Info

avatar rmk z miasteczka Poznań. Mam przejechane 37834.21 kilometrów. Jeżdżę, bo lubię :)
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rmk.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

50-75

Dystans całkowity:5920.37 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:232:05
Średnia prędkość:23.04 km/h
Maksymalna prędkość:81.00 km/h
Suma podjazdów:26405 m
Liczba aktywności:103
Średnio na aktywność:57.48 km i 2h 29m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
59.20 km 0.00 km teren
02:36 h 22.77 km/h:
Maks. pr.:43.90 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:417 m
Kalorie: kcal

Magiczne Roztocze - dzień VIII.

Niedziela, 2 lipca 2017 • dodano: 12.08.2017 | Komentarze 2


Dziś nad światem zmienił ktoś nieba błękit w chmur atrament. Jakby pragnął deszczem swą opowieść snuć, pierwsza kropla na mą dłoń. Ludzie kryją się w zaułkach, gubiąc gdzieś po drodze sens deszczowych słów. Przemoknięte serca miast...

W całej Polsce na przemian pada i leje, przyszedł więc czas i na najbardziej nasłoneczniony region. Dwa poprzednie dni były przeplatane słońcem i burzami, dzisiaj lało od północy i pijąc poranną kawę na tarasie mogliśmy tylko przyglądać się jak kolejne litry wody spadają na ziemię. I co teraz?

Czartowe Pole

Przed południem atramentowe niebo nabrało wszystkich odcieni szarości i wlało w Nas nikłą nadzieję, że może nie spędzimy całego dnia w domu. Deszcz zamienił się w mżawkę i Michaś, który od rana paradował w kaloszach po pokoju, z radością oznajmił Nam, że to tylko trochę mokro już jest i idziemy na dwór. W taką aurę najlepiej do lasu, więc ubrani jak w październikową codzienność, podjechaliśmy samochodem do rezerwatu Czartowe Pole. Te wyjątkowe miejsce mieliśmy o przysłowiowy rzut beret od Suśca, więc ten wybór nasuwał się sam. Gdy zajechaliśmy na miejsce praktycznie przestało padać.

Rezerwat Czartowe Pole obejmuje nieco ponad 60ha terenu obejmującego dolinę rzeki Sopot. Na jego najcenniejszym przyrodniczo terenie utworzono rezerwat ścisły i poprowadzono przezeń ścieżkę dydaktyczną o długości około 1,4km. Szereg tablic informacyjnych ustawionych wzdłuż tej trasy pozwalił nam na zapoznanie się z wieloma istotnymi i ciekawymi faktami z życia okolicznej przyrody. Drewniane schody, pomosty czy poręcze znacznie ułatwiły poruszanie się po ścieżce i dodały uroku temu miejscu. Michał był zachwycony możliwością skakania po schodkach i przechodzenia nad rzeczką. Płynący wartkim strumieniem Sopot rozbijał się na licznych kaskadach tworząc atmosferę jak z leśnej bajki. Dodatkowym smaczkiem naszego spaceru była lekka mgiełka, która unosiła się wokół i była zapewne wynikiem wcześniejszych opadów. Ziemia szybko oddaje nadmiar wilgoci, żeby nie było jednak całkiem kolorowo dodać tez trzeba, że parno było jak w tropikach. Coś za coś.

Jak wiele miejsc na Rozotczu, również i te ma swoją legendę. Ponoć kiedyś stała tu karczma, w której można było wypić na krechę więc kupcy pili do nieprzytomności przed dniem targowym a wracając z niego, z pobliskiego Józefowa, okazywało się, że muszą wracać do domu z pustymi rękami bo w przeddzień przepili wszystko. Ich żony słysząc tłumaczenia o tym, gdzie podziały się pieniądze zarobione przez mężów mówiły: "To jakaś diabelska robota. Diabelskie czary ogłupiają naszych mężów w tej karczmie. Niech tą karczmę diabli wezmą!" Prośby zostały wysłuchane, pewnego dnia piorun uderzył w gospodę, rozstąpiła się ziemia i pochłonęła karczmę i całe towarzystwo. Nad rzeką została tylko pusta polana. Okoliczni mieszkańcy dobrze wiedzieli, że była to diabelska robota, że czarty porwały dla siebie doborową kompanię biesiadników. Zaczęto unikać tego miejsca w obawie przed jakimś nieszczęściem. I tak zostało Czartowe Pole. A wszystko przez żony ;)

Miejsce jest godne polecenia, można poczuć się jak w innej bajce. Natura w czystej postaci, szczególnie w takie dni jak dzisiejszy, gdy byliśmy tam praktycznie sami.


