Info

avatar rmk z miasteczka Poznań. Mam przejechane 37834.21 kilometrów. Jeżdżę, bo lubię :)
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rmk.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
77.40 km 0.00 km teren
05:56 h 13.04 km/h:
Maks. pr.:75.20 km/h
Temperatura:32.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2919 m
Kalorie: kcal

Na granicy. Dzień II.

Piątek, 3 sierpnia 2018 • dodano: 27.08.2018 | Komentarze 5

„...Góry tylko wtedy mają sens, gdy jest w nich człowiek ze swoimi uczuciami, przeżywający klęski i zwycięstwa. I wtedy, gdy coś z tych przeżyć zabiera ze sobą w doliny...” Andrzej Zawada.



Schroniskowy klimat jaki panuje w Ziemowicie spowodował, że wieczorne rozmowy nieco się przeciągnęły i wschód słońca musiał obejść się bez mego towarzystwa. Rano ze zgrozą stwierdziłem w swym bagażu brak tygielka, co przełożyło się na konsumpcję kawy sypanej zalanej wrzątkiem. A miało być tak pięknie. Przełknąłem, spakowałem torbę i w drogę. Wrażeń nie powinno zabraknąć, dobrego espresso gdzieś u południowych sąsiadów również.
Twierdza Stachelberg górująca nad Zaclerem od południa miała być największą grupą warowną ówczesnej Czechosłowacji. O jej budowie zadecydowano jeszcze przed II-gą Wojną Światową lecz projekt ten nigdy nie został dokończony. To co udało się zbudować jest udostępnione obecnie do zwiedzania i stanowi jedną z największych atrakcji turystycznych regionu. Nie planowałem jednak eksploracji podziemi i zadowoliłem się tym co widać nad ziemią, z wieży widokowej stojącej tuż obok. Przepiękny widok rozpościerający się na okoliczne pasma górskie zatrzymał mnie na długo. Nie mogłem napatrzeć się na urzekające krajobrazy i siedząc na szczycie układałem w głowie zarys dzisiejszego wyjazdu. O ile kunsztu inżynierów projektujących Stachelberg nie sposób nie podziwiać to nijak ma się on do tego co potrafi stworzyć przyroda. 


Twierdza Stachelberg i krajobraz z wieży widokowej stojącej tuż obok.


Twierdza Stachelberg i krajobraz z wieży widokowej stojącej tuż obok. Na horyzoncie Góry Krucze z najwyższym szczytem Královecký Špičák (881 m n.p.m) na czele.


Jeden z wielu bunkrów wchodzących w skład umocnień rejonu pogranicza czesko-polskiego. Ten miał oznaczenie T-S 81b.

Z parkingu pod twierdzą udałem się do Svobody nad Úpou szlakiem 26B. Pierwszy kilometr z lekkim okładem jechałem, a właściwie toczyłem się w żółwim tempie. Polna droga, luźne kamienie, koleiny i nachylenie trzymające dwucyfrową wartość, na dzień dobry dało mi do wiwatu. Z ulgą przyjąłem asfalt, który pojawił się ni stąd ni zowąd i zafundował mi kapitalny zjazd stromym zboczem Rychorów, aż do Bystric gdzie po przesiadce na szlak 26 zacząłem mozolnie odrabiać w górę, stracone przed momentem metry. Temperatura przekroczyła już upalną granicę trzydziestu stopni, upał powoli zaczął przybierać na sile. Przepiękna panorama na Karkonosze, która wyrosła przede mną na polanie nad Svobodą była nagrodą za pierwsze litry potu. Černá Hora jak na dłoni, Śnieżka majacząca w oddali i cisza wokół. Chwilo trwaj.


Polana pomiędzy Antoninuv Dul a Svobodą nad Úpou. Černá Hora na pierwszym planie i Śnieżka w oddali.

Żar lejący się z nieba spowodował, że dwa litry płynów ubyło szybciej niż przewidywałem i rozpaczliwie zacząłem szukać ochłody. W sukurs przyszła przepływająca przez Svoboda nad Úpou rzeczka, do której dojechałem karkołomnym, leśnym zjazdem i wskoczyłem doń tak jak stałem. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że w górach dziesięć stopni temperatury wody to rzecz normalna nawet w taki dzień jak dzisiaj. Krótki szok dla organizmu ale tego było mi potrzeba. Pięć minut później zapomniałem już o kąpieli. Na słońcu nie sposób było wytrzymać, trzeba było jechać dalej lub chować się w cieniu. Odpocząć postanowiłem w Jańskich Łaźniach, do których dojechałem przyjemnym podjazdem, zacienionym i asfaltowym. Te jedyne miasteczko uzdrowiskowe w czeskich Karkonoszach udostępniło mi pięknie przystrzyżony trawnik w cieniu rosnących tam drzew oraz nieograniczony dostęp do wyśmienitej źródlanej wody. Zaległem przed domem zdrojowym na blisko pół godziny, jedynie chwilami przerywając bezrobocie na krótki spacer w celu uzupełnienia bidonu. 


Janské Lázně.

