Info

Więcej o mnie.







Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2018, Wrzesień4 - 12
- 2018, Sierpień6 - 11
- 2018, Lipiec2 - 2
- 2018, Czerwiec2 - 2
- 2018, Maj1 - 0
- 2018, Kwiecień4 - 12
- 2018, Marzec9 - 23
- 2018, Luty2 - 0
- 2018, Styczeń4 - 8
- 2017, Grudzień5 - 2
- 2017, Listopad5 - 8
- 2017, Październik4 - 0
- 2017, Wrzesień4 - 0
- 2017, Sierpień12 - 50
- 2017, Lipiec13 - 47
- 2017, Czerwiec11 - 50
- 2017, Maj11 - 29
- 2017, Kwiecień9 - 31
- 2017, Marzec8 - 32
- 2017, Luty8 - 61
- 2017, Styczeń9 - 43
- 2016, Grudzień4 - 11
- 2016, Listopad5 - 7
- 2016, Październik7 - 11
- 2016, Wrzesień11 - 15
- 2016, Sierpień1 - 2
- 2016, Lipiec12 - 49
- 2016, Czerwiec5 - 9
- 2016, Maj9 - 28
- 2016, Kwiecień14 - 54
- 2016, Marzec15 - 78
- 2016, Luty7 - 49
- 2016, Styczeń14 - 91
- 2015, Grudzień13 - 36
- 2015, Listopad18 - 28
- 2015, Październik21 - 45
- 2015, Wrzesień24 - 58
- 2015, Sierpień19 - 66
- 2015, Lipiec23 - 131
- 2015, Czerwiec21 - 65
- 2015, Maj22 - 99
- 2015, Kwiecień17 - 79
- 2015, Marzec22 - 76
- 2015, Luty19 - 141
- 2015, Styczeń23 - 116
- 2014, Grudzień19 - 108
- 2014, Listopad18 - 30
- 2014, Październik24 - 63
- 2014, Wrzesień33 - 71
- 2014, Sierpień16 - 43
- 2014, Lipiec20 - 55
- 2014, Czerwiec27 - 65
- 2014, Maj35 - 100
- 2014, Kwiecień24 - 29
- 2014, Marzec28 - 11
- 2014, Luty11 - 0
- 2014, Styczeń22 - 0
- 2013, Grudzień13 - 0
- 2013, Listopad6 - 0
- 2013, Październik27 - 4
- 2013, Wrzesień22 - 0
- 2013, Sierpień20 - 0
- 2013, Lipiec2 - 0
- 2013, Czerwiec21 - 1
- 2013, Maj28 - 0
- 2013, Kwiecień22 - 3
- 2013, Marzec11 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
50-75
Dystans całkowity: | 5920.37 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 232:05 |
Średnia prędkość: | 23.04 km/h |
Maksymalna prędkość: | 81.00 km/h |
Suma podjazdów: | 26405 m |
Liczba aktywności: | 103 |
Średnio na aktywność: | 57.48 km i 2h 29m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
74.50 km
0.00 km teren
03:09 h
23.65 km/h:
Maks. pr.:40.50 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
No pain, no gain.
Środa, 17 grudnia 2014 • dodano: 17.12.2014 | Komentarze 10
No pain, no gain :]
Czasem jest tak, że szuka się czegoś wszędzie tylko nie blisko siebie. Nie jeździłem wcześniej po zmierzchu, nie jeździłem nocą bo nie miałem odpowiedniej lampki przedniej. A tu się okazało, że oświetlenie żonki ma wystarczającą moc aby mieć frajdę z jazdy po ciemku i nie bać się tego, że będzie się niezauważonym na drodze. Wyszło to wszystko przypadkiem, bo musiałem się wieczorem dostać do Rokietnicy, odebrać auto i przepiąłem sobie Jej światełko. Cóż moge napisać, jazda po ciemku chyba mnie wciągnie. To był mój pierwszy raz i jechało mi się świetnie. Zupełnie inne wrażenia, zupełnie inne odczucia. Gdy wszystkie drogi w promieniu kilkudziesięciu km od domu znam na wylot, jazda w nocy będzie fajną odmianą. Czuję, że mi się spodoba :)
Jeździłem dzisiaj nie myśląc o bólu nadgarstków, które dają o sobie znać dość mocno ale chwyt za rogi pozwala mi to zminimalizować. Zresztą mało mnie to obchodzi, złe rzeczy szybko wyrzucam z głowy, nie zaśmiecam sobie nimi pamięci. Bolało nie raz, boli teraz ale życie to nie je bajka ;) Znów trochę pokręciłem się po mieście a później już do wspomnianej Rokietnicy. Tam naszła mnie chęć na więcej jazdy po ciemku i kolejno odwiedziłem Mrowino, Cerekwicę, Napachanie, Rostworowo, Żydowo, Przecław i wróciłem do Rokietnicy. Przez cały czas wiernym towarzyszem nocnej jazdy był wiatr, na otwartym terenie dość mocny i przenikliwie zimny. Odczuwalna temperatura pewnie poniżej zera, znów marzły mi stopy.
Dojeżdżam do Żydowa chcąc zrobić fotkę pięknie oświetlonego kościoła, a tu nagle ciemność. Wychodzi ksiądz zza płotu i mówi, że oszczędności i świecić całą noc nie będzie. Jadę dalej do Przecławia, mijam tablicę tejże metropolii a tu nagle gasną pierwsze dwie lampy. Nie chcieli mnie tam dzisiaj czy co? Też oszczędności? :)
Czasem jest tak, że szuka się czegoś wszędzie tylko nie blisko siebie. Nie jeździłem wcześniej po zmierzchu, nie jeździłem nocą bo nie miałem odpowiedniej lampki przedniej. A tu się okazało, że oświetlenie żonki ma wystarczającą moc aby mieć frajdę z jazdy po ciemku i nie bać się tego, że będzie się niezauważonym na drodze. Wyszło to wszystko przypadkiem, bo musiałem się wieczorem dostać do Rokietnicy, odebrać auto i przepiąłem sobie Jej światełko. Cóż moge napisać, jazda po ciemku chyba mnie wciągnie. To był mój pierwszy raz i jechało mi się świetnie. Zupełnie inne wrażenia, zupełnie inne odczucia. Gdy wszystkie drogi w promieniu kilkudziesięciu km od domu znam na wylot, jazda w nocy będzie fajną odmianą. Czuję, że mi się spodoba :)
Jeździłem dzisiaj nie myśląc o bólu nadgarstków, które dają o sobie znać dość mocno ale chwyt za rogi pozwala mi to zminimalizować. Zresztą mało mnie to obchodzi, złe rzeczy szybko wyrzucam z głowy, nie zaśmiecam sobie nimi pamięci. Bolało nie raz, boli teraz ale życie to nie je bajka ;) Znów trochę pokręciłem się po mieście a później już do wspomnianej Rokietnicy. Tam naszła mnie chęć na więcej jazdy po ciemku i kolejno odwiedziłem Mrowino, Cerekwicę, Napachanie, Rostworowo, Żydowo, Przecław i wróciłem do Rokietnicy. Przez cały czas wiernym towarzyszem nocnej jazdy był wiatr, na otwartym terenie dość mocny i przenikliwie zimny. Odczuwalna temperatura pewnie poniżej zera, znów marzły mi stopy.
