Info

avatar rmk z miasteczka Poznań. Mam przejechane 37834.21 kilometrów. Jeżdżę, bo lubię :)
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rmk.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

100-150

Dystans całkowity:3486.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:151:45
Średnia prędkość:22.97 km/h
Maksymalna prędkość:62.40 km/h
Suma podjazdów:18755 m
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:120.22 km i 5h 13m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
114.40 km 0.00 km teren
04:37 h 24.78 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:40.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:466 m
Kalorie: kcal

Chocianów.

Wtorek, 11 sierpnia 2015 • dodano: 11.08.2015 | Komentarze 5

Nie samym rowerem człowiek żyje więc zrobiłem sobie zasłużoną przerwę od jeżdżenia i miałem cztery dni poruszania się tylko pieszo :) Pogoda nie zachęca do całodniowych wycieczek, jeżdżenie po kilkaset kilometrów w takich warunkach jest moim zdaniem nieodpowiedzialne i niebezpieczne. Rozumiem parcie na rower i wszystko co jest z tym związane ale trzeba znać granice. Takie jest moje zdanie.

Dzisiaj przejechałem się do Chocianowa. Nigdy tam nie byłem więc cel wycieczki był dobry ale sam Chocianów mnie mocno rozczarował. Wiedziałem, że jest tam jakiś pałac ale okazał się ogrodzoną ruiną, na rynku wszystkie ławki wystawione na prażące niemiłosiernie słońce, na deser sporo kostki i dziurawych dziur. Jedząc pysznego loda z miejscowej lodziarni zaległem na trawniku, w cieniu jedynych drzew na rynku, wywołałem chyba sensację. Dlaczego on na trawniku leży, ławek sporo a on tak na ziemi, jak to tak i w ogóle. A od czego ta trawa jest w końcu? Od patrzenia się na nią? :)

Do Chocianowa jechałem to pod wiatr, to z podmuchami z boku. Wracając miałem, a jakże, wiatr w twarz. Gdyby zawierał on chociaż trochę czynnika chłodzącego to nawet bym się o nim nie zająknął a tak, to nie dość że musiałem się przez niego męczyć to jeszcze miałem wrażenie, że potęguje odczucie gorąca...

Przed i po wycieczce pokręciłem się jeszcze trochę po Bytomiu. Na basenie tłumy jakich nie widziałem tu od dwudziestu lat, czyli od czasów gdy sam szalałem po trampolinach ;)



Zaliczona gmina: Chocianów (278)


Co one tu robią????


Kawałek cienia na wagę złota.


Nie sposób się zgubić ;)


Szachulcowy kościół pw. św. Jacka w Pogorzeliskach, 1654r.


Ruina pałacu w Chocianowie, 1728r.


Pomnik ku czci poległych w II Wojnie Światowej, Chocianów.


Rynek w Chocianowie.


Momentami usychałem jak te drzewo...




Dane wyjazdu:
103.80 km 0.00 km teren
04:25 h 23.50 km/h:
Maks. pr.:40.40 km/h
Temperatura:39.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:446 m
Kalorie: kcal

Sprzedam krowę Bojadła.

Czwartek, 6 sierpnia 2015 • dodano: 07.08.2015 | Komentarze 6

Tak gorąco na dworze, że nie mam sił ani energii na to aby się rozpisywać :)

Plan miałem zupełnie inny ale pogoda go storpedowała. Przejechałem się do zatem do Bojadeł, stąd tytuł. Dołożyłem do tego Trzebiechów aby zobaczyć tamtejszy pałacyk. W cieniu trzydzieści dziewięć przecinek jeden stopnia, na słońcu po kilku pięciu minutach licznik wskazywał pięćdziesiąt sześć. Dużą część wycieczki przejechałem po lasach, cień dawał mi wytchnienie :) Od Buczkowa do Pyrnika jechałem w takim piasku, że odcinek trzech kilometrów pokonałem w dwadzieścia jeden minut. Wróciłem po swoim śladzie, ponieważ prom w Milsku jest nieczynny. Tempo wycieczki wybitnie turystyczne, warunki i bolące kolano nie pozwoliły na więcej...

Pięknie jest w lasach, tylko potwornie sucho. Jedna iskra i tego nie będzie :/



Zaliczone gminy: Bojadła (276), Trzebiechów (277)


W nowosolskim powiecie szlaki rowerowe są oznaczone w doskonały sposób. Większość nowych, bądź odnowionych. Okolice Stanów.


Piękna, przeciwpożarowa, leśna droga pomiędzy Lipkami a Buczkowem.


Zielony szlak w okolicach Buczkowa.


Piaszczysta katorga pomiędzy Buczkowem a Pyrnikiem. Schwalbe Marathon Racer 1.35" na tej drodze to abstrakcja :))


Piękna szachulcowa dzwonnica w Pyrniku, 1796r.


Kościół pw. św. Teresy w Bojadłach, 1744r.


Pałac rodziny von Kottwitz w Bojadłach, XVIII w.


Pałac księca Henryka VII von Reuss w Trzebiechowie, XIX w.


Pałac księca Henryka VII von Reuss w Trzebiechowie, XIX w.


Dane wyjazdu:
127.30 km 0.00 km teren
05:17 h 24.09 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:38.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:840 m
Kalorie: kcal

Upalna puenta.

Niedziela, 5 lipca 2015 • dodano: 06.07.2015 | Komentarze 1

Puenta wyjazdu nad morze będzie dość krótka i skromna.

Ola bardzo mi zaimponowała swoją nieustępliwością i niesamowitą wręcz ambicją, wiem że to co sobie zaplanowała, zrobi bez problemu, twarda Starsza Pani z niej :)

Jurek naprawdę mi zaimponował swoją determinacją w dążeniu do celu i publicznie to piszę - Jestem z Niego Dumny :)
Za cel niedzielnej wycieczki został obrany Szczecinek. Trasę poprowadziłem tak aby znalazło się na niej maksymalnie dużo ruch o małym natężeniu ruchu, zacienionych i ładnych widokowo. Znalazło się na niej również, i tych mniejszych i tych większych, pagórków więc każdy z naszej trójki był zadowolony. To był naprawdę, świetny wyjazd i super atmosfera. Oby był ciąg dalszy :)


Zaliczone gminy: Biesiekierz (253), Świeszyno (254), Tychowo (255), Grzmiąca (256), Barwice (257), Szczecinek - obszar wiejski (258), Szczecinek - obszar miejski (259)


Największy na świecie pomnik pyry - 9m wysokości :) Biesiekierz.


