Info

avatar rmk z miasteczka Poznań. Mam przejechane 37834.21 kilometrów. Jeżdżę, bo lubię :)
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rmk.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
17.90 km 0.00 km teren
01:34 h 11.43 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 72 m
Kalorie: kcal

Zimowy Bałtyk - dzień 3.

Piątek, 3 lutego 2017 • dodano: 11.02.2017 | Komentarze 5

Wiatrak

Lat temu kilka wstecz, bo w wieku XVII, gdzieś w Europie postanowiono nowy typ wiatraka. Owe urządzenie było o tyle nietypowe, że posiadało obrotowy dach a właściwie jego kopułę i dzięki temu pozwalało na ustawianie powierzchni skrzydeł prostopadle do kierunku wiatru. Około stu lat później taki wiatrak znalazł się również w małej osadzie, Lędzinem zwanej. Jako, że od Naszej nadmorskiej, zimowej kwatery, mieliśmy do niego zaledwie trzy kilometry to pomysł na jego odwiedzenie nie musiał długo czekać na obopólną akceptację i przed południem postanowiliśmy tam pojechać. Pogoda tego dnia nie zachęcała do długiej wycieczki, zimny wiatr i szarość oblepiająca wszystko wokół to raczej przyjaciel domatorów ale dla Nas nie ma złej aury. Ta jak wiadomo zależy tylko od Nas samych.


Dworzec kolei wąskotorowej w Niechorzu.

Dojazd do Lędzina to dwa światy, choć w jednym kraju. Chciałbym sensownie wytłumaczyć fakt, że od Niechorza prowadzi tysiąc pięćset metrów pięknej, równej i oświetlonej drogi rowerowej, która kończy się na rondzie w polu, ale nie potrafię. Kilometr dalej jest Lędzin, w którym również miejscowi przyjmują letników, z których zapewne część dojeżdża rowerami na plażę ale do skrzyżowania w polu dojechać trzeba drogą wojewódzką. Bez pobocza, z szybko jeżdżącymi autami. Tak też musieliśmy pojechać i My, alternatywy nie ma. Jakże piękny przykład sąsiedzkiej współpracy. 


DDR od Niechorza do drogi wojewódzkiej, urywa się w polu.

Wiatrak odwiedziliśmy a właściwie tylko oglądnęliśmy z zewnątrz. Teren ogrodzony, zamknięty i na sprzedaż. Pozostało jedno pamiątkowe ujęcie i tyle tu po Nas. Miała być atrakcja, była smutna, szara, zimowa, nadmorska rzeczywistość. Zamknięte.


Wiatrak w Lędzinie.

Cukier z solą

Zimową porą, gdy sztormy oplatają szczelnie wybrzeże i pchane północnymi wiatrami wody wdzierają się w ląd, jezioro Liwia Łuża staje się słodko-słone. Dla rowerzystów nic to nie znaczy ale przyjemniej jedzie się wzdłuż jego brzegu wiedząc, że nie jest zwykłym jeziorem, choć niezwykłym również. Skoro już jest tuż obok Nas to warto byłoby je objechać wokół, kręcąc się nieśpiesznie przy rezerwacie. Tak też uczyniliśmy.


Słodko-słone jezioro.

Droga z Niechorza do Skalna istnieje na mapie, istnieje jako szlak, zarówno pieszy jak i rowerowy, ale zimą istnieje tylko w świadomości mieszkańców bo nikt nią nie jeździ. Tak przynajmniej nam powiedziano ale cóż począć gdy ciekawość jest większa od rozsądku. Przejechanie trzech kilometrów zajęło nam czterdzieści minut. Przejechanie, przespacerowanie, przepchanie, kolejność dowolna. Szuter, błoto, droga wysypana wszelkimi możliwymi odpadami z budowy i inne wymarzone trakty czekały na Nas na tym odcinku. Okolica piękna, przynajmniej mieliśmy czas i możliwość się z nią zapoznać, taki plus w tych minusach.


Nad Jeziorem Liwia Łuża.


Taka jazda.


Bez przyczepki jeszcze można, z bagażem już nie.


Przed Skalnem.


Smutne drzewo.

Wersal

Od Skalna do Pogorzelicy była normalna, asfaltowa droga. Rzadko kiedy bym o tym wspominał ale po odcinku, który był za nami, ta droga to był Wersal. Prawdziwe ukojenie. Jak widać dużo nie potrzeba ludziom do szczęścia.

Plaża.

W Pogorzelicy zjechaliśmy na plażę i pojeździliśmy jeszcze trochę po zmrożonym piasku. Zdecydowanie polecamy taką przyjemność każdemu. Szum morskiej bryzy i możliwość nieśpiesznej jazdy po praktycznie pustej plaży to miód na serce i duszę. Moglibyśmy tak się kręcić w te i we wte ale niestety pogoda zmusiła nas do powrotu do domu, zrobiło się przenikliwie zimno i nie chcąc narażać Michasia na infekcje z żalem musieliśmy zakończyć Naszą rowerowy dzień.