Dojeżdżam do Żydowa chcąc zrobić fotkę pięknie oświetlonego kościoła, a tu nagle ciemność. Wychodzi ksiądz zza płotu i mówi, że oszczędności i świecić całą noc nie będzie. Jadę dalej do Przecławia, mijam tablicę tejże metropolii a tu nagle gasną pierwsze dwie lampy. Nie chcieli mnie tam dzisiaj czy co? Też oszczędności? :)
Kategoria 50-75
Dane wyjazdu:
51.80 km
0.00 km teren
01:49 h
28.51 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:240 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
Mokre pięćdziesiąt.
Niedziela, 14 grudnia 2014 • dodano: 14.12.2014 | Komentarze 7
Jak w tytule. Pierwsze 25km, przez Strzeszynek, Złotniki i poligon do Biedruska, jechałem w deszczu. Powrót w mżawce. Wróciłem do domu z wodą w butach, na twarzy wyglądałem jak komandos po przeprawie przez dżunglę ale z uśmiechem w kształcie banana :) Nic nie było mnie dzisiaj w stanie zatrzymać w domu, taką miałem chęć pojeździć. Dawno nie czułem takiej radości z jazdy, a deszcz i błoto lecące z pod przedniego koła na twarz tylko potęgowały moje zadowolenie z tego, że produkcja endorfin jest w pełni.
Przez te niecałe dwie godziny jakie spędziłem na jeździe przez moją głowę przechodziły przeróżne myśli i pytania. Przypominałem sobie lata, w których uprawiałem sport zawodowo i warunki w których trenowałem, wtedy nie było wymówek, że pada i jest zimno, po prostu trzeba było robić swoje. Zresetowałem trochę swój umysł, tego było mi potrzeba. Momentami byłem tylko ja, muzyka, rower i ściana wody lecąca na twarz :) Gdyby nie to, że buty przemokły mi całkowicie i prawie straciłem czucie w palcach nóg, jeździłbym do zmierzchu. Oby więcej takich dni!
Czy jest sens kupować ochraniacze na buty, gdy nie jeździ się w spd? Ktoś to przerabiał/przerabia? Chciałbym sobie takie sprawić ale boję się, że szybko się przetrą od spodu, buty ślizgają się na pedałach i nie wiem czy to dobry pomysł.
Napęd w moim rowerze jest już w takim stanie, że przestałem na niego zwracać uwagę. Postanowiłem go nie wymieniać do końca zimy i tego się trzymam. Choć dzisiaj przez to, że przeskoczył mi łańcuch i ześliznął mi się but tylko cudem nie zaliczyłem gleby. Wylądowałem za to w poligonowych krzakach. Było i śmiesznie i strasznie. A będzie jeszcze weselej ;))
Jeśli macie chwilę wolnego czasu i chęć obejrzenia czegoś niesamowitego to zapraszam do linku poniżej. Ja jestem pod wrażeniem :)
The road to Mont-Blanc
Przez te niecałe dwie godziny jakie spędziłem na jeździe przez moją głowę przechodziły przeróżne myśli i pytania. Przypominałem sobie lata, w których uprawiałem sport zawodowo i warunki w których trenowałem, wtedy nie było wymówek, że pada i jest zimno, po prostu trzeba było robić swoje. Zresetowałem trochę swój umysł, tego było mi potrzeba. Momentami byłem tylko ja, muzyka, rower i ściana wody lecąca na twarz :) Gdyby nie to, że buty przemokły mi całkowicie i prawie straciłem czucie w palcach nóg, jeździłbym do zmierzchu. Oby więcej takich dni!
Czy jest sens kupować ochraniacze na buty, gdy nie jeździ się w spd? Ktoś to przerabiał/przerabia? Chciałbym sobie takie sprawić ale boję się, że szybko się przetrą od spodu, buty ślizgają się na pedałach i nie wiem czy to dobry pomysł.
Napęd w moim rowerze jest już w takim stanie, że przestałem na niego zwracać uwagę. Postanowiłem go nie wymieniać do końca zimy i tego się trzymam. Choć dzisiaj przez to, że przeskoczył mi łańcuch i ześliznął mi się but tylko cudem nie zaliczyłem gleby. Wylądowałem za to w poligonowych krzakach. Było i śmiesznie i strasznie. A będzie jeszcze weselej ;))
Jeśli macie chwilę wolnego czasu i chęć obejrzenia czegoś niesamowitego to zapraszam do linku poniżej. Ja jestem pod wrażeniem :)
The road to Mont-Blanc
Kategoria 50-75
Dane wyjazdu:
51.20 km
0.00 km teren
02:14 h
22.93 km/h:
Maks. pr.:37.50 km/h
Temperatura:7.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
90%.
Sobota, 13 grudnia 2014 • dodano: 13.12.2014 | Komentarze 6
Nietypowo, bo jazdę zacząłem w Rokietnicy gdzie podjechałem samochodem z rowerem w bagażniku. Powrót do domu na dwóch kółkach przez Kiekrz i Strzeszynek, później rundka po mieście w poszukiwaniu lampki ProX Dual. Znalazłem tylko w czerwonym kolorze, czarna to biały kruk. Chyba będę zmuszony kupić czerwoną :|90% planu na ten rok wykonane i pewnie za dużo już nie podskoczy do góry.
Ciepło, siedem kresek powyżej zera. Wiatr nieco ucichł ale momentami dalej silnie dawał o sobie znać.
Kategoria 50-75
Dane wyjazdu:
52.60 km
0.00 km teren
02:15 h
23.38 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:240 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
Po miód.
Sobota, 6 grudnia 2014 • dodano: 06.12.2014 | Komentarze 9
Żeby mieć pyszne pierniki na święta trzeba mieć pyszny miód. A po taki zawsze wybieram się do pszczelarza w Złotkowie. Nie inaczej było tym razem, z tym że pojechałem nie najkrótszą drogą a taką aby skorzystać z wolnego czasu. Najpierw Strzeszynek nad którym był rozgrywany jakiś bieg, zawodników mnóstwo ich samochodów jeszcze więcej, praktycznie jak w długi majowy weekend. Stały już od ul.Krajaneckiej, prakycznie od samego znaku "zakaz postoju" :) Gdyby dzisiaj chciało się strażnikom miejskim ruszyć dupska to mieliby prawdziwe żniwa... Dalej przez poligon do Biedruska, powrót do ruin i z prawo na Złotniki. Powrót przez Suchy Las i Strzeszyńską.
Pogoda całkiem całkiem ale ilość wilgoci porażająca. Zmarzły mi stopy pomimo, że miałem dwie pary skarpetek. Chyba czas na zakup jakichś ochraniaczy na buty, może pomogą :)
Pogoda całkiem całkiem ale ilość wilgoci porażająca. Zmarzły mi stopy pomimo, że miałem dwie pary skarpetek. Chyba czas na zakup jakichś ochraniaczy na buty, może pomogą :)

