Info

avatar rmk z miasteczka Poznań. Mam przejechane 37834.21 kilometrów. Jeżdżę, bo lubię :)
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rmk.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Lubuskie

Dystans całkowity:3861.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:150:38
Średnia prędkość:23.68 km/h
Maksymalna prędkość:71.00 km/h
Suma podjazdów:19958 m
Liczba aktywności:41
Średnio na aktywność:94.18 km i 4h 04m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
41.30 km 0.00 km teren
02:37 h 15.78 km/h:
Maks. pr.:37.00 km/h
Temperatura:-2.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:455 m
Kalorie: kcal

Garb Kocich Gór.

Poniedziałek, 29 grudnia 2014 • dodano: 29.12.2014 | Komentarze 10

Ostatni tydzień był dla mnie fatalny pod względem zdrowotnym. Na same święta dopadła mnie grypa, zaraziłem się od rodzinki, która chorowała wcześniej. Na pewno duży wpływ na to miał fakt, że bardzo mocno dałem sobie w kość dwa dni wcześniej, szalejąc rowerem z wichurą, przez co osłabiony organizm miał mało sił dla odparcia choróbska. Jedyny pozytyw tego wszystkiego - nie przytyłem w święta, bo prawie nic nie jadłem :)

W międzyczasie pogoda wróciła do normy, tzn. stała się prawdziwie zimowa, przyszedł spory mróz i pojawił się długo wyczekiwany przez wielu śnieg. Wiedziałem, że po takiej chorobie nie ma co szaleć z rowerem dzisiaj więc wybór był prosty - jadę w las. Dlaczego właśnie tam? Bo nie wieje i w zimowej scenerii właśnie tam jest najpiękniej. A, że tu gdzie teraz jestem mam i lasu pod dostatkiem i jeszcze moje górki są tuż za miedzą, to mogło być tylko dobrze albo i lepiej :)

Tytułowy Garb Kocich Gór to wschodni koniec Wzgórz Dalkowskich, niesamowity kawałek terenu, gdzie można poczuć się jak w górach. Znajdują się na jego terenie dwa rezerwaty "Annabrzeskie wąwozy" oraz "Dalkowskie Jary", najwyższy szczyt to Góra Jana lub zamiennie Bonowska Góra, 228m n.p.m. Ale to co najbardziej imponujące w tym zalesionym terenie to wysokości bezwzględne jakie osiągają ścianki, które wyrastają nierzadko na 70-80m w górę. Właściwie cały teren to nieustanne hopki, prawdziwy raj dla posiadaczy mtb-ków. Trasy jakie można tu przejechać mogą sprawić tyle radości, że można tu śmigać przez cały dzień i ciągle będzie co odkrywać. Przewyższeń można uzbierać do woli, do upadłego :)

I właśnie w powyższym terenie postanowiłem sobie dzisiaj pojeździć. Zeszło trzy godziny na świeżym powietrzu, było i prowadzenie roweru na nieprzejezdnych odcinkach, były szaleńcze zjazdy po śniegu, katorżnicze podjazdy i herbatka z termosu. Bardzo ale to bardzo udany, rowerowy dzień. Mały kilometraż ale wielki zastrzyk pozytywnej energii i moje ukochane pagórki. Pogoda piękna, mroźnie ale słonecznie.

Dzisiejsza trasa.

Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie
Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie © rmk


Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie
Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie © rmk

Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie
Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie © rmk

Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie. Pozostałości po wieży widokowej :|
Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie. Pozostałości po wieży widokowej :| © rmk

Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie. Kilkudziesięciometrowe ścianki wąwozów
Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie. Kilkudziesięciometrowe ścianki wąwozów © rmk

Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie
Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie © rmk

Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie. Raj dla mtb, piękne single!
Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie. Raj dla mtb, piękne single! © rmk

Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie
Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie © rmk

Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie. Widok na Hutę Miedzi Głogów i Kurów Wielki
Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie. Widok na Hutę Miedzi Głogów i Kurów Wielki © rmk

Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie. Ruiny pięknego pałacu w Dalkowie
Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie. Ruiny pięknego pałacu w Dalkowie © rmk

Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie. Ruiny pięknego pałacu w Dalkowie
Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie. Ruiny pięknego pałacu w Dalkowie © rmk

Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie. Góra Jana 228m n.p.m
Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie. Góra Jana 228m n.p.m © rmk

Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie
Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie © rmk

Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie. Sanktuarium na Górze Św. Anny
Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie. Sanktuarium na Górze Św. Anny © rmk

Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie. Sanktuarium na Górze Św. Anny
Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie. Sanktuarium na Górze Św. Anny © rmk

Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie. Sanktuarium na Górze Św. Anny
Garb Kocich Gór - Wzgórza Dalkowskie. Sanktuarium na Górze Św. Anny © rmk


Kategoria 25-50, Lubuskie


Dane wyjazdu:
58.50 km 0.00 km teren
02:44 h 21.40 km/h:
Maks. pr.:59.00 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:515 m
Kalorie: kcal

Myśli rozczochrane, wichurą zapisane.

Poniedziałek, 22 grudnia 2014 • dodano: 23.12.2014 | Komentarze 9

- Tatuś, dlaczego prąd nie chodzi w nocy spać?
- Synku, dlaczego zawsze wieje mi twarz gdy jeżdżę rowerem?
Spojrzeli na siebie i żaden z nich nie odezwał się ani słowem. Oboje znali odpowiedź, jedyną prawdziwą. Bo tak po prostu już jest.


Jak opisać wiatr? Jak go dotknąć? Jak schować? Jak wyłączyć? Jak sfotografować? No jak?

Gdy jedziesz pod wiatr, co czujesz? Gdy wiatr rzuca Tobą jak zabawką, co czujesz? Gdy pomimo Twoich usilnych prób nie możesz jechać szybciej niż 10km/h, co czujesz? Gdy chce Ci się tylko płakać a wiele przed Tobą, co czujesz?

Droga to wznosi się to opada, raz delikatnie, raz brutalnie ale ciągle faluje. Mięśnie odmawiają współpracy a Ty zmuszasz je do ciągle to większego wysiłku. Robisz to celowo?

Co Tobą kieruje, że decydujesz się poświęcić swojej pasji pomimo, że wszystko inne mówi Ci abyś tego nie robił? Co sprawia, że chcesz to robić? Co w tym jest takiego, że nie zamienisz tego na nic innego? No, co?

Jakie uczucia są w Tobie?

Ja jestem szczęśliwy.


