Info

Więcej o mnie.







Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2018, Wrzesień4 - 12
- 2018, Sierpień6 - 11
- 2018, Lipiec2 - 2
- 2018, Czerwiec2 - 2
- 2018, Maj1 - 0
- 2018, Kwiecień4 - 12
- 2018, Marzec9 - 23
- 2018, Luty2 - 0
- 2018, Styczeń4 - 8
- 2017, Grudzień5 - 2
- 2017, Listopad5 - 8
- 2017, Październik4 - 0
- 2017, Wrzesień4 - 0
- 2017, Sierpień12 - 50
- 2017, Lipiec13 - 47
- 2017, Czerwiec11 - 50
- 2017, Maj11 - 29
- 2017, Kwiecień9 - 31
- 2017, Marzec8 - 32
- 2017, Luty8 - 61
- 2017, Styczeń9 - 43
- 2016, Grudzień4 - 11
- 2016, Listopad5 - 7
- 2016, Październik7 - 11
- 2016, Wrzesień11 - 15
- 2016, Sierpień1 - 2
- 2016, Lipiec12 - 49
- 2016, Czerwiec5 - 9
- 2016, Maj9 - 28
- 2016, Kwiecień14 - 54
- 2016, Marzec15 - 78
- 2016, Luty7 - 49
- 2016, Styczeń14 - 91
- 2015, Grudzień13 - 36
- 2015, Listopad18 - 28
- 2015, Październik21 - 45
- 2015, Wrzesień24 - 58
- 2015, Sierpień19 - 66
- 2015, Lipiec23 - 131
- 2015, Czerwiec21 - 65
- 2015, Maj22 - 99
- 2015, Kwiecień17 - 79
- 2015, Marzec22 - 76
- 2015, Luty19 - 141
- 2015, Styczeń23 - 116
- 2014, Grudzień19 - 108
- 2014, Listopad18 - 30
- 2014, Październik24 - 63
- 2014, Wrzesień33 - 71
- 2014, Sierpień16 - 43
- 2014, Lipiec20 - 55
- 2014, Czerwiec27 - 65
- 2014, Maj35 - 100
- 2014, Kwiecień24 - 29
- 2014, Marzec28 - 11
- 2014, Luty11 - 0
- 2014, Styczeń22 - 0
- 2013, Grudzień13 - 0
- 2013, Listopad6 - 0
- 2013, Październik27 - 4
- 2013, Wrzesień22 - 0
- 2013, Sierpień20 - 0
- 2013, Lipiec2 - 0
- 2013, Czerwiec21 - 1
- 2013, Maj28 - 0
- 2013, Kwiecień22 - 3
- 2013, Marzec11 - 0
Dane wyjazdu:
22.50 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:151 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
Krótko, po Morasku.
Wtorek, 22 lipca 2014 • dodano: 24.07.2014 | Komentarze 0
Na chwilę, po hopkach. Kategoria 0-25
Dane wyjazdu:
17.90 km
0.00 km teren
00:45 h
23.87 km/h:
Maks. pr.:33.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
Strzeszynek.
Niedziela, 20 lipca 2014 • dodano: 24.07.2014 | Komentarze 0
Nie miałem ochoty na więcej, kółeczko dookoła jeziora i do domu. Kategoria 0-25
Dane wyjazdu:
219.25 km
0.00 km teren
09:21 h
23.45 km/h:
Maks. pr.:44.70 km/h
Temperatura:37.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:929 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
Wrocław.
Sobota, 19 lipca 2014 • dodano: 24.07.2014 | Komentarze 4
Pojechaliśmy do Wrocławia, na piwko do Spiża. My tzn. Kot, Starszapani, Jurek57 i moja skromna osoba. Smakowało jak nigdy wcześniej.Jak zbiorę myśli w całość to dopiszę więcej :)
Poznań - Wrocław

