Info
rmk z miasteczka Poznań. Mam przejechane 37834.21 kilometrów. Jeżdżę, bo lubię :)Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2018, Wrzesień4 - 12
- 2018, Sierpień6 - 11
- 2018, Lipiec2 - 2
- 2018, Czerwiec2 - 2
- 2018, Maj1 - 0
- 2018, Kwiecień4 - 12
- 2018, Marzec9 - 23
- 2018, Luty2 - 0
- 2018, Styczeń4 - 8
- 2017, Grudzień5 - 2
- 2017, Listopad5 - 8
- 2017, Październik4 - 0
- 2017, Wrzesień4 - 0
- 2017, Sierpień12 - 50
- 2017, Lipiec13 - 47
- 2017, Czerwiec11 - 50
- 2017, Maj11 - 29
- 2017, Kwiecień9 - 31
- 2017, Marzec8 - 32
- 2017, Luty8 - 61
- 2017, Styczeń9 - 43
- 2016, Grudzień4 - 11
- 2016, Listopad5 - 7
- 2016, Październik7 - 11
- 2016, Wrzesień11 - 15
- 2016, Sierpień1 - 2
- 2016, Lipiec12 - 49
- 2016, Czerwiec5 - 9
- 2016, Maj9 - 28
- 2016, Kwiecień14 - 54
- 2016, Marzec15 - 78
- 2016, Luty7 - 49
- 2016, Styczeń14 - 91
- 2015, Grudzień13 - 36
- 2015, Listopad18 - 28
- 2015, Październik21 - 45
- 2015, Wrzesień24 - 58
- 2015, Sierpień19 - 66
- 2015, Lipiec23 - 131
- 2015, Czerwiec21 - 65
- 2015, Maj22 - 99
- 2015, Kwiecień17 - 79
- 2015, Marzec22 - 76
- 2015, Luty19 - 141
- 2015, Styczeń23 - 116
- 2014, Grudzień19 - 108
- 2014, Listopad18 - 30
- 2014, Październik24 - 63
- 2014, Wrzesień33 - 71
- 2014, Sierpień16 - 43
- 2014, Lipiec20 - 55
- 2014, Czerwiec27 - 65
- 2014, Maj35 - 100
- 2014, Kwiecień24 - 29
- 2014, Marzec28 - 11
- 2014, Luty11 - 0
- 2014, Styczeń22 - 0
- 2013, Grudzień13 - 0
- 2013, Listopad6 - 0
- 2013, Październik27 - 4
- 2013, Wrzesień22 - 0
- 2013, Sierpień20 - 0
- 2013, Lipiec2 - 0
- 2013, Czerwiec21 - 1
- 2013, Maj28 - 0
- 2013, Kwiecień22 - 3
- 2013, Marzec11 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
25-50
Dystans całkowity: | 6438.95 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 243:55 |
Średnia prędkość: | 20.98 km/h |
Maksymalna prędkość: | 63.70 km/h |
Suma podjazdów: | 19886 m |
Liczba aktywności: | 174 |
Średnio na aktywność: | 37.01 km i 1h 47m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
43.90 km
0.00 km teren
03:32 h
12.42 km/h:
Maks. pr.:29.50 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:231 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
Borne Sulinowo - dzień 2.
Niedziela, 21 maja 2017 • dodano: 24.05.2017 | Komentarze 5
Drugi i ostatni dzień Naszego, krótkiego pobytu w Bornym Sulinowie wita Nas promieniami słońca, rześkim powietrzem i silnym wiatrem. Niebieskie niebo to jakże przyjemna odmiana w stosunku do wczorajszego dnia i nadzieja na to, że pogoda będzie tym razem będzie sprzyjać. Wczoraj był niebieski szlak, dzisiaj wybieramy czerwony. Poddany delikatnym modyfikacją to właśnie szlak "Nad jezioro Ciemino" będzie osią dzisiejszej wycieczki.
Pepesza
Zdania na temat Armii Radzieckiej i jej obecności na Naszych terenach są mocno podzielone. W Bornym Sulinowie część mieszkańców czerpie zyski z tego, że właśnie te miasto było ich garnizonem i tak długo pozostawało w tajemnicy. Nawiązania do obecności Rosjan na tych terenach są wszędzie ale podczas rozmów z mieszkańcami raczej jest więcej do nich niechęci niż można się tego spodziewać. Spotkany na początku dzisiejszego wyjazdu starszy Pan nie ukrywał swojej złości z tego, że więcej ludzi chce zobaczyć radziecki cmentarz wojskowy a o polskim nawet nie wspominają. Cóż, również i My chcieliśmy zobaczyć pomnik z pepeszą a o miejscu pochówku Naszych żołnierzy nawet nie wiedzieliśmy. Często bywa tak, że o swoich bohaterach nie pamiętamy... A skoro już zajechaliśmy tam gdzie jest pepesza to wspomnieć warto, że spoczywa tu trzysta sześćdziesiąt osób a sto czterdziestu sześciu z nich to "niezwiestnyj sołdat". Tak było wygodniej dla propagandy...
Pepesza
Zdania na temat Armii Radzieckiej i jej obecności na Naszych terenach są mocno podzielone. W Bornym Sulinowie część mieszkańców czerpie zyski z tego, że właśnie te miasto było ich garnizonem i tak długo pozostawało w tajemnicy. Nawiązania do obecności Rosjan na tych terenach są wszędzie ale podczas rozmów z mieszkańcami raczej jest więcej do nich niechęci niż można się tego spodziewać. Spotkany na początku dzisiejszego wyjazdu starszy Pan nie ukrywał swojej złości z tego, że więcej ludzi chce zobaczyć radziecki cmentarz wojskowy a o polskim nawet nie wspominają. Cóż, również i My chcieliśmy zobaczyć pomnik z pepeszą a o miejscu pochówku Naszych żołnierzy nawet nie wiedzieliśmy. Często bywa tak, że o swoich bohaterach nie pamiętamy... A skoro już zajechaliśmy tam gdzie jest pepesza to wspomnieć warto, że spoczywa tu trzysta sześćdziesiąt osób a sto czterdziestu sześciu z nich to "niezwiestnyj sołdat". Tak było wygodniej dla propagandy...
