Info

avatar rmk z miasteczka Poznań. Mam przejechane 37834.21 kilometrów. Jeżdżę, bo lubię :)
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rmk.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Dolnośląskie

Dystans całkowity:2033.81 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:92:13
Średnia prędkość:20.41 km/h
Maksymalna prędkość:73.40 km/h
Suma podjazdów:17131 m
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:92.45 km i 4h 51m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
39.00 km 0.00 km teren
01:30 h 26.00 km/h:
Maks. pr.:49.60 km/h
Temperatura:7.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:302 m
Kalorie: kcal

Zamek w Czernej.

Piątek, 25 marca 2016 • dodano: 29.03.2016 | Komentarze 7

Wielki Piątek objawił się silnym wiatrem i pogodą, która skutecznie zniechęciła mnie do jakiejkolwiek dłuższej wycieczki. Chęci do krótkiej przejażdżki wróciły dopiero późnym popołudniem, gdy wiatr nieco zelżał ale nie oznaczało to że ustał zupełnie. Przekonałem się o tym boleśnie, z krótkiego rowerowania zrobił się mocny, siłowy trening.

Tytułowy zamek w Czernej leży tuż obok Bytomia a byłem w nim ledwie dwa razy w życiu. Swego nie znacie, cudze chwalicie pasuje tu jak mało gdzie. Zamek ten, zwany też Zamkiem Lindera, wybudowany został w 1558r. Określany jest, zupełnie słusznie, jako perła renesansu i to z jakim pietyzmem przywracają mu jego dawny blask obecni właściciele zasługuje na duży szacunek. Kilkanaście lat temu przejęli go jako ruinę, obecnie swoim pięknem przyciąga gości z różnych stron kraju i zagranicy. Z Zewnątrz robi wrażenie, wewnątrz potrafi oczarować. Warto tu przyjechać aby przekonać się o tym na własne oczy. Naprawdę warto!

Do Bytomia wróciłem przez Wzgórza Dalkowskie i Garb Kocich Gór. Całość pod silny, porywisty wiatr i górki, które sprawiły, że nie była to zwykła, krótka wycieczka. Było ciężko.




Zamek w Czernej.


Zamek w Czernej.


Zamek w Czernej.



Dane wyjazdu:
142.80 km 0.00 km teren
05:28 h 26.12 km/h:
Maks. pr.:43.30 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:749 m
Kalorie: kcal

Lecą liście.

Czwartek, 12 listopada 2015 • dodano: 12.11.2015 | Komentarze 8

Kiedy byłem mały, zawsze chciałem dojść
na koniec świata
kiedy byłem mały...
Pytałem gdzie i czy
w ogóle kończy się ten świat.

Papierowa mapa leży przede mną, w ręce trzymam długopis. Stawiam pierwszą kropkę w miejscu, które chciałbym odwiedzić. Punkcik zaznaczony, i co dalej? Stawiam kolejny, tu mnie jeszcze nie było. I tu, i tu, tutaj też. Kropek przybywa, są coraz dalej od domu. Łącze punkty zgrabnymi zawijasami po lokalnych drogach i trasa nabiera kształtu. Krótki dzień, krótka droga.

Z objęć Morfeusza wyrywam się przed siódmą. Leniwe śniadanie, leniwa kawa, zerkam za okno gdzie wiatr zaczyna czwartkowy koncert i wsłuchuję się w jego melodię. Początkowe takty to zdecydowanie moja melodia więc pełen dobrych myśli ruszam w stronę Głogowa. Jest kwadrans po ósmej.

O sile wiatru przekonuję się stając na głogowskim moście. Zerkam na licznik i nie dowierzam gdy wyświetla się średnia prędkość. Dobrze ponad trzydzieści km/h a jadę delikatnie, w pamięci mając cały czas prawie dwa miesiące bez dłuższej wycieczki. Kilkanaście kilometrów pomiędzy Głogowem a Szlichtyngową pokonuję wkładając już nieco sił w jazdę, chcąc mieć jak najszybciej ten odcinek za sobą. Wąska, niebezpieczna krajówka nie stwarza nawet pozorów bezpiecznej jazdy. Brak alternatywy zmusza mnie do tego wyboru i w towarzystwie niezliczonych ciężarówek toczę nierówną walkę z tą koszmarną drogą.

Skręt w prawo w lokalną drogę zmienia sytuację jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Znika ruch, wiatr natomiast prawie zdmuchuje mnie z roweru. Boczne powiewy zmuszają mnie do akrobacji, mija chwila zanim się do tego przyzwyczajam. Zaczyna się wietrzne tango, lecą liście ja razem z nimi.