W komplecie :)
Zaliczone gminy: Dolsk (108), Gostyń (109), Piaski (110), Krobia (111), Miejska Górka (112), Rawicz (113), Żmigród (114), Prusice (115), Trzebnica (116), Długołęka (117), Wisznia Mała (118), Wrocław (119)
Kategoria >200, Dolnośląskie, Nowe gminy, Wielkopolska
Dane wyjazdu:
57.20 km
0.00 km teren
02:05 h
27.46 km/h:
Maks. pr.:42.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:250 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
Po okolicy.
Czwartek, 17 lipca 2014 • dodano: 24.07.2014 | Komentarze 0
Ciężko przestawić się na jeżdżenie po znanych sobie do bólu fyrtlach gdy wraca się z tak udanych wakacji. Porządnie odespałem kilkanaście godzin za kółkiem, ogarnąłem co trzeba więc mogłem w końcu trochę pojeździć. Taka tam pętelka, Strzeszynek, Złotniki wieś, poligon, Sobota, Rokietnica, Mrowino, Napachanie, Rokietnica i do domu. Nogi dobrze niosą, pogoda przyjemna, wiatr mi nie przeszkadzał za bardzo więc było dobrze. Przez te kilkanaście dni nie zmieniło się nic w okolicach co przykułoby moją uwagę.
Kategoria 50-75
Dane wyjazdu:
7.10 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 30 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
W krainie kamieni i procentów. Dzień 16.
Poniedziałek, 14 lipca 2014 • dodano: 24.07.2014 | Komentarze 2
Sveti Vid.
To co nie udało mi się kilka dni wcześniej, dzisiaj nie miało prawa nie wypalić. Postanowiliśmy wejść na najwyższą górę Pagu, Sv.Vida, na nogach. Szlak nieco nudny, trudny technicznie bo poprowadzony po luźnych i ostrych kamieniach ale jakże inny od spotykanych w górach całych Bałkanów, mianowicie oznaczony tak, że nawet we mgle trudno byłoby sie zgubić. Wiedzieliśmy, że panorama zeszczytu będzie piękna ale wiedzieć a zobaczyć to dwie różne sprawy. Siedzieliśmy u góry godzinę i nie mogliśmy się napatrzeć na to co dookoła. Widoki z gatunku tych nierealnych. Być na Pagu i tego nie ujrzeć to tak jaby się na nim nie było.

W drodze na Sveti Vid, Pag © rmk

Widok ze Sveti Vid, Pag © rmk

Ponad dwieście metrów w pionie w dół. Widok ze Sveti Vid, Pag © rmk

Widok ze Sveti Vid, Pag © rmk

Widok ze Sveti Vid, Pag © rmk

Widok ze Sveti Vid, Pag © rmk
Nazajutrz wyjeźdżaliśmy już do domu, to był nasz ostatni dzień na tych wakacjach. Rowerem pojeździliśmy tylko chwilę, przejechaliśmy się po prostu wzdłuż morza w Mandre i przyszedł czas na pożegnanie się z chorwaccką ziemią. Pomimo, momentami, szkockiej pogody to było kilkanaście fantastycznie spędzonych dni. Dobry humor, trochę improwizacji i przede wszystkim otwartość na to co nas może spotkać to w naszym wypadku przepis na udany urlop. Po raz kolejny zadziałał i mam nadzieję, że będzie tak zawsze :)))
To co nie udało mi się kilka dni wcześniej, dzisiaj nie miało prawa nie wypalić. Postanowiliśmy wejść na najwyższą górę Pagu, Sv.Vida, na nogach. Szlak nieco nudny, trudny technicznie bo poprowadzony po luźnych i ostrych kamieniach ale jakże inny od spotykanych w górach całych Bałkanów, mianowicie oznaczony tak, że nawet we mgle trudno byłoby sie zgubić. Wiedzieliśmy, że panorama zeszczytu będzie piękna ale wiedzieć a zobaczyć to dwie różne sprawy. Siedzieliśmy u góry godzinę i nie mogliśmy się napatrzeć na to co dookoła. Widoki z gatunku tych nierealnych. Być na Pagu i tego nie ujrzeć to tak jaby się na nim nie było.