Lekko i ciężko zarazem.
Grób Iwana Paddubnego na rosyjskim cmentarzu w Bornym Sulinowie.
Marzenie
Od trzeciego kilometra Naszej trasy czerwony szlak wjechał na teren byłego poligonu. Oznaczało to dla Nas nie tylko osłonę od porywistego wiatru, gdyż w większości są to tereny zalesione, ale praktycznie brak ruchu samochodowego, ciszę i spokój. Wprost wymarzone warunki do rodzinnego rowerowania. Korzystając z doskonałego asfaltu nie mieliśmy żadnych obaw aby Michaś mógł samemu przejechać dwa kilometry i cieszyć się wraz z Nami jazdą w takich okolicznościach przyrody. Te dwa tysiące metrów samodzielnej jazdy to dla niego spory wyczyn ale tak mu się podobała jazda całą szerokością drogi, zjeżdżanie z górki i pogoń za jedynym rowerzystą jaki nas minął, że nie sposób było go zatrzymać. Namiastkę jazdy po zamkniętym poligonie mamy w okolicach Poznania ale tutaj ruchu nie ma kompletnie, bo nie ma gdzie samochodem dojechać. Asfalt kończy się po kilku kilometrach a do najbliższej miejscowości prowadzi kilka następnych ale już szutrowej i piaszczystej drogi. Dla rowerzystów marzenie.
Uśmiech mówi sam za siebie.
Zdjęcie dzięki uprzejmości mijanej pary rowerzystów :)
Niespodzianka
Pomimo tego, że czerwony szlak uciekał w lewo zdecydowaliśmy się jechać do końca asfaltu, który pewnikiem miał skończyć się gdzieś niedługo. Dojechaliśmy nim aż do jeziora Kniewo i zaczęła się mała gehenna. Kolejne cztery kilometry prowadziło po resztkach asfaltu, dziurach, kamieniach, grysie, szutrze i wszystkim tym co skutecznie zwalnia jazdę z przyczepką do szalonych pięciu kilometrów na godzinę. Z pozytywów wymienić należy to, że nie było piasku. Cóż jednak z tego skoro to tylko śmiech przez łzy. Trzeba było jednak jechać szlakiem, który okazał się całkiem wygodną szutrową drogą przeciwpożarową, z którą połączyliśmy się tuż przed kolejną niespodzianką. Transwielkopolska Trasa Rowerowa (TTR) jest mi znana nie od dziś ale nie miałem pojęcia o tym, że zaczyna się w województwie pomorskim. Toteż wielkie było moje zdziwienie gdy przy leśniczówce Płytnica stanęliśmy pod tablicą, która oznajmiała, że właśnie w tym miejscu owy szlak się rozpoczyna. Podróże kształcą.
Diabelskie Pustacie.
Początek TTR.
Śpiący królewicz
Michał zasnął a ja widząc drogę po jakiej przyszło nam teraz jechać zastanawiałem się w duchu czy przez kolejne kilometry nie pobiję przez przypadek jakiegoś rekordu. Dziury jakie pojawiały się w nawierzchni zmuszały mnie do ekwilibrystyki z przyczepką, szukania możliwości przejazdu i zwalniania praktycznie do zera. Jechaliśmy tak i jechaliśmy. W sumie nie spieszyło się nam nigdzie ale taka jazda bywa mocno męcząca. Królewicz nie zważając na te przeszkody spał w najlepsze ale to mi przypadło w udziale manewrowanie zestawem tak aby Morfeusz trzymał go w objęciach jak najdłużej. Momentami nie było to możliwe i z kretesem przegrywałem walkę z nierównościami wpadając w coraz to większe dziury. Tak bywa gdy nie zna się drogi i jedzie przed siebie. Gdy szlak odbijał w prawo w stronę Jelonka, przegapiliśmy ten zjazd ale zreflektowaliśmy się w miarę szybko i zawróciliśmy. Gdy Naszym oczom ukazała się ścieżka, którą mieliśmy jechać, wybaczyliśmy sobie nawigacyjny błąd. Zarosła i była praktycznie niewidoczna, ale na szczęście tylko na odcinku około stu metrów. Niestety wystające korzenie, nieco piachu i głębokie kałuże nie ułatwiały zadania i tempo jazdy nie wzrosło prawie wcale.
Ciężki odcinek, ilość dziur i przeszkód ciężka do przełknięcia.
Cywilizacja
Po dwudziestu kilometrach jazdy wśród lasów wyjechaliśmy w Jelonku. Zaczęliśmy rozglądać się za jakąś oberżą czy inną jadłodajnią, która pozwoliła by nam uzupełnić braki kofeiny w organizmie i poratowała kaloriami ale Nasze poszukiwania spełzły na niczym. Dobrze wyglądająca smażalnia ryb w Przejezierzu nie honorowała płatności kartą a z gotówką u Nas było kiepsko ale co najgorsze, jedyną słodkowodną rybą w menu był pstrąg. Kargulen, dorszy, łososi i innych było zatrzęsienie co przecież powinno być zrozumiałe, do morza jedyne sto kilkadziesiąt kilometrów a w niezliczonych, okolicznych jeziorach ryb brak. Wolny rynek. Zerkając na mapę postanowiliśmy zjeść swoje kanapki nad jeziorem w Cieminie i musieliśmy obejść się bez kawy. Gdy przystanęliśmy na chwilę przy pięknym kościele w Jeleniu Michał się obudził.
Kościół rzymskokatolicki pw. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Jeleniu.
Pomiędzy Jeleniem a Ciemieniem.
Jezioro Ciemino.
Przyczepkom tu jechać nie kazano
O ile dziurawy odcinek na poligonie był męczący to kilka kilometrów od Ciemina do Krągów momentami dało mi się tak we znaki, że traciłem przyjemność z jazdy. O ile bez przyczepki można było manewrować pomiędzy korzeniami, kamieniami, koleinami i piachem to w zestawie była to ciągłe wymyślanie jak przejechać kolejne przeszkody aby nie uszkodzić przyczepki i zapewnić jakikolwiek komfort jej małemu pasażerowi. Zdecydowanie to był najgorszy odcinek drogi jaki przejechałem z przyczepką i największemu wrogowi jej nie polecę. Było, minęło i niech tak zostanie. Jedyną przyjemnością była spora ilość świerków, które wprost uwielbiam i mógłbym się na nie patrzeć godzinami.