Jako, że autokar pełen niemieckich emerytów nie jest moim wymarzonym towarzyszem relaksu chcąc nie chcąc musiałem przerwać kontemplację zdrojowego placu. Przyszedł czas na mozolną wspinaczkę na szczyt Czarnej Góry. Zatankowałem dwa litry wody i w drogę. Trzydzieści dwa stopnie w cieniu i prawie siedem kilometrów podjazdu. Uroku dodawał fakt iż każde kolejne tysiąc metrów było bardziej nachylone od poprzednika. Mieląc niespiesznie młynkiem i przyglądając się wagonikom gondoli, które bezszelestnie wwoziły na szczyt tłumy turystów, zastanawiałem się po co mi to wszystko. Przecież rowerem też można się do nich zapakować i bez wysiłku znaleźć się kilkaset metrów wyżej. Wraz ze wzrostem wysokości przybywało przystanków, nie miałem zamiaru oszukiwać samego siebie i udawać, że dam radę wjechać bez zatrzymania. W drodze na szczyt minęło mnie wiele rodzin zjeżdżających na wypożyczanych hulajnogach. O ile dorosłych mi nie szkoda, to widząc dzieciaki pędzące w dół zamykałem oczy. Rynienki poprzeczne, kamyczki, piasek czy chociażby zwykła utrata równowagi i nawet nie chcę wiedzieć co potem. Dla mnie jako rodzica było to niepojęte. Po kilkudziesięciu minutach od wyjazdu z Jańskich Łaźni wjechałem na górę. Poziom samozadowolenia kilkukrotnie przewyższył wysokość tego szczytu. Usiadłem przy starym schronisku i w milczeniu spoglądałem na świat. Burza nadchodząca z zachodu złowrogo zerkała w moją stronę dając nadzieję, że upał zelżeje choćby na chwilę. Słońce paliło z pełną mocą. Pierwszy podjazd kat. HC w Czechach już za mną.


Na moment się ochłodziło...


Jechać czy podziwiać?


Wyżej się nie da. Černá hora 1299 m n.p.m

Rodzynki i suszone morele nie były w stanie zaspokoić mojego głodu więc zacząłem rozglądać się za obiadem. Byłem w komfortowej sytuacji, przede mną kilka kilometrów zjazdu i restauracji od wyboru do koloru. Wybrałem szlak 1B i pomknąłem w kierunku Peca pod Śnieżką. Niesamowita trasa, widokowa, szybka choć miejscami bardzo techniczna, na jednym z odcinków rower zawitał pod pachą. . Niecałe cztery kilometry jazdy do Luciny było dla mnie czystą zabawą. Burza zaczęła przybierać na sile i biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw ruszyłem dalej aby zjechać do Peca i tam przeczekać ulewę i wrzucić coś na ząb. Niecałe trzy kilometry pomiędzy Lucine a Pecem było czystym szaleństwem. Ponad dwudziestoprocentowe nachylenie i idealny asfalt spaliło mi klocki hamulcowe. Niesamowita ściana, z którą nie chciałbym zmierzyć się wtedy w odwrotną stronę.


Widok na Karkonosze spod Cernej Boudy. 


Rower pod pachę i w dół. Nie miałem odwagi i umiejętności aby zjechać.


Burza, która zmusiła mnie do ewakuacji w dolinę. Lučiny.


Widok na Pec pod Śnieżką w dolinie i Karkonosze.

W Pecu ulokowałem się w przydrożnej restauracji, pełnej rowerzystów i motocyklistów, co wziąłem za dobry omen. Porcja naleśników z jagodami i bitą śmietaną, którą otrzymałem wyjaśniła skąd popularność tego przybytku. Tak duża dawka dobroci na talerzu rozłoży na łopatki każdego. Boskie jagody i rozpływające się w ustach ciasto popijane równie znakomitą kawą sprawiło, że chciałem poprosić kucharza o adopcję. Burza nawet nie musnęła miasteczka ukazując swą moc nad szczytem Czarnej Góry przez co zrobiło się jeszcze bardziej parno niż można było to sobie wyobrazić. Walcząc z naleśnikami miałem przepiękny widok na Śnieżkę i przez chwilę wyobraziłem siebie na jej szczycie, rowerem. Nie, to niemożliwe ale może gdzieś niedaleko? Myślałem o jedną chwilę za dużo i już wiedziałem, że Modre Sedlo, o którym słyszałem wiele historii, będzie musiało mnie dzisiaj przywitać. Czy wjadę, czy wniosę rower na plecach, nie miało znaczenia. Decyzję podjąłem szybciej niż przemyślałem konsekwencję. Wszystko przez naleśniki.


Kulinarny raj.

