Info

avatar rmk z miasteczka Poznań. Mam przejechane 37834.21 kilometrów. Jeżdżę, bo lubię :)
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rmk.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
77.77 km 0.00 km teren
05:21 h 14.54 km/h:
Maks. pr.:53.30 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:700 m
Kalorie: kcal

Rudawy Janowickie i okolice. Dzień I.

Wtorek, 22 sierpnia 2017 • dodano: 11.10.2017 | Komentarze 7

<br>
Trasa

Rozpoczynamy podróż, tak jak trzeba, od mapy. Tak lubimy najbardziej. Moc map tkwi w tym, że nie zaznaczono na nich ludzi. Przestrzeń jest w nich sprowadzona do dwóch wymiarów, ale można ją sobie przynajmniej wyobrażać bez przeszkód. Nikt nie zaburza obrazu. Drogi, ulice, place, całe wsie, a nawet miasta są idealnie puste, a przez to czytelne. Obcowanie z mapą to obcowanie z przestrzeni, która ma się całkowicie na własność. Można z nią zrobić, co się chce. Mapa łudzi wolnością, obiecuje swobodę, zwalnia z obowiązków. Im jest dokładniejsza, tym łatwiej uwierzyć.


Rudawy Janowickie i okolice. Zaopatrzeni w bezcenny kawałek kolorowego papieru o tym tytule, rozpakowaliśmy rowery z samochodu w zimny, sierpniowy poranek i spoglądając na górujący nad okolicą Sokolik uśmiechaliśmy się do siebie. Trzy dni wolnego, pierwszy raz od narodzin Michasia wyjazd tylko we dwoje. Mama i tata, góry i rower. Duet idealny.


Przepiękny widok na Sokolik z naszej agroturystyki w Trzcińsku.

Dolina Pałaców i Ogrodów

Z obawy o kondycję, pierwszy dzień Naszego pobytu w górach nie mógł prowadzić po wymagających drogach i ścieżkach Rudaw Janowickich, więc postawiliśmy na objazd Doliny Pałaców i Ogrodów. Ponad trzydzieści przepięknych rezydencji ulokowanych na obszarze około stu km kwadratowych objęto ochroną i postanowiono zadbać o ich promocję i ochronę. Gotyckie zamki, barokowe pałace, renesansowe dwory i wiele innych rezydencji czekają na wszystkich z otwartymi rękoma. Postanowiliśmy skorzystać z okazji i zobaczyć kilka z nich, położonych w otoczeniu przepięknej przyrody i urzekającego krajobrazu. Wyjątkowy region stanął przed nami i zapraszał do siebie. Nad Karkonosze nadciągały złowieszcze chmury ale nic nie było w stanie zachwiać naszym optymizmem. Jedziemy.


Złowieszcze i szybko przemieszczające się chmury nad Karkonoszami. Śnieżka długo nie chciała ukazać nam swojego oblicza.

Wojanów - Bobrów

Leniwie ciągnący się wzdłuż równie spokojnego Bobru asfaltowy dywanik doprowadził nas pod pierwszą tego dnia atrakcję, Pałac w Wojanowie-Bobrowie. Jego historia nijak ma odzwierciedlenie w tym co można teraz ujrzeć. Przez prawie sześćset lat przechodził z rąk do rąk, był wielokrotnie rozbudowywany i przebudowywany. Zmieniało się jego przeznaczenie, zmieniali się właściciele i każdy z nich pragnął odcisnąć na nim swoje piętno. Przez te sześć wieków z zamku przeistoczył się zakon, czerwonoarmiści przeobrazili go w poprawczak a następnie w PGR. Gdyby mury potrafiły mówić, opowiadaniom nie byłoby końca... Obecnie pozostaje w rękach prywatnych i otoczony rusztowaniami czeka na lepsze czasy.


Pałac i zamek w jednym, Wojanów-Bobrów.