Ehh...
Wszystko co dobre, szybko się kończy
Do Bornego wracamy szosą prowadzącą z Krągów. Po różnych nieprzyjemnościach jakie zafundował nam dzisiaj czerwony szlak ten odcinek to prawdziwy Wersal. Równo, równiutko. Obiad, kawę i zasłużony deser jemy w polecanej nam Gospodzie u Ani i nie żałujemy tej decyzji. Pyszne, domowe jedzenie, wyśmienita kawa i na deser po lodowym pucharze. Na koniec wycieczki jedziemy jeszcze brzegiem jeziora Pile zachwycając się po raz kolejny Domem Oficera i Bornym Sulinowem jako całości. Dla każdego coś miłego. Rower, kajaki, grzyby, fortyfikacje, historia, polowania, spacery, lenistwo nad wodą. Wszystkiego pod dostatkiem. I przede wszystkim święty spokój. Jeśli moja kochana Żonka zaczyna podczas jazdy przebąkiwać o kupnie tu działki czy mieszkania to musi być to ciekawe miejsce. I zaiste takim jest.
Zasłużona nagroda po całodziennej jeździe.
Marina. Nam się podobała.
Dwa dni minęły niepostrzeżenie, czas wracać do domu. Choć krótki to pozwalający odrobinę się zrelaksować pobyt w Bornym Sulinowie dobiegł końca. Czy kiedyś tu wrócimy? Nie potwierdzam ani nie zaprzeczam. Choć warto.
Zupełnie przypadkowo i niespodziewania wyszło Nam, że dzisiaj praktycznie nie jechaliśmy pod wiatr chociaż wiało naprawdę mocno. Mnogość lasów była Naszym sprzymierzeńcem, inaczej mogło być krucho... Najbardziej odsłonięty odcinek jechaliśmy z wiatrem, wtedy gdy Michaś jechał sam. Ktoś nad nami czuwał :)
Kategoria 25-50, Nowe gminy, Z przyczepką, Zachodniopomorskie
Dane wyjazdu:
36.70 km
0.00 km teren
02:56 h
12.51 km/h:
Maks. pr.:30.80 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:181 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
Borne Sulinowo - dzień 1.
Sobota, 20 maja 2017 • dodano: 23.05.2017 | Komentarze 8
Borne Sulinowo od dawna fascynuje swoją historią, urzeka położeniem i zaprasza do siebie spragnionych spokoju turystów. Postanowiliśmy z tego skorzystać i odwiedzić te, bez wątpienia, fantastyczne miejsce. Wolny weekend, prognoza pogody bez żadnych kataklizmów i naprędce znaleziony nocleg sprawiły, że w sobotę nieco po szóstej rano jechaliśmy już samochodem do Bornego. Rowery na platformie, przyczepka w bagażniku, mapa okolic spakowana, dwa dni rowerowego odpoczynku przed nami. Bez planu, spontanicznie i z uśmiechem na twarzy. Ten wyjazd musiał być ciekawy i takim był.
Oszukana metryka.
Borne Sulinowo i pobliskie Kłomino przez kilkadziesiąt lat tętniły życiem pomimo, że oficjalnie nie istniały. Pierwsze z miast założone zostało w latach 30-tych XXw. dla szkoły artylerii Wermachtu i przejęte w 1945r. przez wojska Radzieckie. Do 1992r. było wyłączone spod polskiej administracji, nie istniało na żadnej z map i było terenem zamkniętym dla ludności cywilnej. Ponad 60tys. żołnierzy jakie wyjechało stąd w chwili przekazania Bornego Sulinowa w ręce polskie świadczy o tym jakiej skali proceder się tu odbywał. Doprawdy niesamowita historia. Obecnie mieszka tu niecałe pięć tysięcy mieszkańców, którzy zajmują tereny i budynki po Armii Czerwonej. Z kolei Kłomino to jedyne w Polsce miasto widmo. W przeciwieństwie do Bornego Sulinowa nigdy nie zostało zasiedlone i obecnie jest sukcesywnie wyburzane, zostało tylko kilka budynków w ruinie i dwa odnowione bloki. Spóźniliśmy się trochę z odwiedzinami, z klimatu jaki tu panował, nierealnej pustki, opuszczonych tajemnic i pozostałości nie zostało już prawie nic. Polski Czarnobyl praktycznie znikł z powierzchni ziemi. Za panowania Rzeszy był tutaj Oflag II D Gross-Born, od 1940r. Po zakończeniu wojny Rosjanie więzili tu Niemców a a następnie mocno rozbudowali miasto na własny użytek. Był to teren ściśle strzeżony.
Nieopodal Kłomina, na zamkniętym terenie w Brzeźnicy, znajdował się jeden z magazynów radzieckiej broni nuklearnej przechowywanej na terenie Polski. Miało zostać ona użyta w walce z imperializmem, również przez Nasze wojska. W lasach, które szczelnie oplatają te tereny można spotkać do dzisiaj pamiątki po ten nuklearnej zagadce. Schrony, bunkry i stanowiska strzelnicze przyciągają wielu poszukiwaczy wrażeń.
Zarówno wyżej opisaną bazę radzieckich wojsk rakietowych, jak i Kłomino odwiedziliśmy jadąc samochodem do Bornego Sulinowa. Oba miejsca robią wrażenie, choć w przypadku Kłomina jest to już tylko resztka, z tego co było. Szkoda, wielka szkoda.
Michaś przy opuszczonej bazie rakietowej wojsk radzieckich w Brzeźnicy Kolonii.
Kłomino, miasto widmo.