Zespół pałacowo - parkowy rodu von Kamecke z XVIIIw. Jeden z piękniejszych jaki dane mi było zobaczyć od kiedy zacząłem jeździć i zwiedzać na rowerze :))


Zespół pałacowo - parkowy rodu von Kamecke z XVIIIw. Jeden z piękniejszych jakie dane mi było zobaczyć od kiedy zacząłem jeździć i zwiedzać na rowerze :))


Zespół pałacowo - parkowy rodu von Kamecke z XVIIIw. Jeden z piękniejszych jakie dane mi było zobaczyć od kiedy zacząłem jeździć i zwiedzać na rowerze :))


Zespół pałacowo - parkowy rodu von Kamecke z XVIIIw. Jeden z piękniejszych jakie dane mi było zobaczyć od kiedy zacząłem jeździć i zwiedzać na rowerze :))


Piękna droga tuż przed Tychowem.


Piękna droga tuż przed Tychowem.


Największy eratyk w Polsce. 44m obwodu, 14m długości, 4m wysokości i 2 tysiące ton wagi! Tychowo.


Rynek w Szczecinku.
---
E
część 5 :)

Dane wyjazdu:
139.50 km 0.00 km teren
05:53 h 23.71 km/h:
Maks. pr.:42.30 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:610 m
Kalorie: kcal

Największe Opactwo Cysterskie na Świecie. Lubiąż.

Wtorek, 24 lutego 2015 • dodano: 24.02.2015 | Komentarze 21

Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie. W pełni zgadzam się ze Stanisławem Jachowiczem, autorem tych słów . Na lekcjach geografii uczą nas o tym jakie są zbiory bananów w Brazylii, jakie rzeki płyną w Rosji, ile ludzi mieszka w Chinach czy tego, co jest stolicą Nikaragui. Wszystko to zaliczamy na piątki i szóstki a za mało wiemy o tym co nas otacza. Kompletnie nie mamy pojęcia, że kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt kilometrów od naszych domów są miejsca o jakich w świecie jest głośno, prawdziwe perełki wszelakiego rodzaju. Gdy ktoś nam o tym mówi, opowiada patrzymy wtedy ze zdziwioną mina i niedowierzającym wzrokiem mówimy ''To niemożliwe, to tutaj, u nas, w Polsce?''...

Największe na świecie Opactwo Cysterskie znajduje się w Lubiążu, małej nadodrzańskiej wiosce, w okolicach Wołowa. Ten zespół klasztorny był dzisiaj celem mojej wycieczki ale po drodze zwiedziłem kilka ciekawych, choć nie tak spektakularnych miejsc. Pomysł na tę trasę miałem już od dawna, miałem jej zarys w głowie i korzystając z tego, że wiatr wiał dzisiaj głównie z południowego-zachodu udałem się właśnie w kierunku Lubiąża.

Przez pierwsze czterdzieści kilometrów, z pomocą wiatru, jechałem w okolicach 30km/h. Głogów, Przedmoście, Retków minąłem raz dwa i pierwszy przystanek zrobiłem w Krzydłowicach gdzie rzuciły mi się w oczy piękne ruiny pałacu, o ile ruiny można nazwać pięknymi ;) Właśnie takie zapomniane perełki są tym co lubię najbardziej znajdować na trasie swoich wycieczek. Zaraz za Krzydłowicami rozpoczął się podjazd, który wyprowadził mnie na wzgórze skąd miałem piękny widok na zbiornik poflotacyjny ''Żelazny Most''. Jest to największe w Europie a drugie na świecie składowisko odpadów poprodukcyjnych. 1,4 tys hektarów otoczonych wałem o długości 14km i górujące nad okolicą jezioro kryje w sobie całą tablicę Mendelejewa. To prawdziwa bomba z opóźnionym zapłonem.Jego rozmiary są tak imponujące, że są doskonale widoczne z satelit i aż strach pomyśleć co by się stało gdyby to zaczęło przeciekać, czy też po prostu by pękło. Katastrofa ekologiczna na niespotykaną skalę...

Z Rudnej do Ścinawy droga to się wznosiła, to opadała. Uwielbiam wszelkie pagórki ale jakość asfaltu na tym odcinku odebrała mi trochę radości z jazdy. Było również kilka bardzo złej jakości odcinków bruku. Jedyną ciekawostką po drodze były dwa krzyże pokutne stojące pośród niczego, stojące tam od XII wieku... Ścinawa to nudne, nieciekawe miasteczko, poza czołgiem T-34 stojącym na rynku, nie miała mi nic do zaoferowania.

Odcinek drogi miedzy Ścinawą a Prochowicami był dla mnie męką. Silny wiatr prosto w twarz odebrał mi chęci odwiedzin Dziewina i kręciłem wolno nie myśląc o niczym innym jak o dojechaniu do Prochowic. Dodatkowo duży ruch na tej drodze sprawiał iż trzeba o niej jak najszybciej zapomnieć. W Prochowicach zastałem zamek w remoncie skutecznie uniemożliwiającym mi jego eksploarację, więc zrobiłem zdjęcie z zewnątrz i po krótkiej przerwie na rynku udałem się do Malczyc.