- Tatuś, chciałbym mieć w sobie tyle siły aby nigdy się nie poddawać.
- Wiem synku, wiem. Ja też.



Bez wątpienia to była najbardziej nierowerowa pogoda w jakiej dane było mi jeździć. Wiatr momentami rzucał mną po drodze jak zabawką. W wielu momentach chciałem rzucić rower do rowu, usiąść obok i mieć wszystko gdzieś. Jeździłem dzisiaj po Wzgórzach Dalkowskich, sporo asfaltu ale równie dużo jazdy po lesie, w błocie po kostki i zdradliwych liściach. Piękne podjazdy ale wszystkie w deszczu i huraganowym wietrze. Mimo to jeździłem i uśmiechałem się sam do siebie. Uśmiech to mój najwierniejszy towarzysz, z nim zajadę wszędzie.
Nagrodą za to, że nie odpuściłem i nie zwątpiłem były dwa widoki jakie dane było mi uświadczyć. Nie da się ich opisać, to trzeba było zobaczyć. Jednym z nich była absolutnie przepiękna panorama Sudetów, jakieś 110-120km ode mnie majaczyła w oddali Śnieżka. Później wkleję fotki. I właśnie dla takich chwil jeżdżę rowerem.

Dzisiejsza trasa. Wzgórza Dalkowskie.

Dodałem jeden nowy podjazd do altimetru, jak pojawi się w bazie to go wkleję.
Kręciłem również na poniższych:
Podjazd przez Zimną Brzeźnicę. Wzgórza Dalkowskie - altimetr.
Podjazd do Popowa. Wzgórza Dalkowskie - altimetr.

Przepiękny widok na całe pasmo Karkonoszy z górki w okolicach Grębocic. Wiało tak, że ledwie utrzymałem aparat
Przepiękny widok na całe pasmo Karkonoszy z górki w okolicach Grębocic. Wiało tak, że ledwie utrzymałem aparat © rmk
Kategoria 50-75, Lubuskie


Dane wyjazdu:
52.40 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:328 m
Kalorie: kcal

Mordęga.

Niedziela, 21 grudnia 2014 • dodano: 21.12.2014 | Komentarze 8

Nie wiem od czego zacząć ale muszę
przestać ślęczeć nad pustym arkuszem.
O małą relacje się pokuszę
Mych konwersacji z wiatrobusem
Który to plecie jak wianuszek
Ten przyczynowo skutkowy łańcuszek.


Najbliższe kilka dni będę spędzał w rodzinnych stronach, rower zabrałem ze sobą więc będzie odmiana od objeżdżonych do bólu dróg dookoła własnego, poznańskiego komina. Pogoda jaka jest każdy widzi, więc wsiadłem dzisiaj na rowerek z zamiarem pokręcenia się w bliskich okolicach Bytomia i spędzenia dwóch godzin na świeżym powietrzu. Miało nie padać, tylko wiać i na początku tak było. Na początku czyli jakieś trzy km od domu. Później już na przemian była mżawka, deszcz i lekkie przejaśnienie. Prawdziwy misz-masz. Za to wiatr, od początku do końca, był wiernym towarzyszem mej dzisiejszej niedoli. Wiatr, wietrzysko a momentami prawdziwy wicher. Nie było zmiłuj i przez pierwsze dwadzieścia kilka kilometrów tak mnie wywiało, że chwilami prędkość spadała do 12-13km/h.

Generujący lęk jak katiusze
Istne katusze obrane z łusek
Wróćmy jednak do meritum
Niestety nic godnego zachwytu


Dlaczego tytułowa mordęga? Myślicie, że to przez ten wiatr? Oj nie tylko, oj nie tylko. Bo dlaczego miałby skończyć rok z tylko jedną złapaną gumą na koncie jak można skończyć z dwoma (oby:) ? Otóż przy pięknej ruinie pałacu w Drwalewicach, sześć kilometrów przed Kożuchowem, najechałem na szkło. W tym samym momencie uświadomiłem sobie, że pompka została w plecaku, a plecak w domu. Co to oznaczało? Sześciokilometrową przebieżkę w rowerem u boku do najbliższej stacji paliw z kompresorem. Pod wiatr i zacinającą mżawkę. Nie biegałem ładnych kilka miesięcy, więc moje nogi dość szybko dały mi znać, że pracują nie te mięśnie które pracować powinny, które były przyzwyczajone do roweru a nie do biegania...

Tak jak nie nawrócisz sodomitów
Tak nie przechytrzysz jego sprytu
Nie on trwa skąpany purpurą
Na swą obronę mam tylko pióro
Nieznane skrupułom rzuca urok
Że do wiatru strach czuje pod skórą.


Dobiegłem, wymieniłem dętkę, napompowałem więc teraz miało być łatwiej, z wiatrem już. Ale co to, to nie. Podjazd z Kożuchowa w kierunku Szprotawy to prawdziwe katiusze, deszcz padał poziomo w twarz a jego kolega wiatr targał mną jak pacynką. Co mogłem przeciwstawić? Uśmiech, dużo uśmiechu. Więc się uśmiechałem sam do siebie i kręciłem sobie byle do przodu.

Mroczny pasażer ze mną jedzie
Siedzi obok, choć tyle pustych siedzeń
Obsesyjnie jak upiór w operze
Jeśli nie widzisz spróbuj spojrzeć szerzej

Od Borowa Wielkiego było już tak jak być powinno. Dostałem taki wiatr w plecy, że przez jakieś piętnaście kilometrów jechałem w okolicach 42km/h, to tylko świadczy o tym jakie dzisiaj były warunki. Nawet psy, które chciały zamienić ze mną kilka zdań w mijanych przeze mnie wioskach, nie miały wielkiej ochoty się ścigać i odpuszczały jeszcze przy furtkach. Czułem się jakbym miał spadachron :)

Ciągnie się ta podróż w nieznane
Wraz z tym nierozłącznym kompanem
Wirują słowa niewypowiedziane
A uznane za zaakceptowane

Od Nowego Miasteczka poczułem już zmęczenie. Bieg dał o sobie znać, również brak płynów odbił się negatywnie. Oprócz pompki nie zabrałem też bidonu... Podjazdu przez Małaszowice do Popowa jednak odpuścić nie mogłem, więc już bokiem do mojego dzisiejszego kompana wkulałem się na górę. Na górującym nad Bytomiem wzniesieniu mało mnie nie zmiotło z roweru. Odkryte pola dawały uczucie niemocy. Jechałem z górki, a musiałem dokręcać żeby tę górkę czuć. Dojechałem zmęczony jak nigdy. Ale uśmiechnięty. Nic nie było w stanie mi tego uśmiechu dzisiaj ściągnąć z mojej sponiewieranej i przewianej facjaty. W końcu mogę trochę pokręcić po jakichś wzniesieniach, po odmiennym od codzienności terenie. Więc się uśmiecham :)

Mroczny pasażer ze mną jechał
Teraz pusto nie ma nic nawet echa
Niebezpieczny jak pierwsza krecha
Jakby nie patrzeć mi się to uśmiecha.