W drodze na Sveti Vid, Pag © rmk

Widok ze Sveti Vid, Pag © rmk

Ponad dwieście metrów w pionie w dół. Widok ze Sveti Vid, Pag © rmk

Widok ze Sveti Vid, Pag © rmk

Widok ze Sveti Vid, Pag © rmk

Widok ze Sveti Vid, Pag © rmk
Nazajutrz wyjeźdżaliśmy już do domu, to był nasz ostatni dzień na tych wakacjach. Rowerem pojeździliśmy tylko chwilę, przejechaliśmy się po prostu wzdłuż morza w Mandre i przyszedł czas na pożegnanie się z chorwaccką ziemią. Pomimo, momentami, szkockiej pogody to było kilkanaście fantastycznie spędzonych dni. Dobry humor, trochę improwizacji i przede wszystkim otwartość na to co nas może spotkać to w naszym wypadku przepis na udany urlop. Po raz kolejny zadziałał i mam nadzieję, że będzie tak zawsze :)))
Kategoria 0-25, Chorwacja 2014.
Dane wyjazdu:
12.32 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:150 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
W krainie kamieni i procentów. Dzień 15.
Niedziela, 13 lipca 2014 • dodano: 24.07.2014 | Komentarze 1
Mieć plażę tylko dla siebie.Kamienie i procenty, dzień 15. Simuni.
Gdy wczoraj Meho dowiedział się, że jeszcze nie odwiedziliśmy plaży schowanej w gaju oliwnym za Simuni stanowczo nakazał nam zmienić ten stan rzeczy. Nie pozstało nam nic innego jak spakować ręczniki i zobaczyć co za cudo kryje się gdzieś w najbliższej okolicy. Pojechaliśmy i stanęliśmy trochę wryci w kamienie. Pusto, cicho i przepięknie. A wracając znów spotkaliśmy żółwia :) Bez wątpienia to jedno z najpiękniejszych miejsc na całym Pagu. W Simuni wizyta w ArtCafe, świetny klimat i pyszne, nieśmiertelne palacinki :))

W okolicach Simuni © rmk

W okolicach Simuni © rmk

Simuni © rmk

Simuni © rmk
Kategoria 0-25, Chorwacja 2014.
Dane wyjazdu:
79.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1950 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
W krainie kamieni i procentów. Dzień 14.
Sobota, 12 lipca 2014 • dodano: 22.07.2014 | Komentarze 3
W końcu góry!
Kamienie i procenty. Veliki Alan 1414 m n.p.m.
Na ten dzień czekałem od samego początku pobytu w Chorwacji. Góry wyrastające wprost z morza ciągnęły mnie do siebie jak magnes. Jeżdżąc po Krk i po Pagu cały czas miałem obok siebie, jak na wyciągnięcie ręki, pasmo północnego Velebitu. Codziennie zerkając na mapę wpatrywałem się w jeden mały punkt, który znajdował się w Parku Narodowym Północnego Velebitu. Miejsce oznaczone dwoma nawiasami, określone jako Veliki Alan i opisane czterema cyframi, 1414 m n.p.m. Najwyższa chorwacka przełęcz, nie wiedzieć czemu miejsce nie ujęte w spisie Bigów, osiemnastokilometrowy asfaltowy podjazd o średnim nachyleniu 6,7%.
Prognozy pogody na dzisiaj mówiły o całkiem dobrej pogodzie do jazdy do południa i upale w godzinach popołudniowych. Zapakowałem rower na bagażnik i samochodem podjechałem na prom aby przedostać się na stały ląd już tylko na dwóch kółkach. Siódma rano, punktualnie odpływamy a wraz ze mną trójka rowerzystów, jeden szosowiec i dwóch sakwiarzy. Niestety nie jadą w moją stronę, więc będę zdany tylko na swoje towarzystwo. Dla Agi dzisiejsza trasa to jeszcze za wysokie progi ale przyjdzie jeszcze taki czas ;)
Kamienie i procenty. Veliki Alan 1414 m n.p.m.
Na ten dzień czekałem od samego początku pobytu w Chorwacji. Góry wyrastające wprost z morza ciągnęły mnie do siebie jak magnes. Jeżdżąc po Krk i po Pagu cały czas miałem obok siebie, jak na wyciągnięcie ręki, pasmo północnego Velebitu. Codziennie zerkając na mapę wpatrywałem się w jeden mały punkt, który znajdował się w Parku Narodowym Północnego Velebitu. Miejsce oznaczone dwoma nawiasami, określone jako Veliki Alan i opisane czterema cyframi, 1414 m n.p.m. Najwyższa chorwacka przełęcz, nie wiedzieć czemu miejsce nie ujęte w spisie Bigów, osiemnastokilometrowy asfaltowy podjazd o średnim nachyleniu 6,7%.
Prognozy pogody na dzisiaj mówiły o całkiem dobrej pogodzie do jazdy do południa i upale w godzinach popołudniowych. Zapakowałem rower na bagażnik i samochodem podjechałem na prom aby przedostać się na stały ląd już tylko na dwóch kółkach. Siódma rano, punktualnie odpływamy a wraz ze mną trójka rowerzystów, jeden szosowiec i dwóch sakwiarzy. Niestety nie jadą w moją stronę, więc będę zdany tylko na swoje towarzystwo. Dla Agi dzisiejsza trasa to jeszcze za wysokie progi ale przyjdzie jeszcze taki czas ;)

Płyniemy w góry :) © rmk

Widoki prawie jak na Lofotach :) © rmk

Widoki prawie jak na Lofotach :) © rmk
Zjeżdżam z promu, piję bardzo mocne espresso w jedynej czynnej o tej porze kawiarni przy przystani i zaczynam swój trip. Od samego początku droga bez najmniejszej litości wskakuje na kilkunastoprocentowe nachylenie aby po niecałych trzech kilometrach i dwustu trzydziestu metrach w górę połączyć się z Jadranską Magistralą. Jak na rozgrzewkę, odcinek iście zabójczy...

