotkałem żadnego samochodu, rowerzysty, człowieka, nikogo. Tylko przyroda, las, mój rower i Ja. Ostatni kilometr drogi okazał się szutrowy ale nie zmienia to faktu, że to jedna z najlepszych dróg jakimi miałem okazję przejechać się rowerem. Polecam każdemu kto będzie kręcił po okolicy!

Podjazd do Bącza okazał się dla mnie kryzysem. Choć starałem się bardzo, wjeżdżałem na stojąco, to wiatr nie pozwolił na więcej niż 10km/h a nachylenie też dorzuciło nieco do pieca i kilka niewąskich słów musiałem wykrzyczeć sam do siebie, co ja tu robię i w ogóle. Było ciężko, ach ten Bącz...

W Miechucinie robię przerwę na drugie śniadanie, konsumując zakupioną jagodziankę w towarzystwie roju os. Dzielny byłem, a raczej głodny bardzo, i nie oddałem ani okruszka. Z bananem nie poszło mi już tak dobrze i połową musiałem się podzielić... Pojadłem, popiłem, czas jechać. Kolejne górki, kolejne hopki, wiatr cały czas nie odpuszcza. Za Wygodą Łączyńską odbijam w stronę Łączyna i po dość długim odcinku po płytach docieram do sztucznie usypanego przesmyku pomiędzy dwoma jeziorami Raduńskimi. Ładne widoki ale wieje tak mocno, że mało kask nie spada mi z głowy. Do Ostrzyc coraz bliżej ale wiem, że jeszcze trochę będzie pod górkę, więc nie zabawiam tu zbyt długo i jadę dalej.

Prawdziwa ściana płaczu wyrasta przede mną pomiędzy Starymi Czaplami a Nowymi. Stromy, sztywny, kamienisty i długi podjazd wjeżdżam z zaciśniętymi zębami, ciągle walczyłem ze sobą aby nie stanąć i poprowadzić. Bolą mnie już uda, bolą łydki, jestem bardzo zmęczony ale nie poddaje się i melduję się na górze z tętnem pewnie w okolicach maksymalnego. Może nie jest to podjazd, który na świeżo zrobiłby na mnie takie wrażenie ale w tych warunkach i tym dniu był dla mnie Everestem...

Jakby było mi mało na koniec wycieczki zaliczam jeszcze dwa podjazdy, na Trzebińską i Jastrzębią Górę. Gdy schodzę z roweru pod domem, nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Jestem potwornie zmęczony ale jeszcze bardziej zadowolony. Wycisnąłem z tej trasy tyle ile mogłem, objechałem prawie całą Szwajcarię Kaszubską, widokowa trasa okazała się piękna. Przewyższenia nazbierało się całkiem sporo ale nawet ono nie oddaje w całości charakteru tej trasy i wycieczki. Mocno interwałowa i poprzez wiatr również siłowa była dobrym sprawdzianem mojej woli, moich chęci i mobilizacji do wysiłku. 

Wyprodukowałem tyle endorfin, że wystarczy mi na pewien czas :))



Zaliczone gminy: Linia (287), Sierakowice (288)


Radunia w Brodnicy Dolnej.


Tuż przed Mokrą Łąką.


Najszczęśliwsze krowy na świecie są nie w Szwajcarii a w Szwajcarii Kaszubskiej :)


Parking leśny w Sianowie Leśnym.
 
Sanktuarium w Sianowie.


Widok na jezioro Sianowskie.


Park gigantów w Stryszej Budzie.


Park miniatur w Stryszej Budzie.


Park miniatur w Stryszej Budzie.


Dworek w Mirachowie.


Głodnica.


Głodnica.


Kolejna odwiedzona gmina.


Bardzo spodobało mi się oznaczenie gminy Sierakowice :)


Okolice Mirachowa.


Jezioro Bąckie. Podjazd już za mną...


Łączyno, betonowe płyty na podjazdach to w tych rejonach normalka :)


Jezioro Raduńskie Górne.


Jezioro Raduńskie Dolne.


Danielowa Dolina w Nowych Czaplach.


Ostatni zachód słońca podczas tego wyjazdu...


Dane wyjazdu:
6.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Kaszëbë. Dzéń 6.