Kraina Odwróconego Krzyża
Po ponad dwugodzinnej jeździe samochodem z Poznania i zwiedzaniu atrakcji po drodze w Bornym Sulinowie zjawiamy się przed dziesiątą rano. Wypakowanie bagaży, złożenie rowerowego zestawu, krótkie chwile na ogarnięcie siebie i można zacząć to po co to przyjechaliśmy. W okolicach tego miasta wytyczono ponad 200km szlaków rowerowych więc jest w czym wybierać. Zerkając na mapę decydujemy się udać w Krainę Odwróconego Krzyża. Trzydzieści kilometrów niebieskiego szlaku będzie nam dzisiaj towarzyszyć przez całą drogę, prowadząc przez tereny usiane jeziorami, rzekami i lasami. Zapowiada się nieźle.
Pierwsze śliwki
Pierwsze śliwki w maju? Nic z tych rzeczy. Sześć kilometrów dość ruchliwą drogą prowadzącą z Bornego w stronę Łubowa, po asfalcie, który pokrył betonowe płyty nie należy do przyjemności. Ten odcinek to wspomniane właśnie śliwki robaczywki. Na rozgrzewkę, na początek. I do zapomnienia.
Zaczynamy wycieczkę. Rosyjskie wpływy ciągle widoczne. W Bornym Sulinowie nie da się od nich uciec.
Nauka jazdy
W Liszkowie zjeżdżamy na polną drogę i niebieski szlak ukazuje nam swe piękno. Cisza, spokój, sielska atmosfera. Michaś wyskakuje z przyczepki domagając się swojego rowerku co skwapliwie wykorzystujemy i po chwili Nasz synek śmiga sam po pustej i dobrze utrzymanej drodze, zagubionej wśród pól. Silny boczny wiatr nie ułatwia sprawy ale ponad kilometr przejechany a właściwie przebiegnięty na tak małych nóżkach i kółkach to wynik więcej niż świetny. Nie straszne mu kamienie, dziury i piach. Cieszymy się wraz z nim ale jako, że wiatr nie ustaje, pakujemy Michała z powrotem do przyczepki i dwa kilometry dalej zatrzymujemy się na piknik nad jeziorem Niewlino. Tutejsze pole namiotowe zdecydowanie nie zachęca do biwakowania, jest zaniedbane ale na krótki odpoczynek w sam raz.
Nauka jazdy i rodzinne rowerowanie. Okolice Liszkowa.
Sielskie krajobrazy.
Nie sposób pomylić drogi.
Oszukana metryka.
Borne Sulinowo i pobliskie Kłomino przez kilkadziesiąt lat tętniły życiem pomimo, że oficjalnie nie istniały. Pierwsze z miast założone zostało w latach 30-tych XXw. dla szkoły artylerii Wermachtu i przejęte w 1945r. przez wojska Radzieckie. Do 1992r. było wyłączone spod polskiej administracji, nie istniało na żadnej z map i było terenem zamkniętym dla ludności cywilnej. Ponad 60tys. żołnierzy jakie wyjechało stąd w chwili przekazania Bornego Sulinowa w ręce polskie świadczy o tym jakiej skali proceder się tu odbywał. Doprawdy niesamowita historia. Obecnie mieszka tu niecałe pięć tysięcy mieszkańców, którzy zajmują tereny i budynki po Armii Czerwonej. Z kolei Kłomino to jedyne w Polsce miasto widmo. W przeciwieństwie do Bornego Sulinowa nigdy nie zostało zasiedlone i obecnie jest sukcesywnie wyburzane, zostało tylko kilka budynków w ruinie i dwa odnowione bloki. Spóźniliśmy się trochę z odwiedzinami, z klimatu jaki tu panował, nierealnej pustki, opuszczonych tajemnic i pozostałości nie zostało już prawie nic. Polski Czarnobyl praktycznie znikł z powierzchni ziemi. Za panowania Rzeszy był tutaj Oflag II D Gross-Born, od 1940r. Po zakończeniu wojny Rosjanie więzili tu Niemców a a następnie mocno rozbudowali miasto na własny użytek. Był to teren ściśle strzeżony.
Nieopodal Kłomina, na zamkniętym terenie w Brzeźnicy, znajdował się jeden z magazynów radzieckiej broni nuklearnej przechowywanej na terenie Polski. Miało zostać ona użyta w walce z imperializmem, również przez Nasze wojska. W lasach, które szczelnie oplatają te tereny można spotkać do dzisiaj pamiątki po ten nuklearnej zagadce. Schrony, bunkry i stanowiska strzelnicze przyciągają wielu poszukiwaczy wrażeń.
Zarówno wyżej opisaną bazę radzieckich wojsk rakietowych, jak i Kłomino odwiedziliśmy jadąc samochodem do Bornego Sulinowa. Oba miejsca robią wrażenie, choć w przypadku Kłomina jest to już tylko resztka, z tego co było. Szkoda, wielka szkoda.
Michaś przy opuszczonej bazie rakietowej wojsk radzieckich w Brzeźnicy Kolonii.
Kłomino, miasto widmo.
Kraina Odwróconego Krzyża
Po ponad dwugodzinnej jeździe samochodem z Poznania i zwiedzaniu atrakcji po drodze w Bornym Sulinowie zjawiamy się przed dziesiątą rano. Wypakowanie bagaży, złożenie rowerowego zestawu, krótkie chwile na ogarnięcie siebie i można zacząć to po co to przyjechaliśmy. W okolicach tego miasta wytyczono ponad 200km szlaków rowerowych więc jest w czym wybierać. Zerkając na mapę decydujemy się udać w Krainę Odwróconego Krzyża. Trzydzieści kilometrów niebieskiego szlaku będzie nam dzisiaj towarzyszyć przez całą drogę, prowadząc przez tereny usiane jeziorami, rzekami i lasami. Zapowiada się nieźle.
Pierwsze śliwki
Pierwsze śliwki w maju? Nic z tych rzeczy. Sześć kilometrów dość ruchliwą drogą prowadzącą z Bornego w stronę Łubowa, po asfalcie, który pokrył betonowe płyty nie należy do przyjemności. Ten odcinek to wspomniane właśnie śliwki robaczywki. Na rozgrzewkę, na początek. I do zapomnienia.
Zaczynamy wycieczkę. Rosyjskie wpływy ciągle widoczne. W Bornym Sulinowie nie da się od nich uciec.