Teraz cisza, spokój, kawka i ciastko. Jutro zakwasy, deszcz i jeszcze większy wiatr. I dalej będę się uśmiechał :)

Jeździłem tutaj.

Podjazd na Cisów. Wzgórza Dalkowskie - altimetr.
Podjazd do Popowa. Wzgórza Dalkowskie - altimetr.






Kategoria 50-75, Lubuskie


Dane wyjazdu:
183.00 km 0.00 km teren
07:11 h 25.48 km/h:
Maks. pr.:37.40 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:661 m
Kalorie: kcal

Do rodzinki, w rytmie reagee.

Środa, 6 sierpnia 2014 • dodano: 06.08.2014 | Komentarze 3

W końcu pojechałem do rodziny rowerem. Od dawna planowałem pojechać do Bytomia Odrz. na dwóch kółkach ale nie miałem ku temu okazji więc nie zastanawiałem się zbyt długo i korzystając ze sposobności spakowałem sakwy i obrałem kierunek na południe. Wariantów dojazdu jest całe mnóstwo, moja trasa była dobrana tak aby pojeździć nieco po gminach w których mnie jeszcze rowerem nie było. Trasa choć znana mi z jazdy samochodem aż za dobrze to z siodełka wygląda zgoła odmiennie i to chyba jedyny pozytyw tego wyjazdu. Niedawne perypetie zdrowotne mocno dały mi się we znaki i przez cały czas dawały o sobie znać lekkie skurcze w obu łydkach. Dodając do tego wyjątkowo nieprzyjemny wiatr, który przez większą część dystansu wiał z boku lub w twarz wycieczkę tę zaliczam do tych z gatunku mało udanych.

Wyjechałem z domu około dziewiątej rano, długo nie mogłem się zebrać patrząc na to w którą stronę uginają się wierzchołki drzew za oknem. Wiało dokładnie z kierunku w którym się udwałem. Dodając do tego ciężkie sakwy wiedziałem, że będzie to raczej droga po prostu do przejechania niż do zapamiętania. Gdy tylko wydostałem się z Poznania, za Skórzewem, założyłem słuchawki, włączyłem mp3-ójkę, znalazłem katalog "rower - reagee" i w tych bujających rytmach zacząłem kręcić ze stałym, równiutkim tempem aż do samego Bytomia. Nie zwracałem uwagi czy pod górkę, czy z górki, czy po asfalcie, czy po szutrach. Wiatr miałem gdzieś, tiry, osobówki i motory też. Po prostu jechałem przed siebie nie zwracając za bardzo uwagi na przeciwności. Rower, reagee i ja. 

Zaliczone gminy: Granowo (130), Grodzisk Wielkopolski (131), Kamieniec (132), Wielichowo (133), Rakoniewice (134), Wolsztyn (135), Kolsko (136)

Poznań - Wolsztyn - Bytom Odrz. 


Droga z Podłozin do Skrzynek.


Kościół pw. św. Marcina w Granowie. 1298r.


Browar w Grodzisku Wielkopolskim.


Starówka w Grodzisku Wielkopolskim.


Rynek w Grodzisku Wielkopolskim.


Rzeczka Mogilnica, przed Ruchocicami.


Objadłem się tymi jabłkami niemożliwie :) Takich w sklepie się nie dostanie :) Gdzieś w okolicach Wielichowa.


Rakoniewice. W 35. rocznicę utworzenia Wielkopolskiego Muzeum Pożarnictwa na rakoniewickim rynku stanęła jedyna w Polsce fontanna będąca jednocześnie pomnikiem strażaków. Na skraju zbiornika stoją dwie postacie strażaków (kobiety i mężczyzny). Podświetlony na czerwono, środkowy strumień wody imituje ogień gaszony wodą tryskającą z prądownic trzymanych przez strażaków. Bardzo mi się to podobało :)


Wolsztyn, jezioro Wolsztyńskie. Bardzo ładne miasto, polecam każdemu kto będzie w tych okolicach zatrzymać się tu choć na chwilę. Parowozownia to tylko jedna z atrakcji, tym razem nie jeździłem za dużo po mieście, pojechałem posiedzieć tylko nad wodą. Bywałem tu wielokrotnie, teraz też nie omieszkałem posiedzieć chwili nad jeziorem i uzupełnić nieco energii w postaci kilku kanapek z szynką ;) Lepsze to niż jakieś żele i inne pierdoły ;)


Klasztor pocysterski w Obrze pod Wolsztynem. Piękny park dookoła, z kościoła mnie pogonili chyba dlatego, że nie miałem długich spodni. Powodów wyjaśniać nie chcieli, pierwszy raz się spotkałem z czymś takim. Dziwne :|


Tyle razy przejeżdżałem odok tego cuda ale fotkę strzeliłem po raz pierwszy. Płot był zamknięty i nie wjechałem na teren tego afrykańskiego państwa. Innym razem ;)


Dane wyjazdu:
55.80 km 0.00 km teren
01:57 h 28.62 km/h:
Maks. pr.:45.20 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:244 m
Kalorie: kcal

Pięćdziesiątka w rodzinnych stronach.

Sobota, 26 lipca 2014 • dodano: 26.07.2014 | Komentarze 1

Jako, że bawię obecnie w rodzinnych stronach i mam ze sobą swojego dwukołowca ale mało czasu na jazdę, dzisiaj wieczorem skromna pięćdziesiątka. Po czterech dniach bez roweru byłem dziś mocno nakręcony, więc jechało mi się bardzo ale to bardzo dobrze. W Nowej Soli zatrzymała mnie policja i dostałem pouczenie za jazdę po drodze publicznej obok ddr-u. Rozmowa całkiem przyjemna i zabawna, smutny pan miał chyba dobry humor albo po pracy też jeździ rowerem. Ddr-om z kostki brukowej mówię stanowcze nie!

Bytom Odrz. - Kożuchów - N.S. - Otyń - N.S. - Bytom Odrz.