Wtorek, 25 sierpnia 2015 • dodano: 01.09.2015 | Komentarze 5

Dzisiaj dzień praktycznie bez roweru, tyle co do sklepu po jedzenie, ponieważ zabawiliśmy dzisiaj w Gdańsku i Sopocie. Gdańsk zrobił na nas wrażenie, ładna starówka i piękny stadion. W Sopocie obowiązkowa wizyta na molo, na którym tak śmierdziało, że zbierało na wymioty. I tak minął dzień :)


Neptun w Gdańsku.


Sopockie molo.
Kategoria 0-25, Kaszuby, Pomorskie


Dane wyjazdu:
35.60 km 0.00 km teren
01:30 h 23.73 km/h:
Maks. pr.:53.50 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:471 m
Kalorie: kcal

Kaszëbë. Dzéń 5.

Poniedziałek, 24 sierpnia 2015 • dodano: 01.09.2015 | Komentarze 3

Był dzisiaj dom do góry nogami, były inne pierdoły w CEPiR, było też zwykłe urlopowe leniuchowanie więc na rower był czas pod wieczór. Wyszła z tego wycieczka tuż przed zmrokiem, trasa krótka ale wymagająca i mocno pagórkowata z niesprzyjającym wiatrem.

Na rozgrzewkę podjazd do Brodnicy Górnej, pod Złotą Górę i dalej ul.Chmieleńską w kierunku Szklanej Huty. Na tejże ulicy super asfalt, droga wąska ale bardzo urokliwa. Od rozstaju dróg zjazd w stronę jeziora Raduńskiego Dolnego już po szutrze, widokowo droga zdecydowanie do powtórzenia. Od Lampy w stronę Sznurek cały czas szukałem dobrego miejsca na foto w/w jeziora ale niestety się przeliczyłem i nic z tego nie wyszło. Od Sznurek do Maksa droga zaczęła mocno iść do góry, pojawiły się płyty betonowe, częsty widok na podjazdach w Szwajcarii Kaszubskiej. Tempo cały czas utrzymywałem bardzo dobre, musiałem zdążyć przed nocą, gdyż zapomniałem naładować akumulatora i zostało mi mało światła w lampce... 

Przed Haską miałem tak dziwne spotkanie, że trudno je opisać. Ogólnie rzecz biorąc dowiedziałem się, że jestem z miasta bo jeżdżę w hełmie, że mam spierd*** i nie fotografować pola bo to nie moje, że nie mam nie fotografować wzgórz bo też nie są moje, że w ogóle co ja tu robię i po co jeżdżę tu rowerem i inne takie kwiatki. A ja po prostu jechałem ogólnie dostępną drogą pośród pięknych wzgórz i chciałem uwiecznić aparatem ich piękno. Tego kaszubskiego nerwusa, który wyskoczył z traktora i po kaszubsku poczęstował mnie taką wiązanką (tak myślę, bo nic z tego nie rozumiałem ;) ) ktoś chyba kiedyś wkurzył i tak mu zostało. Życzyłem mu miłego dnia, pozdrowiłem i pojechałem dalej. Niezłe jaja.

Przed Nowymi Czaplami kolejny raz miałem okazję pokonać krótki ale bardzo sztywny podjazd, który potrafi mocno dać w kość. Gdyby nie to, że kończy/zaczyna się dziewięćdziesięcio stopniowym zakrętem, to na zjeździe prędkość rzędu 70-80km/h nie byłaby tu problemem. Ewentualnie można pojechać prosto i zaliczyć kąpiel w jeziorze Ostrzyckim ;) Za Krzeszną wdrapuję się po płytach do Szymbarku i łapię lekką zadyszkę. Chwila przerwy i zjeżdżam do Ostrzyc, jest już mocno szarawo...

W Ostrzycach przez Koszowatkę wjeżdżam jeszcze na Górę Trzebińską, gdzie zamieniam kilka słów z parą, która wjechała to na quadzie i czerwonym szlakiem zjeżdżam po lesie do wioski. Na koniec wdrapuję się jeszcze na Jastrzębią Górę, którą mam na wyciągnięcie ręki wprost z kwatery, w której mieszkam. To była krótka ale piękna widokowo i mocno interwałowa wycieczka.




Centrum Edukacji i Promocji Regionu w Szymbarku.


Widok na jezioro Brodno Wielkie i Wieżycę z podnóża Brodnicy Górnej.


Jezioro Raduńskie Dolne widziane z okolic Chmielonka.