W Malczycach, tuż obok ruin dawnej cukrowni, które chciałem sfotografować, miałem najbardziej stresujący sytuację od kiedy jeżdżę rowerem. W miejscu, w którym zaczyna się lekki podjazd ujrzałem kątem oka, że owczarek kaukaski, stojący z właścicielką po drugiej stronie jezdni, zaczyna biec w moją stronę. Serce skoczyło mi do gardła i zacząłem szaleńczą ucieczkę. Ten pies gonił mnie, bez mała, jakieś 300 metrów, pod górkę... Cisnąłem około 40km/h, właściwie to nie miałem już siły dalej uciekać w takim tempie ale w tym samym momencie kaukaz zaczął słabnąć. Był jakieś pięć metrów za mną jak odpuścił. Bałem się okropnie, zatrzymałem się kilometr dalej i popłynęły mi łzy. Kiedyś taki owczarek mnie pogryzł i wiem co to za stwór. To są bez wątpienia najgroźniejsze psy jakie można spotkać na swojej drodze i doskonale wiem co piszę. Po tym wszystkim zadzwoniłem na Policję, powiedziałem co i jak, obiecali zająć się sprawą, ja nie miałem czasu ani chęci na nich czekać. Do Lubiąża pojechałem już okrężną drogą, tętno miałem zawałowe przez jeszcze ładnych kilkadziesiąt minut.

W Lubiążu spóźniłem się o godzinę na zwiedzanie. Zwiedza się tam tylko w grupie, o pełnych godzinach, z tym że teraz jest poza sezonem i czynne było tylko do 14.00. Cóż, oglądnąłem tylko Opactwo z zewnątrz i ruszyłem na pociąg do Wołowa. Zanim tam jednak dotarłem, odbyłem ciekawą rozmowę w ''centrum'' Lubiąża z panem z informacji turystycznej, który sam mnie zagadał, będąc już po pracy. Też jeździ rowerem, prawdziwy pasjonat regionu i skarbnica informacji o tym gdzie warto pojechać, co zobaczyć i gdzie dobrze zjeść. Obiecałem mu, że zajrzę do niego następnym razem gdy będę w okolicy a on zaprosił mnie na herbatę. Bardzo sympatyczne spotkanie. Jeśli ktoś będzie w Lubiążu, niech śmiało udaje się do informacji turystycznej, polecam :)

Do Wołowa dotarłem w blasku zachodzącego słońca, z lekkim niedosytem w postaci nieudanego zwiedzania Opactwa i wciąż szybko bijącym sercem po ucieczce przed udomowionym niedźwiedziem. Skłamałbym jednak gdybym napisał, że to była nieudana wycieczka :)

Zaliczone gminy: Rudna (189), Ścinawa (190), Prochowice (191), Malczyce (192), Wołów (193)




Ruina pałacu z przełomu XVI i XVII wieku w Krzydłowicach.


''Żelazny Most'' Największy w Europie a drugi na świecie zbiornik odpadów poprodukcyjnych. Istna tablica Mendelejewa.


''Żelazny Most'' Największy w Europie a drugi na świecie zbiornik odpadów poprodukcyjnych. Istna tablica Mendelejewa - foto ze strony hydroproject.com.pl


Krzyże pokutne z XIV wieku. Stawiane były przez morderców na miejscu zbrodni.


Czołg T-34 na rynku w Ścinawie.


Zamek w Prochowicach.


Zamek w Prochowicach.


Największe na świecie Opactwo Cystersów, Lubiąż.


Największe na świecie Opactwo Cystersów, Lubiąż.


Pomnik wołów w Wołowie :)


Wołów :)


Zamek w Wołowie - siedziba rady powiatu i urzędu gminy.


Samolot na którym latał Mirosław Hermaszewski, honorowy obywatel Wołowa, jego rodzinnego miasta.


Piękne graffiti w Wołowie.



Dane wyjazdu:
103.20 km 0.00 km teren
04:15 h 24.28 km/h:
Maks. pr.:51.40 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:520 m
Kalorie: kcal

Zadanie domowe.

Niedziela, 1 lutego 2015 • dodano: 01.02.2015 | Komentarze 7

Ten weekend miał być zupełnie nierowerowy. Odwiedzili nas moi Rodzice ale niestety musieli już wczoraj wracać do domu. Filipek znów trafił do szpitala, życie jest niesprawiedliwe... Musiałem odreagować, wsiadłem dzisiaj przed południem na rower i pojechałem przed siebie. Nie wziąłem mp3-ójki, jechałem w ciszy, słuchając tylko szumu opon. Wyciszyłem się dzisiaj mocno, było mi to potrzebne.

Będąc ostatnio w Konarzewie dałem plamę po całości. Zajechałem tam i przy tablicy zawróciłem sądząc, że nic ciekawego mnie tam nie spotka. Myliłem się i to znacznie więc dzisiaj postanowiłem to zmienić. Po drodze chciałem zahaczyć jeszcze o Fiałkowo i znaną stację diagnostyczną, oba cele zrealizowałem. Przed wyjazdem zgadałem się z Jurkiem, że może się spotkamy na trasie ale niestety nie dane nam było. Komórki zawiodły, okazało się że jechaliśmy sobie po śladzie. Minęliśmy się pewnie o kilka minut, cóż tak bywa :|

Przez dłuższą część dzisiejszego wyjazdu wiał mocny i zimny wiatr. Raz w twarz, raz z boku a gdy miał mi już zacząć pomagać to osłabł. Od Kiekrza do Lusowa jechałem w okolicach dwudziestu km/h, myślałem że mnie wywieje na tych polach. Na rondzie w Lusowie minąłem się ze sporym pociągiem bikerów, głównie w strojach Rybczyńskiego, zachęcali abym zawrócił i jechał z nimi ale nie to mi było dzisiaj w głowie.

W Więckowicach jeszcze raz dzwoniłem do Jurka ale bezskutecznie, szkoda. Ale chowając tel. do kieszeni ujrzałem schowany w parku całkiem ciekawy pałacyk. Kilka razy tędy przejeżdżałem ale jakoś umknął on mojej uwadze. Zrobiłem kilka zdjęć i po chwili byłem w Fiałkowie gdzie na stacji kontroli pojazdów pstryknąłem foto ze starą tablicą z poznańskiego dworca. Można tam znaleźć ciekawe rzeczy, właściciel to chyba pasjonat ciekawostek z prl-u :) Korzystając ze świetnego asfaltu zrobiłem krótką czasówkę do Dopiewa, następnie przez A2-ójkę zameldowałem się w Konarzewie. Zajechałem pod pałac Radomickich z 1689r., który ma za sobą bogatą historię. Rozpisywać się nie będę, ale fakt że bywał tu sam Napoleon jest sporą ciekawostką. Obecnie obiekt jest w remoncie, może zrobią z niego perełkę, kto to wie... Zadanie odrobione, obejrzałem pałac z każdej strony ale do środka zajrzeć nie sposób.