Dzień jak codzień. Mam VR6 to mi wolno wszystko.
Kategoria 50-75
Dane wyjazdu:
67.60 km
0.00 km teren
02:38 h
25.67 km/h:
Maks. pr.:44.10 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:325 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
Nieudane zwiedzanie Muzeum Narodowego Rolnictwa w Szreniawie...
Niedziela, 19 października 2014 • dodano: 19.10.2014 | Komentarze 11
Muzeum Narodowe Rolnictwa w Szreniawie nie ma parkingu dla rowerów, to znaczy ma ale trzeba mieć swoje zapięcie, którego nie zabrałem ze sobą więc z jego zwiedzania nici. Wejść na jego teren z rowerem nie sposób bo ponoć będzie on przeszkadzał innym zwiedzającym. No cóż, widocznie skoro muzeum jest w większości na świeżym powietrzu to nie jest miejscem stworzonym dla rowerzystów. Z tego powodu zdjęć nie będzie bo nie chciałem zostawiać roweru bez opieki, zwłaszcza po wczorajszej kradzieży okularów... A wizyta w tym muzeum była właśnie celem dzisiejszej przejażdżki.
Skoro z owym przybytkiem nie wypaliło to podjechałem do Wielkopolskiego Parku Narodowego, który jest tuż za nim. Piękna pogoda dnia dzisiejszego spowodowała, że ilość spacerowiczów na metr kwadratowy parku przerosła moje najśmielsze oczekiwania więc bez żalu szybko się stamtąd ulotniłem. Droga spod budynku dyrekcji WPN-u do Trzebawia to tarka z najgorszych koszmarów każdego rowerzysty. Tak bardzo mnie wytrzęsło na tym dość długim odcinku, że nadgarstki bolały mnie jeszcze parę godzin później...
Pierwszy raz do WPN-u jechałem przez Plewiska i Komorniki, poszło szybko i sprawnie. Z Komornik grajzerówka, dalej tarka do Trzebawia, Rosnówko, Rosnowo, Komorniki i po śladach do domu.
Pogoda bardzo ładna, wyjeżdżałem przy dwunastu kreskach wracałem przy dwudziestu. Wiało dość mocno z południa, więc z powrotem jechałem bez pedałowania :))
Trasa.
Skoro z owym przybytkiem nie wypaliło to podjechałem do Wielkopolskiego Parku Narodowego, który jest tuż za nim. Piękna pogoda dnia dzisiejszego spowodowała, że ilość spacerowiczów na metr kwadratowy parku przerosła moje najśmielsze oczekiwania więc bez żalu szybko się stamtąd ulotniłem. Droga spod budynku dyrekcji WPN-u do Trzebawia to tarka z najgorszych koszmarów każdego rowerzysty. Tak bardzo mnie wytrzęsło na tym dość długim odcinku, że nadgarstki bolały mnie jeszcze parę godzin później...
Pierwszy raz do WPN-u jechałem przez Plewiska i Komorniki, poszło szybko i sprawnie. Z Komornik grajzerówka, dalej tarka do Trzebawia, Rosnówko, Rosnowo, Komorniki i po śladach do domu.
Pogoda bardzo ładna, wyjeżdżałem przy dwunastu kreskach wracałem przy dwudziestu. Wiało dość mocno z południa, więc z powrotem jechałem bez pedałowania :))
Trasa.