Czartowe Pole, Roztocze.


Czartowe Pole, Roztocze.

Szumy nad Tanwią.

Są takie miejsca, których jak ognia powinno się unikać w dni wolne od pracy. Jednym z nich są bez wątpienia Szumy na Tanwi, rezerwat, który jest uważany za jedną z największych atrakcji Roztocza. Z pełną premedytacją pojechaliśmy tam jednak od razu po wizycie nad Czartowym Polem aby przekonać się co tracą lub zyskują Ci, którzy przyjeżdżają tylko tutaj, w dodatku w weekend. Z naszej kwatery w Suścu mieliśmy tu raptem niecałe trzy kilometry więc mieliśmy możliwość przyjazdu tu w spokojniejszy dzień niż dzisiejszy i chcieliśmy to później wykorzystać. To co ujrzeliśmy na miejscu potwierdziło Nasze przypuszczenia. Gdyby środkiem zakopiańskich Krupówek zaczęłaby płynąć Tanew, mielibyśmy obraz tego jak było. Od mostku do mostku i ewakuacja, tak wyglądał nasz króciutki pobyt. A Czartowe Pole kawałek stąd stoi i czeka. I może niech tak zostanie.


Szumy nad Tanwią, Roztocze.

Lekki jak piórko

Wróciliśmy do domu, zjedliśmy obiad i niebo znów się otworzyło. Michaś zasnął z mamusią a ja ubrałem się w rowerowe ciuchy, usiadłem na tarasie i zacząłem czekać na choćby najmniejsze przejaśnienie. Moje oczekiwanie nie trwało zbyt długo i przyszła upragniona w tym momencie mżawka. Jak dobrze wiadomo nie ma złej pogody na rower, są tylko źle ubrani rowerzyści i kierowany tą maksymą siedziałem już na siodełku i jechałem w stronę Tomaszowa Lubelskiego. Wydzielony pas drogi jak prowadzi od Suśca w stronę stolicy powiatu zapewnił mi komfortową trasę i pozwolił na szybką realizację celu. Jechało się wyjątkowo dobrzy i szybko, brak przyczepki spowodował, że czułem się o sto kilogramów lżejszy i dwieście kilometrów na godzinę szybszy. Chwila, moment i już stałem na "rynku" w Tomaszowie i robiłem zdjęcie. Szybko poszło.


Dom Strażaka, Cerkiew św. Mikołaja i dawna herbaciarnia w Tomaszowie Lubelskim.

Interwał

Korzystając z okazji i wolnego czasu chciałem pojechać do Bełżca. Najkrótszą drogą niecałe siedem kilometrów, kilkanaście minut jazdy. Jednak jazda rowerem po drogach krajowych to dla mnie totalne nieporozumienie, jeżdżę po nich tylko wtedy gdy nie mam już kompletnie innej możliwości, więc wybrałem spokojniejszy wariant, przez Podlesinę i Chyże. Uwielbiam jazdę po pagórkach i mógłbym w nieskończoność jeździć góra-dół ale tym razem te kilkanaście kilometrów dało mi się wyjątkowo we znaki. Kiepska nawierzchnia, wliczając w to gruntowe, dziurawe i błotniste drogi, bardzo silny wiatr wiejący prosto w twarz i śliski asfalt dały mi popalić. W Chyżach trafiłem na turniej sołectw i paradę zabytkowych motocykli i przez przypadek znalazłem się w centrum imprezy. Grzecznie odmówiłem poczęstunku o napitku nie wspominając, gdybym usiadł z nimi do stołu to pewnie powrót do domu wypadłby w okolicach jutrzejszego obiadu. Gościnność organizatorów godna najwyższego podziwu i zasługująca na pochwały. Tuż przed Bełżcem w oko wpadła mi wielka góra piachu, która wyrosła po mojej prawej stronie. Nie mogłem nie sprawdzić cóż to takiego i gdy wspiąłem się na szczyt rozpostarł się przede mną piękny widok południowego Roztocza. Byłem na terenie czynnej żwirowni, widok wart był pchania roweru pod górę.