Spędzam dłuższą chwilę przy ujściu Baryczy do Odry. Piękne, ciche miejsce. Późnojesienne barwy, a raczej ich szczątki dodają temu uroku. Jestem tu sam, nie licząc łabędzia, który nie robi sobie nic z mojej obecności i zajmuje się swoim upierzeniem. Jest sielsko.

Mijam kolejne wioski. Żabin, Karów, Lipowiec. Smutne tereny. Ponad połowa domów opuszczona, większość chyli się ku upadkowi, ziemia pochłania wszystko wokół. Pisk biedy aż dźwięczy w uszach, rozglądam się niepewnie po mijanych obejściach, czuję się nieswojo. Bez wątpienia gmina Niechlów do rozwijających się nie należy, smutek i nostalgia ogarnia ją całą swoją mocą.

Pierwsza kropka na mapie, pałac w Bełczu Wielkim. Piękna i jeszcze bardziej zaniedbana perełka. Chodzę wokół, podziwiam i niepewnym krokiem zaglądam do środka. Wejścia zabite dechami, płytami z dykty ale wchodzę przez wybite okno i po ciemnych korytarzach dostaję się do głównego hallu. Robię kilka zdjęć i znikam stąd. Lubię opuszczone miejsca ale w tym czuję się dziwnie, niespokojnie. Jestem sam a czuję na sobie spojrzenia innych osób. Czuję, że nie powinienem tu być. Ciekawych jego historii odsyłam tu, http://podroze.onet.pl/ciekawe/belcz-wielki-palac... warto poczytać.

Przed Górą widzę bobra. Takiego na żółtym tle. Krzyczy do mnie z daleka abym zwolnił więc posłusznie się do tego stosuję i uwieczniam te spotkanie w kadrze. W takiej wersji go jeszcze nie widziałem, widocznie dobrze się czuje w wodach Baryczy, gdyż właśnie tuż przy niej go spotykam. Sama Góra ma ciekawy układ miejski. Stare, ponad sześciusetletnie miasto ma zwartą zabudowę, Bramę Głogowską i wielki kościół. Ale nie to robi na mnie wrażenie tylko radziecki cmentarz, który pięknie zadbany leży przy wylocie drogi na Rawicz. Pierwszy raz widzę takie nagrobki, pierwszy raz widzę brak jakichkolwiek wrogich haseł i zniszczeń. Jestem pod wrażeniem.

Droga do Wąsosza zaczyna się dłużyć. Wiatr ciągle mnie oplata i nie zamierza pomagać, bidon zieje pustką a i w żołądku echo. W pierwszej napotkanej cukierni, na ryneczku w stolicy gminy, robię zakupy, które z nieukrywaną ulgą konsumuję gdzieś w lesie za Kowalowem. Zbieram siły na dalszą drogę, już blisko, jeszcze dwie kropki na mapie, ledwie około czterdziestu kilometrów i zalegnę w powrotnym pociągu do domu. Pełen relaks, szykuje się czterdzieści kilometrów spokojnej jazdy. Dużo czasu, krótka droga. Uśmiecham się sam do siebie, pakuje z powrotem na siodełko i zaczynam kręcić w stronę Wińska.

Kilometr dalej zaczyna się kryzys. Przychodzi niespodziewanie, uderza z pełną mocą. Nogi z betonu, wiatr dmie prosto w twarz a nawierzchnia przeistacza się w koszmarny sen. Dziura na dziurze, łaty pomieszane nie wiadomo z czym, nie wiadomo jak kładzione, trzęsia, stuka, slalom. Wjeżdżam na garb Trzebnickich Wzgórz, to co powinno mnie cieszyć tym razem mnie dobija. Podjazd, górka, pagórek, lekko w dół, zaraz z górę i tak cały czas. Widoki piękne ale po prostu mnie odcina. Czuję, że ostatnia choroba zbiera swoje żniwo i zamiast jechać będę się kulał. Nawierzchnia z koszmarnej staje się jeszcze gorsza, najgorsza po jakiej jeździłem, zaczynam bać się o szprychy, mielę górki jadąc kilka km/h, mam dość. Nigdy więcej Wińska, nie od strony Łączycy, piekło na ziemi.