Widok już z Jadranskiej Magistrali © rmk

Drogowskaz do celu © rmk
O tej porze ruch w stronę Rijeki jest znikomy więc
korzystając z lekkiego wiatru w plecy jedzie mi się całkiem przyjemnie choć
przez większość czasu pod górę. Gdybym miał jakąś alternatywę nie jechałbym tą drogą, gdyż wiem co potrafi się tu dziać w sezonie. Ale jako, że nie mam wyjścia kręcę swoje trzymając się jak najbliżej prawej stroni jezdni tak aby nie poczuć na sobie oddechu szalonego kierowcy na sobie, a których tutaj nie brakuje.

Jadranska magistrala © rmk

Jadranska Magistrala © rmk
Podziwiając widoki i trzymając równe tempo po
niecałej godzinie od promu dojeżdżam do skrzyżowania na którym zaczyna się
właściwy podjazd na przełęcz. W lewo zjazd do Jablanca, na prom na wyspę Rab, w
prawo w góry. Zerkam na zegarek, jest 8.30 i zaczynam zabawę. Czeka mnie siedemnaście kilometrów drogi tylko i wyłącznie do góry, pierwszy raz w życiu mam okazję spróbować jak smakuje wjazd na tego typu przełęcz więc czuje lekkie łaskotanie w żołądku.

Zaczynam zabawę, początek podjazdu na Veliki Alan 1414 m n.p.m © rmk
Cały podjazd jadę praktycznie na jednym przełożeniu starając się utrzymać równe tempo i zatrzymuje się tylko w miejscach, które są warte uwiecznienia pstryknięciem migawki. Słońce powoli zaczyna pokazywać swoją siłę, ale pocieszam się tym, że im wyżej tym temperatura będzie bardziej przyjazna do jazdy. Na każde sto metrów w górę temperatura spada o około jeden stopień, więc na górę wjeżdżam jak typowy wakacyjny Polak, w sandałach i w skarpetkach ;) Jakoś nie mogłem rozgrzać stóp, więc zdecydowałem się na ten desperacki krok i wjechałem na szczyt w ten sposób :) Im wyżej, tym piękniejsze widoki się odsłaniają więc mam duży problem z tym, aby nie zatrzymywać się zbyt często.

Pierwszy z punktów widokowych. Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk
Droga czasem mniej, czasem bardziej ale cały czas biegnie do góry, płaskiego się tu nie uraczy a tym bardziej ruchu samochodowego. Na tej trasie leżą tylko dwie malutkie osady więc to, że spotkałem tylko jedno auto nie było czymś dziwnym. Zresztą jazda autem po tej drodze może być ekscytująca gdyż miejsca jest tylko na jeden samochód a mijanek jest jak na lekarstwo. Kręcąc swoim tempem, chłonąc to co wokół i rozkoszując się ciszą wokół zostaje mocno zaskoczony przez szosowca, który pojawia się obok mnie jak duch. W ogóle się tego nie spodziewałem, krótkie "bok" z jego strony i tyle go widziałem. Patrząc z jaką lekkością jedzie pod górę na chwile zwątpiłem w to co robie. Dwa, trzy zakręty i znikł mi z pola widzenia. To był pierwszy i zarazem jedyny rowerzysta jakiego spotkałem na tej przepięknej trasie. Przez pozostały czas miałem drogę tylko i wyłącznie dla siebie.

Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk

Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk

Jedyny rowerzysta spotkany po drodze. Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk
Metr za metrem pnę się coraz wyżej a widoki stają się coraz bardziej spektakularne przez co zaczyna boleć mnie szyja od ciągłego rozglądania sie na boki. Krajobraz zawiera w sobie piękno gór i całą masę rozsianych po Adriatyku wysp. Krk, Rab, Pag, Lośinj, Cres, Dugi Otok i wiele, wiele pomniejszych wysepek. Dodatkową atrakcję stanowi majaczący w oddali i wyrastający z chmur wierzchołek Vojaka, najwyższej góry na Istrii, którego wierzchołek jest na wysokości 1404 m n.pm.Jest pięknie.

Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m. Widok na Krk, Rab, Cres i Lośinj. W oddali tonący w chmurach Vojak, najwyzsza góra Istrii © rmk

Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m. Widok na Krk, Rab i Cres. W oddali tonący w chmurach Vojak, najwyzsza góra Istrii © rmk

Coraz bliżej celu. Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk
Znaki na tablicach informacyjnych są nieco mylące, gdyż podają odległość do schroniska Veliki Alan, które leży siedemdziesiąt metrów poniżej przełęczy i około dwa kilometry bliżej. Kilometr przed schroniskiej na asfalcie pojawiają się napisy zachęcające do zwiększenia wysiłku, niczym jak na największych przełęczach znanych wszystkim z TdF, Giro czy Vuelcie. Bardzo fajny pomysł i naprawdę działa, choć widoki jakie rozpościerają się przede mną wręcz zatrzymują mnie w miejscu.

Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk
Nogi zaczynają kręcić mocniej, łańcuch spada na mniejsze przełożenie i po chwili melduję się przy schronisku. Jednak nie zatrzymuje się tu ani chwili tylko jadę dalej aby osiągnąć przełęcz. Niestety tuż za schroniskiem asfalt sie kończy i dwa ostatnie kilometry pokonuje po szutrach, omijając mniejsze i większe kałuże.

Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk

Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk

Podjazd na Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk
Pchany do przodu myślą, że jestem tuż tuż u celu wspinaczki nagle zaliczam konkretną glebę. Tylne koło uciekło mi na kamieniu i po sekundzie poczułem całym sobą twardość chorwackiej ziemii. Niezrażony tym niespodziewanym uślizgiem wstaje, otrzepuje się, na twarz przyklejam uśmiech i jeeest. Staje przy skromnym, drewnianym słupie z nazwą przełęczy i wysokością na jakiej się znajduje. Od początku podjazdu do tego miejsca, łącznie z przerwami na zdjęcia minęło równe dwie godziny. Siadam, smaruje kolano maścią i w końcu dociera do mnie to, że tu wjechałem. Rozglądam się wokół, żywej duszy nie ma w zasięgu wzroku, jestem tu zupełnie sam. Ogarnia mnie radość i długo siedzę na drodze wpatrując się w przepiękne krajobrazy jakie mam tylko dla siebie.

Cel osiągnięty. Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk

Cel osiągnięty. Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk

Cel osiągnięty. Veliki Alan, Alan Pass 1414 m n.p.m © rmk
Mógłbym tak siedzieć i siedzieć w tym miejscu i napawać się widokami ale czas wracać z powrotem. Zawracam i udaję się w kierunku domu. Był podjazd więc teraz przede mną siedemnaście kilometrów nieprzerwanego zjazdu. Czegoś takiego jeszcze nie dane było mi poczuć więc zanim do tego dojdzie postanawiam posiedzieć jeszcze trochę w schronisku i pobyć pośród ukochanych przeze mnie górskich krajobrazów. Siadam na ławce przed budynkiem, wyciągam jedzenie a po chwili słyszę "Želite li kavu?". "Naravno" pada z moich ust i po chwili delektuje się pyszną kawą w towarzystwie trzech pracowników Parku Narodowego Północnego Velebitu i mam okazje posłuchać trochę o tych terenach oraz pooglądać zdjęcia z wyprawy dwóch z nich na Mount Everest. Niesamowicie ludzie, niesamowite zdjęcia. Bezinteresowność ludzi gór zawsze mnie wręcz powala na kolana i nie inaczej było tym razem. "W górach są Ci, którzy chcą być ludźmi" powiedział kiedyś jeden ze wspinaczy i całkowicie się z tym zgadzam.

Planinarska kuća Alan 1340 m n.p.m. Nacionalni park Sjeverni Velebit © rmk

Planinarska kuća Alan 1340 m n.p.m. Nacionalni park Sjeverni Velebit © rmk

Planinarska kuća Alan 1340 m n.p.m. Nacionalni park Sjeverni Velebi. Prognoza pogody. Ostatni punkt powala ;) © rmk

Planinarska kuća Alan 1340 m n.p.m. Nacionalni park Sjeverni Velebit © rmk
Wypiłem kawę serdecznie za nią dziękując, zjadłem kanapki więc czas wracać na dół. Termometr w schronisku wskazywał 25 stopni ale mimo to ubrałem na siebie wiatrówkę i długie spodnie. 17km zjazdu może porządnie wychłodzić więc było to jak najbardziej uzasadnione. Jedyne co mnie martwiło to to, że nad morzem będzie pewnie około 35 stopni, więc czeka mnie powrót jak na patelni. Na razie czekała mnie jednak niesamowita frajda zjeżdżania, sprawdziłem hamulce i jeszcze raz dziękując za kawę pomknąłem w dół. Zatrzymałem się tylko raz, na fotkę, a poza tym jechałem, jechałem i jechałem w dół dbając tylko o to aby nie przegapić któregoś z zakrętów i nie wyskoczyć z progu jak Małysz i spółka.