Zaliczone gminy: Kożuchów (120), Otyń (121)




Dane wyjazdu:
178.80 km 0.00 km teren
07:26 h 24.05 km/h:
Maks. pr.:55.80 km/h
Temperatura:100.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:758 m
Kalorie: kcal

Duety do mety :)

Niedziela, 8 czerwca 2014 • dodano: 09.06.2014 | Komentarze 8

Nadszedł w końcu ten czas, że wybrałem się w trasę z kimś z bikestats. Wspólny wypad z Jurkiem do Sierakowskiego i Pszczewskiego Parku Krajobrazowego w najgorętszy, jak dotychczas, dzień roku. Parę dni temu Jurek zaproponował wspólną jazdę, długo się nie zastanawiałem i w niedzielny poranek ruszyłem w nieznane do nieznajomego ;)

Duety do mety, poglądowo.

Zaliczone gminy: Duszniki (100), Pniewy (101), Chrzypsko Wielkie (102), Sieraków (103), Międzychód (104), Pszczew (105)

Spotkaliśmy się w Dusznikach, dla Jurka rzut beretem dla mnie ponad cztery dyszki na rozgrzewkę. Nie wiem jak to możliwe, że aż tak idiotyczny pomysł przyszedł mi z rana do głowy, ale do Sadów pojechałem 92-ójką. Dzień wcześniej tam byłem, widziałem wyfrezowany asfalt ale pomyślałem, że bokiem przejadę. No i przejechałem sie po tarce, pierwszy test dla nowych chytów zaliczony. Jak się później okazało, Jurka wytrzęsło później jeszcze bardziej... Dokulałem się do Dusznik, krótka wymiana uprzejmości i się rozgadaliśmy na tematy różne i różniste. I tak było do samego końca :)
Omówiliśmy trasę, ustaliśmy gdzie i jak śmigamy i w drogę. We dwójkę kilometry lecą niepostrzeżenie, Jurek sporo opowiada mi o terenach którymi jeździmy, widać że zna je na wylot, dowiaduję się sporo ciekawostek. Zatrzymujemy się w Pniewach na cmentarzu sióstr "Urszulanek", Jurek bajerował napotkaną zakonnicę i po chwili wiemy wszystko o ich cmentarzu, siostrach i Ich klasztorze. Bardzo miła i serdeczna Pani :) Sam cmentarz bardzo zadbany, skromny ale jednocześnie "reprezentatywny". 

Cmentarz Sióstr Urszulanek.

Kierując się na Białkosz mamy już namiastkę tego co nas dzisiaj będzie czekać. Górki, pagórki, lasy dookoła i potworna lampa z nieba. Wody ubywa w piorunującym tempie. Lekki odpoczynek na terenie pałacu w Białkoszu umilamy sobie konwersując w trzech językach z niejaką Helgą, która wręcz zmusiła nas do wzięcia prysznica w pięknych okolicznościach przyrody. "Wundabar, fantastich, super, good idea, dziękujemy", poligloci dziękują za kąpiel ;)

Pałac w Białkoszu.


Melanż w Białkoszu :)

Kawałek za Białkoszem jeden z głównych punktów wycieczki, punkt widokowy z panoramą Jeziora Chrzypskiego i szerokooo pojętych okolic. Piękny widok się z niego rozpościera, naprawdę warto tam się udać, nie sposób być niezadowolonym :) Stoi tam też "grzyb", według napisu wyrytego na pomniku jest to pierwszy na świecie pomnik odsłonięty w trzecim tysiącleciu, Monument odsłonięto 1 stycznia 2001 (minutę po północy). Z tegoż też miejsca mamy wspólną fotkę, niestety fotograf uznał, że nogi nam są zbędne i lepiej wyglądamy od pasa w górę ;)

Wespół z Jurkiem na punckie widokowym w Łężeczkach.


Punkt widokowy w Łężeczkach. Jezioro Chrzypskie i puszcza notecka w oddali.

Po chwilach napawania się widokami zaczęło się to co lubimy najbardziej. Góra - dół - góra - dół. Oj można się w tych rejonach nacieszyć pagórkami, można się ujechać konkretnie. Kto nie wierzy, niech jedzie i przekona się sam, że nie taka Wielkopolska płaska i nudna jak się o niej pisze :) Na drogach pustki, jedziemy całą szerkością jezdni i trochę dajemy upust szaleństwu cisnąc mocniej na zjazdach i kulając się niespiesznie pod górki :) Słońce... Woda z bidonu prawie paruje... W Sierakowie postój na lody, w takim dniu jak ten smakują jak nigdy wcześniej :) Próbowaliśmy dostać się do Muzeum Opalińskich ale odbiliśmy się od furtki. Podobną sytuację miałem tydzień temu za Żerkowem. Na weekend, gdy większość ma wolne i może pozwiedzać, takich atrakcji się nie otwiera. Bo i po co... 

Muzeum Opalińskich w Sierakowie.

Z Sierakowa do Międzychodu droga mija szybko. Próbujemy nie myśleć o upale ale myśleć a odczuwać to dwie inne rzeczy. W Bielsku, tuż przed wjazdem do miasta, zastanawiamy się czy nie zmienić środka transportu :)

Międzychodzkie Gas Monkey :)

W Międzychodzie dopadamy cień pod byłym Hotelem Miejskim i komibinujemy co dalej. Padło na plażing nad miejskim jeziorem. Moczenie nóg daje niewyobrażalną ulgę. Pełen relaks, cień i woda :)

Rynek w Międzychodzie.

Rowery same do domu nie dojadą, więc pakujemy się i w drogę do Pszczewa. Ten odcinek jest świetnie pofałdowany, ale w tej pogodzie robi się mała masakra. Temperatura osiąga coś około 100 stopni, jadę przodem i nagle czuję spory ból w prawej dłoni. Myślę co jest? A tu nagle powtórny ból, jeszcze mocniejszy. Okazało się, że przejeżdżając pod linią wysokiego napięcia poraził mnie prąd. W jaki sposób nie mam pojęcia, ale czułem te kopnięcie w kierownicę, wystraszyłem się nie na żarty. Dobre pół godziny czułem ból w dłoni :| Dojeżdżamy do Pszczewa i marzymy tylko o kąpieli w jeziorze. Niestety jezioro pszczewskie to jeden wielki ściek, w dodatku brzeg usiany był kamieniami i szkłami. Pozostało nam sie tylko walnąć na trawie i odpocząć w cieniu. Wszystko co dobre szybko się kończy, chciałem uzupełnić trochę energii i zjeść snickersa, którego miałem w plecaku. Płynny smakował wybornie ale po chwili mało się nie udusiłem, prawie zakleił mi przełyk :/ Nie bawiąc się w szczegóły, było nieciekawie... :( Ehh taka mała pierdoła może zabić człowieka :|
W poszukiwaniu wody zdatnej do kąpieli meldujemy się nad Jeziorem Chłop, tam zasłużona kąpiel, odświeżenie się i plażing. Tego nam było potrzeba. Temperatura już dawno przekroczyła sto stopni.
Plażing nad jeziorem Chłop.