Rabinówka.


Żwirownia, Zagóra.

Obóz zagłady w Bełżcu

O istnieniu niemieckiego nazistowskiego obozu zagłady w Bełżcu dowiedziałem się stosunkowo niedawno. Miejsca takie jak te przerażają mnie samym swym istnieniem, ciężko wyobrazić sobie powody dla jakich można dopuszczać się takich zbrodni jak ta. Nie zgadzam się z tezą, że to ludzie ludziom zgotowali ten los. Jak dla mnie to nie ludzie, to mordercy, zwierzęta.

To co działo się w tym obozie przechodzi moje wyobrażenia. Sześćset tysięcy zamordowanych ludzi. Niemcy, którzy dla cięcia kosztów wymyślili połączenie w Bełżcu stałej komory gazowej z silnikiem spalinowym jako źródłem trującego gazu.

Obecnie na terenie obozu wybudowano Muzeum Pamięci, filię Państwowego Muzeum na Majdanku. Przyjechałem tam samemu, bez dziecka, gdyż uważam że powinien odwiedzać takie miejsca dopiero jak będzie w pełni świadomy tego co tu się działo. Dla szacunku ludzi tu pomordowanych. Do środka nie wszedłem, spóźniłem się dwadzieścia minut i stałem za zamknięta bramą dłuższą chwilę. Straszne miejsce, straszna historia. Po co to wszystko?


Niemiecki nazistowski obóz zagłady w Bełżcu.

Żydowska Góra

Słońce powoli zaczęło układać się do snu co oznaczało dla mnie, że czas na powrót do Suśca. Wymyte całodniowymi opadami powietrze zrobiło się rześkie i przyjemne, promienie słońca zaczęły nabierać barw a wiatr przybierał na sile wiejąc z kierunku, w którym zamierzałem się udać. Czas mijał nieubłaganie ale gdy wjechałem na Żydowską Górę i ujrzałem przepiękny widok na Długi i Krągły Goraj oraz panoramę Wschodniego Roztocza nie mogłem się nie zatrzymać. Dziesięć minut później ruszyłem dalej.


Widok na Długi i Krągły Goraj z Żydowskiej Góry.

Żyj kolorowo

Od Brzezin do Lipska, z wyjątkiem krótkiego polnego odcinka pełnego błota i dziur, miałem komfortową drogę. Asfaltowa trasa poprowadzona środkiem lasu, cisza wokół, ja i rower. Dostępne jedynie dla pracowników ALP i rowerzystów wyasfaltowane dukty Roztocza są wyjątkowo wygodne. Nie omieszkałem i tym razem z tego skorzystać, szczególnie że równoległa szutrowa droga po całodniowych opadach wyglądała nieszczególnie.

Z Narola do Suśca wróciłem przez Paary. Czerwona gwiazdka na mapie zawsze przyciąga mnie do siebie jak magnes i  gdy tylko pojawiła się taka możliwość tak poprowadziłem drogę powrotną aby trafić prosto do niej. Punkt widokowy bo to oznacza ten symbol zlokalizowany był na wzniesieniu, tuż za Narolem Wsią. To co zastałem na miejscu odjęło mi mowę. Złota godzina weszła w swoją najpiękniejszą fazę a kolory zachodu słońca stawały się z każdą chwilą coraz bardziej nierealne. Z jednej strony widok na Roztocze Rawskie z drugiej na charakterystyczne pasy pól, jakich tu pełno. Coś pięknego.


Widok na Roztocze Południowe z okolic Paarów.


Charakterystyczne, roztoczańskie pola.

Dzień zaczął się deszczem i wszystko wskazywało na to, że rowery będą miały dzisiaj wolne. Pogoda okazała się jednak na tyle łaskawa, że późnym popołudniem mogłem trochę pojeździć ale największa w tym zasługa mojej Kochanej Żony, która dała mi trochę wolnego czasu. Dziękuję Kochanie :)

Zaliczone gminy: Tomaszów Lubelski - obszar wiejski [393], Tomaszów Lubelski - teren miejski [394], Bełżec [395]


Dane wyjazdu:
64.10 km 0.00 km teren
02:48 h 22.89 km/h:
Maks. pr.:48.70 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:353 m
Kalorie: kcal

Maluchy z Obornik.