Gdy zrobiłem kilka zdjęć myślałem gdzie jechać dalej. Pogoda była dzisiaj bardzo łaskawa jak na pierwszy dzień lutego, więc obrałem kierunek na Mosinę aby przez WPN wrócić do Poznania. Od Trzcielina do Dymaczewa zaczęło mi w końcu lekko wiać w plecy więc jazda w promieniach słońca i przyjemnych trzech stopnia powyżej zera była czystą przyjemnością. Minąłem po drodze salę zgromadzenia świadków jehowy, zrobiła na mnie spore wrażenie swoim wyglądem. Mają rozmach, nie ma co :)

W Łodzi przystanęłem na chwilę przy drewnianym kościółku z XVII wieku, który widziałem ostatnio na fotkach u Trollkinga ale podobnie jak Tomek nie dostałem się do środka, drzwi zamknięte na amen. Do Mosiny dojechałem nawet nie wiem kiedy, a będąc w Mosinie i nie wjechać na Osową Górę to po prostu się nie da. Zaliczyłem więc podjazd ul. Spacerową i kawałek dalej od strony Puszczykowa. Ta druga wersja była moim debiutem na tym podjeździe i podoba mi się ona zdecydowanie najbardziej ze wszystkich trzech wariantów asfaltowych na tę górkę. Do Poznania dojechałem przez WPN, Grajzerówkę, Komorniki i Plewiska. Przez miasto sprawnie i szybko.

O tym, że przejechałem ponad sto kilometrów dowiedziałem się pod domem, przez cały czas jechałem z włączoną funkcją wyświetlania temperatury, która skakała dzisiaj od 1,5 do 5 stopni. Nie miałem pojęcia ile km przejadę, ile przejechałem i ile jeszcze przede mną. Jechałem dzisiaj resetując myśli i gdyby dzień nie kończył się około siedemnastej jeździłbym dalej. Nie miałem dzisiaj w ogóle ochoty na kręcenie po ciemku więc dojechałem do domu, zjadłem obiad i dotarło do mnie, że jestem szczęściarzem, że mogłem dzisiaj pojeździć rowerem. Dzisiaj i w ogóle. Filip nie może nawet na niego popatrzeć, dotknąć ręką, przejechać choćby metra... :(

Dzisiejsza trasa.


Pałac Bielińskich w Więckowicach.


Pałac Bielińskich w Więckowicach.


Fiałkowo.


Pałac Radomickich w Konarzewie.


Pałac Radomickich w Konarzewie.

Jezioro Dąbie
Jezioro Dębno © rmk


Kościół Św.Jadwigi (1610 r.) w Łodzi.
Kategoria 100-150


Dane wyjazdu:
100.30 km 0.00 km teren
04:19 h 23.24 km/h:
Maks. pr.:43.90 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:678 m
Kalorie: kcal

Miasto siedmiu wzgórz.

Niedziela, 4 stycznia 2015 • dodano: 04.01.2015 | Komentarze 10

Jutro pa pa smutkom oraz krótko pa wszystkim negatywnym ich skutkom.
Jutro czas puścić wodze wyobraźnia ta niechaj zbłaźni niemocy wskaźnik.
Jutro odważny da upust fantazji a zza drzwi stupot stąpających marzeń zabrzmi.

Powyższe wczoraj rozbrzmiało w mych uszach na koniec walki z wiatrem. Trafione w sedno, pomyślałem.
Dzisiaj wstałem, ujrzałem wygięty w lewo świerk za oknem i moje myśli stały się monotematyczne. Wiatr kołysał się w mej głowie i szalał za oknem. Pasja czasem jest pełna wyrzeczeń... Celu na dzisiaj nie miałem, po prostu wsiąść, jechać i zobaczyć coś ciekawego po drodze. Że też Ci się chce w taką pogodę, słyszałem w okół. No cóż, chce mi się więc wsiadam i jadę.

Każdy z nas ma wybór chwycić za ster albo być jednym z trybów.
Każdy z nas ma dylemat po co ja tu między piekłem i niebem ziemian.
Każdy ma swój algorytm życia idzie w prawo bądź w lewo zazwyczaj.
Myśl o tym co jutro nie daj się smutkom tak do ostatniego serca bicia.

Odmiana w stosunku do dnia wczorajszego, zaczęło wiać delikatnie z północy, więc jadę w kierunku Zielonej Góry. Gdzie dojadę, tam dojadę, kierunek obrany więc równym, miarowym tempem kręciłem pod wiatr. Dojechałem do Niedoradza, nogi zaczęły już wołać o chwilę odpoczynku od mozolnej, nierównej walki z podmuchami ale nie to było mi w głowie. Świeciło słońce a przede mną był długi odcinek starej "3" drogi, która po wybudowaniu S3, stała się prawie rowerową. Do Zielonej tylko kilkanaście kilometrów, więc jadę. Mąły problem był tylko z tym, że to było kilkanaście kilometrów istnej mordęgi. Z jednej strony las, z drugiej ekrany akustyczne ekspresówki, więc wiatr miał cug jak w kominie pozwalając mi na rozwinięcie zawrotnych prędkości rzędu 15km/h. Na górce przed Raculą jechałem całe 7km/h...

Dzisiaj dzień pierwszy reszty twego życia, wczoraj powinieneś na kartce spisać
Z przeszłością kwita, z radością się przywitaj, staw czoła przeciwnościom i tak
.