Na koniec.


Na pamiątkę.

Wszystko co dobre szybko się kończy

Nad morzem zostaliśmy jeszcze dwa dni. Niestety zarówno pogoda jak i inne, nierowerowe plany, spowodowały, że jeździliśmy tylko trzy dni. Tylko lub aż, zależy od punktu siedzenia. Dla nas był to pierwszy raz nad morzem w zimie, pierwszy raz rodzinna jazda po plaży i bardzo nam się podobało.

Puste plaże i wszechobecny spokój wynagradzają wszelkie trudy zimowego pobytu nad Naszym morzem. Na pewno jeszcze tam wrócimy i na pewno nie będzie to latem. 


Tak można pojeździć tylko zimą. Międzyzdroje.


Zaliczona gmina: Karnice (349)

Dane wyjazdu:
25.20 km 0.00 km teren
01:59 h 12.71 km/h:
Maks. pr.:30.70 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:170 m
Kalorie: kcal

Zimowy Bałtyk - dzień 2.

Czwartek, 2 lutego 2017 • dodano: 08.02.2017 | Komentarze 7

Latarnik

Był to człowiek już stary, lat siedmiudziesiąt albo i więcej, ale czerstwy, wyprostowany, mający ruchy i postawę żołnierza. Włosy miał zupełnie białe, płeć spaloną jak u Kreolów, ale sądząc z niebieskich oczu, nie należał do ludzi Południa. 

Mężczyzna, który sprzedał nam bilety wstępu na niechorską latarnię zupełnie nie przypominał jegomościa od Sienkiewicza, ruchy miał ospałe, postawę znudzoną a oczy przekrwione. Michaś zupełnie się tym nie przejął i dziarsko ruszył do góry mając przed sobą ponad 200 schodów. Czterdzieści kilka stopni później upomniał się o tatusiowe rączki i w takiej oto pozycji postanowił zdobyć tę wieżę z lampą na szczycie. Tato się zasapał ale na górę synka wniósł, mama dzielnie dotrzymała kroku i we trójkę mogliśmy oglądać Niechorze z lotu ptaka. Nic więcej nie było widać bo widoczność dzisiejszego poranka była fatalna a poza tym u góry mocno wiało i ziąb był straszliwy. Dwa, trzy zdjęcia i na dół. Latarnia zaliczona, uciekamy na rower. Przed nami wilgotny, chłodny, by nie powiedzieć zimny dzień. Słońca brak, wiatr zaczyna zwierać szyki, zima drodzy państwo, zima nad Bałtykiem...


Latarnia w Niechorzu, jak widać :)


Bałtyk z góry.

Na lewo patrz


Mrzeżyno było na prawo, dziś zerkamy na lewo i Naszym oczom wpatrzonym w mapę ukazuje się kilka miejscowości jedna przy drugiej, jedziemy. Rewal, Trzęsacz, Pustkowo, Pobierowo i tak dalej... Co może być w tym ciekawego? Pewnie nic ale jak nie pojedziemy to się nie przekonamy i niesieni tą ideą zaczynamy kręcić na zachód.

Widok na wieloryba

Na pierwszy rzut oka idzie Rewal. Zadbane miasteczko, wszystko zdaje się mieć swoje miejsce, chaosu tu mało i czysto wokół. Czy to jeszcze Polska Nasza kochana czy też Odrę nieopatrznie już przekroczyliśmy? Podoba nam się, jest przyjemnie. Plac wielorybów kończy się platformą widokową, z której skwapliwie korzystamy i przez dłuższą chwilę po prostu patrzymy się na wodę. Urlop w pełni. Pozostaje nam tylko wierzyć licznym opisom tego miejsca, że wschody i zachody słońca są z tego miejsca wyjątkowo urokliwe. Dzisiaj jedyne słońce jakie mogłem ujrzeć to szczelnie opatulona szalikiem i pięknie uśmiechnięta Moja Kochana Żonka.


Rewalski punkt widokowy.


Plaża w Rewalu.