Sznurki :)


Nie fotografuj bo to nie Twoje. Na cholerę Ci w ogóle te zdjęcia co? ;)))


Koszałkowo w blasku zachodzącego słońca.


Już prawie ciemno...Widok z Trzebińskiej Góry.
Kategoria 25-50, Kaszuby, Pomorskie


Dane wyjazdu:
32.50 km 0.00 km teren
01:19 h 24.68 km/h:
Maks. pr.:53.70 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:300 m
Kalorie: kcal

Kaszëbë. Dzéń 4.

Niedziela, 23 sierpnia 2015 • dodano: 30.08.2015 | Komentarze 2

Dzisiaj było inaczej niż zwykle bo pojeździłem trochę ale późnym wieczorem, w Ostrzycach byłem już po zmroku. Dzień był pełen atrakcji więc czas na rower znalazł się właśnie dopiero tak późną porą. Pierwszy raz w życiu pływałem żaglówką, nie wspominając już o moim trzymiesięcznym synku, który również zaliczył swój dziewiczy rejs. Bardzo mi się to spodobało, miałem okazję nawet sterować,zwijać żagle czy cumować żaglówkę czyli nie byłem zwykłym figurantem ;))

Sama trasa krótka ale ciekawa. Drogą Kaszubską pojechałem do Zaworów, po drodze przejeżdżając przez Złotą Górę i Ręboszewo. Z Zaworów do Chmielna pojechałem szutrową drogą wzdłuż lewego brzegu jeziora Kłodno, następnie wjechałem na czerwony szlak prowadzący do Łapalic. Na samym jego początku wyrósł jak spod ziemi bardzo stromy i równie dziurawy podjazd. Pierwszy raz spotkałem oznaczenie na szlaku rowerowym ostrzegające przed podjazdem i proponujące prowadzenie roweru zamiast jazdy. Wjechałem go w całości na raz ale momentami było bardzo ale to bardzo ciężko, nachylenie pewnie około 20% i kocie łby skutecznie potrafią odebrać chęci do jazdy. Za to satysfakcja na górze jest bezcenna :)

Leśny odcinek do Łapalic okazał się bardzo przyjemnym zjazdem, krętym ale szybkim. W Łapalicach odwiedziłem zamek z odwrotnej strony niż w dniu wczorajszym, z tym że wczoraj byłem tu z rodzinką, autem :) Zrobiłem kilka zdjęć i kręcą po pagórkach dookoła jezior Rekowa i Białego dojechałem do Chmielna a stąd już najkrótszą asfaltową drogą wróciłem do Ostrzyc. Przed samym domem na odcinku dwustu, trzystu metrów musiałem zwolnić do prędkości pieszego gdyż jazda bez okularów była niemożliwa. Spotkałem takie chmary meszek, że po prostu nie dało się jechać...



Zaliczona gmina: Chmielno (286)


Pod żaglami :)


Podjazd tuż za Żukowem w stronę Łapalic.

Podjazd tuż za Żukowem w stronę Łapalic.


Zamek w Łapalicach.


Zamek w Łapalicach.


Siatkarze na jeziorze Kłodno.



Dane wyjazdu:
53.70 km 0.00 km teren
02:29 h 21.62 km/h:
Maks. pr.:43.10 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:419 m
Kalorie: kcal

Kaszëbë. Dzéń 3.

Sobota, 22 sierpnia 2015 • dodano: 30.08.2015 | Komentarze 8

Pomny wczorajszego, porannego chłodu wyjechałem dzisiaj odziany dodatkowo w wiatrówkę i nogawki do krótkich spodenek. Termometr chwile po szóstej rano wskazywał poniżej dziesięciu stopni więc takie odzienie było jak najbardziej wskazane. Na dzień dzisiejszy za cel wycieczki wybrałem Kościerzynę, miasto o którym się mówi że jest stolicą Kaszub. Podobnie zresztą jak o Kartuzach i Gdańsku (to ci ciekawe...) ;) 

Na dzień dobry mam podjazd do Szymbarku ul.Sportową. W najbardziej stromym odcinku wyłożony jest on betonowymi płytami ale jedzie się po nich całkiem dobrze. Pomimo, że na górę wjeżdżam na mięciutkim przełożeniu czuję się zmęczony jakbym miał już ze dwa kilometry przewyższenia w nogach. Cóż, dopiero co wstałem a tu od razu trzeba się wspinać, organizm dopiero się budzi ;) Z Szymbarku kieruję się w stronę Gołubia, gdzie skręcam w lewo i po niecałych trzech kilometrach jazdy staję przy dworku Wybickich w Sikorzynie. Niestety jestem za wcześnie, otwierają dopiero o dziesiątej a mi nie uśmiecha się czekać prawie trzech godzin więc robię zdjęcie sprzed bramy i jadę dalej. 