W Wińsku siadam przed sklepem, odpoczywam. Liczę kilometry do Brzegu i przeliczam to na czas odjazdu pociągu. Chcę zdążyć na piętnastą, aby nie jeździć po ciemku. Zbieram się w sobie, kryzys mija, ukształtowanie terenu też zaczyna pomagać więc jest szansa. Mijam kolejne wioski, mijam Wołów i minutę przed trzecią jestem na dworcu w Brzegu. Dziewięć minut przed odjazdem. Kupuję bilet, jadę zrobić jeszcze pamiątkowe zdjęcie i po chwili potwornie zmęczony zalegam w wagonie dla podróżnych z większym bagażem ręcznym, wygodnie rozsiadając się na podłodze. Czas na relaks.

Dwie godziny i dwadzieścia minut później wysiadam w Bytomiu i kończę swoją wycieczkę. Dawno nie czułem takiego fizycznego zmęczenia, skumulował się we mnie brak jazdy przez długi okres i ostatnia choroba. Ale psychicznie odżyłem, naładowałem się endorfinami i pozytywnym myśleniem. Od tego mam rower :)


Zaliczone gminy: Niechlów (292), Góra (293), Wąsosz (294), Jemielno (295), Wińsko (296), Brzeg Dolny (297)


Barycz u ujścia do Odry.


Pałac w Bełczu Wielkim.


Pałac w Bełczu Wielkim.


Radziecki cmentarz w Górze.


Posłuchałem i zwolniłem :)


Piękna ale z koszmarną nawierzchnią droga pomiędzy Łączycą a Wińskiem.


Samotność.


Miód na me serce :) Wzgórza Trzebnickie widziane z okolic Wińska.


Dane wyjazdu:
114.40 km 0.00 km teren
04:37 h 24.78 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:40.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:466 m
Kalorie: kcal

Chocianów.

Wtorek, 11 sierpnia 2015 • dodano: 11.08.2015 | Komentarze 5

Nie samym rowerem człowiek żyje więc zrobiłem sobie zasłużoną przerwę od jeżdżenia i miałem cztery dni poruszania się tylko pieszo :) Pogoda nie zachęca do całodniowych wycieczek, jeżdżenie po kilkaset kilometrów w takich warunkach jest moim zdaniem nieodpowiedzialne i niebezpieczne. Rozumiem parcie na rower i wszystko co jest z tym związane ale trzeba znać granice. Takie jest moje zdanie.

Dzisiaj przejechałem się do Chocianowa. Nigdy tam nie byłem więc cel wycieczki był dobry ale sam Chocianów mnie mocno rozczarował. Wiedziałem, że jest tam jakiś pałac ale okazał się ogrodzoną ruiną, na rynku wszystkie ławki wystawione na prażące niemiłosiernie słońce, na deser sporo kostki i dziurawych dziur. Jedząc pysznego loda z miejscowej lodziarni zaległem na trawniku, w cieniu jedynych drzew na rynku, wywołałem chyba sensację. Dlaczego on na trawniku leży, ławek sporo a on tak na ziemi, jak to tak i w ogóle. A od czego ta trawa jest w końcu? Od patrzenia się na nią? :)

Do Chocianowa jechałem to pod wiatr, to z podmuchami z boku. Wracając miałem, a jakże, wiatr w twarz. Gdyby zawierał on chociaż trochę czynnika chłodzącego to nawet bym się o nim nie zająknął a tak, to nie dość że musiałem się przez niego męczyć to jeszcze miałem wrażenie, że potęguje odczucie gorąca...

Przed i po wycieczce pokręciłem się jeszcze trochę po Bytomiu. Na basenie tłumy jakich nie widziałem tu od dwudziestu lat, czyli od czasów gdy sam szalałem po trampolinach ;)



Zaliczona gmina: Chocianów (278)


Co one tu robią????


Kawałek cienia na wagę złota.


Nie sposób się zgubić ;)


Szachulcowy kościół pw. św. Jacka w Pogorzeliskach, 1654r.


Ruina pałacu w Chocianowie, 1728r.


Pomnik ku czci poległych w II Wojnie Światowej, Chocianów.


Rynek w Chocianowie.


Momentami usychałem jak te drzewo...




Dane wyjazdu:
139.50 km 0.00 km teren
05:53 h 23.71 km/h:
Maks. pr.:42.30 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:610 m
Kalorie: kcal

Największe Opactwo Cysterskie na Świecie. Lubiąż.