Droga do Trzciela staje się przysłowiowym krzyżykiem dla Jurka. Poprzeczne spękania, łata na łacie i inne cuda inżynieryjnej techniki naszych budowniczych dóg są istną katorgą dla szosówki. W oczach Jurka widać zniechęcenie i brak energii. Dojechaliśmy do Trzciela, zalegliśmy w cieniu pod sklepem i analizowaliśmy sytuację. Wypiłem litr soku pomidorowego w 30sek, ten smak ciągnął się ze mną ponad dwie godziny. Dał mi on duży zastrzyk energii, niestety Jurek nie dał się namówić, Jego ciało odmówiło posłuszeństwa. Po dłuższej chwili ruszamy dalej, ciągnę Jurka do Miedzichowa ale tam odcina mu prąd, jest nieciekawie. Ewidentnie zabrakło Jurkowi energii, brak jedzenia dał o sobie znać i praktycznie ściągnął go z roweru. Długi postój pozwolił na złapanie odrobiny mocy i poboczem starej A2-ójki ruszyliśmy w stronę Nowego Tomyśla. Wiedziałem, że to będzie meta dzisiejszej trasy, chciałem dociągnąć Jurka na pociąg, całkiem sprawnie siedział mi na kole ale w pewnym momencie straciłem go z oczu. Oglądam się, Jurka nie ma. Nawrót i cisnę z powrotem będąc bardzo złym na siebie, że dopuściłem do takiej sytuacji. Po kilkuset metrach - jest, odpoczywa w rowie. Telefon po pomoc techniczną nie odpowiada więc siła woli Jurek dojeżdża do leśnego parkingu i tam się rozstajemy. Ale zanim to nastąpiło długo czekałem na potwierdzenie tego, że po Jurka przyjedzie ktoś z rodziny. Bardzo chciałem zostać aż przyjedzie Jurka córka ale sam miałbym później spory problem z dostaniem się do domu. Upewniłem się, że będzie w dobrych rękach i ruszyłem dalej.
Dziękujemy sobie wzajemnie za cały spędzony razem dzień, za wspólną jazdę i jadę do domu. Jedyną opcją jaka mi pozostała aby przed zmrokiem dotrzeć do domu był pociąg z Nowego Tomyśla, więc pokręciłem się nieco po mieście, zajechałem na pkp i stamtąd Elf zabrał mnie do Poznania. Czułem się całkiem dobrze, miałem chęć wrócić na rowerze ale nie mam odpowiedniego oświetlenia aby jeździć po nocy :/

Dwa czynniki złożyły się na taki obrót sprawy jak dzisiaj. Mało jedzenie i potworny upał. Jazda w takiej temperaturze po szosie jest bez wątpienia wyzwaniem a My jechaliśmy ładnych kilka godzin. Na przysłość będzie to procentować. 

Jurek wielkie dzięki za zaproszenie do wspólnej jazdy, za towarzystwo, za mnóstwo ciekawych rzeczy o których mi po drodze opowiadałeś. Mam nadzieję, że będzie nam dane jeszcze nie raz przejechać niejedną trasę, tematów do gadania nie zabraknie :) Ale następnym razem żelaznym punktem wyjazdu będzie obiad :) Bez tego, nie jadę ;)

To była moja, bez wątpienia, natrudniejsza wycieczka pod względem pogodowym. Nie wiem jaka była odczuwalna temperatura ale jazda w takich warunkach jest cholernie ciężka. Tym razem dałem radę, ale innym razem to mi może odciąć prąd. Dlatego partner na długiej trasie jest na wagę złota :) Jeszcze raz dzięki Jurek za towarzystwo!

5,5 litra wody, litr soku pomidorowego. Dwie kromki chleba z serem, snickers, princessa, 7days, drożdżówka, dwa banany, jabłko, dwie gałki lodów. Na tym zajechałem :)

 








Dane wyjazdu:
232.20 km 0.00 km teren
09:39 h 24.06 km/h:
Maks. pr.:43.40 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:916 m
Kalorie: kcal

Łowca burz.

Sobota, 26 kwietnia 2014 • dodano: 28.04.2014 | Komentarze 8

Niniejszym mianuję się łowcą burz. Parafrazując klasyka, były bunkry i było zajebiście :)



Wybierając się w trasę miałem cztery cele. Pałac w Wąsowie, Międzyrzecki Rejon Umocniiony, najwyższe wzniesienie woj. lubuskiego Góra Bukowiec oraz pomnik Chrystusa Króla w Świebodzinie. Wykonałem plan w 3/4 więc powinienem być zadowolony ale nie jestem. Do Łagowa i Góry Bukowiec zabrakło mi ledwie 5km, musiałem zmienić plan z powodu mega oberwania chmury i burzy, która jak przyszła nad Łagów tak już tam została na długo. Ale po kolei :)

Z Poznania szybko i sprawnie wyjechałem Bukowską, dalej przez Sierosław, Niepruszewo i Buk dotarłem do Opalenicy. Obejrzałem sobie Remes Hotel, miejsce zgrupowania reprezentacji Portugalii na euro 2012, rozmarzyłem się widząc tyle pięknej utrzymanej murawy wokół... 

Remes Hotel, Opalenica
Remes Hotel, Opalenica © rmk

Z Opalenicy do Kuślina spory kawałek polnej, ale całkiem dobrze utwardzonej drogi. 

Droga Opalenica - Kuślin
Droga Opalenica - Kuślin © rmk

W Kuślinie nic ciekawego do zobaczenia nie było więc nawet się w nim nie zatrzymywałem, krótki postój zrobiłem sobie zaraz za nim gdy mym oczom ukazał się piękny, kwitnący sad wiśni. Obłędnie biało było :)

Sad wiśniowy za Kuślinem
Sad wiśniowy za Kuślinem © rmk

Pałac w Wąsowie, pierwszy z celów na dzisiaj, okazał się o wiele bardziej okazały niż myślałem. Pięknie położony, otoczony parkiem z wyniosłymi dębami, robi spore wrażenie. Polecam wizytę każdemu.