Jesień w Wielkopolskim Parku Narodowym © rmk

Jesień w Wielkopolskim Parku Narodowym © rmk

Jesień w Wielkopolskim Parku Narodowym © rmk

Tarka z najgorszych koszmarów każdego rowerzysty... WPN - Trzebaw. © rmk

Aleja kasztanowców. Droga z Trzebawia do Rosnówka © rmk

400 000 wolt © rmk
Kategoria 50-75
Dane wyjazdu:
63.20 km
0.00 km teren
03:07 h
20.28 km/h:
Maks. pr.:47.50 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:380 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
Wolność jest w naturze.
Piątek, 10 października 2014 • dodano: 10.10.2014 | Komentarze 5
Bez presji, bez planu, bez bluzy i długich spodni :)Dziesiąty października roku pańskiego dwa tysiące czternastego obdarzył nas pogodą iście wiosenną. Prawie bezwietrznie i ponad dwadzieścia stopni na termometrze to warunki o jakich przeważnie można pomarzyć w okolicach połowy dziesiątego miesiąca więc gdy tylko nadarzyła się okazja wskoczyłem na rower. Słońce schowało się za delikatną pierzyną z chmur więc z dobrych jesiennych fot nici, ale chciałem pojeździć trochę po lesie i powłóczyć się w okolicach Puszczy Zielonki, toteż obrałem kierunek nadwarciański. Przez kampus i Naramowice zjechałem ku Warcie i wzdłuż jej brzegu dojechałem do Biedruska. Ten odcinek NSR-u jest zdecydowanie brzydszy od tego w kierunku Mosiny, rzekłbym że jest mocno nijaki.