Wtorek, 24 lutego 2015 • dodano: 24.02.2015 | Komentarze 21

Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie. W pełni zgadzam się ze Stanisławem Jachowiczem, autorem tych słów . Na lekcjach geografii uczą nas o tym jakie są zbiory bananów w Brazylii, jakie rzeki płyną w Rosji, ile ludzi mieszka w Chinach czy tego, co jest stolicą Nikaragui. Wszystko to zaliczamy na piątki i szóstki a za mało wiemy o tym co nas otacza. Kompletnie nie mamy pojęcia, że kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt kilometrów od naszych domów są miejsca o jakich w świecie jest głośno, prawdziwe perełki wszelakiego rodzaju. Gdy ktoś nam o tym mówi, opowiada patrzymy wtedy ze zdziwioną mina i niedowierzającym wzrokiem mówimy ''To niemożliwe, to tutaj, u nas, w Polsce?''...

Największe na świecie Opactwo Cysterskie znajduje się w Lubiążu, małej nadodrzańskiej wiosce, w okolicach Wołowa. Ten zespół klasztorny był dzisiaj celem mojej wycieczki ale po drodze zwiedziłem kilka ciekawych, choć nie tak spektakularnych miejsc. Pomysł na tę trasę miałem już od dawna, miałem jej zarys w głowie i korzystając z tego, że wiatr wiał dzisiaj głównie z południowego-zachodu udałem się właśnie w kierunku Lubiąża.

Przez pierwsze czterdzieści kilometrów, z pomocą wiatru, jechałem w okolicach 30km/h. Głogów, Przedmoście, Retków minąłem raz dwa i pierwszy przystanek zrobiłem w Krzydłowicach gdzie rzuciły mi się w oczy piękne ruiny pałacu, o ile ruiny można nazwać pięknymi ;) Właśnie takie zapomniane perełki są tym co lubię najbardziej znajdować na trasie swoich wycieczek. Zaraz za Krzydłowicami rozpoczął się podjazd, który wyprowadził mnie na wzgórze skąd miałem piękny widok na zbiornik poflotacyjny ''Żelazny Most''. Jest to największe w Europie a drugie na świecie składowisko odpadów poprodukcyjnych. 1,4 tys hektarów otoczonych wałem o długości 14km i górujące nad okolicą jezioro kryje w sobie całą tablicę Mendelejewa. To prawdziwa bomba z opóźnionym zapłonem.Jego rozmiary są tak imponujące, że są doskonale widoczne z satelit i aż strach pomyśleć co by się stało gdyby to zaczęło przeciekać, czy też po prostu by pękło. Katastrofa ekologiczna na niespotykaną skalę...

Z Rudnej do Ścinawy droga to się wznosiła, to opadała. Uwielbiam wszelkie pagórki ale jakość asfaltu na tym odcinku odebrała mi trochę radości z jazdy. Było również kilka bardzo złej jakości odcinków bruku. Jedyną ciekawostką po drodze były dwa krzyże pokutne stojące pośród niczego, stojące tam od XII wieku... Ścinawa to nudne, nieciekawe miasteczko, poza czołgiem T-34 stojącym na rynku, nie miała mi nic do zaoferowania.

Odcinek drogi miedzy Ścinawą a Prochowicami był dla mnie męką. Silny wiatr prosto w twarz odebrał mi chęci odwiedzin Dziewina i kręciłem wolno nie myśląc o niczym innym jak o dojechaniu do Prochowic. Dodatkowo duży ruch na tej drodze sprawiał iż trzeba o niej jak najszybciej zapomnieć. W Prochowicach zastałem zamek w remoncie skutecznie uniemożliwiającym mi jego eksploarację, więc zrobiłem zdjęcie z zewnątrz i po krótkiej przerwie na rynku udałem się do Malczyc.

W Malczycach, tuż obok ruin dawnej cukrowni, które chciałem sfotografować, miałem najbardziej stresujący sytuację od kiedy jeżdżę rowerem. W miejscu, w którym zaczyna się lekki podjazd ujrzałem kątem oka, że owczarek kaukaski, stojący z właścicielką po drugiej stronie jezdni, zaczyna biec w moją stronę. Serce skoczyło mi do gardła i zacząłem szaleńczą ucieczkę. Ten pies gonił mnie, bez mała, jakieś 300 metrów, pod górkę... Cisnąłem około 40km/h, właściwie to nie miałem już siły dalej uciekać w takim tempie ale w tym samym momencie kaukaz zaczął słabnąć. Był jakieś pięć metrów za mną jak odpuścił. Bałem się okropnie, zatrzymałem się kilometr dalej i popłynęły mi łzy. Kiedyś taki owczarek mnie pogryzł i wiem co to za stwór. To są bez wątpienia najgroźniejsze psy jakie można spotkać na swojej drodze i doskonale wiem co piszę. Po tym wszystkim zadzwoniłem na Policję, powiedziałem co i jak, obiecali zająć się sprawą, ja nie miałem czasu ani chęci na nich czekać. Do Lubiąża pojechałem już okrężną drogą, tętno miałem zawałowe przez jeszcze ładnych kilkadziesiąt minut.