Wiedziałem, że od Sikorzyna do samej Kościerzyny prowadzi szutrowa droga wyznaczona na dawnej linii kolejowej i właśnie nią chciałem dotrzeć do tego miasta ale rzeczywistość zweryfikowała nieco mój optymizm co do niej. Miało być przyjemnie i spokojnie a wyszło tylko w miarę spokojnie. Droga okazała się być pokryta niezliczoną ilością drobnych kamyków i najgorszym co może nas spotkać na szutrze czyli trylinką. Wytelepało mną za wszystkie czasy i gdy wjechałem w końcu na asfalt w Kościerzynie nadgarstki bolały mnie tak jakbym cały dzień jeździł po jakiejś czołgowej trasie... Dodatkowo aby nie było zbyt kolorowo zaliczyłem dwustumetrową ucieczkę przed dwoma psami, które postanowiły na śniadanie mieć dzisiaj rowerzystę... Nigdy więcej tej drogi.

Gdy przejeżdżałem, w czwartek, samochodem przez Kościerzynę utknąłem w korku. Dwa rodna, dwa postoje na światłach a zamieszania tyle co w Poznaniu w godzinach szczytu. Nie spodziewałem się tego po tym mieście. Teraz rowerem mogłem jechać bez obaw :) Nie miałem za dużo czasu na zwiedzanie więc odpuściłem muzeum parowozów i posiedziałem chwilę na rynku, wstąpiłem do cukierni gdzie kupiłem rogale na śniadanie dla Żonki, które obiecałem jej przywieźć i nie chcąc popełnić drugi raz błędu z szutrową drogą skierowałem się w stronę Stężycy DW214. Spodziewałem się, że nie będzie tam za dużego ruchu z rana i na szczęście się nie pomyliłem, jechało się przyjemnie i w miarę szybko. 

Pomiędzy Stężycami a Gołubiem zjechałem do lasu aby zobaczyć ogromne skupisko kurhanów, których ilość szacuje się na trzy tysiące! Warto zajechać i zobaczyć ale mi bardziej spodobało się w Trątkownicy.

Z Gołubia do Krzesznej jechałem wzdłuż torów, droga taka sobie, trochę piachu, trochę szutru, kamieni. Po drodze minąłem wyciągi narciarskie Koszałkowo, miałem chęć nawet podjechać pod trasę narciarską ale odpuściłem i po chwili byłem już w domu, gdzie spełniłem obietnicę i przywiozłem Żonce smakowite rogale na śniadanko :)

Po południu poszliśmy oglądać wspólnie VII Wyścig Kolarski o Puchar Stolema, który rozgrywał się na rundach w Ostrzycach i Goręczewie i z podjazdem na Koszowatkę włącznie. Pierwszy raz miałem okazję oglądać takie zmagania od początku do końca, było warto. W gronie startujących był nawet sam Czesław Lang, który w swojej kategorii zajął dopiero piąte miejsce ;) Zwycięzca kategorii open, na trasie 9 rundach po 8km każda wykręcił średnią 41km/h, przewyższenie łącznie wyszło ok 900m. Tempo jak widać było całkiem całkiem jak na amatorów :) 

Na zakończenie dnia dane nam było oglądać jeszcze tak piękny zachód słońca nad Jeziorem Ostrzyckim, że zaniemówiliśmy. Chyba najładniejszy jaki widziałem w życiu :)


Zaliczone gminy: Kościerzyna - obszar wiejski (284), Kościerzyna - obszar miejski (285)


Wstaje nowy dzień nad Jeziorem Ostrzyckim.


Wstaje nowy dzień nad Jeziorem Ostrzyckim.


Piękno samo w sobie :)


Dwór Wybickich w Sikorzewie.


Dwór Wybickich w Sikorzewie.


Paskudna, szutrowo-trylinkowa droga z Sikorzyna do Kościerzyny.