Zielona Góra, miasto na siedmiu wzgórzach, tu spędziłem kilka lat swego życia, tu zawsze będę wracał z radością. Nie inaczej było dzisiaj. Gdy tylko minąłem tablicę od razu zapomniałem o wietrze, o wszystkich pierdołach i skupiłem się na chłonięciu tego co kiedyś. Stęskniłem się chyba za Zielonką :) Pokręciłem się trochę tu i ówdzie po starych śmieciach i ruszyłem z powrotem do domu ale nieco dookoła. Chciałem trochę pojeździć po pagórkach na wschód od miasta a przy okazji podjechać do Zaboru, w którym chciałem obejrzeć pałac.

Wisieńką na torcie dzisiejszej trasy miało być Piekło Przytoku, dwa podjazdy na których rozgrywany jest cykliczny wyścig o tej właśnie nazwie. Dlaczego Piekło Przytoku? Otóż jeden z tych podjazdów to ponad 100m w górę na niecałych dwóch kilometrach na fatalnej jakości kocich łbach. Żeby zrozumieć, trzeba przejechać :) Ja zrozumiałem dzisiaj bo właśnie na samym początku podjazdu pękła mi szprycha w tylnym kole. I zaczęło się dla mnie piekło powrotu do domu. Koło w kształcie ósemki a do domu pięćdziesiąt kilometrów. Aby móc dalej jechać musiałem rozpiąć tylny hamulec, zostając tylko z przednim, oraz mocno wyciągnąć do góry błotnik aby nie ocierało o niego koło co dało połowiczny efekt. Miałem mieć z wiatrem ale co z tego jak nie mogłem jechać szybciej niż 30km/h... No cóż, samo życie... Dojechałem do domu i nie miałem siły na nic, byłem padnięty...

Czy było warto? Retoryczne pytanie :]

Zaliczone gminy: Zielona Góra - teren wiejski (160), Zielona Góra - teren miejski (161), Zabór (162)

Dzisiejsza trasa.

Cała, stara trójka tylko dla mnie. I dla wiatru z naprzeciwka
Cała, stara trójka tylko dla mnie. I dla wiatru z naprzeciwka © rmk

Palmiarnia w Zielonej Górze
Palmiarnia w Zielonej Górze © rmk

Zielonogórska choinka
Zielonogórska choinka © rmk

Pomnik Bachusa na rynku w Zielonej Górze
Pomnik Bachusa na rynku w Zielonej Górze © rmk

Cztery lata tu mieszkałem a teraz pozostała tylko pustka
Cztery lata tu mieszkałem a teraz pozostała tylko pustka © rmk

Aż mi się łezka zakręciła w oku
Aż mi się łezka zakręciła w oku © rmk

Piekło Przytoku, koniec podjazdu
Piekło Przytoku, koniec podjazdu © rmk

Pałac w Zaborze
Pałac w Zaborze © rmk

Soluś - największy krasnal na świecie stoi w Parku Krasnala w Nowej Soli
Soluś - największy krasnal na świecie stoi w Parku Krasnala w Nowej Soli © rmk

Dane wyjazdu:
137.50 km 0.00 km teren
05:56 h 23.17 km/h:
Maks. pr.:43.90 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:565 m
Kalorie: kcal

Jesteśmy niepodlegli :)

Wtorek, 11 listopada 2014 • dodano: 11.11.2014 | Komentarze 7

Uczciliśmy, razem z Jurkiem,  niepodległość Naszego Pięknego Kraju w najlepszy możliwy sposób czyli rowerowo :) Pojechaliśmy do Osiecznej pokibicować uczestnikom VI Wyścigu Niepodległości, odśpiewaliśmy hymn na starcie i zaliczyliśmy świetną wycieczkę. Pogoda dopisała, humory też, kondycja o dziwo nienajgorsza, kawka była, czegóż chcieć więcej? :) Nie sądziłem, że po tak długiej przerwie i po chorobie będzie mi się jechać tak dobrze ale towarzystwo Jurka działa cuda :D Na wyścigu pstryknęliśmy kilka fotek, spotkaliśmy Asię, znajomą Jurka, było wesoło :)

Trasa wśród pól głównie traktami Parku Krajobrazowego im.Dezyderego Chłopskiego, dość monotonna i momentami naprawdę nudna. Dopiero w okolicach Osiecznej pojawiły się pagórki i krajobraz zmienił się na lepsze :) Wielkich atrakcji po drodze też nie było, więc nie ma co opisywać. Najciekawsz była gorzelnia w Turewie ale do bidonów nam nalać nie chcieli ;) W Osiecznej wjechaliśmy na wieże widokową, skąd rozpościerał się przepiękny widok na te miasteczko. Przed samym Lesznem dostaliśmy koncert klaksonów, nie spodobał się kierowcom nasz bunt przeciwko DDR-om z kostki i jazda szosą. No cóż, pozdrowiłem ich w sobie znany sposób i był spokój ;)

Jedna mała wzmianka o szanownej milicji, która w Krzywiniu nie omieszkała nas "poinformować", że obok siebie jeździć nie wolno. Gówno prawda, przepisy się zmieniły, panowie milicjanci, teraz już to wiedzą. Do roboty nieroby a nie za rowerzystami jeździcie :D

Dzięki Jurek za towarzystwo :]

Trasa.

Zaliczone gminy: Krzywiń (155), Osieczna (156), Lipno (157), Święciechowa (158), Leszno (159)

Wizualnie było tak:


Z rana było wilgotno i mgliście...


Parada w Czempiniu. Na jej czele jechał radiowóz, który później pojechał sobie za nami szukać sobie zajęcia...


Kościół z 1407 w Starym Gołębiewie. Niestety zamknięty na amen.


Gorzelnie w Turewie. Nie chcieli nalać do bidonów :)


Mechanizmy z gorzelni.


Mechanizmy z gorzelni.


Wiatrak - koźlak. Jerka.


Ryneczek w Krzywiniu. Krótko mówiąc, dziura.


Po hymnie, przed startem. VI Wyścig Niepodległości w Osiecznej.


Migawka z trasy.


Migawka z trasy.


Migawka z trasy.


Migawka z trasy.


Migawka z trasy. Jurek jakiś taki niewyraźny, czaił się na dobry kadr ;D


Jurek z Asią.


Widok na Osieczną z Jagody, wieży widokowej.


Zetor z Lipna :)


Zetor z Wilkowic.