Już podczas zjazdu © rmk
Fenomenalny zjazd musiał się jednak kiedyś skończyć i gdy zatrzymałem się na jego końcu, przy skrzyżowaniu z jadranską magistralą, momentalnie poczułem że zaczynam się gotować. Czym prędzej zrzuciłem kurtkę i spodnie aby pomimo tego czuć się jak jajko sadzone na patelni. Upał sięgał zenitu. Czekało mnie jeszcze 13km jazdy do promu i jeszcze trochę przewyższeń. Wyjeżdżając z domu zaplanowałem sobie, że choćbym nie wiem jakbył zmęczony muszę zajechać do Zavratnicy. Ponoć to jedna z najpiękniejszych zatok w całej Chorwacji i musiałem przekonać się o tym na własnej skórze. Problem polegał na tym, że leży ona 250m poniżej głównej drogi a droga do niej i z powrotem poprowadzona jest po chorwacku czyli prosto i z kilunastoprocentowm nachyleniem. Skoro był plan to trzeba było go wykonać, więc pojechałem w te miejsce ale nieco inną trasą. Zobaczyłem zatokę z góry, z miejsca w które mało kto zagląda. Widok był tak spektakularny, że aż mnie zatkało. Żadne zdjęcie nie odda piękna tego miejsca.

Uvala Zavratnica © rmk

Uvala Zavratnica © rmk
Szybko jednak wróciłem na ziemię, gdyż do promu miałem niecałe 50min a słońce waliło we mnie tak okrutnie, że miałem go serdecznie dość. Podjazd do głównej drogi okazał się koszmarną walką z ponad 20%-wym nachyleniem, zapachem topionego asfaltu i upływającym czasem. Miałem serdecznie dość. Usiadłem na chwilę w cieniu, przywróciłem oddech do w miare normalnego stanu i zerkając na zegarek podjąłem walkę o to aby zdążyć na najbliższy prom. Skąd wziąłem siły aby ostatnie trzynaście kilometrów przejechać w bardzo mocnym tempie tego nie wiem, ale na prom zdążyłem mając w zapasie jeszcze kilka minut. Oparłem rower o burtę, wyciągnąłem resztki wody i padnięty usiadłem na schodach prowadzących na górny, widokowy pokład. Nie miałem siły wejść na górę więc krótki rejs przesiedziałem właśnie w tym miejscu rozmyślając o kończącej się właśnie wycieczce. Po dotarciu na Pag, zapakowałem rower na bagażnik wiernie czekającego na mnie auta i pojechałem do domu, do Agi która niecierpliwie na mnie czekała aby pogratulować mi trasy i poczęstować pyszną kawą :)
To była, bez wątpienia, najlepsza z przejechanych przeze mnie tras. Było w niej wszystko to co lubię najbardziej. Góry, góry i jeszcze raz góry. Do tego kapitalne widoki, duże zmęczenie, odrobina szaleństwa co przełożyło się na to, że zapamiętam ten dzień na długo. Dla takich chwil warto jeździć rowerem!
Kategoria 75-100, Chorwacja 2014.
Dane wyjazdu:
8.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 30 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
W krainie kamieni i procentów. Dzień 13.
Piątek, 11 lipca 2014 • dodano: 22.07.2014 | Komentarze 4
Pod parasolem.Przed jutrzejszym dniem musiałem dać jeszcze trochę luzu zmęczonemu ciału, więc plaża, książka i parasol ale słoneczny. Bardzo przyjemna pogoda, bez upałów, w sam raz na kolejny leniwy dzień na plaży. Nie przepadam za tym ale tym razem było mi to bardzo potrzebne. Zacząłem czytać Millenium, wciąga. "W rajskiej dolinie wśród zielska" Badera to nie jest jednak lektura na plaże, zostanie na zimniejsze dni.