Obiad idzie :)


Rynek w Kościerzynie.


Pomnik Remusa na rynku w Kościerzynie.


Pomnik Remusa na rynku w Kościerzynie.


Kurhany w Uniradzu.


Kurhany w Uniradzu.



Okolice Krzesznej.


VII Wyścig Kolarski o Puchar Stolema, Ostrzyce.


VII Wyścig Kolarski o Puchar Stolema, Ostrzyce.


VII Wyścig Kolarski o Puchar Stolema, Ostrzyce.


VII Wyścig Kolarski o Puchar Stolema, Ostrzyce. Czesław Lang :)


VII Wyścig Kolarski o Puchar Stolema, Ostrzyce.


VII Wyścig Kolarski o Puchar Stolema, Ostrzyce. Zwycięzca wyścigu :))


Przepiękny zachód słońca nad jeziorem Ostrzyckim.





Dane wyjazdu:
60.40 km 0.00 km teren
02:40 h 22.65 km/h:
Maks. pr.:49.60 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:651 m
Kalorie: kcal

Kaszëbë. Dzéń 2.

Piątek, 21 sierpnia 2015 • dodano: 30.08.2015 | Komentarze 4

Pobudka o piątej minut trzydzieści, kilka kromek chleba z dżemem malinowym, kubek kawy i rozłożona mapa na stole jako podkładka do śniadania. Tak wyglądał mój dzisiejszy poranek. Wypływająca z jeziora Ostrzyckiego, tuż przed naszym oknem, rzeka Radunia wyglądała na dobrą wskazówkę. Postanowiłem wybrać się na początku mniej więcej wzdłuż jej nurtu, chcąc zobaczyć, opisany jako duża atrakcja, rezerwat Jar Raduni. Spakowałem do plecaka aparat, dwa banany i w drogę.

Po przejechaniu zaledwie kilkudziesięciu metrów dotarło do mnie to, że poranki w drugiej połowie sierpnia potrafią być już chłodne, żeby nie napisać zimne. Pomimo, że jechałem w bluzie przydałaby się jeszcze wiatrówka ale nie miałem chęci wracać do domu. Tak blisko a tak daleko, wracać nie lubię ;) Na termometrze ujrzałem zaledwie dziesięć stopni co w połączeniu z dużą wilgotnością powietrza sprawiło, że musiałem rozgrzać się szybciej niż myślałem. Na szczęście podjazd na Koszowatkę miałem ledwie kilometr od domu, więc na górce zrobiło mi się już trochę cieplej.

Początkowo chciałem jechać wytyczonym czerwonym szlakiem opisanym jako Szlak Rowerowy Kamienne Kręgi ale przy skręcie na Rąty wybrałem wygodniejszą asfaltową drogę do Somonina i podjazd w stronę Egiertowa, aby dopiero tam wjechać na ten oznaczony szlak. To była dobra decyzja, do Somonina zdążyłem się rozgrzać, jadąc szybko ale z wysoką kadencją a wspomniany podjazd w stronę Egiertowa, pomimo iż w całości leśny i zacieniony jechałem już z optymalną temperaturą, chłód przestał mi doskwierać. Na końcu hopki odbiłem w stronę leśniczówki w Nowym Dworze i poczułem co to znaczą kaszubskie piaski. Nie było tego dużo ale jak już trafiał się taki odcinek to jazda była niemożliwa, kończyło się pchaniem roweru :)

Dużą atrakcją dzisiejszej wycieczki okazały się kamienne kręgi i kurhany położone w lesie tuż za Trątkownicą. Wcześniej nie dane było mi spotkać nic podobnego więc spędziłem tu dłuższą chwilę na oglądaniu tego co powstało tu ponad dwa tysiące lat temu. Zrobiło to na mnie spore wrażenie. Jako, że czerwony szlak w tym miejscu zawracał a ja nie lubię jeździć dwa razy tą samą drogą udałem się przed siebie. Trafiłem na leśny zakaz wstępu z uwagi na ścinkę drzew ale po rozmowie z pracującymi tu drwalami dostałem chwilę na przejechanie a właściwie przeniesienie roweru przez usypany zwalonymi drzewami odcinek drogi i wylądowałem w Babim Dole.