Motto na dziś :]

NSR za Radojewem.

Czubajka kania.

Domek leśniczego ;)
Na moście nad Wartą, za Biedruskiem, zastanawiałem się chwilę gdzie pojechać dalej i padło na Trzaskowo. Powstaje tam pole golfowe, bardzo ładnie położone ale samo pole bez rewelacji. Jak skończą nie omieszkam zajechać i zobaczyć czy zmieni się na lepsze. Z Trzaskowa pojechałem polną drogą do Bolechówka. Pierwszy raz jechałem tą trasą i bardzo podobały mi się położone tam działki budowlane na sprzedaż. W takim miejscu jak te mógłbym wybudować swój dom, cicho, spokojnie i bez obaw, że autostradę pociągną pod oknem... W Bolechówku pokręciłem się trochę po okolicy byłych wyrobisk żwirowni, obecnie raju dla wędkarzy, których tu nie brakowało. Nawet nie wiedziałem, że są tu tak świetne miejscówki na relaks z wędką. Będzie trzeba przyjechać :) Na jednym z jeziorek jest i plaża Tropicana i Wakespot, gdzie można poszaleć na nartach wodnych. Zdecydowanie miejsce na plus i warte odwiedzenia.

Powstające pole golfowe w Trzaskowie.

Jedno z jeziorek w Bolechówku/Owińskach. Dla wędkarzy raj.

Wakespot w Bolechówku/Owińskach i plaża Tropicana.
Będąc w tych okolicach nie mogłem nie odwiedzić Dziewiczej Góry, więc przez Annowo skierowałem się właśnie tam. Pojeździłem trochę po lasach a na szczyt wjechałem czerwonym szlakiem, zaliczając kilkuminutowy postój gdyż z górki schodziła około 200-tu osobowa banda złożona głównie z 5 i 6-cio latków i ich rodziców :) Była to wycieczka z jednego z przedszkoli, która wybrała się na spacer ścieżką dydaktyczną. Dłuuugi to był korowód i bardzo ciekawski ;)) Na górze zostawili po sobie małą pamiątkę w postaci zawieszonych na drzewach swoich liści z zapisanymi zaletami lasu jako całości. Poczytałem, posiedziałem chwilę i przez Kicin, Janikowo, Naramowice i Kampus wróciłem do domu. Powoli zaczęło już zmierzchać.

Przed Annowem zmieniłem opony na białe. Taki lans ;)

List do turysty, Puszcza Zielonka.

Można się wyszaleć w okolicach Dziewiczej Góry :)

Pamiątka po dzieciakach na Dziewiczej Górze.

Pamiątka po dzieciakach na Dziewiczej Górze.

Pamiątka po dzieciakach na Dziewiczej Górze.

Pamiątka po dzieciakach na Dziewiczej Górze.
Bardzo udana przejażdżka, totalnie bez żadnej presji, kręciłem spokojnie podziwiając wszystko co wokół. Na taki dzień jak dzisiaj trasa idealna, przyjemnie się jeździło. Byłem w paru miejscach pierwszy raz, chociaż przejeżdżałem wokół nich już wcześniej. Na spokoju odkrywania najbliższych okolic wychodzi najlepiej. I bez planowania :)

Motto na dziś :]

NSR za Radojewem.

Czubajka kania.

Domek leśniczego ;)
Na moście nad Wartą, za Biedruskiem, zastanawiałem się chwilę gdzie pojechać dalej i padło na Trzaskowo. Powstaje tam pole golfowe, bardzo ładnie położone ale samo pole bez rewelacji. Jak skończą nie omieszkam zajechać i zobaczyć czy zmieni się na lepsze. Z Trzaskowa pojechałem polną drogą do Bolechówka. Pierwszy raz jechałem tą trasą i bardzo podobały mi się położone tam działki budowlane na sprzedaż. W takim miejscu jak te mógłbym wybudować swój dom, cicho, spokojnie i bez obaw, że autostradę pociągną pod oknem... W Bolechówku pokręciłem się trochę po okolicy byłych wyrobisk żwirowni, obecnie raju dla wędkarzy, których tu nie brakowało. Nawet nie wiedziałem, że są tu tak świetne miejscówki na relaks z wędką. Będzie trzeba przyjechać :) Na jednym z jeziorek jest i plaża Tropicana i Wakespot, gdzie można poszaleć na nartach wodnych. Zdecydowanie miejsce na plus i warte odwiedzenia.