Sobota, 27 maja 2017 • dodano: 29.05.2017 | Komentarze 3

Podobnie jak wczoraj, czas wolny miałem późnym popołudniem. Nie zastanawiając się nad trasą wsiadłem na rower i udałem się w kierunku bliźniaczym do wczorajszego. Przed Mściszewem zdecydowałem, że do domu wrócę przez Oborniki, robiąc pętlę. Pomysł sam w sobie był dobry ale jazda na odcinku ze Starczanowa do Łukowa, a szczególnie okolice Szymankowa, to była mordęga. Droga była tak piaszczysta, że odebrała przyjemność z jazdy. Gdy tylko wydostałem się na asfalt, poczułem ulgę. Dawno nie jechałem na tak fatalnym odcinku, pomimo że był relatywnie krótki. W Obornikach zupełnie przypadkowo trafiłem na zlot miłośników maluchów i spędziłem tam chwilę oglądając cudeńka w jakie przerobili swoje poczciwe fiaty 126p ich właściciele. Godnym odnotowania faktem z Obornik jest też to, że w żabce kupiłem loda na patyku w którym nie było patyka. Taki myk. Do domu wróciłem przed zachodem słońca.




Biedrusko.


Lasy pomiędzy Starczanowem a Łukowem.


Zlot miłośników Maluchów w Obornikach. Ten spodobał mi się najbardziej.


Jedyna perspektywa, z której Oborniki wyglądają przyzwoicie :)
Kategoria 50-75


Dane wyjazdu:
58.60 km 0.00 km teren
02:38 h 22.25 km/h:
Maks. pr.:51.00 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:317 m
Kalorie: kcal

Śnieżycowy Jar.

Sobota, 25 marca 2017 • dodano: 26.03.2017 | Komentarze 5

Po trzech tygodniach trafiło mi się wolne popołudnie. Wziąłem rower i bez celu zacząłem kręcić w kierunku poligonu. Gdy się na nim znalazłem przypomniałem sobie o istnieniu Śnieżycowego Jaru więc kierunek nasunął się sam. Mocny, zimny i dokuczliwy wiatr nie ułatwiał jazdy, momentami prędkość rzędu 20km/h była nieosiągalna. Rower mam w kiepskim stanie technicznym, czas na poważny serwis bo dłużej tak nie pojeździ. W Śnieżycowym Jarze tradycja rzecz święta. Jest grochówka, są parkingi pod stodołą, ludzi więcej niż na Krupówkach, kwiatki kwitną. Niewątpliwą zaletą takich tabunów ludzi jest to, że sroga dojazdowa jest tak wydeptana, że jedzie się jak po asfalcie. Zrobiłem dwie pamiątkowe fotki, chwilę pooglądałem zachowanie ludzi, którzy głupieją na widok kwiatków i tracą umiejętność czytania komunikatów. Do domu wróciłem jak po sznurku, tuż przed zmierzchem. 

Wiosna idzie. I co z tego..


Śnieżycowy Jar. 


Śnieżycowy Jar.

Kategoria 50-75


Dane wyjazdu:
67.50 km 0.00 km teren
02:44 h 24.70 km/h:
Maks. pr.:42.70 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:275 m
Kalorie: kcal

Przed południem na zachód.

Środa, 1 marca 2017 • dodano: 01.03.2017 | Komentarze 4

Trochę ponad dwie i pół godziny jazdy przed pracą. Skorzystałem z tego, że przedpołudnie miałem tylko dla siebie więc mogłem trochę pojeździć. Trasa spontaniczna, podobnie jak poniedziałkowa. Wylądowałem w Kaźmierzu, wróciłem przez Tarnowo Podgórne i Górę. Mocno wiało, na otwartym terenie momentami ciężko było jechać więcej niż 21km/h. Idealnie wstrzeliłem się z pogodą, pięknie świecące słońce i całkiem ciepło. Ostatni kilometr wracałem już w deszczu, który pada do teraz. Swoje trzeba wyjeździć, forma sama nie wróci :)



Gdzieś tu na zdjęciu hula wiatr.
Kategoria 50-75


Dane wyjazdu:
66.10 km 0.00 km teren
02:31 h 26.26 km/h:
Maks. pr.:46.10 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:274 m
Kalorie: kcal

Pamiątkowe Pamiątkowo.