Przy znaku oznajmiającym, że do Jaru Raduni jest nieco ponad kilometr stoi restauracja, szumnie oznajmiająca swoim gościom, że jest po kuchennych rewolucjach. Widziałem kilka odcinków i wiem jak rude panisko, znające się na wszystkim i niczym potrafi denerwować wszystkich w okół. Nie inaczej było chyba i tutaj, skoro pilnujący obejścia pies mało nie zjadł płotu i mnie razem z nim, gdyby tylko udało mu się przez niego prześliznąć. Nieźle musiała go wpienić skoro pianę na psyku ma do dzisiaj...

Jar Raduni jest piękny. Trzeba go zobaczyć na własne oczy, a najlepiej spłynąć tam kajakiem. Dla miłośników przyrody miejsce wyjątkowe. Nie wiedziałem wcześniej o nim nic a teraz wiem, że każdemu te miejsce będę polecał :)

Od Borowa wróciłem na asfaltową drogę, kręcąc kilka kilometrów DW211 do Żukowa. Dobrze, że był to krótki odcinek, ruch na tej drodze i zachowanie kierowców lepiej przemilczeć... W samym Żukowie odwiedziłem miejscowe sanktuarium, zrobiłem zdjęcie i zerkając na mapę wytyczyłem sobie alternatywę dla powyższej drogi w postaci trasy przez Smołdzino i Kobysewo. Pięknie pofałdowana, świetna widokowo i z bardzo dobrej jakości asfaltową nawierzchnią droga zleciała szybko i wylądowałem w Kartuzach.

Same Kartuzy mnie rozczarowały. Czy to rynek, czy to miejscowa kolegiata, czy też nawet kilka jezior nad którymi one leżą nie zrobiły na mnie wrażenia. I tak bywa... Do Ostrzyc wróciłem jadąc kilka kilometrów przez las, dobrej jakości szutrową drogą przeciwpożarową numer 9, która koczy się tuż przed Goręczynem a stąd to już ledwie trzy kilometry asfaltem do domu.



Zaliczone gminy: Żukowo (281), Przodkowo (282), Kartuzy (283)


Radunia pomiędzy Goręczynem a Somoninem.


Goręczyno.


Na trasie Szlaku Rowerowego Kamienne Kręgi, okolice Trątkownic.


Kamienne Kręgi w Trątkownicy.


Kamienne Kręgi "Kamienne Wesele" w Trątkownicy.


Kamienne Kręgi "Kamienne Wesele" w Trątkownicy


Kamienne Kręgi "Kamienne Wesele" w Trątkownicy.


Ładnie musiała ta ruda panna zdenerwować psa pilnującego restauracji skoro chciał mnie zjeść razem z tym płotem...


Jar Raduni.


Jar Raduni.


Sanktuarium w Żukowie.


W Smołdzinie potrafią pięknie przyozdobić nawet zwykły przystanek :)


Rynek w Kartuzach.


Dane wyjazdu:
32.00 km 0.00 km teren
01:29 h 21.57 km/h:
Maks. pr.:52.90 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:472 m
Kalorie: kcal

Kaszëbë. Dzéń 1.

Czwartek, 20 sierpnia 2015 • dodano: 29.08.2015 | Komentarze 6

"Środkowa część Kaszub od półtora wieku nazywana jest przez turystów Szwajcarią Kaszubską. Kaszubi, żyjący tu od ponad tysiąca lat, wierzą, że Bóg szczególnie obdarował tę krainę, obsypując ją ze swojego worka stworzenia całym różnorodnym pięknem, jakie zostało w nim po stworzeniu świata. W tej części Pomorza znajdziemy więc wysokie, ale łagodne wzgórza, tysiące jezior i polodowcowych oczek kryjących się w głebokich obniżeniach, cieniste wąwozy i dzikie lasy dawnej Puszczy Kaszubskiej, a nade wszystko uroczą moziakę samotnych gospodarstw - tzw. pùstków - rozsianych wśród pól, łąk i zagajników. Ta różnorodność ubogacona jest dodatkowo wciąż pulsującą życiem kulturą kaszubską".