Powstające pole golfowe w Trzaskowie.

Jedno z jeziorek w Bolechówku/Owińskach. Dla wędkarzy raj.

Wakespot w Bolechówku/Owińskach i plaża Tropicana.
Będąc w tych okolicach nie mogłem nie odwiedzić Dziewiczej Góry, więc przez Annowo skierowałem się właśnie tam. Pojeździłem trochę po lasach a na szczyt wjechałem czerwonym szlakiem, zaliczając kilkuminutowy postój gdyż z górki schodziła około 200-tu osobowa banda złożona głównie z 5 i 6-cio latków i ich rodziców :) Była to wycieczka z jednego z przedszkoli, która wybrała się na spacer ścieżką dydaktyczną. Dłuuugi to był korowód i bardzo ciekawski ;)) Na górze zostawili po sobie małą pamiątkę w postaci zawieszonych na drzewach swoich liści z zapisanymi zaletami lasu jako całości. Poczytałem, posiedziałem chwilę i przez Kicin, Janikowo, Naramowice i Kampus wróciłem do domu. Powoli zaczęło już zmierzchać.

Przed Annowem zmieniłem opony na białe. Taki lans ;)

List do turysty, Puszcza Zielonka.

Można się wyszaleć w okolicach Dziewiczej Góry :)

Pamiątka po dzieciakach na Dziewiczej Górze.

Pamiątka po dzieciakach na Dziewiczej Górze.

Pamiątka po dzieciakach na Dziewiczej Górze.

Pamiątka po dzieciakach na Dziewiczej Górze.
Bardzo udana przejażdżka, totalnie bez żadnej presji, kręciłem spokojnie podziwiając wszystko co wokół. Na taki dzień jak dzisiaj trasa idealna, przyjemnie się jeździło. Byłem w paru miejscach pierwszy raz, chociaż przejeżdżałem wokół nich już wcześniej. Na spokoju odkrywania najbliższych okolic wychodzi najlepiej. I bez planowania :)
Kategoria 50-75
Dane wyjazdu:
56.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:37.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
Po okolicy.
Sobota, 23 sierpnia 2014 • dodano: 23.08.2014 | Komentarze 5
Razem ze Strupkiem pełen chillout po okolicy. Rusałka, Strzeszynek, Kiekrz, Chyby, Skórzewo. Dawno tak nie pojeździłem tak lajtowo, tego było mi trzeba.Miała być dzisiaj całodzienna jazda ale koniec końców nie pojechałem i była to dobra decyzja. Niby chciałem jechać ale było jakieś ale. Nie będę jeździł na siłę :)
Kategoria 50-75
Dane wyjazdu:
55.80 km
0.00 km teren
01:57 h
28.62 km/h:
Maks. pr.:45.20 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:244 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
Pięćdziesiątka w rodzinnych stronach.
Sobota, 26 lipca 2014 • dodano: 26.07.2014 | Komentarze 1
Jako, że bawię obecnie w rodzinnych stronach i mam ze sobą swojego dwukołowca ale mało czasu na jazdę, dzisiaj wieczorem skromna pięćdziesiątka. Po czterech dniach bez roweru byłem dziś mocno nakręcony, więc jechało mi się bardzo ale to bardzo dobrze. W Nowej Soli zatrzymała mnie policja i dostałem pouczenie za jazdę po drodze publicznej obok ddr-u. Rozmowa całkiem przyjemna i zabawna, smutny pan miał chyba dobry humor albo po pracy też jeździ rowerem. Ddr-om z kostki brukowej mówię stanowcze nie!Bytom Odrz. - Kożuchów - N.S. - Otyń - N.S. - Bytom Odrz.
Zaliczone gminy: Kożuchów (120), Otyń (121)