W Lubiążu spóźniłem się o godzinę na zwiedzanie. Zwiedza się tam tylko w grupie, o pełnych godzinach, z tym że teraz jest poza sezonem i czynne było tylko do 14.00. Cóż, oglądnąłem tylko Opactwo z zewnątrz i ruszyłem na pociąg do Wołowa. Zanim tam jednak dotarłem, odbyłem ciekawą rozmowę w ''centrum'' Lubiąża z panem z informacji turystycznej, który sam mnie zagadał, będąc już po pracy. Też jeździ rowerem, prawdziwy pasjonat regionu i skarbnica informacji o tym gdzie warto pojechać, co zobaczyć i gdzie dobrze zjeść. Obiecałem mu, że zajrzę do niego następnym razem gdy będę w okolicy a on zaprosił mnie na herbatę. Bardzo sympatyczne spotkanie. Jeśli ktoś będzie w Lubiążu, niech śmiało udaje się do informacji turystycznej, polecam :)

Do Wołowa dotarłem w blasku zachodzącego słońca, z lekkim niedosytem w postaci nieudanego zwiedzania Opactwa i wciąż szybko bijącym sercem po ucieczce przed udomowionym niedźwiedziem. Skłamałbym jednak gdybym napisał, że to była nieudana wycieczka :)

Zaliczone gminy: Rudna (189), Ścinawa (190), Prochowice (191), Malczyce (192), Wołów (193)




Ruina pałacu z przełomu XVI i XVII wieku w Krzydłowicach.


''Żelazny Most'' Największy w Europie a drugi na świecie zbiornik odpadów poprodukcyjnych. Istna tablica Mendelejewa.


''Żelazny Most'' Największy w Europie a drugi na świecie zbiornik odpadów poprodukcyjnych. Istna tablica Mendelejewa - foto ze strony hydroproject.com.pl


Krzyże pokutne z XIV wieku. Stawiane były przez morderców na miejscu zbrodni.


Czołg T-34 na rynku w Ścinawie.


Zamek w Prochowicach.


Zamek w Prochowicach.


Największe na świecie Opactwo Cystersów, Lubiąż.


Największe na świecie Opactwo Cystersów, Lubiąż.


Pomnik wołów w Wołowie :)


Wołów :)


Zamek w Wołowie - siedziba rady powiatu i urzędu gminy.


Samolot na którym latał Mirosław Hermaszewski, honorowy obywatel Wołowa, jego rodzinnego miasta.


Piękne graffiti w Wołowie.



Dane wyjazdu:
200.60 km 0.00 km teren
08:40 h 23.15 km/h:
Maks. pr.:52.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:910 m
Kalorie: kcal

Nie ma, że boli. Powrót do domu.

Niedziela, 17 sierpnia 2014 • dodano: 17.08.2014 | Komentarze 4

Jak w tytule. Nie ma, że boli bo trzeba było wrócić w końcu do domu. Zacisnąłem zęby, spakowałem sakwy i jak wsiadłem na rower to mało mnie nie zmiotło. Wiało strasznie, dostałem dzisiaj solidną lekcję pokory względem bocznych podmuchów, bo o tych w twarz nawet nie chce mi się pisać. Jestem bardzo zmęczony i obolały. Ale nikt nie mówił, że to tylko sama przyjemność. 

Wyjechałem z domu równo o dziewiątej, na drugą stronę Odry dostałem się łódką i gdy spojrzałem na Bytom mina zrzedła mi jeszcze bardziej niż przy wyjściu z domu. Ciężkie, szare chmury nie napawały optymizmem a wiatr przesuwał je z taką siłą po niebie, że jakakolwiek nadzieja na sympatyczną wycieczkę do Poznania prysły jak bańka mydlana. Zapowiadała się ciężka orka i tak też było. 

Nie ma, że boli. Bytom Odrz. - Wschowa - Przemęt - Kościan - Poznań

Zaliczone gminy: Kotla (137), Szlichtyngowa (138), Wschowa (139), Wijewo (140), Włoszakowice (141), Przemęt (142), Śmigiel (143), Kościan - teren wiejski (144), Kościan - teren miejski (145), Czempiń (146)

Przeprawa łódką na drugą stronę Odry z Bytomia Odrzańskiego. Ciężkie, deszczowe chmury i wiatr...