Pałac w Wąsowie
Pałac w Wąsowie © rmk
Mieszkaniec pałacu w Wąsowie ;)
Mieszkaniec pałacu w Wąsowie ;) © rmk

Przy pałacu mieści się folwark Wąsowo, świetne miejsce do plenerów fotograficznych, zresztą na jeden z nich tam trafiłem :) 
Folwark w Wąsowie
Folwark w Wąsowie © rmk
Folwark w Wąsowie
Folwark w Wąsowie © rmk
Folwark w Wąsowie
Folwark w Wąsowie © rmk
Folwark w Wąsowie
Folwark w Wąsowie © rmk
Folwark w Wąsowie
Folwark w Wąsowie © rmk
Tylu na jednego ;) Folwark w Wąsowie
Tylu na jednego ;) Folwark w Wąsowie © rmk

Wąsowo
Wąsowo © rmk

W Wąsowie można z aparatem w dłoni spędzić ładnych parę godzin, ale tym razem miałem inne priorytety więc w drogę. Odcinek Wąsowo - Nowy Tomyśl to prawie 10km idealnej ścieżki rowerowej, asflatowej, bez dziur, szkieł i innych wynalazków. Aż przecierałem oczy ze zdumienia :) W Nowym Tomyślu trochę pokręciłem się bez celu po mieście i bardzo mi się ono spodobało. Czyste, zadbane, po prostu ładne miasto. Na rynku stoi największy wiklinowy kosz świata, ciekawa sprawa :) 

Największy wiklinowy kosz na świecie, Nowy Tomyśl
Największy wiklinowy kosz na świecie, Nowy Tomyśl © rmk

Z Nowego Tomyśla skierowałem się na Miedzichowo. Wybrałem drogę przez las i to był świetny wybór, pomimo kilku męczących, piaszczystych odcinków. Cisza, spokój i ten jedyny w swoim rodzaju zapach lasu. Można jechać i jechać. 

Lasy w okolicach Nowego Tomyśla
Lasy w okolicach Nowego Tomyśla © rmk
Lasy w okolicach Nowego Tomyśla
Lasy w okolicach Nowego Tomyśla © rmk

Od Sępolna aż do Trzciela jechałem poboczem starej A2-ójki, obecni dk92. Ilość tirów na tej drodze po prostu przeraża, kiedyś mówiło się o niej droga śmierci ale ten odcinek trasy jechało mi się świetnie z dwóch powodów. Słuchawki w uszy, włączyłem sobie stary dobry set Matusha z Creamfields i wykorzystując dobry asfalt i bardzoo szerokie pobocze po prostu sobie pedałowałem mając gdzieś ten sznur tirów. W żadnym momencie nie czułem się zagrożony, pierwszy raz w życiu jechałem tak szerokim poboczem, na które żaden z samochodów nie raczył wjeżdżać. Średnia na tej drodze pewnie dobrze ponad trzydziestkę :)

W Trzcielu minąłem granicę województw i od razu przekonałem się o tym na własnej dupie i nadgarstkach. Zaczęły się lubuskie bruki. Co prawda na razie symbolicznie ale zaczęły :|  Samo miasteczko niby nie ma nic ciekawego w sobie ale wokół jest mnóstwo jezior, dolina Obry więc dla miłosników natury, miejsce idealne.

Stary dworzec kolejowy w Trzcielu
Stary dworzec kolejowy w Trzcielu © rmk

Za Trzcielem powrót na dk92 i kolejny szybki odcinek pięknym poboczem do Lutola Suchego. Tam miałem okazję przekonać się po raz kolejny, że na wsiach można spotkać się jeszcze z ludzką bezinteresownością i życzliwością. Taką szczerą i naturalną. Zarzymałem się przy sklepie aby kupić wodę i coś do jedzenia i zagadało do mnie kilku miejscowych amatorów trunków wszelakich. Poopowiadałem im trochę o mojej dzisiejszej trasie oni mi o swoich traktorach i życiu generalnie i gdy zbierałem się do drogi, jeden z nich kazał mi jeszcze chwilę poczekać i gdzieś poszedł. Po chwili wrócił i dał mi kiełbasę i kaszankę. Swojską, pachnąco i przepyszną! Mówił, że wczoraj mieli świniobicie i to jest dla mnie na drogę bo potrzebuję kalorii, że to jest smak prawdziwego życia. Prawie popłynęła mi łezka :) Podziękowałem najlepiej jak umiałem i ruszyłem dalej. Od tego momentu w końcu zaczęło być ciekawie pod względem topograficznym. Pagórki, górki, wzniesienia, lasy, pola - raj dla oczu :) 

Droga w okolicach Starego Dworu
Droga w okolicach Starego Dworu © rmk

W Kaławie odwiedziłem Żonki rodzinę, poznałem bardzo sympatycznego pana Bronisława :) Szkoda, że nie miałem czasu aby posiedzieć dłużej aby lepiej ich poznać :| Zaraz za Kaławą, w pgr Pniewo był drugi z moich dzisiejszych celów czyli Międzyrzecki Rejon Umocniony. Byłem tak kiedyś z Agą i miejsce to zrobiło na nas wielkie wrażenie. Ogrom bunkrów, podziemi i cały ten misterny plan po prostu powala! Nie schodziłem tym razem do podziemi, pojeździłem tylko nieco po terenie oglądając same wieżyczki wartownicze.

Międzyrzecki Rejon Umocniony, Pniewo
Zęby smoka - Międzyrzecki Rejon Umocniony, Pniewo. © rmk
Międzyrzecki Rejon Umocniony, Pniewo
Międzyrzecki Rejon Umocniony, Pniewo © rmk
Międzyrzecki Rejon Umocniony, Pniewo
Międzyrzecki Rejon Umocniony, Pniewo © rmk

Dwa cele zrealizowane, przyszedł czas na trzeci czyli Górę Bukowiec. Zaraz za bunkrami był kapitalny widok na to co miało być wisieńką w dniu dzisiejszym. Łagowski Park Krajobrazowy w całej okazałości. Jednyne co lekko ściągnęło mi usmiech z twarzy to granat chmur, który powoli przemieszczał się w kierunku, w którym się udawałem. Patrząc na wiatr i jego kierunek analizowałem sobie w głowie czy się uda czy nie i co się później okazało analiza była lekko mówiąc do dupy...
Widok na wzniesienia w Łagowskim Parku Krajobrazowym. I na burzę, która mną pozamiatała
Widok na wzniesienia w Łagowskim Parku Krajobrazowym. I na burzę, która mną pozamiatała © rmk