Wojanów

Pałac w Wojanowie jest piękny i właściwie można na tym zakończyć jego opis. Dzięki zagranicznemu inwestorowi odzyskał swój blask i obecnie użytkowany jest jako czterogwiazdkowy hotel ze wszystkimi udogodnieniami, które taki obiekt może zaproponować gościom z pękatym portfelem. Spotkaliśmy się z opiniami, że ponad czterysta lat historii nie powinno być zamienione w maszynkę do robienia pieniędzy ale patrząc na to z jakim pietyzmem została przeprowadzona renowacja i jak prezentuje się całość jesteśmy za tym, aby wszystkie dawne dwory chylące się ku upadkowi znalazły swojego gospodarza, choćby miały stać się hotelami. Piękne miejsce, drogie i nie dla nas ale cieszy oko.


Pałac Wojanów.

Łomnica

Pięćset metrów od przepięknego pałacu w Wojanowie znajduje się jego ubogi brat w Łomnicy. Dzieli je płynący pomiędzy nimi Bóbr, który dodaje urokowi założeniom parkowym otaczającym oba majątki ziemskie. Również przemianowany na hotel, pałac w Łomnicy, nie jest tak efektowny jak jego sąsiad i pozostaje nieco w jego cieniu. W zabudowaniach folwarcznych można posilić się w restauracji pałacowej, dokonać zakupów rękodzieła i doskonalić naukę języka niemieckiego, który zdecydowanie dominuje pomiędzy półkami z różnym asortymentem i na przypałacowym parkingu. Ceny też tak jakby dla przybyszów zza Odry...


Pałac w Łomnicy.

Jelenia Góra

Obiecałem sobie przed wyjazdem, że zabiorę mą Ukochaną w miejsce, które w zeszłym roku zrobiło na mnie olbrzymie wrażenie ale wiązało się to z tym, że trzeba było przedostać się przez Jelenią Górę. Nie mając na celu zniechęcanie kogokolwiek do odwiedzin tego ciekawego miasta pominę kwestię tego jak jeździ się po nim rowerem i jego uroku, który mieliśmy okazję podziwiać jadąc dajmy na to ulicą Wincentego Pola. Gdy przejechaliśmy pod krajową trójką, która bezceremonialnie wcina się w miasto, odetchnęliśmy z ulgą. Przed nami  pomarańczowy szlak, ucieczka od hałasu i miejskiego zgiełku, który męczy nas potwornie. 


Aga na jeleniogórskim rynku.

Aleja Bolesława Krzywoustego

Nieco ponad cztery kilometry, które dzieliły nas od schroniska wybranego wcześniej jako miejsce na drugie śniadanie, to miód na nasze skołatane serca i nerwy, które ucierpiały w mieście. Aleja nazwana imieniem znanego księcia wiodła pięknie poprowadzoną droga rowerową, wzdłuż brzegów Bobru, który powoli zaczął nabierać górskiego charakteru. Wysokie zbocza okalające ścieżkę, gęsty las wokół i pustka na szlaku spowodowała, że chcieliśmy zatrzymać czas w miejscu. Bez wątpienia jest to jeden z najpiękniejszych odcinków DDR jakim dane było nam kiedykolwiek jechać. Ogromny wiadukt kolejowy tuż za miastem, kawałek dalej elektrownia wodna na Bobrze i ekspozycje turbin, które są użytkowane, źródełko z wodą to dodatkowe atuty, które można przypisać temu szlakowi. Nic tylko jechać i podziwiać.


Czynny wiadukt kolejowy w Jeleniej Górze.


Aleja Bolesława Krzywoustego, DDR pomiędzy Jelenią Górą a Perłą Zachodu.