Mur

Rewal i Trzęsacz łączy droga rowerowa, którą lepiej przemilczeć, więc nic o niej nie napiszę. Tuż przed wjazdem do tej drugiej miejscowości skręcamy w polną drogą, która prowadzi do miejsca startowego paralotniarzy. Klif obrywa się tu niemal pionowo przez co warunki do tego typu akrobacji są wyśmienite a widoki z tego miejsca jeszcze lepsze. Stąd wąską ścieżką tuż nad klifem jedziemy do słynnego kawałka muru, który już dawno miał spaść ale nie śpieszno mu na dół i jeszcze stoi. Ruiny kościoła w Trzęsaczu są dużą atrakcją turystyczną i jeszcze większą zagadką dla Nas. Nie z powodu ich przeszłości ale tego co ludzie widzą w kawałku ściany. Mur jak mur, ani chiński ani nietypowy. Zupełnym przeciwieństwem jest, druga już tego dnia, platforma widokowa, którą postanowiono tuż obok. Metalowa, ażurowa konstrukcja stojąca dwadzieścia metrów ponad plażą robi niesamowite wrażenie, delikatnie kołysze się na wietrze i pozwala na ciekawe doznania. Bardzo polecamy te miejsce, zdecydowanie warto przyjechać do Trzęsacza aby się na niej znaleźć a mur zostawić za plecami. Spędziliśmy tu dłuższą chwilę.


Stąd startują paralotniarze.


Punkt widokowy w Trzęsaczu.


Gdzie ten mur?


Punkt widokowy w Trzęsaczu.


Widok na Bałtyk z góry.

Wielkie nic

W Pustkowie urozmaicamy sobie drogę zjeżdżając na czerwony, pieszy szlak wzdłuż wydm, który prowadzi po sosnowym lesie. Niezły sprawdzian dla przyczepki i ciągła jazda w górę i w dół po pagórkach. Z lasu wyjeżdżamy w Pobierowie gdzie podobnie jak wczoraj w Mrzeżynie nie znajdujemy żadnej czynnej kawiarni więc decydujemy się na powrót do Niechorza. Pogoda zaczyna dawać się we znaki, wilgotne powietrze szybko wychładza organizm na postojach więc czas wracać. Pustkowo i Pobierowo nie miały dla Nas nic o czym moglibyśmy wspomnieć, poza kilkuset metrami jazdy w pięknym jodłowym lesie. No i w Pustkowie stoi replika krzyżu z Giewontu, nawet nieco wyższa ale takie rzeczy nas nie bawią...


Pobierowo.


Naturalnie.

Robinson Crusoe

Z Pustkowa do Rewala jedziemy już szosą. Mam dość dziurawego chodnika, szumnie nazwanego drogą dla rowerów i podskakującej przyczepki w której Michał też zaczyna się już niecierpliwić. Zmarznięci i głodni szukamy w Rewalu czegoś na ząb i Nasz wybór pada na tawernę przy wielorybach, która okazuje się doskonałym wyborem. Zostajemy nakarmieni przepyszną pizzą, prosto z pieca, Michaś ma plac zabaw tylko do swojej dyspozycji więc możemy posiedzieć tu przez dłuższy czas. Kawa, deser i długa rozmowa z pracownikiem o życiu w tym małym miasteczku w zimie, perspektywach i tak dalej sprawia, że zaczyna się już ściemniać gdy zbieramy się w końcu do wyjścia. Poza nami w lokalu pustka, zima nad Bałtykiem... Wracamy wzdłuż rewalskiej promenady i  Niechorzu jesteśmy już po zmierzchu.


Najważniejszy punkt każdej wycieczki.

Szaro

Szaro dzisiaj było, depresyjna pogoda i mało atrakcji po drodze. Bez wątpienia dwa punkty widokowe, w Rewalu i Trzęsaczu, są do zapamiętania i godne polecenia. Poza tym jeśli ktoś lubi koszmary niech zerknie na pięciogwiazdkowy hotel przy głównej ulicy Pobierowa, który pasuje tam jak pięść do oka. Chociaż patrząc na wszystko wokół, to tam nic do siebie nie pasuje. Czerń i biel dzisiejszego dnia pozwalała to przełknąć bez goryczy, choć miejscami było ciężko.



Dane wyjazdu:
43.10 km 0.00 km teren
03:09 h 13.68 km/h:
Maks. pr.:30.40 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:250 m
Kalorie: kcal

Zimowy Bałtyk - dzień 1.

Środa, 1 lutego 2017 • dodano: 07.02.2017 | Komentarze 13

Rozmowa

A narty gdzie pakujesz? - spytał mnie sąsiad dzień wcześniej gdy wkładałem plecak do bagażnika. Odpowiedziałem mu tylko uśmiechem i wróciłem na górę po rowery, które zamocowałem na bagażniku. Nad morzem na nartach nie pojeżdżę - moje słowa zbiły go z tropu. Niesamowite - powiedział z wyrazem twarzy, który mógł oznaczać wszystko, od zdziwienia po dezaprobatę. Przecież jest zima - tym frazesem zakończył swą wypowiedź a Ja zacząłem się zastanawiać co miał na myśli.