Nauka jazdy
W Liszkowie zjeżdżamy na polną drogę i niebieski szlak ukazuje nam swe piękno. Cisza, spokój, sielska atmosfera. Michaś wyskakuje z przyczepki domagając się swojego rowerku co skwapliwie wykorzystujemy i po chwili Nasz synek śmiga sam po pustej i dobrze utrzymanej drodze, zagubionej wśród pól. Silny boczny wiatr nie ułatwia sprawy ale ponad kilometr przejechany a właściwie przebiegnięty na tak małych nóżkach i kółkach to wynik więcej niż świetny. Nie straszne mu kamienie, dziury i piach. Cieszymy się wraz z nim ale jako, że wiatr nie ustaje, pakujemy Michała z powrotem do przyczepki i dwa kilometry dalej zatrzymujemy się na piknik nad jeziorem Niewlino. Tutejsze pole namiotowe zdecydowanie nie zachęca do biwakowania, jest zaniedbane ale na krótki odpoczynek w sam raz.
Nauka jazdy i rodzinne rowerowanie. Okolice Liszkowa.
Sielskie krajobrazy.
Nie sposób pomylić drogi.
Jezioro Niewlino.
Piękna wioska
Pomimo, że do Ostrorogu wjeżdżamy po nierównej, brukowanej drodze, to sama wioska Nas urzeka. Zadbane domostwa, przystrzyżona trawa, jednakowe wiszące kwietniki, czystość i spokój jaki tu panuje jest wprost niesamowity. Wieś jakby oderwana od otaczającej ją rzeczywistości. Niespiesznie jadąc po bruku rozglądamy się to na prawo, to na lewo ciesząc oczy tym widokiem. Szkoda, że podobnych wsi jest tak mało.
Ostroróg, piękna i zadbana wieś zagubiona pośród niczego.
Ostroróg, piękna i zadbana wieś zagubiona pośród niczego.
Ostroróg, piękna i zadbana wieś zagubiona pośród niczego.
Kolejny kilometr
Za Ostrorogiem wjeżdżamy w las i Michaś ponownie dostaje szansę na szlifowanie swoich rowerowych umiejętności. Osłonięty od wiatru poczyna sobie coraz śmielej i chwilami trzyma nawet obie nogi w powietrzu. Niesamowita to przyjemność obserwować jak się rozwija i robi postępy własny potomek. Przy okazji robimy sobie pamiątkowe, rodzinne zdjęcie. Rozkładanie statywu jest dość czasochłonne ale to też kolejna okazja do zabawy, więc nie jest to czas stracony.
Rodzinnie.
Coraz śmielsza jazda.
Tunel
Silny i dość nieprzyjemny wiatr na szczęście gubi się pośród lasów ale zaczyna padać delikatna mżawka. Jeszcze kilkanaście godzin temu było prawie trzydzieści stopni, dzisiaj ledwie trzynaście i mżawka. Majowa pogoda zdecydowanie wariuje ale jak wiadomo, na rower nie ma złej tylko są nieodpowiednio ubrani rowerzyści. W Czochryniu wyjeżdżamy z lasu na asfaltową drogę i trafiamy we wprost bajecznie zielony tunel ułożony z koron drzew. Na szczęście szaleństwo wycinki nie dotarło w te strony i możemy delektować się przepiękną, naturalną architekturą, która na żadnym ze zdjęć nie wygląda tak urzekająco jak na żywo. Piękno natury w najczęstszej postaci.
Tama
Ostatnie kilka kilometrów jedziemy mało uczęszczaną i wygodną asfaltówką łączącą Nadarzyce z Bornym Sulinowem. Na chwilę zjeżdżamy jeszcze w las aby oglądać małą tamę na Piławie, którą wybudowali tu jeszcze Niemcy i była ona jednym z elementów umocnień Wału Pomorskiego. Michał smacznie spał w przyczepce więc mieliśmy nieco czasu na kilka zdjęć i odrobinę relaksu. Przyjemne miejsce do odpoczynku.
Tama na Piławie.
Miasto, którego nie było
Dzisiejszą wycieczkę kończymy dość wcześnie, bo około piętnastej ale to nie koniec atrakcji. Resztę dnia postanawiamy przeznaczyć na długi spacer po miasteczku i powolne zwiedzanie jego atrakcji. Wojskowe pozostałości, ruiny wymieszane z odnowionymi i wyremontowanymi budynkami, ślady radzieckiej i niemieckiej obecności towarzyszą nam na każdym kroku. Mieszkań na sprzedaż i wynajem jest również całe mnóstwo, widać że cały czas wszystko się tu rozwija. Największe wrażenie robi na Nas byłe kasyno oficerskie, zwane również domem oficera. Zniszczony niemal doszczętnie stał się ruiną ale jego piękno widać nawet dzisiaj. Gdyby znalazł się chętny i wyłożył na stół prawie dwa miliony mógłby zrobić z tego prawdziwą perełkę. Dzień kończymy przed zachodem słońca, pełni wrażeń ale też zmęczeni. Długa trasa samochodem, kilka godzin na rowerze, pogoda w kratkę i sporo atrakcji zrobiło swoje. Zasypiamy szybko, szczęśliwi z kolejnego dnia, który mogliśmy spędzić rodzinnie, na rowerach.
Radzieckie pozostałości.
Dom Oficera w Bornym Sulinowie.
Dom Oficera w Bornym Sulinowie.
Czerwonoarmiści...
Dzień kończymy nad Jeziorem Pile.
Zaliczona gmina: Borne Sulinowo (383)
Kategoria 25-50, Nowe gminy, Z przyczepką, Zachodniopomorskie
Dane wyjazdu:
30.30 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:147 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
Poligon.
Sobota, 13 maja 2017 • dodano: 22.05.2017 | Komentarze 1
Nieco ponad godzina wolnego czasu wykorzystana na poligonowe odwiedziny.Jechać czy nie jechać?
Kategoria 25-50
Dane wyjazdu:
33.90 km
0.00 km teren
01:23 h
24.51 km/h:
Maks. pr.:45.20 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:221 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
Cisza przed burzą.
