Info

avatar rmk z miasteczka Poznań. Mam przejechane 37834.21 kilometrów. Jeżdżę, bo lubię :)
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rmk.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

150-200

Dystans całkowity:4065.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:158:03
Średnia prędkość:24.67 km/h
Maksymalna prędkość:71.00 km/h
Suma podjazdów:18497 m
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:169.41 km i 6h 52m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
185.00 km 0.00 km teren
06:42 h 27.61 km/h:
Maks. pr.:49.70 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:768 m
Kalorie: kcal

Ostrów Wielkopolski.

Niedziela, 19 kwietnia 2015 • dodano: 20.04.2015 | Komentarze 8

Nie wysiedziałem w domu zbyt długo. Przeziębienie najlepiej leczy się będąc na świeżym powietrzu, więc wsiadłem na rower i przejechałem się do Ostrowa Wielkopolskiego. I już mi lepiej :)

Jutro napiszę coś więcej :)


Zaliczone gminy: Pogorzela (221), Koźmin Wielkopolski (222), Rozdrażew (223), Krotoszyn (224), Raszków (225), Ostrów Wielkopolski - teren wiejski (226), Ostrów Wielkopolski (227)


Kadzewo. Zaraz po zrobieniu tego zdjęcia wykazałem się umiejętnościami sprinterskimi i akrobatycznymi. Psy nie lubią fotografów ;) Szczególnie te obronne ;)


Nazwa tej wioski nijak ma się do nawierzchni drogi jaka przez nią przebiega ;)


Galeria sztuki i rzeźby w Siedmiorogach Pierwszych. Miejsce mnie totalnie zamurowało. Trzeba to wszystko zobaczyć samemu aby próbować ogarnąć zamysł właściciela.


Galeria sztuki i rzeźby w Siedmiorogach Pierwszych. Miejsce mnie totalnie zamurowało. Trzeba to wszystko zobaczyć samemu aby próbować ogarnąć zamysł właściciela.


Pałac hr. Stolberg-Wernigerode w Borzęciczkach. Obecnie ośrodek szkolno - wychowawczy.


Rynek w Koźminie Wielkopolskim.


Rynek w Krotoszynie.


Rynek w Krotoszynie.


Rynek w Ostrowie Wielkopolskim.


Konkatedra pw. św. Stanisława Biskupa w Ostrowie Wielkopolskim.



Dane wyjazdu:
185.10 km 0.00 km teren
08:05 h 22.90 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:700 m
Kalorie: kcal

Inowrocław.

Sobota, 11 kwietnia 2015 • dodano: 12.04.2015 | Komentarze 12

Pewnego pięknego, kwietniowego dnia wylądowaliśmy z Jurkiem w Inowrocławiu. 

Nie mam weny na słowo pisane, pewnie uzupełnię wpis wieczorem, więc na razie będzie wizualnie :)

Zaliczone gminy: Orchowo (214), Wilczyn (215), Skulsk (216), Jeziora Wielkie (217), Kruszwica (218), Inowrocław - teren wiejski (219), Inowrocław - teren miejski (220)



Bazylika prymasowska Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Gnieźnie. Jurek walczy z brukiem ;) 


Wieża ciśnień w Trzemesznie.


Drewniany kościół Wszystkich Świętych (1789r.) w Orchowie.


Suszewo - zajechaliśmy na koniec świata i koniec drogi więc czas odpocząć ;) 


Gdzie diabeł nie może, tam Jurka na szosie pośle ;)) I niech nikt nie mówi i nie pisze, że się nie da ;))


Jak Krzysztof Kolumb, z tym że na dwóch kółkach ;))


Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Skulsku.


Drewniany Spichlerz w Rzeszynku (XVIIw.)


Drewniany kościół Św.Anny w Kościeszkach (1776r.)


Mysia Wieża w Kruszwicy.


Mysia Wieża w Kruszwicy.


Tężnie w Inowrocławiu.


Jurek jako zadumany kuracjusz ;))


Tężnie w Inowrocławiu.


Tężnie w Inowrocławiu. 


Park Solankowy w Inowrocławiu, w głębi pijalnia wód.


Jurek i zimna Jadzia.