Kategoria 50-75, Lubuskie, Nowe gminy
Dane wyjazdu:
57.20 km
0.00 km teren
02:05 h
27.46 km/h:
Maks. pr.:42.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:250 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
Po okolicy.
Czwartek, 17 lipca 2014 • dodano: 24.07.2014 | Komentarze 0
Ciężko przestawić się na jeżdżenie po znanych sobie do bólu fyrtlach gdy wraca się z tak udanych wakacji. Porządnie odespałem kilkanaście godzin za kółkiem, ogarnąłem co trzeba więc mogłem w końcu trochę pojeździć. Taka tam pętelka, Strzeszynek, Złotniki wieś, poligon, Sobota, Rokietnica, Mrowino, Napachanie, Rokietnica i do domu. Nogi dobrze niosą, pogoda przyjemna, wiatr mi nie przeszkadzał za bardzo więc było dobrze. Przez te kilkanaście dni nie zmieniło się nic w okolicach co przykułoby moją uwagę.
Kategoria 50-75
Dane wyjazdu:
56.15 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:64.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:660 m
Kalorie: kcal
Rower:Kellys Saphix
W krainie kamieni i procentów. Dzień 10.
Wtorek, 8 lipca 2014 • dodano: 21.07.2014 | Komentarze 7
Bez celu.Kamienie i procenty. Mandre - Kośljun - Pag - Bosana - Kolan - Mandre.
Poranny rytuał gotowania kawy do konsystencji smoły, słodzenia jej dużą ilością cukru, siadania na tarasie i zastanawianiu się do robimy dzisiaj został wzbogacony o podziwianie kropli deszczu kalibru min. 9mm. Przedziwna jak na Chorwacja aura nam była jednak niestraszna, więc spokojnie delektując się kawką czekaliśmy aż przestanie padać aby w sumie bez żadnego celu wsiąść na rowery i tym razem zobaczyć co jest na prawo od domu i Pagu. Wyjeżdżaliśmy przy akompaniamencie grzmotów znad morza i towarzystwie czarnych chmur nad Velebitem. Co ma być to będzie, jedziemy. Plażowicze mają problem, my mamy niespożyte zapasy dobrego humoru i nasze dwa kółka. Pierwszy przystanek na trasie to urocze Simuni, które odwiedziłem wczoraj. Bardzo ładny port jachtowy schowany w ciasnej zatoczce, kilkadziesiąt domów osiadłych tarasowo nad morzem i piękna plaża z mnóstwem drzew wokół. Miejsce naprawdę bardzo ładne, zacziszne i klimatyczne. W Simuni mieści się też jeden z największych kempingów w całej Chorwacji, jest wielki i robi wrażenie swoją powierzchnią.

Simuni, Pag © rmk

Simuni, Pag © rmk
Po krótkiej wizycie, kierujemy się w stronę Pagu. Droga znana mi z wczorajszej przejażdżki, mozolny i nieciekawy podjazd. Jadąc dzisiaj razem z Agą, mogę poobserwować co wczoraj mijałem nie zwracając to co dookoła. Dochodzę do wniosku, że niewiele mnie ominęło a jadąc wolniejszym tempem droga dłuży mi się jeszcze bardziej. Ale towarzystwo mej Lubej rekompensuje mi te niedogodności, więc z uśmiechem jedziemy spokojnie do góry, nie przejmując się nawet wiejącym cały czas w twarz wiatrem. We dwójkę jeździ się nam super, czasem pociągnę Agę za sobą podrażniając nieco jej ambicję mocnym odjazdem, czasem to Aga mnie zaskoczy tym jak dobrze jeździ pod górki. Powoli, powolutku zaszczepiam bakcyla ;) Dotarcie na szczyt podjazdu zajmuje nam dłuższą chwilę, na nim samym bawim zaś krótko. Dwa zdjęcia i cofamy się nieco z trasą aby udać się w stronę Kośljun.

Na przełęczy tuż przed i nad Pagiem © rmk

Na przełęczy tuż przed i nad Pagiem © rmk
Do tej miejscowości prowadzi długi, bo ponad sześciokilometrowy zjazd, ale wiatr w twarz nie pozwala w pełni cieszyć się z jazdy w dół. Nawierzchnia również pozostawia sporo do życzenia przez co zjeżdżamy dość długo i większość lewą stroną jezdni aby nie pogubić plomb w zębach. W Kośljun nie zabawiamy zbyt długo gdyż okazuje się, że ta wioska nie ma kompletnie nic ciekawego do zaoferowania więc bez żalu udajemy się dalej. Kiedyś był to ważny port łączący Pag z Dalmacją ale z jego dawnej świetności nie pozostało już nic.