Jurek zastanawiał się czy nie zamienić Fabiana na te latające ustrojstwo ;) Leszno.


Ratusz w Lesznie.


Dane wyjazdu:
111.30 km 0.00 km teren
05:15 h 21.20 km/h:
Maks. pr.:62.40 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:590 m
Kalorie: kcal

Wielkopolski Park Narodowy.

Piątek, 3 października 2014 • dodano: 03.10.2014 | Komentarze 11

Miałem dzisiaj, po południu, sporo wolnego czasu za oknem piękna pogoda, więc nie zastanawiając się długo spakowałem aparat, wsiadłem na rower i ruszyłem gdzieś pokręcić. Złota polska jesień zbliża się wielkimi krokami więc postanowiłem wybrać się do Wielkopolskiego Parku Narodowego i pooddychać trochę świeżym powietrzem, nacieszyć oko widokami i wyszaleć się trochę na kapitalnych singlach jakie WPN nam oferuje.

Do Lubonia sprawny dojazd najpierw wzdłuż pestki, później wzdłuż Warty i przez Lasek Dębiński. Za autostradą wskoczyłem już na Nadwarciański Szlak Rowerowy i nim zajechałem do Mosiny. NSR to bez wątpienia najpiękniejszy szlak rowerowy w okolicach Poznania, ma wszystko co uwielbiam. Piękny las wokół, leniwie płynąca Warta na wyciągnięcie ręki i wiele kapitalnych odcinków na których można dać upust fantazji i poszaleć pomiędzy drzewami, poskakać na korzeniach i pokręcić na mostkach. No i wszechobecna cisza, po prostu pięknie.

Przez Mosinę przejechałem raz dwa kierując się do Ludwikowic. Nigdy wcześniej tam nie byłem, trzeba było w końcu pojechać w ten rejon WPN-u. Świetny podjazd do szpitala i zaczęła się zabawa w WPN-ie. Kręciłem czerwonym szlakiem i zjeżdżałem poza niego. Poszalałem trochę na singlach, już dawno nie odczuwałem takiej frajdy z jazdy rowerem. Ewidentnie tego było mi trzeba. Posiedziałem dłuższą chwilę nad Jeziorem Góreckim, zjadłem bułki, pooglądałem i posłuchałem chmary kormoranów i czas na powrót. Podjazd pod Osową od strony Kociołka, zjazd Pożegowską i od razu powrót na górę ul. Spacerową. W okolicach Poznania ten podjazd to legenda :) Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma :) Można się na nim wyżyć, oj można ;) Wszedłem na wieżę widokową, pooglądałem świat z góry i udałem się do Poznania po swoim śladzie, przepięknym NSR-em. W Luboniu przyniosłem szczęście wędkarzowi, bo tylko jak przy nim przystanąłem aby się napić, złapał szczupaka. Cieszył się jak dziecko :)

Przez Poznań przejechałem wzdłuż Warty, przy samej wodzie zaliczając po drodze pole minowe usiane Lubelską Perłą. Albo jest w promocji albo poznańscy studenci wiedzą co dobre i piją właśnie ten browar w ilościach hurtowych. Szkoda tylko, że większość butelek zostaje nad brzegiem... Chciałem odebrać Agę z pracy, miałem jeszcze godzinę do wykorzystania więc przez Naramowice pojechałem na Morasko, dalej przez Suchy Las i Strzeszyńską. Do domu zajechaliśmy już razem :)

Przez cały dzień piękna, październikowa pogoda. W najciepleszym momencie dnia temperatura wynosiła 21 stopni :) Lekkie zachmurzenie, późnym popołudniem niebo już czyściutkie i błękitne. Wiatru nie było prawie wcale, żyć i jeździć :) Jestem niezmiernie zadowolony z dzisiejszej wycieczki, pomimo że niedaleko od domu to uważam, że była jedną z lepszych w tym roku. Tego mi było trzeba i bardzo się cieszę, że mogłem dzisiaj pojeździć :)

WPN

Poniżej kilka migawek z dzisiejszej jazdy.


Nadwarciański Szlak Rowerowy, odcinek południowy.


Nadwarciański Szlak Rowerowy, odcinek południowy.

Wyspa Zamkowa na Jeziorze Góreckim w Wielkopolskim Parku Narodowym. 


Jezioro Kociołek, Wielkopolski Park Narodowy.


Jesienne wariacje z aparatem ;) Wielkopolski Park Narodowy.


Widok z wieży widokowej na Osowej Górze w Mosinie.


Graffiti pod mostem Rocha, Poznań.


Graffiti pod mostem Rocha, Poznań.


Graffiti pod mostem Rocha, Poznań.


Most Rocha w Poznaniu.

Kategoria 100-150, Wielkopolska


Dane wyjazdu:
124.70 km 0.00 km teren
04:46 h 26.16 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:767 m
Kalorie: kcal

Wzgórza dalkowskie i dwa święte Graale

Niedziela, 27 lipca 2014 • dodano: 27.07.2014 | Komentarze 4

Okolice moich rodzinnych stron odkrywane na nowo z pozycji rowerowego siodełka są fantastyczne. Wzgórza dalkowskie są wprost stworzone do rowerowania, przy dobrym ułożeniu trasy można nieźle zdziwić się nachyleniem podjazdów, bezwzględną wysokością pagórków i łącznym przewyższeniem. Momentami jak na pogórzu :)

Wzgórza dalkowskie i Św. Graale

Objechałem okolice na tyle na ile miałem dzisiaj czasu, dodatkowo zaliczyłem dwa prawdziwe Św. Grale jakim są gminy Pęcław i Gaworzyce a ja mam te szczęście, że w tym pierwszym mieszka moja rodzinka więc załapałem się na pyszny obiadek i ciasto :)) Świetna trasa, świetne tereny.

Bardzo gorąco, potwornie duszno i parno, ostatnie czterdzieści km czułem się jak w saunie. Warunki wybitnie niesprzyjające wysiłkowi :|
Szerszy opis i fotki jak wrócę do Poznania.