Drewniany kościół w Boryszynie
Drewniany kościół w Boryszynie © rmk

W Boryszynie zaczęło leciutko kropić, pomyślałem sobie, wiosenne kropelki takie rześkie i przyjemne i jechałem dalej. I tu się zaczęło.
Odcinek drogi Boryszyn - Sieniawa to najgorsze 6km jakie przejechałem w życiu. Non stop bruk, non stop góra dół, non stop leciutki deszcz który spowodował że te kocie łby nie dość że potwornie, nieludzko dziurawe, były strasznie śliskie. Każde mocniejsze naciśnięcie na pedały powodowało, że koło obracało się w miejscu. Zaliczyłem tylko jedną glębę co uznaję ca cud, nie było nawet kawałka, choćby wąziutkiego paska piachu po boku drogi po którym mozna byłoby jechać. Cały czas ten pieprzony bruk. Nadgarstki i kolana wołały o litość. Paris - Robuaix wersja lubuska zaliczona... I obym nigdy więcej nie musiał tamtędy jechać! Jakieś 500m przed samym końcem tej popieprzonej mordęgi był jeszcze sztywny, krótki ale cholernie stromy podjazd. Ależ dostałem w dupę na tym odcinku.
Paris - Ruboix, wersja lubuska. Najgorsze 6km jakie przejechałem w życiu
Paris - Ruboix, wersja lubuska. Najgorsze 6km jakie przejechałem w życiu © rmk

Dojechałem do asfaltu, chciałem się uśmiechnąć, odpocząć, puścić kierownicę i jak pierdolnęło z nieba to nie wiedziałem co się dzieje. Burza przyszła tak szybko, tak niespodziewanie, że zanim zdążyłem się schować pod jakąś wiatą, może z 1km dalej byłem już totalnie przemoczony. Cały, calutki. Schowałem się pod wiatą, ściągnąłem ubrania i zacząlem myśleć co dalej. Miałem drugi komplet ciuchów w plecaku, na szczęście suchutki, przebrałem się i czekałem. Miałem dwa potężne problemy. Jeden z nich to buty, w których woda była nawet w środku i nie miałem szans nic z tym zrobić i burza, która przybierała na sile. Spędziłem tam ok. godziny, z minuty na minutę marznąc co raz bardziej, brak suchych butów zaczął mnie martwić. Burza nieco ustała, ale dalej lało i gdy układałem sobie w głowie jakikolwiek plan powrotu do Zbąszynka skąd miałem pociąg, przyszła następna burza spotykając poprzednią. Załamałem się. Nie wiedziałem jak długo to potrwa, było już po 16.00 do pociągu ok 4h a przede mną ok. 70km drogi. Wiedziałem już, że będąc zaledwie pięć km od Łagowa i Góry Bukowiec będę musiał z niej zrezygnować, teraz musiałem się martwić o powrót do domu. Gdy tylko ulewa zmieniła się w deszcz postanowiłem jechać. Suche rzeczy z powrotem do plecaka, mokre na siebie, buty bez skarpetek i jazda. Było mi tak zimno, że jadąc myślałem tylko o tym, że w domu będę miał ciepły prysznic i mam ten deszcz i mokre ciuchy teraz głęboko w poważaniu.

Po ulewie taki deszcz to już sama przyjemność... Sieniawa - Żelechów
Po ulewie taki deszcz to już sama przyjemność... Sieniawa - Żelechów © rmk

Po pięciu km przestało padać, nagle i niespodziewanie tak samo jak zaczęło ponad godzinę temu. Wyszło słońce i odżyłem :) Przebrałem się przy drodze i poczułem, że wracają mi siły. Ale czas naglił. Za Lubrzą dobry podjazd, ponad 2km jakieś 5-7%. Uda zaczęły o sobie dawać znać. Gdy wjechałem na górę i ujrzałem Świebodzin wiedziałem, że nic mnie dzisiaj już nie złamie. Tamże był ostatni z dzisiejszych punktów wycieczki, pomnik Chrystusa Króla. Chciałem zobaczyć na własne oczy nie tyle sam pomnik ale to co wyrosło dookoła. A wyrosło całkiem sporo, hotele, sklepy i inne cuda. Interes kwitnie, Świebodzin ma swoje Rio...

Pomnik Chrystusa Króla, Świebodzin
Pomnik Chrystusa Króla, Świebodzin © rmk

Co by nie było zbyt pięknie z pod pomnika miałem przepiękny widok na... kolejną burzę. Kierunek na Zbąszyń był tak upiornie granatowy i zbliżał się w moim kierunku, że jedyną opcją było spięcie pośladów i ciśnięcie w korby ile wlezie aby zameldować się tam pierwszym, przed burzą. Udało mi się ale te 50 km zapamiętam na długo :) Ciągle bez skarpetek, z mocnym wiatrem w twarz jechałem nie oglądając się na nic. Zatrzymałem się raz, gdzieś po drodzę gdy ujął mnie widok kościoła odbijającego się w tafli wody i burzy w oddali. Musiałem zrobić foto :)

Burza gdzieś w okolicach Szczańca
Burza gdzieś w okolicach Szczańca © rmk

Udało mi się uciec przed burzą, ale przed Zbąszynkiem wiatr był już tak mocny, że jechałem ledwie 13-15 km/h. Nie miałem już sił z tym walczyć :/ W Zbąszynku ucichło, wyszło słońce, jakby na sam koniec dnia chciało mi wynagrodzić wszystkie trudy :) W biedronce kupiłem sobie suche skarpetki, posiedziałem chwile na ławce rozkoszując się ciepłem jakie mi one dały :D Takie małe rzeczy a tak cieszą :)
Wieża ciśnień w Zbąszynku
Wieża ciśnień w Zbąszynku © rmk
Zabytkowa lokomotywa w Zbąszynku
Zabytkowa lokomotywa w Zbąszynku © rmk

Do Zbąszynia miałem już tylko kilka km ale coś mi nie dawało spokoju w tylnym kole. Myślałem sobie, że jestem przewrażliwiony, przecież jest nowe, nic nie mogło się popsuć przecież. Zatrzymuję sie i co? Pęknięta szprycha. Pękła pewnie już na bruku, jakieś 80km temu, ale przez burzę nie zwracałem na to uwagi. Odpiąłem tylny hamulec i powoli dokulałem się do mety dnia, do Zbąszynia. Po drodzę wyszła tęcza, cieszyłem się jak dziecko :)

A po burzy zawsze wychodzi słońce :)
A po burzy zawsze wychodzi słońce :) © rmk

Do pociągu miałem ok. godziny, pojechałem się poszwędać po mieście, zajechałem nad jezioro gdzie trochę posiedziałem podziwiając przepiękny zachód słońca. Dla takich chwil było warto jechać te ponad dwieście km, zaliczyć kilka burz, połamać szprychę i solidnie się zmęczyć. Tego mi nikt nie zabierze.