Planowanie

Środek kalendarzowej zimy, za oknem mróz i śnieg, szarość dnia potrafi skutecznie odebrać chęć do realizowania czegokolwiek. Palce wędrują po mapie w poszukiwaniu cieplejszych miejsc ale mocno skrócony urlop zawęża pole manewru. Zostaje więc wybór pomiędzy górami a morzem, w Naszym pięknym kraju. Prognoza pogody prowadzi Nas nad Bałtyk, najmniejsze prawdopodobieństwo opadów i w miarę stabilnie. Jedziemy do Niechorza, nocleg rezerwując dzień wcześniej co jak się okaże, było strzałem w dziesiątkę.

Zimowy sen.

Niechorze i jego okolice latem zamieniają się w turystyczny kołchoz. Kilkadziesiąt tysięcy wczasowiczów w wioskach liczących kilkuset stałych mieszkańców i kolorowy, plastikowy jarmark rodem z Chin potrafi nawet najpiękniejsze miejsce sprowadzić do miana rynsztoku. Zimą wszystko się zmienia. Wraca spokój, życie toczy się tu swoim leniwym, prowincjonalnym tempem. Mieszkańcy ładują baterie na letnie zachcianki przyjezdnych i zapadają w letarg. O nocleg jest ciężko, otwarte są tylko największe hotele a kwatery prywatne są zamknięte i niedostępne w okresie zimowym. Dzień wcześniej wykonałem kilka telefonów i tylko upewniłem się w tym upewniłem. Na miejscu otwarte dwa sklepy, dwie tawerny, jedna kawiarnia a tak to tylko hula wiatr i wciskając się w każdą szparę śpiewa swoje morskie, mroźne opowieści. Ciszę przerywają tylko okoliczne remonty, przygotowania nowego i naprawy starego. Na lato znów wszystko będzie kolorowe, przaśne i typowe. Teraz jest nostalgicznie, tajemniczo i pięknie. Przyjechaliśmy na miejsce i popołudnie spędziliśmy na leniwym, długim spacerze morskim brzegiem. Jod i cisza.


Krajobraz po zimowych sztormach w Niechorzu.

Ryba.

Drugi dzień pobytu nad morzem przywitał nas pięknym słońcem za oknem co niezmiernie nas ucieszyło. Po śniadaniu godzinny spacer po plaży, długa rozmowa z rybakami o ich ciężkiej pracy i bogatsi o jednego, świeżutkiego łososia wracamy do domu. Przed południem pakujemy przyczepkę, szykujemy rowery i w drogę, jedziemy do Mrzeżyna. 


Łosoś prosto z morza, świeższy nie będzie.

Kocie łby.

Kilka lat temu, w lokalnych mediach, rozeszła się informacja o sukcesie jakim było połączenie Mrzeżyna i Pogorzelicy drogą rowerową. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te informacje bo trudno nazwać drogą rowerową coś co wlecze się na odcinku kilku kilometrów po kocich łbach i betonowych płytach. Choć przyznać trzeba, że okoliczności przyrody w jakich została poprowadzona są wyjątkowe. Nie pozostało nam nic innego jak sprawdzić to na sobie i przejechać ją w całości. Słoneczny choć zimny dzień pozwolił nam na długą wycieczkę i delektowanie się zimową przyrodą. Odcinek od Niechorza do Pogorzelicy jest marzeniem każdego rowerzysty. Nawierzchnia równa jak stół, wydzielona droga wzdłuż torów kolejki wąskotorowej, z jednej strony otoczona sosnowym lasem, z drugiej mamy widok na Jezioro Liwia Łuża. Niestety kończy się ona zaledwie po dwóch kilometrach, przechodząc w odcinek po betonowych płytach, nieprzyjemnych i nierównych. Za stadniną koni i Pogorzelicą, przy szlabanie oznaczającym wjazd na tereny wojskowe, zaczynają się sławetne kocie łby. Jest też alternatywa ale o niej później. Osiem kilometrów kostki czyli przygoda naznaczona podskokami. Jadąc samemu można wygodnie korzystać z igliwia leżącego na poboczu ale jadąc z przyczepką ta przyjemność staje się niedostępna. Sunęliśmy więc niespiesznie pośród sosnowego, bażynowego lasu. Nieskazitelna przyroda występująca praktycznie tylko w tym małym kącie Naszego kraju. Miejscami kocie łby pokrywał śnieg, miejscami lód ale jazda była przyjemna, Michał zasnął niemal od razu gdy tylko wjechaliśmy na tą znienawidzoną przez rowerzystów nawierzchnię. Widocznie jemu to służy. Po kilkunastu kilometrach zatrzymaliśmy się na przepięknym punkcie widokowym, gdzie spędziliśmy dłuższą chwilę podziwiając piękny widok jaki rozpościerał się z nadmorskiej skarpy. Na plaży nie było nikogo oprócz kilku żołnierzy, który patrolowali jej odcinek. Prawdziwy raj.


Pogorzelica - Mrzeżyno.