Perła Zachodu i koniec aparatu

Schronisko Perła Zachodu, leżące wysoko na skarpie nad płynącym w dole Bobrem, urzeka swoim położeniem. Z dołu wygląda jakby było przyklejone do skał, z oddali przepięknie komponuje się z otoczeniem. Nie przejechaliśmy jeszcze nawet dwudziestu kilometrów od Trzcińska ale kawa w takim miejscu wydawała się obowiązkiem. Zostawiliśmy rowery na tarasie i przed dawką kofeiny chcieliśmy zrobić jeszcze małą foto sesję aby mieć co w przyszłości wnukom pokazywać. Kilka ujęć z góry, Aga radośnie przyjmowała pozy będąc kilkadziesiąt metrów niżej, na mostku, a ja kończąc sesję upuściłem aparat. Chwila nieuwagi i stary poczciwy pentax odszedł w krainę szczęśliwości. Wyświetlacz przestał reagować na cokolwiek i robienie zdjęć wróciło do analogowych czasów. W wizjerze wyświetlały się od czasu do czasu jakieś dane ale to było wszystko. Każdy moment byłby zły ale wyjazd we dwoje, w góry... Odechciało mi się kawy, odechciało Perły Zachodu. Pretensje mogłem mieć tylko do siebie. Od tej pory każde zdjęcie było totalną niewiadomą, ustawiłem preselekcję przesłony i próbowałem coś pstrykać. To, że nic z tego dobrego nie wyniknie było pewne prawie jak w banku...



Widok z tarasu Perły Zachodu na Bóbr płynący poniżej. Ostatnie zdjęcie sprawnego, starego, poczciwego Pentaxa, chwilę po tym wylądował nieco niżej...

Góra Szybowcowa

Awaria aparatu spowodowała, że kawy w Perle nie wypiliśmy, nastrój nie ten. Dziesięć kilometrów dalej czekała na Nas dzisiejsza wisienka na torcie i tam też się udaliśmy. Szybki zjazd do Siedlęcina, gdzie chcieliśmy zwiedzić najstarszą w Polsce i zobaczyć tamtejsze polichromie ale nie było gdzie zostawić rowerów więc niepyszni musieliśmy pojechać dalej. Podjazd na Górę Szybowcową dla szosowych wyjadaczy jest tylko asfaltową zmarszczką ale dla Agi, która nigdy po górach nie jeździła, był już małym wyzwaniem. Wjechaliśmy na szczyt równym i spokojnym tempem aby na miejscu móc delektować się przepiękną panoramą, która się z niego rozpościera. Jelenia Góra u stóp przepięknych Karkonoszy, z lewej strony cudowne Rudawy i Góry Kaczawskie. Położyliśmy się na trawie i podziwialiśmy to co natura ma w sobie najpiękniejsze. Absolutnie wyjątkowe miejsce, sporo czasu upłynęło zanim zebraliśmy się i ruszyliśmy w drogę powrotną. Na szczycie mocno wiało i gdyby nie to, zostalibyśmy jeszcze dłużej.


Góra Szybowcowa.


Zjazd z widokiem na Śnieżkę.

Cieplice zakazem stoją

Nieznajomość miasta doprowadziła do tego, że chcąc dostać się do zdrojowej części Jeleniej Góry, wybraliśmy najprostszy wariant i pokonaliśmy je ul. Wolności. Prawie siedem kilometrów, które chciałoby wymazać się z życia, koszmarny ruch i DDR-y z najgorszych snów. W Cieplicach liczyliśmy na relaks dla duszy i ciała w Parku Zdrojowym ale ostentacyjnie wywieszony zakaz jazdy i wprowadzania rowerów na bramie wjazdowej szybko sprowadził Nas na ziemię. Tłukliśmy się przez całe miasto tylko po to aby pocałować klamkę, se la vi... Pokręciliśmy się chwilę po zadbanym rynku szukając jakiegoś punktu zaczepienia i przyjaznej dla rowerzystów restauracji ale nic takiego nie rzuciło nam się w oczy i pojechaliśmy dalej. W brzuchu burczało coraz mocniej a i brak kofeiny też dawał znać o sobie. 


Pałac Schaffgotschów, obecnie siedziba Politechniki w Cieplicach Śląskich-Zdrój.