Dane wyjazdu:
167.80 km 0.00 km teren
06:16 h 26.78 km/h:
Maks. pr.:41.50 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:634 m
Kalorie: kcal

Przystankowym szlakiem.

Sobota, 28 marca 2015 • dodano: 29.03.2015 | Komentarze 7

Przystanek gdzieś za Wrześnią. Rozglądam się wokół i w kilka chwil wiem już kto kogo lubi, kto jest wrogiem i jaki klub tu rządzi. Podobnie jak ludzie pierwotni w jaskiniach tak okoliczni mieszkańcy i bywalcy tego miejsca znaczą ściany czym popadnie aby został po nich jakiś ślad. Chwile dłużą się w nieskończoność, dla urozmaicenia poczytałbym rozkład jazdy ale nic tu nie jeździ od dawien dawna, po tabliczce zostało już tylko wspomnienie. Trochę znudzony zaczynam studiować swoją podręczną mapę i szukam na niej zaznaczonych miejsc takich jak te. Wiem, że ich nie znajdę ale muszę się czymś zająć. Nieco bezradny siedzę na jedynej ocalałej desce spośród czterech, które składały się kiedyś na ławkę i czekam aż przestanie padać. Będę mógł wtedy kontynuować to co zacząłem kilkadziesiąt kilometrów wcześniej, optymistycznie zakładając że w taki dzień jak dzisiejszy da się coś w ogóle zaplanować. Przysłowiowe w marcu jak w garncu stało się faktem a ja chroniąc się przed kaprysami marcowej pogody szukam ukojenia w zapomnianej budzie gdzieś w samym środku niczego. Miło się zaczyna dzisiejsza, rowerowa wycieczka.

Droga krajowa numer 92 na odcinku z Poznania do Wrześni jest dość nieprzyjemna. Przez większą część dystansu dzielącego oba miasta przebiega bez pobocza, ale sobotni poranek rekompensuje to małym ruchem. Korzystając z tego, że wieje mi delikatnie w plecy, jadę cały czas ponad 30km/h, chcąc jak najszybciej zjechać na mniej uczęszczane trakty. Po 66km od domu zjeżdżam w końcu z krajówki i udaje się w kierunku Nowej Wsi Królewskiej, gdzie zaplanowałem pierwszy przystanek przy pięknym, drewnianym kościele. Robię kilka zdjęć, próbuję dostać się do środka ale niestety drzwi zamknięte są na amen. Bardzo lubię drewnianą architekturę sakralną, lecz przeważnie jest mi dane podziwiać ją tylko z zewnątrz, przeważnie tego typu kościółki są zamknięte i nie inaczej było tym razem. Zbierając się w dalszą trasę oglądam się za siebie i zauważam to czego widzieć nie chciałem. Czarne chmury zbliżają się do mnie wielkimi krokami, pozostaje mi tylko jechać przed siebie i przy pierwszych oznakach deszczu chować się gdzieś pod dachem. Tym razem udaje mi się to niemalże perfekcyjnie. Moim schronieniem zostaje zapomniany, brzydki i zniszczony przystanek gdzieś wśród pól.

Po przymusowym postoju ruszam w kierunku Ciążenia mijając po drodze kolejny drewniany kościół, tym razem w Zieleniecu. Tym razem nie tak okazały jak poprzedni, więc tylko jedno szybkie zdjęcie i jadę dalej. W Samorzewie widzę stojący na wzgórzu stary wiatrak ale nie znajduję do niego dojazdu, ciasna zabudowa gospodarcza dookoła niego skutecznie uniemożliwiła mi dostanie się pod niego. Mógłbym spróbować przejechać przez czyjeś podwórze ale nie chciałem ryzykować spotkania z nadgorliwym psem więc zrezygnowany przejechałem przez wieś i po chwili byłem już w Ciążeniu. Prezentujący rokokowy styl Pałac Biskupi z 1758r. znajdujący się w tej wsi zrobił na mnie duże wrażenie. Zadbany, pięknie położony na wysokiej skarpie nad Wartą, jest idealnym przykładem tego, że Wielkopolska kryje w sobie mnóstwo perełek. Obecnie przemianowany na Dom Pracy Twórczej UAM w Poznaniu kryje w sobie największy w Polsce i jeden z największych w Europie zbiór literatury masońskiej. Zaspokoiwszy swoją ciekawość i nasyciwszy swoje oko tym miejscem chciałem szybko przemieścić się do Lądu ale po zaledwie jednym kilometrze jazdy musiałem szybko schować się pod wiatą przystankową. Z nieba lunęło szybko i gwałtownie. Deszcz zmienił się w grad i po raz pierwszy tego dnia zacząłem się zastanawiać czy nie skrócić wycieczki do najbliższej stacji pkp i w spokoju nie wrócić do domu. Na szczęście kilka suszonych daktyli szybko wybiło mi ten pomysł z głowy i po kilku minutach ruszam dalej w zaplanowanym wcześniej kierunku. 