Kośljun, Pag © rmk

Kośljun, Pag © rmk
Mało ciekawy profil wyspy, jaki nam się ukazuje po jej południowej stronie powoduje iż kierujemy się z powrotem na północ ale dookoła Sveti Vida, czyli przez Pag i wzdłuż paskiego zalewu. Do największego miasta na wyspie prowadzi z Kośljuna szutrowa ale dobrej jakości droga. W opisie na mapie była opisana jako składająca się z bardzo ostrych kamienie ale ktoś tu się ładnie postarał gdyż takowych na tym odcinku nie uświadczyliśmy. Po drodze do Pagu jechaliśmy wzdłuż solanek, w których miejscowi odzyskują z morskiej wody sól. Ich powierzchnia robi wrażenie, ciągną się na odcinku ponad pięciu kilometrów. Produkcja soli jest ważną częścią dziedzictwa Pagu i dlatego gospodarze zdecydowali o tym, żeby baseny solne stały się atrakcją turystyczną. Planowana jest odnowa linii kolejowych, którymi w przeszłości wywożono sól z basenów, w których się krystalizowała i była zbierana, do magazynów, tak aby przybywający tu turyści mogli podziwiać je z pokładu kolejki. Baseny solne od dawna stały się znakiem rozpoznawczym Pagu i znajdują się we wszystkich materiałach promocyjnych, a Pag często nazywany jest miastem soli.

Solanki w okolicach Pagu © rmk
Tuż przed samym miastem, na małym wzgórzu, napotkaliśmy ruiny Starego Gradu. Niegdyś było to duże i bogate miasto, do dzisiaj zachowały się jedynie fragmenty z jego zabudowy. Bardzo ładne miejsce w jeszcze ładniejszej okolicy.

Stari Grad, Pag © rmk

Stari Grad, Pag © rmk

Stari Grad, Pag © rmk
Nie przepadamy za zwiedzaniem muzeów, za włóczeniem się po miastach w poszukiwaniu zabytków, wolimy naturę i cuda przez nia stworzone niż te powstałe z ręki człowieka. Toteż wizytę w Pagu ograniczyliśmy do przemknięcia przez stare miasto i zdecydowanie więcej czasu poświęciliśmy na chwile relaksu w nadmorskiej knajpce. Niestety na umiejętności kulinarne szefa tamtejszej kuchni lepiej spuścić zasłonę milczenia. Cóż, menu dnia nie mogło przecież obrodzić rarytasami ;) Tymczasem chmury się rozrzedziły i słońce pokazało swoją siłę. Temperatura skoczyła dobrze ponad trzydzieści stopni przez co dalsza droga odbywała się w iście upalnych warunkach.

Stare miasto w Pagu © rmk

Most spinający dwie części Pagu © rmk
Siedzący obok nas pewien starszy jegomość długo przyglądał się moim sakwom. W końcu podszedł i zaczął opowiadać, że też jeździ rowerem, razem z Żoną. Kawał świata zjeździł, pochodzi z Australii jego żona jest Holenderką i od wielu, wielu lat podróżuje na różne sposoby. Jednak to rowerem jeżdżą najwięcej. Bardzo sympatyczna rozmowa skończyła się tym, że wskazał nam najlepszą drogę do Mandre, którą wczoraj sami pokonywali. Przystaliśmy z chęcią na jego propozycję i wyjechaliśmy z miasta kierując się wzdłuż zalewu przepięknie poprowadzoną, szutrową drogą. Z jednej strony mieliśmy widok na urwiska Sveti Vida, potężne trzystumetrowe ściany, które schodziły prawie pionowo do morza. Z drugiej widok na Paski zalev, księżycowy krajobraz okolic Metajny i Velebit na stałym lądzie. Jazda tą trasą na długo zostanie w mej pamięci. Praktycznie brak ruchu, tylko my, przyroda i rower. Można tak jechać, jechać i chłonąć to wszystko całym sobą. Nawet nie dające chwili wytchnienia, prażące bezlitośnie słońce wydawało się jakieś takie przyjazne, choć skóra wręcz paliła.

Przepiękna droga wzdłuż paskiego zalewu © rmk
Dojazd do głównej drogi prowadzącej do Kolan a następnie do Mandre był już nie lada wyzwaniem dla Agi. Ni stąd, ni z owąd prosto z plaży wyrosła konkretna ścianka, nachylenie kilkunastoprocentowe ale w całości podjechane co skutkowało tym iż mogłem tylko przetrzeć oczy ze zdumienia. Moja Żonka po tylu latach wciąż mnie zaskakuje ;) Do domu zajechaliśmy w blasku zachodzącego słońca, kończąc dzień pełen wrażeń kąpielą w cieplutkim Adriatyku.
Pogoda dzisiaj była nieodgadniona. Wyjeżdżając zabraliśmy ze sobą bluzy i kurtki przeciwdeszczowe, wracaliśmy prawie roznegliżowani. Mocno dało nam się to we znaki ale trasa sama w sobie była przepiękna. Kolejny raz Pag ukazał nam swoje piękno, potrafi zaskakiwać na każdym kroku.
Kategoria 50-75, Chorwacja 2014.