Regeneracja

Następna z zaplanowanych na dzisiaj atrakcji była niedaleko, ledwie dwa kilometry od Cieplic. Trollking mocno polecał nam odwiedziny stawów rybnych w Podgórzynie i ani trochę nie zawiedliśmy się na jego rekomendacji. Urocze miejsce, piękne widoki i sielski krajobraz. Niestety w tym momencie mój aparat przestał pstrykać w ogóle i ze zdjęć nici, wielka szkoda bo miejsce naprawdę warte tego aby się w nim pojawić. Mieliśmy również zaspokoić w nim swój głód ale duża ilość gości i duży hałas nas do tego zniechęcił. Ponad godzinną przerwę obiadową zrobiliśmy sobie nieco dalej, w Miszówce. Pyszne pierogi i mocne espresso postawiły nas na nogi i poprawiły humory po niepowodzeniu w Cieplicach. 

Przed siebie

Dziesięć kilometrów jazdy po DW366 potrafi zniechęcić. Nie najlepszy asfalt, bardzo duży ruch samochodowy. Gdy w Miłkowie mogliśmy zjechać, w końcu, z tej drogi kamień spadł nam z serca. Brak sensownej alternatywy na tym odcinku spowodował, że musieliśmy to po prostu przejechać i tak też się stało. Oby ostatni raz.

Bukowiec

Od Miłkowa do Trzcińska miało być już praktycznie cały czas z górki i tak też było. Po drodze wstąpiliśmy do Bukowca, w którym Fundacja Doliny Pałaców odtworzyła Park Krajobrazowy. Mniej znane i na pewno dużo rzadziej odwiedzane miejsce niż okoliczne atrakcje ale nic nie ustępujące im urodą. Byliśmy tu sami i mogliśmy nacieszyć się pięknem przyrody w przejmującej wręcz ciszy. Siedząc na pomoście przy stawie Kąpielnik mieliśmy Karkonosze jak na dłoni, towarzyszyły nam tylko dwa łabędzie i skrzypiąca łódka, zacumowana do brzegu. Sielsko, nastrojowo, romantycznie. Nagroda za przejechane kilometry. Mieliśmy w planach wjechać jeszcze na wieżę widokową górującą nad okolicą ale na planach się skończyło. Błogie lenistwo przy stawie wygrało. Łódką też można było popływać, całkowicie za darmo, ale klucze od kłódki trzeba odebrać z pałacu. Dodając do tego przygotowane miejsce na ognisko z pociętym już drewnem, wiatą dla kilkunastu osób wychodzi naprawdę świetne miejsce do spędzenia wolnego czasu.



Karpniki

Jako, że dzień zbliżał się ku końcowi a kilkanaście kilometrów było jeszcze przed nami, czas było jechać dalej. Bukowiec nas rozleniwił i takim też tempem jechaliśmy w stronę Trzcińska ciesząc się sąsiedztwem tak pięknego krajobrazu. Ostatnim aktem tego dnia była wizyta w zamku w Karpnikach i śmiało mogę napisać, że to co najlepsze było właśnie tutaj. Wyglądające jak sześcienna kostka, architektoniczne cudo sprawiło, że oboje patrzeliśmy na ten pałac z podziwem. Jego położenie, to jak komponował się z otoczeniem i jaką jedność z nim tworzył było idealne. Zachodzące powoli słońce i delikatne światło, które podkreślało fakturę i kolory zamku, potęgowało efekt. Byliśmy zachwyceni.


Zamek w Karpnikach.

Złota godzina

Trudy dnia dawały powoli znać o sobie i musiałem skorygować zaplanowaną wcześniej trasę aby nie forsować mojej Kochanej Żonki. Zamiast jechać przez przełęcz Karpnicką pojechaliśmy więc terenową drogą do Bobrowa i był to dobry pomysł. Jadąc podnóżem Gór Sokolich czerpaliśmy radość z zachodzących promieni słońca i widoków. Do Trzcińska zajechaliśmy w złotej godzinie, która sprawia że świat staje się jeszcze piękniejszy. Na zakończenie dnia nie mogliśmy trafić lepiej. 