Droga wzdłuż Odry od przeprawy łodką w stronę Głogowa to jakiś fenomen. Takiej ilości zakrętów pod kątem prostym jak na tym odcinku nie spotkałem i chyba nie spotkam nigdzie indziej. Płaski jak stół teren i pola dookoła powodowały, że z wiatrem jechało się świetnie ale gdy tylko jechałem bokiem do niego to miałem wrażenie, że zaraz mnie przewróci. Minąłem Hutę Miedzi Głogów, po drugiej stronie Odry, największego truciciela w okolicach i po godzinie minąłem samo miasto. Za Krzekotowem dużo ludzi w lasach, czyżby pojawiły się już grzyby? Przed Golą ciekawy widok, po dwóch stronach asfaltu dwie betonowe wieżyczki tak jakby niedokończona brama od bunkru. Drugą wartą uwagi sprawą był pierwszy od wyjazdu pagórek, dotychczas płaściutko.


Pokręciłem się trochę po Wschowie, zawsze przejeżdżałem te miasto samochodem nie zatrzymując się nawet na chwile a tu okazało się, że jest na co popatrzeć. Ładny ratusz, katedra, klasztor, mury miejskie, park. Przyjemne miasteczko choć, nie da się ukryć, mocno zaniedbane w części "mieszkalnej"...


Ze Wschowy w stronę Śmigla udałem się przez Przemęcki Park Krajobrazowy. Od dawna planuję aby przyjechać tu na cały, rowerowy dzień więc tym razem przejechałem się tylko główną drogą zaliczając przy okazji świetny podjazd przed Włoszakowicami. Posiedziałem też chwilę w Boszkowie nad jeziorem, zjadając przy okazji wszystkie kanapki jakie zrobiłem sobie na drogę. Jakiś taki głodny się zrobiłem, chyba przez te kebabowe zapachy, które w okolicy dominują nad wszystkim innym ;) A gdyby ktoś miał wątpliwości czy dalej wiało, niech spojrzy na fotkę powyżej, Jezioro Dominickie... 


Opactwo Cystersów w Przemęcie. Imponująca budowla :) 


Z Przemętu do Śmigla droga mocno mi się dłużyła, złapał mnie kryzys, skończyło mi się picie i ciągle byłem głodny. Przed samym Śmiglem świetna górka, rozruszałem się trochę i po zrobieniu małych zakupów na rynku, uzupełniłem węglowodany bananem, ciastkiem i puszką coli. Chwilę odpocząłem, zajechałem na zawody sikawek konnych, które odbywały się na pobliskim boisku ale trafiłem akurat na przerwę więc ruszyłem dalej w drogę.


Do Kościana zajechałem całkiem szybko, głównie za sprawą tego, że wiatr ucichł kompletnie i kilkanaście kilometrów przejechałem w spokoju. Ale za miastem znów się zaczęło... Sam Kościan, w którym byłem pierwszy raz, bardzo mi się spodobał, w szczególności kanały Obry. Muszę tam wrócić i pojeździć trochę więcej po nim aby zobaczyć je całe. Wyjechałem z Kościana w kierunku Racotu aby zobaczyć znaną stadninę koni ale to co zobaczyłem na miejscu nieco mnie rozczarowało. Bałagan, nieład i ogólny syf. Takie mam wrażenia z tego miejsca. Bez żalu pojechałem dalej, w kierunku Czempinia. 


Okazały, barokowy pałac w Czempiniu. Niestety zamknięty na cztery spusty, wejście zabronione. Sam Czempiń totalnie bez wyrazu, ot takie miasteczko, które się przejedzie i nawet nie zapamięta, że się w nim było...

Od Czempinia do Mosiny droga bez historii, a w Mosinie musiałem wjechać na Osową Górę. No bo jak to, być w Mosinie i nie wjechać Spacerową? Nie da się, oj nie da ;) Pierwszy raz jechałem tam z sakwami i po ponad 160km wdrapałem się na górę rekordowo szybko. Ale tętno podskoczyło pod dwieście chyba ;) A później znaną na wylot drogą prosto do domku. Bez ciekawych sytuacji, bez historii, pod same drzwi :)

Nie planowałem tej trasy, nawet nie wiedziałem, że będzie to dwieście kilometrów. Wyszło pół kilometra więcej ale nie cieszy mnie to tak bardzo jak to, że dałem radę pokonać wiatr i swoje słabości. Miałem dużo okazji po drodze aby przekonać się, że jak się chce to można. I tego się trzymam :)