Zachód słońca nad jeziorem Błędno, Zbąszyń
Zachód słońca nad jeziorem Błędno, Zbąszyń © rmk
Zachód słońca nad jeziorem Błędno, Zbąszyń
Zachód słońca nad jeziorem Błędno, Zbąszyń © rmk
Zachód słońca nad jeziorem Błędno, Zbąszyń
Zachód słońca nad jeziorem Błędno, Zbąszyń © rmk

Zaliczone gminy: Opalenica (77), Kuślin (78), Nowy Tomyśl (79), Miedzichowo (80), Trzciel (81), Międzyrzecz (82), Łagów (83), Lubrza (84), Świebodzin (85), Szczaniec (86), Zbąszynek (87), Zbąszyń (88)


Tak na marginesie, photo.bikestats.eu strasznie psuje jakość zdjęć :| Gdzie je umieszczać aby było ok?





Dane wyjazdu:
86.70 km 0.00 km teren
04:06 h 21.15 km/h:
Maks. pr.:47.60 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:553 m
Kalorie: kcal

Wzgórza Dalkowskie.

Poniedziałek, 12 sierpnia 2013 • dodano: 13.08.2013 | Komentarze 0



Miałem pojeździć po górkach, pojeździłem po asfalcie z mocnym wiatrem w twarz. Żółty szlak z Przemkowa do Gaworzyc jest tylko wirtualny co zaowocowało 10-cio kilometrową rundą pośród Stawów Przemkowskich po totalnym bezdrożu, wśród trzcin, błota i trawy. Istny survival. 10km w 1h... Dalej asflat do Zimnej Brzeźnicy, konkretny podjazd i Kocie Góry. Zaliczyłem jeden downhillowy zjazd i kosmiczny podjazd i było po mnie. Do domu z górki, bez sił.
Silny wiatr w twarz na asfalcie i godzina na stawach mnie wykończyła, podjazd w okolicach Zimnej Brzeźnicy i w lesie mnie dobił. Najcięższa wycieczka jaką dotychczas odbyłem. Ale było warto :) Wzgórza Dalkowskie są kapitalne!

Nowe Miasteczko © rmk


Wzgórza Dalkowskie © rmk


Kościół Św.Mikołaja w Mycielinie © rmk


Stawy Przemkowskie © rmk


Stawy Przemkowskie © rmk


Tak łatwo mnie nie chcieli wypuścić z tej mordęgi... Stawy Przemkowskie © rmk


Wzgórza Dalkowskie, Zimna Brzeźnica. Widok w stronę Polkowic © rmk


Rezerwat Annabrzeskie Wąwozy © rmk


Dane wyjazdu:
73.60 km 0.00 km teren
03:06 h 23.74 km/h:
Maks. pr.:52.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:417 m
Kalorie: kcal

Bytom O. - Tarnów J. - N.S - Bytom O.

Niedziela, 11 sierpnia 2013 • dodano: 13.08.2013 | Komentarze 0



Odwiedziny u rodzinki samochodem, ale rower zabrałem ze sobą :)
Szybka asfaltowa trasa tyle że mocny zachodni wiatr mocno mną zamiatał na drodze. Wyszło trochę inaczej niż zamierzałem ale było dobrze.

Bytom Odrzański z drugiego brzegu Odry © rmk


Zamek w Siedlisku © rmk


Prawie jak na Węgrzech. Słoneczniki aż po horyzont :) © rmk


Wiatrak w Lubięcinie © rmk


Widok na Odrę w Nowej Soli © rmk


Dane wyjazdu:
150.60 km 0.00 km teren
06:08 h 24.55 km/h:
Maks. pr.:71.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:756 m
Kalorie: kcal

Stopięćdziesiątka od Babci :)

Niedziela, 5 maja 2013 • dodano: 05.05.2013 | Komentarze 0

Górzyska - Drezdenko - Drawsko - Wieleń - Goraj - Czarnków - Połajewo - Oborniki - Poznań :)



Na koniec majówki wymyśliłem sobie, że wrócę od Babci rowerem jadąc, nieznaną mi dotąd, doliną Noteci. I wiem już, że wrócę tam na dwóch kółkach nie raz i nie dwa. Piękne tereny, cisza dookoła, dróg do jeżdżenia mnóstwo i widoki takie, że od kręcenia głową można dostać zawrotów :) Gdybym zabrał ze sobą lustrzankę, do domu bym chyba nie dojechał ;) W okolicach Czarnkowa teren pięknie się pofałdował, pomimo że nie miałem tego w planach zaliczyłem podjazd do zamku Goraj, super sprawa choć u góry już nogi lekko zapiekły :))) W Czarnkowie nie dane mi było wypić Ciemnego Noteckiego, sklep firmowy zrobił sobie w niedzielę wolne :( Jedyny minus wycieczki to odcinek Czarnków - Oborniki, trasa zawalona blachosmrodami wracającymi tłumnie z majówki :| Chwilami chciałem do lasu zjeżdżać... Od Obornik wpakowałem się w teren, zrobiłem sobie ponad dwudziesto kilometrowy offroad zakończony wjazdem na Górę Moraską, gdzie moje uda chciały mi już chyba powiedzieć że chcą zmienić właściciela :D
Ogólnie świetna wycieczka, dwie życiówki pobite - max dystans i max prędkość, którą wyciągnąłem na zjeździe z Górzysk, swoją drogą myślę, że można tam lekko do dziewięciu dych się rozpędzić. Następnym razem ;)

Bądź gotowy dziś do drogi :)) © rmk


71km/h wybiło :) © rmk


Moje rodzinne Drezdenko :) © rmk


Święty Florian, wersja z dzidą :D © rmk


Nadnotecka rezydencja :) © rmk


Zamek Goraj © rmk


:))))) © rmk


Rynek w Czarnkowie © rmk


Kościół ewangelicki w Połajewie, piękna ruina © rmk


Wełna w Obornikach © rmk


Okolice Maniewa © rmk


Okolice Maniewa © rmk


Samotność © rmk


Zmęczył się biedny. Góra Moraska © rmk