Krzyżna Góra i Sokolik w blasku zachodzącego słońca.


Sielska atmosfera w Trzcińsku.

Zaliczone gminy: Janowice Wielkie [420], Mysłakowice [421], Podgórzyn [422]



Komentarze
lipciu71
| 06:28 piątek, 20 października 2017 | linkuj Miałem nosa robiąc sobie kawę przed czytaniem opisu wycieczki, bo jest co czytać. Fotki jak zawsze bomba. I sprawdza się stare powiedzenie wszystkich fotografów - ZAWSZE ZAKŁADAJ PASEK APARATU NA SZYJĘ, bo nigdy nie wiesz co Ci go z rąk wytrąci. (Nie da się naprawić?)

Ogłoszenie parafialne: Ile za szkolenie w zakresie fotografowania :)?
rmk
| 13:52 niedziela, 15 października 2017 | linkuj Anka i Grigor - macie dobry cel na wspólną wycieczkę. Polecam :]

Eli - dzięki. Ślad już wrzuciłem, nie wiem dlaczego nie wyświetlał się wcześniej.

Malarz - te siódemki dopiero teraz zauważyłem :) Pentaxa faktycznie szkoda, dobry model był. Co do mostu to co racja to racja. Mój błąd, dzięki za czujność :)

Tomek - co zrobisz z tą Unią jak nic nie zrobisz. Złe ludzie tam są. Co do Parku Zdrojowego to dwa patrole tam stały, oto cała prawda :)
Trollking
| 20:07 czwartek, 12 października 2017 | linkuj O kurczę, nie "chwaliłeś" się z tym wypadkiem z Pentaxem - szczerzę współczuję :(

A relacja taka, że śmieje mi się gęba, bo widzę "swoje" :)

Pamiętam te pałace w stanach kompletnej ruiny - tam już nie było czego kraść. No i proszę - dało się, za kasę tych aktualnie "złych" - Niemców i Holendrów. Wojanów to w ogóle masakra, bo ostały się jakieś pojedyncze mury i stajnie. Ale to ta skromniejsza Łomnica pokazała kierunek, za którym dalej podążano. Karpniki odnowiły się niedawno (i mi podobają się tak sobie), Bukowca w nowej odsłonie nie widziałem, tylko przejeżdżałem ostatnimi czasy w dół, a wtedy z natury ciężko mi się zatrzymuje :)

Trasa na Perłę Zachodu to faktycznie teraz szlak idealny. Za "moich" czasów były tam korzenie, szuter i śmierdziało z oczyszczalni. Znów ta zła Unia zrobiła swoje i jest pięknie :)

Szkoda, że Podgórzyn był w tak pechowym momencie. A co do Parku Zdrojowego to szkoda, że się przejęliście tym znakiem, bo większość go olewa. Kto by Was tam dorwał - pieszy patrol na rowerach? :)

Czekam z niecierpliwością na kolejne odcinki :)
malarz
| 19:26 środa, 11 października 2017 | linkuj Świetna wycieczka mająca same "siódemki" w dystansie z pięknymi fotografiami! :)
Szkoda Pentaxa...
PS. Fotka przedstawia piękny most (nie wiadukt) kolejowy nad rzeką Bóbr w Jeleniej Górze.
grigor86
| 19:02 środa, 11 października 2017 | linkuj Jestem pod wrażeniem piękna tego rejonu. Wycieczka na 5+
elizium
| 16:30 środa, 11 października 2017 | linkuj zarąbista wycieczka - podzielisz się śladem?
anka88
| 16:03 środa, 11 października 2017 | linkuj Dużo pałaców - lubię to!
Piękne widoki - też to lubię!
Klimatyczne miejsca - uwielbiam! :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa nynie
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]