Zabytkowy zespół klasztorny w Lądzie, dawne Opactwo Cystersów od kilku lat uznawany jest za pomnik historii. Jego historia jest długa i burzliwa. Z najstarszych obiektów, datowanych na XIIw. nie zostało właściwie nic ale to co stoi tam obecnie jest  i tak warte tego aby te miejsce odwiedzić. Kościół  pw. NMP i Św. Mikołaja robi wielkie wrażenie a piękne położenie, tuż nad meandrami Warty dopełnia całości. Co prawda nie jest to zabytek tej klasy co Opactwo w Lubiążu, które odwiedziłem całkiem niedawno, ale jeśli ktoś lubi takie miejsca to bez wątpienia powinien tu przyjechać. Dla mnie był to główny cel dzisiejszej wycieczki.

Jadąc przez Nadwarciański Park Krajobrazowy podziwiam piękno przyrody i liczne starorzecza. Będę musiał tu wrócić, piękne miejsce, piękne tereny. Będąc w Zagórowie zerkam na mapę i swoim zwyczajem chcąc skrócić drogę tak nawiguję, że ląduję gdzieś w lesie, tłukąc się po piasku. Nie byłbym sobą gdybym nie przekombinował, nie mogło być inaczej i tym razem. Po paru kilometrach wyjeżdżam w polu, widzę zabudowania więc jest cywilizacja, jest dobrze. Do Gizałek, już po asflacie, dojeżdżam nieco zmęczony. Robię przerwę na stacji paliw gdzie ucinam dłuższą pogawędkę z miejscowym amatorem trunków wszelakich. Sympatyczny Pan długo nie może się nadziwić skąd i dokąd jadę. Pije za moje zdrowie i życzy mi powodzenia w dalszej jeździe. Nie wiem na ile to było szczere, ale po kilku kilometrach znów łapie mnie deszcz i kolejny zapomniany przystanek staje się moim sprzymierzeńcem na kilka minut. 

Od Grabu, gdzie na chwilę zatrzymuje się podziwiając remontowany pałac z początku XIXw., do Czermina jadę przy ciągłym akompaniamencie spadających kropel deszczu. Podejmuję jedyną rozsądną decyzję w tych warunkach i decyduję się ciąć plan wycieczki i skończyć ją w Pleszewie. Na dokładkę jadę jeszcze tylko do Chocza, aby odwiedzić te miasteczko leżące nad Prosną i wykorzystać jakoś czas, który pozostał mi do najbliższego pociągu. Przed Broniszewicami deszcz zmienia się w ulewę, ulewa w grad a ja studiuję kolejne hieroglify na kolejnym napotkanym przystanku. Jestem mokry ale uśmiechnięty, sam nie wiem dlaczego.

Dojeżdżam do Pleszewa i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przestaje padać i wychodzi słońce. Jeżdżę trochę po mieście, nadrabiam to czego nie widziałem tydzień wcześniej i jadę na dworzec. Z dużym niedosytem ale jednak zadowolony wsiadam do pociągu i patrząc się przez okno na zachodzące słońce zastanawiam się co chciało mi przez to powiedzieć, że się pokazało. Lepiej późno nic wcale? 



Zaliczone gminy: Lądek (209), Zagórów (210), Gizałki (211), Czermin (212), Chocz (213)


Kościół św. Andrzeja w Nowej Wsi Królewskiej 1550r. 


Kościół św. Mikołaja w Zieliniecu, XVIIIw.


Późnobarokowy Pałac Biskupi w Ciążeniu 1760r.