DDR wzdłuż torów wąskotorówki na odcinku Niechorze - Pogorzelica.


Oznaczanie szlaków jest kiepskie.


:)


Przepiękny zimowy Bałtyk z punktu widokowego pomiędzy Pogorzelicą a Mrzeżynem.


Przepiękny zimowy Bałtyk z punktu widokowego pomiędzy Pogorzelicą a Mrzeżynem.


Żołnierze patrolują teren. Turystów poza nami brak :)


Nieliczne znaki.


Niech stanie się światłość :)

Mrzeżyno

Gdy kocie łby dobiegły końca droga skręciła w las, następnie do samego Mrzeżyna jechaliśmy chodnikiem z kostki bauma, czyli kolejnym polskim wynalazkiem tak umilającym czas spędzany na rowerze. Samo miasteczko, poza portem, było jeszcze bardziej uśpione od Niechorza. Minęliśmy dwie osoby pośród zabudowań i zaledwie kilka na plaży, na którą zjechaliśmy aby pojeździć w końcu tak blisko wody jak tylko się dało. Jazda po zmrożonej plaży jest niesamowita, nie potrafiliśmy się nie uśmiechać sami do siebie, czysta rowerowa przyjemność. I jeszcze ta pustka wokół Nas, czy można chcieć więcej? Problemem okazało się znalezienie czynnej kawiarni, w której moglibyśmy się nieco ogrzać i przebrać Michałka więc daliśmy za wygraną i obraliśmy kurs powrotny. Przed tym pobiegaliśmy jeszcze trochę po piasku dla urozmaicenia. Mrzeżyno okazało się śpiącą dziurą z kolorowym portem.


Plaża pomiędzy Mrzeżynem a Rogowem.


Plaża pomiędzy Mrzeżynem a Rogowem.


Rowerowo, zimowo, rodzinnie.


Aaaaale piaskownica!


Rowerowo, zimowo, rodzinnie.


Port w Mrzeżynie.

Alternatywa.

W drodze powrotnej kocich łbów praktycznie już nie było, poza krótkim odcinkiem przed punktem widokowym patrząc od strony Mrzeżyna. Otóż całkiem niedawno otwarto piękną szutrową drogę, która prowadzi dookoła terenów wojskowych, dalej od morza. Jest ona świetną alternatywą do jazdy po wybojach, znajduje się w sercu sosnowego lasu i pozwala na szybką i przyjemną jazdę. Nie wiedzieć dlaczego nie jest oznaczona jako szlak rowerowy, prowadza na nią tylko małe oznaczenia, które łatwo przeoczyć nie wiedząc o jej istnieniu. Totalne nieporozumienie. Tą właśnie drogą wróciliśmy do Pogorzelicy, goniąc słońce które chowało się już za horyzontem i uciekając jednocześnie przed mrozem, który powoli ogarniał już wszystko wokół. Herbata z termosu i czekolada smakowały w leśnej scenerii jak z trzygwiazdkowej restauracji Michelina.


Można jechać tak.


Lub tak.


W bażynowym lesie.

Rewia na lodzie.

Tuż przed domem, już w Niechorzu, zatrzymaliśmy się na chwilę przy pomoście nad jeziorem. Pięknie zachodzące słońce dawało swój kolorowy koncert wespół z łyżwiarzem, który popisywał się swoimi umiejętnościami na zamarzniętej tafli. Można byłoby tak patrzeć i patrzeć ale Michaś głośno i wyraźne dał znać, że już ma dość siedzenia w przyczepce i chce wyjść. Czas najwyższy skończyć wycieczkę na dzisiaj. Piękna droga, zróżnicowana nawierzchnia, żenujące oznaczenie jako szlaku R-10. Zdecydowanie Polecamy wszystkim kochającym naturę i jej piękno. Warto.


Na koniec dnia taniec na lodzie.



Zaliczone gminy: Rewal (347), Trzebiatów (348)

Dane wyjazdu:
75.20 km 0.00 km teren
04:26 h 16.96 km/h:
Maks. pr.:42.70 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:493 m
Kalorie: kcal

Lodowa Puszcza Zielonka.

Niedziela, 29 stycznia 2017 • dodano: 29.01.2017 | Komentarze 9

Mógłbym dzisiaj pisać i pisać, wycieczka nieplanowana, niedaleko domu ale z mnóstwem wrażeń. W większości lodowych.

Bycie Tatą to piękne chwile spędzone ze swoim dzieckiem na zabawie, wygłupach i robieniu tego z czego wydawało mi się, że już dawno wyrosłem. Ale czasem ma się tego dość, przychodzą chwile zwątpienia i objawia się druga strona rodzicielstwa, ta mniej kolorowa, szara, bura i ponura jak smog nad Poznaniem. Wtedy czekasz, czekasz i czekasz. A gdy na horyzoncie pojawi się odrobina wolnego czasu i możesz ją przeznaczyć na swoje hobby, wtedy nic nie jest Ci w stanie przeszkodzić. Tak miałem dzisiaj.