Wtorek, 12 lipca 2016 • dodano: 12.07.2016 | Komentarze 3

Czas nadrobić stracony rowerowy czas. Taka głęboka myśl mnie naszła, więc przelałem ją na monitor ;))

Od kilkunastu już dni mam katar. Mówią, że leczony trwa tydzień a nieleczony siedem dni. To co za cholerę ja mam? Niezaleczony wyleczony czy wyleczony ale niedoleczony? Bez sensu jak właśnie ten katar. Mam go już dość.

Wyjechałem dzisiaj, po siedemnastej, zupełnie bez pomysłu, bez planu ot tak aby pojeździć. Wyszło z tego dobrze ponad dwie godziny rekreacji na świeżym powietrzu z czego jestem niezmiernie zadowolony. Koniec końców wylądowałem w jakiejś Nieczajnie, gdzieś pośrodku niczego. Że blisko z niej było do Pamiątkowa to, w końcu, odwiedziłem tamtejszą plażę. To był mój pierwszy raz. Pierwszy raz, pamiętny w Pamiątkowie nad jeziorem Pamiątkowskim. Tyle lat na to czekałem ;))

Od Kiekrza do domu zrobiłem małą czasówkę. To chyba przez to, że w miejscowej żabce skonsumowałem grześka i popiłem czymś kubusio podobnym. Przyszła moc i trzeba było ją przerobić. Był ogień :D




Pamiątkowe Pamiątkowo.
Kategoria 50-75


Dane wyjazdu:
57.60 km 0.00 km teren
02:22 h 24.34 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:33.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:275 m
Kalorie: kcal

Okolicznie.

Poniedziałek, 11 lipca 2016 • dodano: 11.07.2016 | Komentarze 3

Pomiędzy dwoma burzami wstrzeliłem się w słońce, nieco przykryte chmurami. Wybrałem Lusowo, sam nie wiem dlaczego. Wróciłem przez Tarnowo Podgórne i Kokoszczyn, również nie wiem dlaczego. Wiało praktycznie cały czas w twarz lub z boku, mocno lub bardzo mocno. Też nie wiem dlaczego. 

Nogi mnie bolą, przed domem złapał mnie skurcz w prawe udo. Z nosa mi jeszcze leci, z płuc dobywa się czasem głośny charkot i ogólnie jest dobrze. No jest czy nie? :))

Pogoda była dzisiaj genialna, lubię jak jest ciepło :-)


Lusowo i burza.
Kategoria 50-75


Dane wyjazdu:
50.50 km 0.00 km teren
01:26 h 35.23 km/h:
Maks. pr.:49.20 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Memento mori.

Niedziela, 3 kwietnia 2016 • dodano: 03.04.2016 | Komentarze 7

Wczoraj miałem odwiedzić babcię i wujka, rowerem. Niestety, wujka nie było i już nigdy więcej nie będzie na mnie czekał. Jutro pojadę odwiedzić go po raz ostatni. Zmarł dzień przed pogrzebem Asi. Dwa pogrzeby w rodzinie w trzy dni. Ciężko to sobie nawet wyobrazić...

Pojechałem przed siebie, przez poligon, tyle ile sił w nogach. Musiałem się zmęczyć, pobyć trochę sam ze sobą, po prostu nie myśleć o niczym. Pod domem zabrakło mi sił. 

Wujek kochał sport i takim go zapamiętam. Mam nadzieję, że gdzieś tam gdzie teraz jest będzie szczęśliwy.


Nasze ostatnie zdjęcie, dwa tygodnie temu...
Kategoria 50-75


Dane wyjazdu:
66.90 km 0.00 km teren
02:48 h 23.89 km/h:
Maks. pr.:45.20 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:310 m
Kalorie: kcal

Droga dla stomatologa.

Sobota, 19 marca 2016 • dodano: 19.03.2016 | Komentarze 6

Grajzerówka powinna zmienić nazwę na dziurówka, a jej patronem powinni zostać stomatolodzy, którzy dzięki niej mają zapewnione częste odwiedziny rowerzystów, którzy odważą się nią przejechać. Dzisiaj miałem szczęście i wróciłem z całym uzębieniem i plombami w miejscu ich przeznaczenia ale następnym razem może już nie być tak kolorowo. Ta droga to koszmar.