Późnobarokowy Pałac Biskupi w Ciążeniu 1760r.


Późnobarokowy Pałac Biskupi w Ciążeniu 1760r.


Późnobarokowy Pałac Biskupi w Ciążeniu 1760r.


Opactwo Cystersów w Lądzie.


Opactwo Cystersów w Lądzie.


Opactwo Cystersów w Lądzie.


Opactwo Cystersów w Lądzie.


Gdzieś pośród lasów.


Gdzieś pośród lasów.


Klasycystyczny pałac w Grabie.


Kościół św. Jakuba Apostoła w Czerminie, XVIIIw.


Jeden z wielu odwiedzonych dzisiaj przystanków. Centra kultury, miejsca spotkań i schronienie dla rowerzystów. Tuż po ulewie i gradobiciu...


Chocz.


Rynek i ratusz w Pleszewie.


Już w pociągu, trochę witaminy D na koniec dnia...


Dane wyjazdu:
150.30 km 0.00 km teren
05:47 h 25.99 km/h:
Maks. pr.:46.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:661 m
Kalorie: kcal

Z pozoru nieciekawie.

Sobota, 21 marca 2015 • dodano: 21.03.2015 | Komentarze 14

Płacą im za to. Oszukują na każdym kroku. Pomimo tego każdego dnia większość społeczeństwa z niecierpliwością na nich czeka i nasłuchuje tego co powiedzą i co napiszą. Nie, to nie księża. Więc kim Oni są?

Pierwszy dzień kalendarzowej wiosny spędziłem jeżdżąc rowerem. Zupełnie tego nie planowałem, wyszło samo z siebie. Ten dzień miałem spędzić w domu, miałem się lenić i późnym wieczorem kładąc się do łóżka żałować tego, że dwudziesty pierwszy marca był taki brzydki. Siedząc rano po śniadaniu i pijąc ulubione espresso zastanawiałem się jak to jest być meteorologiem i czy to aura jest na tyle nieprzewidywalna na 24h do przodu czy też to właśnie pogodynki są tak niedoinformowane . Miało być załamanie pogody, miał być deszcz, późnym popołudniem nawet ze śniegiem a tymczasem za oknem uśmiechało się do mnie piękne słońce. Świeciło i mówiło do mnie, że nie mogę tego dnia spędzić bez roweru. Nie było już pytania czy, zostało pytanie gdzie jechać. Może gdzieś na południe od domu, może Jarocin, pomyślałem. Tam mnie jeszcze nie było i postanowiłem to zmienić. 

Do Śremu droga była mi dobrze znana. Lubię tę trasę, w większości prowadzi zalesionym terenem, ruch na niej jest niewielki przez co jedzie się tam naprawdę przyjemnie. Małym ale jest stan nawierzchni pomiędzy Radzewicami a Czmońcem, bardzo złej jakości asfalt a raczej to co niego zostało. Od rogatek Poznania do Rogalinka, przez dziesięć kilometrów siedział mi na kole jakiś szosowiec. Jechałem swoim, równym tempem w okolicach 30km/h i miałem to kompletnie gdzieś, że jedzie cały czas za mną i z tego korzysta ale liczyłem na to, że jak nasze drogi się rozjadą to doczekam się chociaż jakiegoś podziękowania, machnięcia ręką, czegokolwiek. Ale gdzie tam, ani cześć ani pocałuj mnie gdzieś. Minął mnie sto metrów przed skrzyżowaniem i tyle go widziałem, skręciliśmy w inne strony. Takie pokazu buractwa jeszcze nie widziałem, aż nie wiem co napisać.

W Śremie przystanąłem na chwilę szukając na niebie oznak brzydkiej pogody ale moje poszukiwania spełzły na niczym. Trudno, jadę dalej. Przed Dolskiem teren się pofałdował co w połączeniu z silnym wiatrem z boku dało mi nieco we znaki. Gdy zatrzymałem się na malutkim rynku i spojrzałem na średnią prędkość z jaką się dziś przemieszczałem byłem lekko mówiąc zdziwiony. Jest forma, jedzie się szybko :)