Kilka godzin wolnej niedzieli, kilka godzin podczas których byłem tylko Ja i moja pasja. Rower.

Pojawiają się głosy, że to już koniec zimy, śniegu nie będzie, idzie delikatne ocieplenie. Trzeba korzystać więc póki jeszcze jest i wycisnąć z niej tyle ile się da. Dawno nie byłem w Puszczy Zielonce więc tam właśnie ustawiłem swój dzisiejszy azymut i około południa wyjechałem z domu. Zima w leśnych ostępach jest przepiękna, problem pojawia się tylko gdy temperatura oscyluje w okolicach zera przez kilka dni z rzędu i drogi zamieniają się wtedy w lodową pułapkę. Tak było rok temu, tak było też dzisiaj. Dziewiętnaście kilometrów jakie dzieli mnie od wspaniałego leśnego kompleksu Zielonki przejechałem szybko, w całości po suchych asfaltach. W teren wjechałem tuż za Trzaskowem. I świat się zmienił, nadeszła zima.

Dwadzieścia metrów dalej poczułem na sobie twardość lodowej skorupy, nawet nie wiem kiedy poleciałem na ziemię. Droga była tak oblodzona, że miałem problemy ze wstaniem. Mój wrodzony optymizm wygrywa zdecydowanie z rozsądkiem w takich sytuacjach, więc niezrażony ruszyłem dalej. Przejechałem po Puszczy nieco ponad dwadzieścia pięć kilometrów ale zajęło mi to prawie trzy godziny. Niektóre odcinki dróg były tak oblodzone, że nie sposób było jechać, ba nawet nie sposób było prowadzić roweru. Miejscami lód był wręcz przezroczysty, wręcz idealnie śliski. Ale słońce i przepiękny zimowy dzień powodowało, że nic nie mogło mi dzisiaj zepsuć dobrego humoru. Nawet druga wywrotka, po której pękł mi pedał i blokada amortyzatora, który i tak już od dawna jest sztywny. 

Hamowałem tylko nogami, jeździłem na jednej nodze, z rowerem w poprzek drogi, z tylnym kołem przed przednim i trzymając rower jedną ręką jadąc na dwóch nogach. Rowerowe łyżwiarstwo figurowe. Zabawa czy głupota? 

Do domu wróciłem przez poligon w blasku zachodzącego słońca. Pogoda była dzisiaj wspaniała, sceneria do zimowej jazdy przepiękna. Jestem bardzo ale to bardzo zmęczony, trasa w normalnych warunkach niezbyt wymagająca ale jazda po takiej nawierzchni jak dzisiaj spowodowała, że wszystkie mięśnie dostały porządny trening. Poziom endorfin osiągnął wysoki pułap i o to w tym wszystkim chodzi.

Dzięki Kochanie za te kilka godzin wolnego czasu :)



Zimowe impresje w Puszczy Zielonce.


Gra świateł.


Piękno samo w sobie.


Droga Zielonka - Dąbrówka Kościelna.


Lód niemal idealny.


Okolice Jeziora Miejskiego w Okońcu.


Nad poligonem niebo zapłonęło.


Brzozy też płonęły.


Kategoria 75-100, Wielkopolska


Dane wyjazdu:
68.50 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Praca

Piątek, 27 stycznia 2017 • dodano: 29.01.2017 | Komentarze 1

Dojazdy do pracy z całego tygodnia. Rower delikatnie mówiąc ma już dość zimy i jego podzespoły patrzą na mnie błagalnym wzrokiem z prośbą o pomoc. Jeszcze trochę.
Kolejne wideo. Polecam.


Dane wyjazdu:
56.50 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Praca.

Piątek, 20 stycznia 2017 • dodano: 22.01.2017 | Komentarze 0

Kolejny tydzień dojazdów do pracy, kolejny pogodowy miszmasz. Poniedziałek, wtorek, środa przepiękna szadź i zimowa, mroźna sceneria. Czwartek szaro buro a w piątek gołoledź taka, że można było się przewrócić stojąc w miejscu. No i chlapa....

Druga część, gorąco polecam :)
Kategoria Do/Z pracy


Dane wyjazdu:
19.60 km 0.00 km teren
01:08 h 17.29 km/h:
Maks. pr.:29.50 km/h
Temperatura:-4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:107 m
Kalorie: kcal

Szadź.