Zaliczone gminy: Gaworzyce (122), Radwanice (123), Polkowice (124), Grębocice (125), Pęcław (126), Jerzmanowa (127), Głogów - obszar wiejski (128), Głogów - obszar miejski (129)


Źróło inspiracji w Polkowicach ;)


Sanktuarium Maryjne w Grodowcu.


Hopki :)


Hopki :)


Widok na Głogów z Jerzmanowa. Piękny zjazd!



Dane wyjazdu:
127.10 km 0.00 km teren
07:53 h 16.12 km/h:
Maks. pr.:35.50 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:500 m
Kalorie: kcal

Piastowski Trakt Rowerowy.

Czwartek, 19 czerwca 2014 • dodano: 19.06.2014 | Komentarze 11

Jestem szczęśliwy. Najbliższa mi osoba dzieli ze mną wspólną pasję i robi to z najpiękniejszym uśmiechem jaki znam.
Piastowski Trakt Rowerowy, Aga wykręciła dziś swój życiowy rekord :)

Piastowski Trakt Rowerowy z lekkimi zmianami :)

To nie ja wyciągnąłem Agę na rower, sama chciała przejechać sto kilometrów w jeden dzień i udało się z nawiązką :) To tak na wprowadzenie, co by nie było niajasności, że Żonę męczę ponad miarę ;)

Miało być sto kilometrów a reszta należała do mnie. Reszta tzn. wybór trasy i cała logistyka z tym związana. Tyle pięknych miejsc do zobaczenia wokół ale pierwsze skrzypce w takich wypadkach gra najczęściej pogoda i nie inaczej było tym razem. Pobieżnie sprawdzając prognozy czwartek zapowiadał się mocno pochmurny, z deszczem po południu i dość silnym wiatrem z zachodu i północnego-zachodu. Nie bacząc na temperaturę wybrałem Piastowski Trakt Rowerowy, prowadzący z Poznania do wsi Izdby, już w województwie kujawsko-pomorskim. Miało być z wiatrem, po asfaltach i ubitych szurach i sprawdziło się to w około 60% :) Jedzonko przygotowane, sakwa zamontowana i spakowana więc ósma rano i w drogę :) 

Z Poznania wydostaliśmy się ul.Bałtycką, świąteczną i pustą, po czym udaliśmy się na lotnisko EPPK w Bogucinie, gdzie można popatrzeć na latające cuda techniki. Jest tam dwupłatowiec, który w 1997 roku obleciał ziemię dookoła. Są też maszyny należące do grupy "Żelazny" ale raczej uziemione już na stałe :)


Lotnisko EPPK w Bogucinie.

Lotnisko EPPK w Bogucinie.

Przy Lotnisku wjechaliśmy na oznaczony (jeszcze...) PTR i ruszyliśmy polnymi drogami, przez Gruszczyn i Katarzynki do Uzarzewa. Szlak biegnie wzdłuż doliny rzeki Cybiny, która wije się poniżej, opadając ku niej stromymi zjazdami. Dla fanów MTB całkiem przyjemne tereny do sprawdzenia swojej fantazji ;) W Gruszczynie chciałem pokazać Żonce piękny kościółek ale trafiliśmy na mszę, więc nawrót i jedziemy dalej. Na drodze do Biskupic mała awaria. Poluzowały się śruby mocujące bagażnik i sakwa wylądowała z nim na ziemi. Na szczęście jechałem wolno i nic poważniejszego się nie stało, zapomniałem wczoraj dokręcić... Wjeżdżając do Parku Krajobrazowego Promno, mnóstwo piachu więc bez żalu zmieniam trasę i jedziemy od razu na Pobiedziska. Piękne są okoliczne tereny, pagórki, lasy, pola i jeziora. Na rower idealnie, ale nie na nasze opony, piach to zdecydowanie najgorsza rzecz jaka może nas spotkać na trasie. 


Znikający punkt w okolicach Promna.

Moja luba :)

W Pobiedziskach na rynku trafiamy na obochody Bożego Ciała, więc nie zatrzymując się, kierujemy się do Wielkopolskiego Parku Etnograficznego położonego nad Jeziorem Lednickim. Świadomie jedziemy ok. siedmiu kilometrów starą 5-tką zamiast tłuc się po wioskach. Niedawno jechałem przez Węglewo i Latalice czyli tak jak prowadzi szlak ale są tam piaszczyste odcinki, których chciałem teraz uniknąć. Wieje w plecy więc na asfalcie średnia nie schodzi poniżej 31km\h, aż przecieram oczy ze zdumienia,że Aga tak leci i leci :) W Moraczewie zjeżdżamy do wiatraków, które niezmiennie mi się podobają. Lubię te konstrukcje i zawsze gdy jest taka możliwość, robię im fotki :)

A w oddali wiatrak... ;)


I ja się załapałem na foto :)

W WPE po dyszce od osoby i zwiedzamy sobie z rowerami, cały park. Jak się później okazuje, rower to wróg i z nim nie wolno. Ale skoro na wejściu nikt nie mówił, to teraz niech nas pocałują w miejsce styku siodełka z rowerzystą :) 
Samo miejce ciekawe, można naocznie się przekonać jak żyło się nieco wcześniej, jak się budowało bez Programu Rodzina na Swoim i innych MDM-ów. Mi się podobało, zachęcam innych do wyrobienia sobie zdania na ten temat, przyjedżając na miejsce. Do kompletu jest jeszcze Muzeum Pierwszych Piastów, ale jako, że stricte muzeów nie lubię i Aga temu się nie sprzeciwia a wręcz podziela me zdanie, zamiast do niego trafiliśmy na kawkę do pobliskiej karczmy :)

Chata średniozamożengo gospodarza - XVIII wiek.