Dane wyjazdu:
124.70 km 0.00 km teren
04:46 h 26.16 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:767 m
Kalorie: kcal

Wzgórza dalkowskie i dwa święte Graale

Niedziela, 27 lipca 2014 • dodano: 27.07.2014 | Komentarze 4

Okolice moich rodzinnych stron odkrywane na nowo z pozycji rowerowego siodełka są fantastyczne. Wzgórza dalkowskie są wprost stworzone do rowerowania, przy dobrym ułożeniu trasy można nieźle zdziwić się nachyleniem podjazdów, bezwzględną wysokością pagórków i łącznym przewyższeniem. Momentami jak na pogórzu :)

Wzgórza dalkowskie i Św. Graale

Objechałem okolice na tyle na ile miałem dzisiaj czasu, dodatkowo zaliczyłem dwa prawdziwe Św. Grale jakim są gminy Pęcław i Gaworzyce a ja mam te szczęście, że w tym pierwszym mieszka moja rodzinka więc załapałem się na pyszny obiadek i ciasto :)) Świetna trasa, świetne tereny.

Bardzo gorąco, potwornie duszno i parno, ostatnie czterdzieści km czułem się jak w saunie. Warunki wybitnie niesprzyjające wysiłkowi :|
Szerszy opis i fotki jak wrócę do Poznania.

Zaliczone gminy: Gaworzyce (122), Radwanice (123), Polkowice (124), Grębocice (125), Pęcław (126), Jerzmanowa (127), Głogów - obszar wiejski (128), Głogów - obszar miejski (129)


Źróło inspiracji w Polkowicach ;)


Sanktuarium Maryjne w Grodowcu.


Hopki :)


Hopki :)


Widok na Głogów z Jerzmanowa. Piękny zjazd!



Dane wyjazdu:
219.25 km 0.00 km teren
09:21 h 23.45 km/h:
Maks. pr.:44.70 km/h
Temperatura:37.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:929 m
Kalorie: kcal

Wrocław.

Sobota, 19 lipca 2014 • dodano: 24.07.2014 | Komentarze 4

Pojechaliśmy do Wrocławia, na piwko do Spiża. My tzn. Kot, Starszapani, Jurek57 i moja skromna osoba. Smakowało jak nigdy wcześniej. 
Jak zbiorę myśli w całość to dopiszę więcej :)

Poznań - Wrocław


W komplecie :)

Zaliczone gminy: Dolsk (108), Gostyń (109), Piaski (110), Krobia (111), Miejska Górka (112), Rawicz (113), Żmigród (114), Prusice (115), Trzebnica (116), Długołęka (117), Wisznia Mała (118), Wrocław (119)


Dane wyjazdu:
13.50 km 0.00 km teren
01:06 h 12.27 km/h:
Maks. pr.:43.90 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:244 m
Kalorie: kcal

Singletrack :)

Niedziela, 18 sierpnia 2013 • dodano: 19.08.2013 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
56.15 km 0.00 km teren
03:11 h 17.64 km/h:
Maks. pr.:67.70 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:998 m
Kalorie: kcal

Góry Izerskie :)