Środa, 18 stycznia 2017 • dodano: 18.01.2017 | Komentarze 7

Szadź (sadź) – osad lodu powstający przy zamarzaniu małych, przechłodzonych kropelek wody (mgły lub chmury) w momencie zetknięcia kropelki z powierzchnią przedmiotu lub już narosłej szadzi. Składa się ze zlepionych kryształków lodu narastając niekiedy do stosunkowo znacznych grubości. Osadzająca się na gałęziach drzew może powodować ich łamanie się. Na gruncie i w pobliżu gruntu szadź osadza się na przedmiotach po stronie nawietrznej – na ich krawędziach i miejscach ostro zakończonych. 

Tyle wikipedia. Od siebie dodam, że piękne to to jest :) Miałem wolną chwilę przed południem więc przejechałem się nad Jezioro Strzeszyńskie, po drodze w kilku kadrach uwieczniając to co ukazuje nam matka natura. Taką zimę uwielbiam. Mroźną, śnieżną i białą. Do pełni szczęścia brakowało tylko słońca.



Szadź.


Gdzie jest rower?


Staw przed Jeziorem Strzeszyńskim.


Sztuka, dla mnie niezrozumiała.


Jezioro Strzeszyńskie.
Kategoria 0-25


Dane wyjazdu:
33.60 km 0.00 km teren
02:03 h 16.39 km/h:
Maks. pr.:39.30 km/h
Temperatura:1.8
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:210 m
Kalorie: kcal

Poligon i NSR.

Niedziela, 15 stycznia 2017 • dodano: 15.01.2017 | Komentarze 9

Gdy rano za oknem sypał śnieg w mej głowie tliła się nadzieja, że zrobi się biało, prawdziwie zimowo i będzie piękny dzień. O ja naiwny...

Poranny, rodzinny spacer i pierwsza jazda Michasia na sankach sprawiły, że musiałem szybko zrewidować plany rowerowe. Temperatura przekroczyła zero stopni i śnieg nie mógł uczynić z szarówki białości. Chodniki i ulice były przykryte warstwą lodu. Jadę do lasu.

Wyjechałem przed południem, na poligon dojechałem po najmniejszej linii oporu wybierając za dojazdówkę wiecznie zatłoczoną Obornicką. Chciałem jak najszybciej dostać się w ostoję ciszy i spokoju więc zacisnąłem zęby i ze wzrokiem wbitym w asfalt przejechałem te kilka kilometrów. Z nieba leciało pomieszanie śniegu, deszczu i grysu. Nie ma złej pogody jest tylko złe nastawienie, prawda? Nie pozostało mi nic innego jak w to uwierzyć.

W Złotnikach skręcam w prawo i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przestaje padać, droga staje się bialutka a cisza i spokój przyjmują mnie do siebie jak prawdziwego przyjaciela. Na poligonie czuję się jak u siebie. Jestem tu gdzie chciałem ale nie mam pomysłu co dalej. Kręcąc powoli i wsłuchując się w chrzęst śniegu pod kołami decyduję się pojechać w teren. Dojeżdżam do Glinna i nieznanymi ścieżkami trafiam na oznaczenia Grodziska Wczesnośredniowiecznego. Znaki są, całkiem sporo ale nic poza drzewami, krzakami i pagórkami nie znalazłem. Droga się kończy i nie chcąc chodzić po poligonie z rowerem pod pachą zawracam po swoich śladach do asfaltu. 

Szarość, burość i ponurość nie pozwala cieszyć się dzisiejszym dniem tak jak bym chciał. Wracam do domu. Nie chcąc jechać z powrotem tą samą drogą wybieram Nadwarciański Szlak Rowerowy. W dziewięciu przypadkach na dziesięć byłby to wybór trafiony ale dzisiaj był to strzał niecelny. Lód, koleiny, nierówności nie pozwoliły mi na jakąkolwiek radość z jazdy. Przez cały czas musiałem być mocno skoncentrowany na tym aby nie przegrać z grawitacją i nie zapoznać się organoleptycznie z twardością zimowej gleby. Dwa razy ratowałem się podpórką ale wynik potyczki był korzystny dla mnie. 

Na podjeździe do Radojewa musiałem się poddać. Droga zamieniła się w lodowisko i nie sposób było jechać, nawet z prowadzeniem roweru miałem spory problem. Czarny asfalt przyjąłem z nieukrywaną ulgą i do domu wróciłem przez Morasko. Zmęczony ale zadowolony.  


Moja ulubiona aleja na poligonie.


Kręcąc się tu i tam.


Torfowisko Glinno.


Nigdy o nim nie słyszałem ani nie czytałem. Teraz znalazłem tylko tablice, nic więcej.


Poligonowe impresje.


Warta.


Nadwarciański Szlak Rowerowy, kompletnie zalodzony.


Owińska.
Kategoria 25-50


Dane wyjazdu:
58.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Praca.