Poniedziałek, 10 kwietnia 2017 • dodano: 10.04.2017 | Komentarze 3
Chwila wolnego czasu późnym popołudniem zamieniona w niecałe trzydzieści cztery kilometry rowerowej przyjemności. Silny wiatr, który wiał od samego rana tylko przybierał na sile więc uciekłem do lasu, tam gdzie jego podmuchy są choć trochę słabsze. Wracając do domu naszła mnie ochota na Morasko i wodociągi. Praktycznie całość trasy przejechana na 36x18, jakbym na ostrym kole jechał :)
Widok na Suchy Las i Poznań w oddali.
Kategoria 25-50
Dane wyjazdu:
43.00 km
0.00 km teren
01:38 h
26.33 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:155 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
Palmowa awaria.
Niedziela, 9 kwietnia 2017 • dodano: 09.04.2017 | Komentarze 5
Wszystko dzisiaj szło tak jak sobie zaplanowałem do czasu aż przy wyjeździe z poligonu przed Złotnikami nie złapałem awarii. Stara zapasowa opona, którą założyłem w poniedziałek w miejsce kompletnie zniszczonej Racer, postanowiła również odejść na emeryturę. Mały kamyczek zrobił w niej sporą dziurę i dętka też odeszła do lamusa. Zabierając się do wymiany okazało się, że nie wziąłem ze sobą łyżek do zmiany i używając klucza od domu dokonałem jego złamania. Z odsieczą nadjechał przypadkowy szosowiec, który obdarował mnie swoją łyżką i odjechał mówiąc, że daje mi ją w prezencie. Brawa dla tego Pana, bezinteresowność godna najwyższego podziwu! Dętkę wymieniłem na nową, koło założyłem i zblokował się tylny hamulec. Prawdopodobnie poszła sprężyna, ale nie chciało mi się sprawdzać więc wróciłem do domu najkrótszą możliwą drogą, z nóżki na nóżkę, z jednym działającym hamulcem i rękoma brudnymi jak po wykopkach. Miało być szybko, mocno i męcząco a wyszło tak jak wyszło. Niedziela palmowa w pełnej okazałości.
Zaczyna się zielenić :)
Kategoria 25-50
Dane wyjazdu:
27.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:145 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
Strzeszynek.
Czwartek, 6 kwietnia 2017 • dodano: 08.04.2017 | Komentarze 6
Chwila wolnego więc nie było się nad czym zastanawiać tylko brać rower i jechać, gdziekolwiek. Wiało dzisiaj konkretnie to uciekłem do lasu. Rusałka, Strzeszynek, dwie pętelki wokół jeziora i powrót do domu. Nieco ponad godzina kręcenia, ludzi mało, przyjemnie się jechało.Jezioro Strzeszyńskie.
Kategoria 25-50
Dane wyjazdu:
46.30 km
0.00 km teren
02:07 h
21.87 km/h:
Maks. pr.:41.30 km/h
Temperatura:3.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
Nic ciekawego.
Sobota, 25 lutego 2017 • dodano: 25.02.2017 | Komentarze 4
Jak w tytule. Wolna sobota a na rower czasu dwie godziny, taki już los :))Przejechałem się na poligon, wróciłem przez Złotniki i Rokietnicę. W Sobocie w pewnym obejściu biegają sobie dwa owczarki kaukaskie. Dzisiaj brama była zamknięta ale przejeżdżałem już kilka razy obok i nie zawsze jest to tradycją. Właściciele nie do końca zdają sobie sprawę z tego co biega po ich podwórku i co może z tego wyniknąć......
Napęd po zimie woła o pomoc. Rzęzi, trzeszczy, piszczy. Powinienem wymienić jeszcze amortyzator bo ten już od dawna jest sztywny, opony nie mają już bieżnika, przedni hamulec do wymiany. Tak to już jest jak się ma jeden rower do wszystkiego.
Stoi i czeka aż je zestrzelą. Samotne drzewo przy strzelnicy bojowej czołgów na poligonie w Biedrusku.
Kategoria 25-50
Dane wyjazdu:
35.60 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:-4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:230 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
Bojery.
Niedziela, 12 lutego 2017 • dodano: 12.02.2017 | Komentarze 1
Nie mam czasu na dłuższe wycieczki, nie mam chęci na kręcenie po oklepanych do bólu szosach. Dzisiaj trochę wolnych chwil trafiło mi się po południu więc przejechałem się nad Jezioro Kierskie pooglądać bojerowców. Niesamowite są prędkości z jakimi potrafią Oni mknąć po zamarzniętej tafli jeziora, najlepsi osiągają ponad 100km/h. Porozmawiałem chwilę z kilkoma z nich i odbyłem rundkę wokół jeziora. Właściwie całą zachodnią stronę przespacerowałem się wzdłuż brzegów, potwornie oblodzone ścieżki nie pozwoliły na jakąkolwiek jazdę.
Zimny, porywisty wiatr ze wschodu nigdy nie przynosi nic dobrego. Takiej zimie mówię stanowcze nie.
Zimny, porywisty wiatr ze wschodu nigdy nie przynosi nic dobrego. Takiej zimie mówię stanowcze nie.
Bojery na Jeziorze Kierskim.
Kategoria 25-50
Dane wyjazdu:
33.60 km
0.00 km teren
02:03 h
16.39 km/h:
Maks. pr.:39.30 km/h
Temperatura:1.8
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:210 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
Poligon i NSR.
Niedziela, 15 stycznia 2017 • dodano: 15.01.2017 | Komentarze 9
Gdy rano za oknem sypał śnieg w mej głowie tliła się nadzieja, że zrobi się biało, prawdziwie zimowo i będzie piękny dzień. O ja naiwny...
Poranny, rodzinny spacer i pierwsza jazda Michasia na sankach sprawiły, że musiałem szybko zrewidować plany rowerowe. Temperatura przekroczyła zero stopni i śnieg nie mógł uczynić z szarówki białości. Chodniki i ulice były przykryte warstwą lodu. Jadę do lasu.