Niebo nad Pagiem zapłonęło :) © rmk
Kategoria 0-25, Chorwacja 2014.
Dane wyjazdu:
8.80 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:23.30 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 50 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
W krainie kamieni i procentów. Dzień 12.
Czwartek, 10 lipca 2014 • dodano: 22.07.2014 | Komentarze 2
Zasłużony odpoczynek.Po wczorajszych podjazdach i przebojach na trasie dzisiaj musiałem zafundować sobie dzień przerwy. W sukurs przyszła pogoda, która zafundowała nam poranną burzę, deszcz do pory obiadowej i ciepłe popołudnie, które mogliśmy spędzić mocząc się w morzu. Przyjemny dzień, słodkie nicnierobienie i leniwe spijanie kawy w naszym ulubionym barze. Rowerem przejechaliśmy się tylko trochę po miasteczku i to byłoby na tyle jeśli chodzi o dzień dzisiejszy :)

Poranna burza © rmk

Mandre © rmk

Ta łódka już na połowy nie wypłynie © rmk

Port w Mandre © rmk
Kategoria 0-25, Chorwacja 2014.
Dane wyjazdu:
75.10 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:64.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1088 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
W krainie kamieni i procentów. Dzień 11.
Środa, 9 lipca 2014 • dodano: 21.07.2014 | Komentarze 4
Na każdego przyjdzie czas.Kamienie i procenty. W końcu ponad 30% na horyzoncie :))
Wczorajsza trasa mocno dała się we znaki mej Lubej, szutrowa nawierchnia, sporo podjazdów i bardzo wysoka temperatura spowodowały, że dzisiaj w grę wchodził tylko plażing a w moim przypadku ewentualna samotna przejażdżka. Wybór był z gatunku retorycznych. Jako, że poznałem już cały profil wyspy na lewo od domu, wyznaczyłem trasę tak aby maksymalnie wykorzystać wszystkie podjazdy po drodze i wycisnąć z tyle frajdy ile tylko się da. Plan zrealizowałem prawie w całości i zebrałem sporo cennego doświadczenia, dostałem trochę po tyłku i na przyszłość powinno to tylko procentować.
Wyruszając z domu szybko zrozumiałem, że to co sobie zaplanowałem jako trasa na zmęczenie zostanie zwielokrotnione przez pogodę. Pomimo stosunkowo wczesnej pory wyjazdu, żar wprost lał sie z nieba a do kompletu kolaga wiatr szybko stał się moim przyjacielem od razu biorąc mnie w swe objęcia i trzymając w nich przez większą część dystansu. A zaznaczyć warto, że gdzie jak gdzie ale na Pagu wiać potrafi konretnie... Pierwsze dwa podjazdy w drodze do Kolan i długa prosta do Novaliji minęły zadziwiająco szybko. Silny dokuczliwy wiatr mocno mnie stopował ale kręciłem w bardzo dobrym tempie, tuż przed miastem skręciłem w stronę promu, po chwili znów w prawo i już z wiatrem w plecy udałem się w kierunku Metajny, najdalej położonej wioski na tym krańcu Pagu. Pomimo mocno pagórkowatej drogi trzymałem bardzo wysokie tempo i w Metajnie zameldowałem się dużo wcześniej niż myślałem.

W drodze do Metajny © rmk
Dwa dni temu byliśmy tu samochodem na plażowaniu i dobrze zapamiętałem jeden z podjazdów prowadzący w stronę plaży po księżycowej stronie wyspy. Wjechałem go wtedy na pierwszym biegu mocno piłując w górę. Wiedząc co mnie czeka zrzuciłem łańcuch na małą tarczę w korbie, na kasecie powędrował na górę i zacząłem wspinaczkę. Radość z przejechania 31%-owego podjazdu była ogromna. Pierwszy z celów wycieczki zaliczony, z bananem na twarzy postanowiłem wspiąć się jeszcze na górujące nad Metajną wzgórze korzystając z szutrowej, ale dość uciążliwej drogi, która prowadziła dookoła niego. Wracając tą samą trasą spotkałem parę Czechów, których mijałem parę kilometrów wcześniej, wprowadzających swe bicykle do góry. Mimowolnie się uśmiechnąłem :)

Pierwszy, ponad 30%-owy pozdjazd na trasie, Metajna. Zdjęcie nie oddaje tego co jest w rzeczywistości :| © rmk

Pierwszy, ponad 31%-owy pozdjazd na trasie, Metajna. Widok z góry na miasto. Zdjęcie nie oddaje tego co jest w rzeczywistości :| © rmk