Piątek, 13 stycznia 2017 • dodano: 15.01.2017 | Komentarze 3

Pn, wt, śr, czw, pt. Kolejny tydzień dojazdów do pracy z pogodowym przekrojem. Deszcz, śnieg, chlapa, lód, wiatr i inne czasoumilacze.

Zdjęcia nie będzie, będzie film. Polecam gorąco.

Kategoria Do/Z pracy


Dane wyjazdu:
36.10 km 0.00 km teren
02:12 h 16.41 km/h:
Maks. pr.:26.30 km/h
Temperatura:-7.2
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:219 m
Kalorie: kcal

Mroźna niedziela.

Niedziela, 8 stycznia 2017 • dodano: 08.01.2017 | Komentarze 6

Mróz, śnieg, słońce i rower. Te cztery składniki składają się na idealne niedzielne drugie danie jakim była dzisiaj możliwość spędzenia trzech godzin beztroskiego relaksu. Skorzystałem i czuję się ukontentowany.

Przedwczoraj było święto Trzech Króli, dla niektórych święto kościelne, dla niektórych dzień wolny od pracy, dla mnie miał miał być to dzień wolny od domowych obowiązków i długo, bardzo, bardzo długo wyczekiwana całodniowa wycieczka rowerowa. Chciałem jechać w okolice Bornego Sulionowa, wszystko było gotowe do wyjazdu ale jak to w życiu bywa, wyszło małe ale, które przerodziło się w trochę większe. Agę dopadła choroba więc musiałem zostać z Michałem a wieczorem trafiło i mnie. Cała noc nieprzespana i żołądkowe nieprzyjemności, później cała sobota w łóżku i dogorywanie. Tak oto dwa dni wolnego wzięły mnie w swe objęcia. W piątek było dobrze poniżej minus dziesięciu stopniu ale nawet ta temperatura nie odwiodłaby mnie od wyjazdu. Tylko choroba miała taką możliwość i z niej bezwzględnie skorzystała...

Dzisiaj miałem  kilka wolnych godzin w godzinach poobiednich. Jako, że w końcu i w Poznaniu spadło nieco białego puchu postanowiłem to wykorzystać i pojeździć trochę po lasach, poligonie oraz polnych ścieżkach. Zapakowałem aparat i w drogę. Mróz nieco zelżał w porównaniu do dwóch poprzednich dni ale ciągle trzymał na poziomie kilku kresek z minusem, więc ubrany jak cebula udałem się w stronę Biedruska.

W lesie przyklejonym do Góry Moraskiej tłumy spacerowiczów ale rowerzystów brak. W drodze na poligon mą uwagę przykuła nowa tabliczka, która zawisła pod znakiem na ul.Pagórkowej w Złotnikach. Żmije w środku zimy? Chyba na biologii przysnąłem w szkole albo przez ostatnie kilkanaście lat coś zmieniło w kwestii tego, że śpią one smacznie w środku zimy i nie widać ich nigdzie. Kto tam wie...

Na poligonie, zgodnie z moimi przypuszczeniami, droga bialutka. Uwielbiam tędy jeździć, cisza, spokój i droga prawie tylko dla siebie. Dzisiaj minąłem się tylko z jednym rowerzystą i jednym biegaczem. Śnieg pod kołami trzeszczał swą miłą, białą melodię a ja mogłem napawać się pięknem przyrody. Na wysokości ruin kościoła skręcam w dawno nie odwiedzaną drogę do Złotnik i przez kilka kilometrów jestem sam ze sobą nie licząc słońca, które postanawia mi towarzyszyć w ten mroźny dzień.

Od Złotnik nad Strzeszynek jadę trochę asfaltem, trochę polną drogą. Nad jeziorem tłumy spacerowiczów i tylko dwóch rowerzystów. Pięknie zachodzące słońce dodaje uroku ale powoduje też, że mróz coraz bardziej upomina się o siebie więc postanawiam wracać do domu. Kawałek jadę poznańskimi Krupówkami czyli drogą Rusałka - Strzeszynek, trochę kręcę się po leśnych ścieżkach i przez Strzeszyn melduję się w swoim podolańskim fyrtlu. 

Spędziłem ponad trzy godziny poza domem, sam ze sobą, na rowerze. Brakowało mi tego. Brakowało mi zimy, mrozu, lasu i śniegu. Dzisiaj otrzymałem wszystko w pakiecie. Jak tu się nie cieszyć, no jak? :)



Bałwan prawdę Ci powie. Jest zima to musi być zimno :)


Rezerwat Przyrody Meteoryt Morasko.


Żmije? Gdzie te żmije? W zimie?


Poligonowa śnieżna bajka.


Biegiem po zdrowie.


Rezerwat Przyrody Gogulec w Złotnikach.


Polne ścieżki.


Nad Strzeszynkiem tłumy spacerowiczów ale rowerzystów brak.


Jezioro Strzeszyńskie.


Kategoria 25-50