O podjeździe na Modre Sedlo napisano już chyba wszystko. 6.6 km, średnie nachylenie 11.1%, 735m przewyższenia, maks. 15.1% na jednym kilometrze. Te liczby robiły na mnie wrażenie i od dawna chciałem tam pojechać. Okazja trafiła się dzisiaj i choć byłem świadomy swoich ograniczeń i kondycji, nie mogłem odpuścić. Wstałem od stołu, spojrzałem w górę i w trzydziestostopniowym upale zacząłem wspinaczkę. Dwie godziny później, w zacinającym deszczu i piętnastu kreskach na plusie stanąłem przy słupie z tabliczką Modre Sedlo i cieszyłem się jak dziecko. Nie miało to żadnego sensu. Ten wjazd nie był ani turystyczny ani sportowy. A jednak byłem tam i udowodniłem samemu sobie, że chcieć to znaczy móc. Nie miałem ani chwili zwątpienia i to było dla mnie najważniejsze. 

Stojąc na Modre Sedlo obserwowałem przesuwające się ciężkie, stalowe chmury, które spowiły okolice. Pogoda przeszła ze skrajności w skrajność. Czekało mnie kilkanaście kilometrów zjazdu, co samo w sobie było przyjemnością ale przy kilkunastoprocentowym nachyleniu padający deszcz nie ułatwia sprawy a v-brake staje się przekleństwem. Do Pecu zjeżdżałem więc z duszą na ramieniu, kurczowo zaciskając dłonie na hamulcach. Drugi tego dnia podjazd kat. HC, w dodatku uważany za najtrudniejszy w Czechach, za mną. Byłem tak zmęczony, że docierało to do mnie z opóźnieniem.


Tak blisko a tak daleko...




Leje wszędzie. W oddali widoczna wieża telewizyjna na Cernej Horze, przy której byłem kilka godzin wcześniej.


Widoki alpejskie.


Modre Sedlo, cel osiągnięty. Śnieżka na wyciągnięcie ręki.

Zjazd z Modre Sedlo zakończyłem po piętnastu kilometrach, w Horni Marsov. Przestało padać, zza chmur nieśmiało zaczęło przebijać się słońce i świat znów zaczął nabierać kolorów. Najkrótsza droga do Niedamirowa wiodła przez Horni Alberice i dawne turystyczne przejście graniczne. Jedyny problem tego rozwiązania był taki, że musiałem pokonać jeszcze trzysta metrów w górę. Zmęczenie zaczęło bardzo mocno dawać się we znaki ale wyszło mi to na dobre. Pięciokilometrowy odcinek pomiędzy Marsov a Albericami jechałem spacerowym tempem podziwiając sielską, czeską prowincję. Pięknie zadbane obejścia, wypielęgnowane trawniki i równiutka asfaltowa nawierzchnia zrobiły na mnie duże wrażenie. Lubię takie klimaty a zachodzące słońce tylko potęgowało ten efekt.


Dolni Alberice.


Horni Alberice. Początek drogi do starego, turystycznego przejścia granicznego do Niedamirowa.

Szutrowa droga prowadząca z Horni Alberic do Niedamirowa pokonała mnie niemal od razu. Luźne kamienie i nachylenie zrobiły swoje przez co niespiesznie prowadziłem rower do góry. Gdy dotarłem do punktu widokowego niemal mnie zamurowało. Widok, który rozpościerał się przede mną był cudowny i wynagrodził mi wszystkie trudy dzisiejszej wycieczki. Zachód słońca w takich okolicznościach przyrody był najpiękniejszą rzeczą jaką mogłem sobie wymarzyć na koniec dnia. Położyłem się na trawie i chłonąłem chwile. 


Cerna Hora widziana z punktu widokowego nad Albericami.


Śnieżka widziana z punktu widokowego nad Albericami.

Pozostało jeszcze tylko zjechać do Niedamirowa nieco karkołomnym zjazdem, drogą której nie było i wycieczka dobiegła końca. Fizycznie była to zdecydowanie najcięższa trasa jaką przejechałem w swojej krótkiej, rowerowej przygodzie. Upał, wilgotność powietrza, przeróżne nawierzchnie, potężne nachylenia i prawie trzy tysiące metrów przewyższeń dało mi się mocno we znaki. Nie miałem siły położyć się spać ale było to zmęczenie, które daje tylko pozytywną energię. Uwielbiam ten stan.


Kategoria 75-100, Czechy



Komentarze
zarazek
| 08:40 środa, 29 sierpnia 2018 | linkuj Fajnie, fajnie - dla takich widoków jak na ostatniej focie człowiek się w tych górach męczy :)
Trollking
| 20:54 wtorek, 28 sierpnia 2018 | linkuj O kurde, widziałeś rowerem więcej czeskich Karkonoszy niż ja :) A te przewyższenia - miazga.

Rozumiem, że foty z telefonu, któremu reklamy robić nie będziemy? Super wyszły!
grigor86
| 20:42 wtorek, 28 sierpnia 2018 | linkuj Miło popatrzeć na Karkonosze z drugiej strony - czeskiej. Konkretna wycieczka. Jestem pod wrażeniem.
anka88
| 19:36 wtorek, 28 sierpnia 2018 | linkuj Świetne widoki, tylko podziwiać i zachować je w pamięci :)
malarz
| 03:48 wtorek, 28 sierpnia 2018 | linkuj Super!
Znakomite fotografie wspaniałych widoków :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa osiep
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]