Karczma - XIX wiek.
Chata zamożnego gospodarza - XVIII wiek
Chata zamożnego gospodarza - XVIII wiek © rmk
Zabudowa Olęderska, Wielkopolski Park Etnograficzny
Zabudowa Olęderska, Wielkopolski Park Etnograficzny © rmk
Wielkopolski Park Etnograficzny
Wielkopolski Park Etnograficzny © rmk

Kręcąc sobie spokojnie po okolicznych wsiach dotarliśmy do Gniezna, gdzie po zwiedzeniu imponującej Katedry z sarkofagiem Św.Wojciecha, wypiliśmy ciepła herbatę i zjedliśmy pyszną pizzę. Oznakowanie PTR w kierunku Trzemeszna jest całkiem ok, ale pojechaliśmy na czuja kręcąc po bocznych ulicach i bezbłędnie wyjechalismy na wylot z miasta. Ma się ten zmysł :)
Katedra Gnieźnieńska
Katedra Gnieźnieńska © rmk

Wiatr zmienił się na bardziej północny, temperatura nieco spadła a co za tym idzie morale też lekko w dół. Ale od czego są magiczne batony :) Węglowodany potrafią zrobić swoje :) Przekrój asfaltu od Gniezna do Trzemeszna jest olbrzymi. Od idealnego po taki w który jest więcej dziur niż jego samego. Ot tak, aby się nie nudzić zbytnio po drodze :) Samo Trzemeszno, choć przejechaliśmy tylko przez jego środek, spodobało mi się. Takie stare, klimatyczne miasteczko. Niby nic ale takie lubię.
Trzemeszno
Trzemeszno © rmk

Od Trzemeszna miał być najciekawszy odcinek dzisiejszego dnia i trasy i taki był. Tyle, że zamiast pojechać szlakiem, częściowo asfaltem a częściowo szutrami pojechaliśmy do Duszna przez Folusz. Oznakowanie było identyczne jak PTR więc co tu się dziwić, że można to pomylić...
Ten odcinek śmiało można nazwać specjalnym :| Jakieś 15km piachu, momentami trzeba było prowadzić rower. Po takim dystansie, mocnym bocznym wietrze i pagórkach Aga powoli miała już dość. Na domiar złego w samym Foluszu mieliśmy bardzo nieprzyjemną sytuację, na drodze spotkaliśmy owczarka kaukaskiego. Luzem, jakby nigdy nic, chodził sobie nieśpiesznie. Staneliśmy jak wryci analizując co tu robić. Gdyby to był asfalt byłaby próba odjechania ile sił w nogach, ale t był taki piach, że trzeba było prowadzić rower. Wolnym krokiem ów czworonóg przyszedł do nas, obwąchał, obszedł ze cztery razy i zszedł z drogi. Uff, westchnienie ulgi było słyszalne chyba w Poznaniu. Kiedyś, taki sam mnie pogryzł, stąd mój lęk do takich sytuacji. Oby nigdy więcej... Żadnej żywej duszy w pobliżu nie było, poza małym wilczurem który chciał sie bawić i zdecydowanie większym oszołomem, który mało co łańcucha nie zerwał. Było niewesoło...
Przed Wydartowem wróciły me wspomnienia z wyjazdu do Łagowa, bruk i telepanie kierownicą. Ale tym razem nawet drogę nam ukwiecili coby za bardzo nie klnąć pod nosem ;)
Na naszą cześć! :)
Na naszą cześć! :) © rmk

Jadąc do Duszna, napotkana rowerzystka, ledwo dysząc, ostrzegała Nas że będzie pod górę i w ogóle ciężko więc czekałem na tę górę z utęsknieniem i się nie doczekałem. Niby to pod górkę ale tak rozciągnięte, że się zawiodłem. Za to sam punkt widokowy kapitalny, wiodki zapewne również ale pogoda nie pozwoliła nam na delektowanie się nimi za bardzo. Mocno zachmurzone niebo i silny wiatr ograniczyły naszą wizytę na wieży do minimum. Na domiar złego zaczęło padać, więc do Mogilna zajechaliśmy już przy siąpiącym deszczu. Sam Wał Wydartowski to czwarte wzniesienie w Wielkopolsce, 167 m n.p.m, widoczność z wieży widokowej sięga ok. 50km! Polecam!
Panorama z wieży widokowej w Dusznie. Kierunek Północny
Panorama z wieży widokowej w Dusznie. Kierunek Północny © rmk
Panorama z wieży widokowej w Dusznie. Kierunek Wschodni
Panorama z wieży widokowej w Dusznie. Kierunek Wschodni © rmk

Wieża widokowa w Dusznie
Wieża widokowa w Dusznie © rmk

Dzisiejszą wycieczkę zakończyliśmy w Mogilnie, pierwszą zdobytą przeze mnie gminą w województwie kujawsko-pomorskim :) Trochę po nim pojeździliśmy czekając na pociąg, który miał nas zawieźć do domu. Ładny park, świetna fontanna i w sumie nic więcej :)
Jezioro Mogileńskie
Jezioro Mogileńskie © rmk
Fontanna w parku miejskim w Mogilnie
Fontanna w parku miejskim w Mogilnie © rmk

Do domu wrociliśmy pociągiem kończąc wycieczkę po 127km. Jest to nowy, oficjalny rekord życiowy mojej Żonki. Jestem z niej niesamowicie dumny, przy tak niepewnej pogodzie, mocnym wietrze, siąpiącym deszczu i takiej ilości niesprzyjającego podłoża dała radę i to bez oznak kryzysu. Co teraz? Moja w tym rola aby pielęgnować naszą wspólną pasję i wybierać drogi z większą zawartością asfaltu :) Rowerowa Rodzinka, tak ja to widzę ;)

Nie wiem dlaczego Piastowski Trakt Rowerowy kończy się akurat we wsi Izdby, nie ma o tym nigdzie wzmianki na trasie a w samej wsi nie ma nawet żadnego oznakownia. W ogóle jeśli ktoś ma zamiar przejechać ten szlak w całości niech zaopatrzy się w zapis GPS, oznakowanie to parodia, raz jest raz niema. My jechaliśmy na azymut, mam bardzo dobrą orientację w terenie, znałem jego przebieg ale momentami można się zdziwić jego oznakowaniem, a raczej jego brakiem. Jest to pierwszy szlak oddany do użytku w WLKP, co daje się odczuć na trasie, Może kiedyś był wymalowany, teraz zostały tylko momenty... 

Zaliczone gminy: Trzemeszno (106), Mogilno (107)