Pierwszą odwiedzona przeze mnie dzisiaj gminą, z tych wcześniej niezaliczonych, był Borek Wielkopolski. Królestwo niejakiego Mroza i jego rodziny. Swego czasu bardzo mocno wspierał on kolarstwo za co ma u mnie dużego plusa. Rowerowa dusza tej małej gminy jest widoczna do dzisiaj o czym świadczy bicykl pod ratuszem i rowerowe ciekawostki na umieszczonych przy nim tablicach. Mała rzecz a cieszy. W kolejnej gminie czyli Jaraczewie jedyną perełką na jaką natrafiłem był kościół w Rusku. Drewniany, szachulcowy kościół p.w Św.Wojciecha jest naprawdę warty tego aby go odwiedzić. Kolejna drewniana świątynia czekała na mnie w Noskowie ale nie zrobiła już na mnie takiego wrażenia jak poprzednia. 

Gdy dojechałem do Jarocina zastanawiałem się co robić dalej. Pojeździłem trochę po mieście, zobaczyłem chyba wszystkie najważniejsze atrakcje z których najbardziej podobała mi się pomnik glana, jak na festiwalowe miasto przystało. Rynek bardzo podobny do tego w Lesznie, tylko trochę mniejszy. Zjadłem posiłek prawdziwego sportowca czyli jakiś zestaw w M'cu i przy kawie analizowałem mapę. Pogoda w dalszym ciągu całkiem całkiem, więc padło na Dobrzycę i pałac jaki się w niej znajdował. 

Kilkanaście kilometrów jakie dzieliło Dobrzycę od Jarocina przejechałem w tempie ekspresowym. Wiało mi na tym odcinku mocno w plecy więc najedzony organizm zaczął pracować na najwyższych obrotach i po chwili byłem już na miejscu. Sam pałac, reklamowany już w samym Jarocinie, mocno mnie rozczarował. Byłem, zobaczyłem i bez żalu odjechałem. Skierowałem się na Pleszew gdzie postanowiłem zakończyć dzisiejszą wycieczkę. Jakież było moje zdziwienie gdy okazało się, że dworzec pkp nie znajduje się w samym mieście tylko kilka kilometrów od niego przez co nie dane mi było zobaczyć tego co Pleszew ma mi do zaoferowania. Pociąg, który miał zabrać mnie do domu odjeżdżał za kilkanaście minut a na następny musiałbym czekać prawie dwie godziny. Mógłbym wykorzystać ten czas na objazd miasta i okolic ale coś trzeba zostawić na później. I aby mieć do czego wracać ;)

Przywitałem wiosnę na rowerze, pomimo tego że wg wszystkich meteorologów i speców od pogody to nie miało prawa się udać. Atrakcji po drodze nie miałem zbyt wiele ale w takie dni jak ten cieszą mnie nawet takie rzeczy jak widok zamiatanych obejść w mijanych wsiach, wzmożone prace polowe które towarzyszyły mi dzisiaj niejednokrotnie czy też ilość ptaków w powietrzu. Wiosna idzie na całego i czuć i widać to wszędzie. Z pozoru nieciekawy ale jednak udany wyjazd :)

A wiatr jak to wiatr, żył swoim życiem...



Zaliczone gminy: Borek Wielkopolski (203), Jaraczewo (204), Jarocin (205), Kotlin (206), Dobrzyca (207), Pleszew (208)


Rynek w Dolsku.


Pagórkowato. Okolice Dolska.


Ratusz w Borku Wielkopolskim.


Borek Wielkopolski.


Borek Wielkopolski.


Borek Wielkopolski.


Borek Wielkopolski.


Kościół p.w. Świętego Wojciecha z 1833 r w Rusku.


Drewniany Kościół Św. Trójcy w Nosku, XVIIw.


Pomnik glana w Jarocinie.


Ratusz w Jarocinie.


Ratusz w Jarocinie.


Dom Pomocy Społecznej w Zakrzewie.


Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy.


Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy.


Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy.


Dane wyjazdu:
166.00 km 0.00 km teren
05:51 h 28.38 km/h:
Maks. pr.:49.70 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:746 m
Kalorie: kcal

Przedwiośnie w Kujawsko - Pomorskim.