Spontanicznie wybrane miejsce na tygodniowy urlop z niemowlakiem, w którym rower miał być tylko malutką jego częścią, okazało się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Na kilka dni zamieniliśmy Poznań na Ostrzyce, malutką, senną wioskę leżącą nad przepięknym jeziorem Ostrzyckim i u stóp najwyższego wzniesienia na Pomorzu czyli Wieżycy. Była to nasza pierwsza wizyta na Kaszubach i już wiemy, że na pewno nie ostatnia. Wróciliśmy do domu zachwyceni, piękna jest nasza Polska, piękne są Kaszuby :)

Po kilku godzinach jazdy, bezproblemowym znalezieniu kwatery na miejscu i spacerze nad brzegiem jeziora, pod wieczór dostałem dwie godziny wolnego i mogłem przejechać się trochę po okolicy, robiąc mały rowerowy rekonesans. Kilometr od domu zaliczam pierwszy podjazd tego wieczoru kierując się na Koszowatkę i udając się na punkt widokowy na Trzebińskiej Górze. Widok na jezioro Ostrzyckie z tego miejsca jest bezcenny. Spędzam tu chwilę na podziwianiu widoków i jadę na Wieżycę. Wybieram czarny szlak pieszy i pomimo kilku lekko piaszczystych fragmentów okazuje się on dobrym wyborem. Prowadzi po stromych zboczach, w czeluściach przepięknych kaszubskich lasów. Pogoda dopisuje, jest przyjemnie ciepło, kręci się bardzo dobrze. Na szczyt wjeżdżam dość szybko i przez chwilę zastanawiam się czy nie zjechać i nie wjechać raz jeszcze, tak mi się spodobało. Wejście na wieżę widokową okupiłem stratą sześciu złotówek ale w zamian kasjer obiecał pilnować roweru jak oka w głowie. Cokolwiek by nie napisać to widok z góry jest niesamowity. Było warto :)

Z pod wieży zjeżdżam czarnym szlakiem w stronę parkingu dla samochodów i dalej udaję się do Szymbarku, następnie pod zamkniętą, jak się okazało, bramę Centrum Edukacji i Promocji Regionu, czyli miejsca gdzie stoi słynny dom do góry nogami. Domku nie zobaczyłem, piwka z miejscowego browaru też nie zakupiłem, więc niepocieszony zawracam i jadę dalej. Z Szymbarku zjeżdżam ulicą Spacerową w kierunku Krzesznej, widoki z gatunku takich, że więcej staję i oglądam niż jadę. Droga miejscami jest mocno kamienista i na krętych zjazdach muszę mocno uważać aby nie zaliczyć wywrotki na moich, słabo przystosowanych do takich terenów, oponach. Zatrzymuję się na chwilę nad jeziorem Potulskim na zdjęcie a następnie piękną, nowo wyasfaltowaną, wąską drogą zaliczam podjazd do Nowych Czapli. Po chwili przekonuję się po raz pierwszy jak mocno interwałowe wycieczki mnie czekają w okolicach, zaliczając stromy zjazd do Czapielskiego Młyna i wspinając się po chwili przez Maks, do Brodnicy Górnej. Tam przystaję na chwile na Złotej Górze, znanym punkcie widokowym, który na mnie nie robi wrażenia. 

Puentą niekończących się górek w tym regionie Kaszub okazuje się droga z Brodnicy Górnej do Brodnicy Dolnej, która prowadzi to w dół to do góry. I tak już będzie przez cały czas. I tak przez cały czas uśmiech nie będzie mi schodził z twarzy. Uwielbiam takie ukształtowanie terenu :)



Zaliczone gminy: Somonino (279), Stężyca (280)


Jezioro Ostrzyckie.


Góra Trzebińska w Ostrzycach. Widok na Jezioro Ostrzyckie.


Widok z Góry Trzebińskiej na Wieżycę, w oddali widać umieszczoną na niej wieżę widokową.


Czarny szlak pieszy posłużył mi jako rowerowy w czasie podjazdu pod Wieżycę ;)


Widok z wieży widokowej na Wieżycy. Szwajcaria Kaszubska.


Widok z wieży widokowej na Wieżycy. Szwajcaria Kaszubska.

Po Kaszubsku to nie po Polsku :)) Tablica przy CEPiR w Szymbarku.


Okolice Szymbarku w blasku zachodu słońca.


Jezioro Potulskie.


Złota Góra w Brodnicy Górnej. Ten punkt widokowy wrażenia na mnie nie zrobił.


Złota Góra w Brodnicy Górnej. Ten punkt widokowy wrażenia na mnie nie zrobił.


Przebieg drogi kaszubskiej :)


Na tydzień tu osiadłem :)