Info

avatar rmk z miasteczka Poznań. Mam przejechane 37834.21 kilometrów. Jeżdżę, bo lubię :)
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rmk.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
52.80 km 0.00 km teren
03:26 h 15.38 km/h:
Maks. pr.:54.50 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1256 m
Kalorie: kcal

Na granicy. Dzień III.

Sobota, 4 sierpnia 2018 • dodano: 14.10.2018 | Komentarze 3

Dzień przeplatany burzami i chmurami, do południa lało i nie było sensu ani chęci na rower. Pograłem więc przy kawie w scrabble z wesołą ekipą Ziemowita i czekałem na odrobinę słońca. Przejaśniło się nieco po trzynastej więc nie kombinując za dużo pojechałem na obiad do Czech. Pomimo, że do dobrej knajpki miałem dwa kilometry to pojechałem dookoła przez Okraj.


Opawa.


Rozdroże Kowarskie.

Wczorajszy dzień dał się we znaki już na pierwszej górce za Niedamirowem i sporo czasu minęło zanim mięśnie wskoczyły na odpowiedni tryb, choć do końca dnia był to poziom wybitnie rekreacyjny. W połowie podjazdu na Okraj z nieba spadła ściana deszczu ale zapobiegliwie schowałem się w przydrożnej wiacie przy Rozdrożu pod Sulicą i przeczekałem piętnastominutową nawałnicę.


Oberwanie chmury i ściana deszczu na Rozdrożu nad Sulicą.

Na granicznej przełęczy przywitało mnie piękne słońce i burczenie w brzuchu więc czym prędzej zacząłem zjeżdżać do Horni Marsov, gdzie polecano mi jeden przybytek ze swojskim jedzeniem. Wybrałem wąską drogę po wschodniej część Małej Upy i był to strzał w dziesiątkę. Piękna widokowo i dająca mnóstwo adrenaliny droga po ponad pięciu kilometrach połączyła się z głównym traktem, który wybiera zdecydowana większość rowerzystów. Zupełnie niesłusznie bo ten odcinek to kawał pięknej trasy, nawierzchnia może nie jest idealna ale cała reszta rekompensuje tę niedogodność. Trzeba tylko mocno ściskać klamki bo chwila fantazji może nas drogo kosztować na tej stromiźnie. Kapitalny zjazd skończyłem pod restauracją Hostinec Na Kopečku, gdzie zaległem na prawie dwie godziny delektując się miejscowymi specjałami.


Mala Upa.


Okolice Malej Upy.


Kolorowo.



Początek ściany, rzeczywiście niebezpieczny odcinek.


Zgubić się nie sposób.


Pięknie, przepięknie, najpiękniej. Czechy jak malowane.

O ile Hostinec Na Kopečku mogę polecić wszystkim ze względu na wyśmienite jedzenie i umiarkowane ceny to, to że próbowano mnie konkretnie oszukać przy przeliczeniu złotówek na korony to wybaczyć im tego nie mogę. Kelnerka chciała zrobić to w tak bezczelny sposób, że zrobiłem niezły burdel w polsko-czeskim języku i tylko przeprosiny od właściciela mnie uspokoiły. Nie lubię takich akcji i za to skreślam te miejsce grubym krzyżykiem.


Horni Marsov.

Najedzony, wypoczęty ale koniec końców naładowany negatywnymi emocjami musiałem je z siebie wyrzucić. Okoliczne tereny były do tego idealnie stworzone. Do głowy wpadł mi wjazd na Cestnik, który wypatrzyłem na mapie, na której ta przełęcz miała być ozdobiona punktem widokowym. Drogę do Horni Alberic znałem już z wczorajszego dnia, więc ten malowniczy odcinek był dla mnie powtórką, natomiast dalsze pięć kilometrów nowością. Po tym jak dojechałem do rozdroża na turystyczne przejście graniczne do Niedamirowa, pojechałem dalej w górę. Piękna, nowa asfaltowa wstęga beznamiętnie wspinała się prosto na zbocze górujące nad wsią, wyciskając ze mnie całą energię. Dwucyfrowo nachylony kilometr drogi dał sporo do myślenia, w tym odcinek bliski dwudziestu procentom, na którym głośno zacząłem zastanawiać się co ja tu właściwie robię. Cestnik okazał się czymś pośród niczego, punkt widokowy był ale tylko na mapie. Zawiedziony zawróciłem i szalonym zjazdem po chwili znalazłem się w Horni Albericach.


Dolni Lyseciny.


Dolni Alberice.


Horni Alberice, piec wapienny.


Ściana za Horni Alberice wyprowadzająca na Lasocki Grzbiet.


Przełęcz Cestnik.

Moje nogi zaprotestowały kolejnemu katowaniu i mając na uwadze kolejny dzień zaliczyłem piesze podejście pod przejście do Niedamirowa. Zaległem na wczorajszej ławce na ponad godzinę po raz kolejny podziwiając zjawiskowy zachód słońca w tym miejscu. Przesuwające się w dolinie chmury, delikatna mgiełka i słońce walczące o skrawek miejsca na niebie z burzowymi chmurami stworzyły spektakl jakiego nie da się opisać słowami. Piękne zakończenie zwykłej górskiej przejażdżki. 


Usiądź i podziwiaj.


Chwile, które warto zachować w pamięci.

Wieczorem udałem się z nowo poznanymi znajomymi z Ziemowita na imprezę z okazji Dnia Niedamirowa. Przyznać muszę iż była to chyba najlepsza potupaja jaką widziałem na jakiejkolwiek wsi. Organizacja i całokształt sprawił, że trochę mi się zeszło i wschód słońca z aparatem nie wypalił. Choć zarzekaliśmy się z właścicielem, że pójdziemy. Cóż, samo życie ;)
Kategoria 50-75, Czechy



Komentarze
anka88
| 15:09 poniedziałek, 15 października 2018 | linkuj W Czechach jeszcze nie byliśmy na rowerze. Myślę, że dzięki Twojej relacji będzie to dobry pomysł na wyjazd :).
michuss
| 06:57 poniedziałek, 15 października 2018 | linkuj Piękna okolica i świetne zdjęcia.

Napisałbyś co tam za specjały sobie zamówiłeś u tych oszustów :)
Trollking
| 19:51 niedziela, 14 października 2018 | linkuj Dwie ostatnie foty - poezja :)

Ale masz fajny kokpit :)

Jak zwykle super relacja.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa mpoto
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]