Gdybym miał choć w 75% sprawny rower to pojechałbym dzisiaj się na długą, bardzo długą wycieczkę. Wolny dzień od obowiązków domowych to wymarzona sprawa na ciekawą trasę i rowerową turystykę ale, tym razem było małe ale. Niestety z pękniętą obręczą za daleko nie ujadę, więc pożyczyłem koło z roweru Agi i zrobiłem tylko rundę po mieście i okolicach w poszukiwaniu upatrzonego siodełka. Spełzło to na niczym, zakupu dokonam przez internet, w ciemno. 

Jadąc do centrum wybrałem trasę przez Cytadelę gdzie mym oczom ukazał się zamek. Mamy rozmach w Poznaniu, nie ma co. Jeden zamek gargamela na Wzgórzu Przemysła a teraz drugi sam nie wiem kogo. W centrum już zaczynało się komunikacyjne zamieszanie przed półmaratonem, policji pełno i sporo wolontariuszy. Udałem się w kierunku Mosiny, przez Drogę Dębińską i Luboń. W tym mieście cudów, jednym z największych jest ichniejsza DDR-ka, która potrafi najbardziej cierpliwego rowerzystę zmienić w szatana. Dzisiaj okazał się nim pewien starszy pan na jubilacie, który w paru epitetach powiedział co o niej myśli i zaczął jechać szosą. Byłem pełen podziwu :)

W Mosinie odwiedziłem polecany Mi sklep rowerowy ale niestety nie dostałem tego co chciałem. Mówi się trudno. Następnie spacerowym tempem podjazd na Osową, ul. Spacerową i powrót do Poznania wspomnianą na wstępie dziurówką. Od Komornik do Plewisk pełna moc w nogach i pokazałem plecy szosowcowi, który po kilometrze poddał się i odpuścił. Lubię czasem być wredny na drodze ;)

Wiało, oj wiało.



Taki koszmarek na Cytadeli.

Kategoria 50-75


Dane wyjazdu:
73.30 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:41.70 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Ileż można...

Niedziela, 13 marca 2016 • dodano: 13.03.2016 | Komentarze 6

Pierwszy raz od kilkunastu miesięcy miałem możliwość przejechać się wspólnie ze swoją Ukochaną Żonką. Michaś został w domu z ciocią a My pojechaliśmy nad Strzeszynek. Aga pierwszy raz na rowerze po tak długim czasie, szok :) Zrobiliśmy pętlę dookoła jeziora, błota całe mnóstwo, pogoda szara, bura i ponura. Gdzie ta wiosna ja się pytam?

Później miałem w planach dwie godziny samotnego kręcenia, do Murowanej Gośliny przez poligon. No i co? W połowie drogi, na poligonie, pękła mi już SZÓSTA szprycha w tylnym kole. Czy ja mam takiego pecha, czy o co chodzi? Szlag mnie trafił, miałem w końcu czas na rower, miałem chęci, jechało się świetnie i bach. Krew mnie zalewa bo wczoraj wymieniłem w rowerze łańcuch, kółka przerzutki, kasetę, klocki hamulcowe i linki. No i nowe przednie koło również się pojawiło. Muszę jeszcze wyregulować wszystko alby działało idealnie ale już było dobrze. Ehh, brak słów...


Powrót na rower, po kilkunastu miesiącach :)) 
Kategoria 50-75


Dane wyjazdu:
59.40 km 0.00 km teren
02:27 h 24.24 km/h:
Maks. pr.:38.20 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:274 m
Kalorie: kcal

Wietrznie.

Środa, 27 stycznia 2016 • dodano: 27.01.2016 | Komentarze 7

Dzisiaj wiatr dał mi się we znaki. Jazda po odsłoniętych odcinkach, wśród pól, była niekończącą się mordęgą. Ale jako, że temperatura jak na przedwiośniu to uśmiech nie schodził mi z twarzy przez cały czas. Ledwie tydzień temu było tyle samo, tyle że w minusie :)

Trasa przejażdżki bez zbędnego kombinowania. Cóż tu zresztą kombinować skoro wszystkie ścieżki wokół komina objechane w te i we wte. Pod wiatr do Lusowa, przez Sady. Później Tarnowo Podgórne i Rokietnica przez Górę i Kokoszczyn. Nic ciekawego, po prostu przyjemna jazda po znanych do bólu ścieżkach. 

Wyjazd bez atrakcji, bez historii ale przyjemny. Dziesięć stopni in plus w styczniu nie często się zdarza :)




Był śnieg, jest jezioro.

Kategoria 50-75