W drodze na księżyc, tuż za Metajną © rmk

W drodze na księżyc, tuż za Metajną © rmk

Księżycowy Pag © rmk
Do Metajny prowadzi tylko jedna droga, więc jadąc z powrotem znów musiałem toczyć nierówną batalię z wiatrem. Podmuchy był czasem tak silne, że czułem się jak chorągiewka na wietrze. Dojechałem do Zubovici gdzie czekały na mnie dwie kolejne atrakcje tego dnia, w tym jedna główna. Pierwszą z nich była przejażdżka fantastyczną ścieżką, która prowadziła z miasteczka na plażę tuż nad klifem opadającym pionowo do morza. Szeroka może na metr, półtorej i bez żadnych barierek. Świetne wrażenia z jazdy, polecam każdemu kto będzie w tych okolicach :)

Ścieżka tuż nad klifem, Zubovici, Pag © rmk
Główną atrakcją dzisiejszej trasy był niesmowity podjazd jaki zafundowali wszystkim chcącym dostać się na plażę w Zubovici, chorwaccy inżynierowie. Nie bawiąc się w skomplikowane wyliczenia i inne bzdety poprowadzili drogę prosto w górę i w dół przez górkę przy plaży. Na plaży spotkałem dwójkę Holendrów, z pełnym ekwipunkiem wyprawowym, którzy schodzili prowadząc rowery. Nie chcieli wjechać z rozpędu do wody :) Ich gps wskazał nachylenie rzędu 33% co było dla mnie jakąś abstrakcją ale nie po to tu przyjechałem aby się nad tym rozczulać. Wjechałem, a raczej wczołgałem się na górę i padłem. Słońce plus ta ścianka to mieszanka wybuchowa. Holendrzy z dołu pomachali mi z uznaniem a ja zamiast zabrać dupę w troki i jechać dalej zjechałem z powrotem na plażę. Miny rowerzystów z kraju tulipanów mówiły wszystko. Idiota, wariat, albo to ze zmęczenia. A ja po prostu nie zrobiłem na wjeździe żadnej fotki więc musiałem wrócić i naprawić ten błąd :)) Tym razem wkulałem się na górę z kilkoma przerwami na kilka kadrów, tak dla potomności. Jak widać wariatów nie brakuje i mają się całkiem dobrze ;)

33% :))) Zubovici, Pag © rmk

33% :))) Zubovici, Pag © rmk

33% :))) Zubovici, Pag © rmk
Mając już w nogach solidną dawkę zmęczenia ruszyłem walczyć dalej z wiatrem i górkami. Obrałem kierunek na Żigljen, czyli przystań promową i po pokonaniu 160m w pionie na niecałych dwóch kilometrach ujrzałem dno w obu bidonach. Miałem dwa wyjścia, jechać w dół do promu i liczyć na dobrą wolę kogoś z obsługi i napełnienie bidonów kranówą albo nawrót do Novaliji i uzupełnienie zapasów w sklepie. Resztki rozsądku wygrały i niechętnie ale udałem się w kierunku miasta.

Widok z podjazdu w kierunku Żigljen i Velebitu © rmk

Widok z podjazdu w kierunku Żigljen i Velebitu © rmk
Słońce powoli ale skutecznie zabierało mi całą energię, wiatr wcale nie chłodził tylko dobijał, więc gdy dotarłem do miasta czułem się jakbym wygrał szóstkę w totka. Wypiłem 1,5l wody w sklepie, przy kasie. Kolejną butlę rozlałem do bidonów i zaległem w zacienionym miejscu przy plaży. Siedziałem tam bez ruchu jakąś godzinę, będąc złym na siebie, że dopuściłem do pierwszych objawów hipotermii. Zbyt mocne tempo, złe gospodarowanie napojami, brak odpowiedniego jedzenia i nade wszystko zlekceważenie pogody doprowadziły do tego, że nie miałem sił na nic. Mogłem tylko siedzieć i patrzeć się w morze. Po godzinie zebrałem się w sobie, dokupiłem kolejną butlę wody i jakoś dokulałem się do domu.
Trasę zaplanowałem szczegółowo, pogody zaplanować nie mogłem. Zlekceważyłem sporo rzeczy, przeszarżowałem z tempem i swoją ambicją. Dostałem solidną lekcję na przyszłość co może tylko mi pomóc w jeździe. Te wszystkie podjazdy, które dzisiaj wjechałem były ukoronowaniem tego co na wyspie najlepsze. Cieszyłem się jak dziecko, cierpiałem za własną głupotę. Reasumując, bardzo ale to bardzo udana wycieczka :)))
Kategoria 75-100, Chorwacja 2014.