Sobota, 17 sierpnia 2013 • dodano: 19.08.2013 | Komentarze 0



Wczoraj single, dzisiaj szutry po szczytach i zwiedzanie Harrachova. W nogach łącznie kilometr w pionie i szaleńczy zjazd.
Chłopaki nie dali się namówić na wjazd na dwóch kółkach na Stóg Izerski od samego dołu więc zapakowaliśmy się do gondoli i od jej górnej stacji zaczęliśmy dzień. Na dzień dobry podjazd asfaltem na Stóg, może nie jakiś bardzo stromy i długi ale na początek dnia był wymagający... Później świetny, długi zjazd drogą telefoniczną do Chatki Górzystów, średnia prędkość w okolicach 45km/h :) Wielka połówka naleśnika dla smaku i dalej na Orle. Później wzdłuż granicy do Mytiny i zjazd do Harrachova. Podjazd na skocznię i pit stop. Musiałem wymienić linkę od tylnego hamulca gdyż groziła zerwaniem, klocków już prawie nie było wcale więc zamieniłem przód na tył aby choć trochę było lepiej i żebym miał możliwość wrócić jakoś do domu :) Później mi odbiło i dwa razy próbowałem wjechać ponad stanowiska sędziowskie asfaltową dróżką ale zostałem pokonany. To było chyba z 30% nachylenia, drobne kamyczki powodowały, że koła stawały w miejscu. Pierwszy raz mierzyłem się z czymś takim, po prostu masakra. Podziwiam tych, którzy pod takie ściany podjeżdżają! Pojeździliśmy trochę po mieście, zjedliśmy smażony sir :) Później dłuuugi podjazd na Polanę Jakuszycką z przerwą na czekanie na Bzina, który w połowie drogi wracał po plecak :)) Na Polanie pomyłka w drogach i zaliczamy mega podjazd czerwonym szlakiem. Pancur umarł w połowie więc był postój :) A J.Kowalczyk tam sobie biega ;D Zjazd "samolotem" na Orle, od Chatki Górzystów dłuugi, męczący podjazd na Polanę Izerską. Wrzuciłem tam większość sił jakie miałem, chciałem mocne tempo i swoje osiągnąłem. Ale na Polanie poczułem wszystkie mięśnie :) Miny i zachęty pieszych idących pod górę i rowerzystów prowadzących rowery to była dla mnie mega motywacja :) Nigdy zmęczenie mnie tak mocno nie radowało :)) Pancur też miał świetne tempo, choć nie chciał wierzyć, że dostał 2 minuty :)) Tak czy inaczej zadziwia mnie ciągle :)
Od Polany się zaczął długo oczekiwany zjazd. Nie da się tego opisać. Spaliłem klocki doszczętnie, obręcz mnie poparzyła, na dole zatrzymałem się po 50 metrach jazdy z zaciśniętymi do końca hamulcami i hamowaniem butami :D A widok wyprzedzających mnie 5-ciu strzał niesamowity. To trzeba przeżyć, żeby zrozumieć :) W Świeradowie posiedzieliśmy pod Domem Zdrojowym, zebraliśmy się i jazda do busa. Problem był taki, że zapomnieliśmy, że trzeba wjechać jeszcze na Zajęcznik. Bzinu pod gondolą odpadł, Pancur majaczył a ja chciałem zsiąść z siodełka. Ale wjechałem z Pancurem razem i padliśmy na ziemię. To było to!
Po raz kolejny szacun dla chłopaków, dali radę jak mało kto! :)
I pierwszy raz widzieliśmy jak dymią i śmierdzą spalone hamulce na rowerze :D

Dane wyjazdu:
57.50 km 0.00 km teren
03:42 h 15.54 km/h:
Maks. pr.:73.40 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1085 m
Kalorie: kcal

Singletracki :)

Piątek, 16 sierpnia 2013 • dodano: 19.08.2013 | Komentarze 0



Drugi dzień i objazd wszystkich czeskich singli, prócz wczorajszych. Taki był plan. Szalony ale był :) Udało się w jakiś 90%, odpuściliśmy tylko 3 części - Novomestska strana (2 odcinki) i Singbergrundl z Okolo Medence. Dodatkowo zwiedziliśmy Nove Mesto pod Smrkem i dołożyliśmy nasz czarny singiel Nad Czerniawą ale, co się później okazało, tylko jego podjazdową część.
Żadnej gleby, żadnej gumy, żadnej usterki, to wszystko to chyba nasze głupie szczęście :) Mieliśmy odpuścić czarne single ale nie z nami takie numery. Było mega :) Na Okolo Medence zaliczyłem na mostku chwilę strachu, koło mi zjechało na zakręcie i byłem bliski mega gleby ale jakoś z tego wyszedłem, za 10 sekund w tym samym miejscu Pancur miał to samo. Sami nie wiemy jak ustaliśmy :) Było blisko...
Czarna Okolo Medence dla mnie najlepsza, 2 i 3 odcinek Libverdska strana mega szybki i zajebisty. Nad Czerniawą dostaliśmy już mocno w dupę na podjazdach, batony smakowały jak nigdy w życiu :)
Na koniec znów mega zjazd asfaltem z Zajęcznika, szaleństwo na maksa. Kolejny Vmax pobity - 73,40. Na moich zwykłych hamulcach to i tak prędkość światła :)
Ogólnie zrobiliśmy prawie 1100m w pionie, gleby nie było, piwko zacne, fajni ludzie na trasie do pogadania, mega zmęczenie - nic więcej nam nie potrzeba.
Na kolację zajechaliśmy znów do Czarnego Potoku, szefowa gdy się dowiedziała co dziś zjeździliśmy powiedziała tylko "no no no" :) Nie wierzyła w nas. Dwie porcje pierogów i żurek było mało :)
Kapitalny, rowerowy dzień :):):)
Chłopaki mnie zadziwiają :D