Wyjechałem przed południem, na poligon dojechałem po najmniejszej linii oporu wybierając za dojazdówkę wiecznie zatłoczoną Obornicką. Chciałem jak najszybciej dostać się w ostoję ciszy i spokoju więc zacisnąłem zęby i ze wzrokiem wbitym w asfalt przejechałem te kilka kilometrów. Z nieba leciało pomieszanie śniegu, deszczu i grysu. Nie ma złej pogody jest tylko złe nastawienie, prawda? Nie pozostało mi nic innego jak w to uwierzyć.
W Złotnikach skręcam w prawo i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przestaje padać, droga staje się bialutka a cisza i spokój przyjmują mnie do siebie jak prawdziwego przyjaciela. Na poligonie czuję się jak u siebie. Jestem tu gdzie chciałem ale nie mam pomysłu co dalej. Kręcąc powoli i wsłuchując się w chrzęst śniegu pod kołami decyduję się pojechać w teren. Dojeżdżam do Glinna i nieznanymi ścieżkami trafiam na oznaczenia Grodziska Wczesnośredniowiecznego. Znaki są, całkiem sporo ale nic poza drzewami, krzakami i pagórkami nie znalazłem. Droga się kończy i nie chcąc chodzić po poligonie z rowerem pod pachą zawracam po swoich śladach do asfaltu.
Szarość, burość i ponurość nie pozwala cieszyć się dzisiejszym dniem tak jak bym chciał. Wracam do domu. Nie chcąc jechać z powrotem tą samą drogą wybieram Nadwarciański Szlak Rowerowy. W dziewięciu przypadkach na dziesięć byłby to wybór trafiony ale dzisiaj był to strzał niecelny. Lód, koleiny, nierówności nie pozwoliły mi na jakąkolwiek radość z jazdy. Przez cały czas musiałem być mocno skoncentrowany na tym aby nie przegrać z grawitacją i nie zapoznać się organoleptycznie z twardością zimowej gleby. Dwa razy ratowałem się podpórką ale wynik potyczki był korzystny dla mnie.
Na podjeździe do Radojewa musiałem się poddać. Droga zamieniła się w lodowisko i nie sposób było jechać, nawet z prowadzeniem roweru miałem spory problem. Czarny asfalt przyjąłem z nieukrywaną ulgą i do domu wróciłem przez Morasko. Zmęczony ale zadowolony.
Poranny, rodzinny spacer i pierwsza jazda Michasia na sankach sprawiły, że musiałem szybko zrewidować plany rowerowe. Temperatura przekroczyła zero stopni i śnieg nie mógł uczynić z szarówki białości. Chodniki i ulice były przykryte warstwą lodu. Jadę do lasu.
Wyjechałem przed południem, na poligon dojechałem po najmniejszej linii oporu wybierając za dojazdówkę wiecznie zatłoczoną Obornicką. Chciałem jak najszybciej dostać się w ostoję ciszy i spokoju więc zacisnąłem zęby i ze wzrokiem wbitym w asfalt przejechałem te kilka kilometrów. Z nieba leciało pomieszanie śniegu, deszczu i grysu. Nie ma złej pogody jest tylko złe nastawienie, prawda? Nie pozostało mi nic innego jak w to uwierzyć.
W Złotnikach skręcam w prawo i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przestaje padać, droga staje się bialutka a cisza i spokój przyjmują mnie do siebie jak prawdziwego przyjaciela. Na poligonie czuję się jak u siebie. Jestem tu gdzie chciałem ale nie mam pomysłu co dalej. Kręcąc powoli i wsłuchując się w chrzęst śniegu pod kołami decyduję się pojechać w teren. Dojeżdżam do Glinna i nieznanymi ścieżkami trafiam na oznaczenia Grodziska Wczesnośredniowiecznego. Znaki są, całkiem sporo ale nic poza drzewami, krzakami i pagórkami nie znalazłem. Droga się kończy i nie chcąc chodzić po poligonie z rowerem pod pachą zawracam po swoich śladach do asfaltu.
Szarość, burość i ponurość nie pozwala cieszyć się dzisiejszym dniem tak jak bym chciał. Wracam do domu. Nie chcąc jechać z powrotem tą samą drogą wybieram Nadwarciański Szlak Rowerowy. W dziewięciu przypadkach na dziesięć byłby to wybór trafiony ale dzisiaj był to strzał niecelny. Lód, koleiny, nierówności nie pozwoliły mi na jakąkolwiek radość z jazdy. Przez cały czas musiałem być mocno skoncentrowany na tym aby nie przegrać z grawitacją i nie zapoznać się organoleptycznie z twardością zimowej gleby. Dwa razy ratowałem się podpórką ale wynik potyczki był korzystny dla mnie.
Na podjeździe do Radojewa musiałem się poddać. Droga zamieniła się w lodowisko i nie sposób było jechać, nawet z prowadzeniem roweru miałem spory problem. Czarny asfalt przyjąłem z nieukrywaną ulgą i do domu wróciłem przez Morasko. Zmęczony ale zadowolony.
Moja ulubiona aleja na poligonie.
Kręcąc się tu i tam.
Torfowisko Glinno.
Nigdy o nim nie słyszałem ani nie czytałem. Teraz znalazłem tylko tablice, nic więcej.
Poligonowe impresje.
Warta.
Nadwarciański Szlak Rowerowy, kompletnie zalodzony.
Owińska.
Kategoria 25-50
Dane wyjazdu:
36.10 km
0.00 km teren
02:12 h
16.41 km/h:
Maks. pr.:26.30 km/h
Temperatura:-7.2
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:219 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
Mroźna niedziela.
Niedziela, 8 stycznia 2017 • dodano: 08.01.2017 | Komentarze 6
Mróz, śnieg, słońce i rower. Te cztery składniki składają się na idealne niedzielne drugie danie jakim była dzisiaj możliwość spędzenia trzech godzin beztroskiego relaksu. Skorzystałem i czuję się ukontentowany.Przedwczoraj było święto Trzech Króli, dla niektórych święto kościelne, dla niektórych dzień wolny od pracy, dla mnie miał miał być to dzień wolny od domowych obowiązków i długo, bardzo, bardzo długo wyczekiwana całodniowa wycieczka rowerowa. Chciałem jechać w okolice Bornego Sulionowa, wszystko było gotowe do wyjazdu ale jak to w życiu bywa, wyszło małe ale, które przerodziło się w trochę większe. Agę dopadła choroba więc musiałem zostać z Michałem a wieczorem trafiło i mnie. Cała noc nieprzespana i żołądkowe nieprzyjemności, później cała sobota w łóżku i dogorywanie. Tak oto dwa dni wolnego wzięły mnie w swe objęcia. W piątek było dobrze poniżej minus dziesięciu stopniu ale nawet ta temperatura nie odwiodłaby mnie od wyjazdu. Tylko choroba miała taką możliwość i z niej bezwzględnie skorzystała...
Dzisiaj miałem kilka wolnych godzin w godzinach poobiednich. Jako, że w końcu i w Poznaniu spadło nieco białego puchu postanowiłem to wykorzystać i pojeździć trochę po lasach, poligonie oraz polnych ścieżkach. Zapakowałem aparat i w drogę. Mróz nieco zelżał w porównaniu do dwóch poprzednich dni ale ciągle trzymał na poziomie kilku kresek z minusem, więc ubrany jak cebula udałem się w stronę Biedruska.
W lesie przyklejonym do Góry Moraskiej tłumy spacerowiczów ale rowerzystów brak. W drodze na poligon mą uwagę przykuła nowa tabliczka, która zawisła pod znakiem na ul.Pagórkowej w Złotnikach. Żmije w środku zimy? Chyba na biologii przysnąłem w szkole albo przez ostatnie kilkanaście lat coś zmieniło w kwestii tego, że śpią one smacznie w środku zimy i nie widać ich nigdzie. Kto tam wie...
Na poligonie, zgodnie z moimi przypuszczeniami, droga bialutka. Uwielbiam tędy jeździć, cisza, spokój i droga prawie tylko dla siebie. Dzisiaj minąłem się tylko z jednym rowerzystą i jednym biegaczem. Śnieg pod kołami trzeszczał swą miłą, białą melodię a ja mogłem napawać się pięknem przyrody. Na wysokości ruin kościoła skręcam w dawno nie odwiedzaną drogę do Złotnik i przez kilka kilometrów jestem sam ze sobą nie licząc słońca, które postanawia mi towarzyszyć w ten mroźny dzień.
Od Złotnik nad Strzeszynek jadę trochę asfaltem, trochę polną drogą. Nad jeziorem tłumy spacerowiczów i tylko dwóch rowerzystów. Pięknie zachodzące słońce dodaje uroku ale powoduje też, że mróz coraz bardziej upomina się o siebie więc postanawiam wracać do domu. Kawałek jadę poznańskimi Krupówkami czyli drogą Rusałka - Strzeszynek, trochę kręcę się po leśnych ścieżkach i przez Strzeszyn melduję się w swoim podolańskim fyrtlu.
Spędziłem ponad trzy godziny poza domem, sam ze sobą, na rowerze. Brakowało mi tego. Brakowało mi zimy, mrozu, lasu i śniegu. Dzisiaj otrzymałem wszystko w pakiecie. Jak tu się nie cieszyć, no jak? :)
Dzisiaj miałem kilka wolnych godzin w godzinach poobiednich. Jako, że w końcu i w Poznaniu spadło nieco białego puchu postanowiłem to wykorzystać i pojeździć trochę po lasach, poligonie oraz polnych ścieżkach. Zapakowałem aparat i w drogę. Mróz nieco zelżał w porównaniu do dwóch poprzednich dni ale ciągle trzymał na poziomie kilku kresek z minusem, więc ubrany jak cebula udałem się w stronę Biedruska.
W lesie przyklejonym do Góry Moraskiej tłumy spacerowiczów ale rowerzystów brak. W drodze na poligon mą uwagę przykuła nowa tabliczka, która zawisła pod znakiem na ul.Pagórkowej w Złotnikach. Żmije w środku zimy? Chyba na biologii przysnąłem w szkole albo przez ostatnie kilkanaście lat coś zmieniło w kwestii tego, że śpią one smacznie w środku zimy i nie widać ich nigdzie. Kto tam wie...
Na poligonie, zgodnie z moimi przypuszczeniami, droga bialutka. Uwielbiam tędy jeździć, cisza, spokój i droga prawie tylko dla siebie. Dzisiaj minąłem się tylko z jednym rowerzystą i jednym biegaczem. Śnieg pod kołami trzeszczał swą miłą, białą melodię a ja mogłem napawać się pięknem przyrody. Na wysokości ruin kościoła skręcam w dawno nie odwiedzaną drogę do Złotnik i przez kilka kilometrów jestem sam ze sobą nie licząc słońca, które postanawia mi towarzyszyć w ten mroźny dzień.
Od Złotnik nad Strzeszynek jadę trochę asfaltem, trochę polną drogą. Nad jeziorem tłumy spacerowiczów i tylko dwóch rowerzystów. Pięknie zachodzące słońce dodaje uroku ale powoduje też, że mróz coraz bardziej upomina się o siebie więc postanawiam wracać do domu. Kawałek jadę poznańskimi Krupówkami czyli drogą Rusałka - Strzeszynek, trochę kręcę się po leśnych ścieżkach i przez Strzeszyn melduję się w swoim podolańskim fyrtlu.
Spędziłem ponad trzy godziny poza domem, sam ze sobą, na rowerze. Brakowało mi tego. Brakowało mi zimy, mrozu, lasu i śniegu. Dzisiaj otrzymałem wszystko w pakiecie. Jak tu się nie cieszyć, no jak? :)
Bałwan prawdę Ci powie. Jest zima to musi być zimno :)
Rezerwat Przyrody Meteoryt Morasko.
Żmije? Gdzie te żmije? W zimie?
Poligonowa śnieżna bajka.
Biegiem po zdrowie.
Rezerwat Przyrody Gogulec w Złotnikach.
Polne ścieżki.
Nad Strzeszynkiem tłumy spacerowiczów ale rowerzystów brak.
Jezioro Strzeszyńskie.
Kategoria 25-50