Niedziela, 8 marca 2015 • dodano: 09.03.2015 | Komentarze 9

Prognozy pogody na dzień dzisiejszy zgodnie mówiły tylko o jednej rzeczy, temperaturze. Miało być iście wiosennie i tak było. Piętnaście, szesnaście stopni oraz długie chwile ze słońcem gwarantowały wycieczkę w pięknych okolicznościach przyrody z jednym małym ale w postaci wiatru. Miało wiać lecz każdy portal i każda stacja tv mówiły nieco inaczej o kierunku, z którego można było się tego spodziewać. W sobotni wieczór ułożyłem sobie w głowie dwie trasy i położyłem się spać z myślą, że rano spojrzę na to w którą stronę uginają się wierzby rosnące przed moim oknem i podejmę decyzję gdzie się udać. Nie ukrywam, chciałem bezczelnie skorzystać z pomocy wiatru i pojeździć trochę z jego pomocą. Choć nie w stu procentach, ale się udało :)

Korzystając z szerokiego i wygodnego pobocza starej DK5 oraz wiatru w plecy do Gniezna dojechałem w tempie zupełnie nie wycieczkowym. Po drodze zatrzymałem się w dwóch miejscach. Obowiązkowo przy wiatrakach w Moraczewie, które niezmiennie mnie urzekają i przy wyremontowanym kościele w Łubowie. Cóż, patrząc na efekty pracy renowatorów, wstrzymałbym się z wypłatą wynagrodzenia dla nich, chyba że zupełnie niepasujący do reszty kolor desek był takim zamysłem. Kościółek ten wygląda teraz oględnie mówiąc, dziwnie...

Od Gniezna do Rogowa kontynuowałem jazdę DK5, szerokie pobocze i mały ruch jak najbardziej sprzyjało przyjemnej jeździe. Krajobraz przyjemnie się pofałdował, trochę lasów i jezior po obu stronach drogi dopełniało całości. Pomimo, że obawiałem się wcześniej trochę tej drogi, teraz śmiało mogę ją polecić innym. Nie wiem jak w dni powszednie ale w tę niedzielę jechało się nią po prostu przyjemnie. Nie jestem zwolennikiem jazdy krajówkami, ba nawet wojewódzkich dróg staram się unikać ale czasem można z nich skorzystać i nawet czerpać z tego przyjemność :) Z Rogowa blisko do Rzymu ale tym razem odpuściłem i wybrałem Wenecję za kierunek jazdy. Wyjeżdżając z domu nie sądziłem, że będę miał okazję pojeździć dzisiaj trochę po słonecznej Italii ;)

Zatrzymałem się po drodze przy pomniku Leszka Białego, w Marcinkowie Górnym. Ciekawa to postać, ciekawa jest historia i pomysł tego pomnika. Ów książe ponoć nie wylewał za kołnierz, a jego śmierć ma z tym bezpośredni związek. Popił, siedział w łaźni gdy go napadli i próbował z niej uciec, nagi oczywiście. Niestety, dla niego, dosięgła go strzała i zginął. Dlatego, też na pomniku przedstawiony jest nagi. Ot, ciekawostka :)

Przejeżdżając przez Biskupin, w głowie miałem myśl, aby skorzystać z okazji i zwiedzić rekonstrukcję grodu kultury łużyckiej ale jednak nie skorzystałem. Byłem tu kiedyś, lata temu i zostawiłem sobie to na przyszłość. Przyjadę tu kiedyś z synkiem i z żoną, samemu odpuściłem.

Jednym z dwóch celów dzisiejszej wycieczki było muzeum kolejki wąskotorowej w Wenecji. Ponoć za młodu każdy chciał być kolejarzem, mi to w głowie nie siedziało, ale takie miejsca jak te odwiedzać lubię. Można tu zobaczyć kilkanaście zabytkowych parowozów, różnego rodzaju wagonów, pług śnieżny czy piaskarkę na szynach. Jest kolorowo i można poczuć się jak dzieciak, oglądając te wszystkie maszyny. Mi się bardzo podobało :) Ciekawostką jest to, że Żnińska Kolej Wąskotorowa jest prawdziwym unikatem, ponieważ to najwęższa wśród kolei publicznych w całej Europie, rozstaw jej szyn to zaledwie 60 cm. Porobiłem trochę zdjęć, nacieszyłem oko i ruszyłem dalej, do Żnina.

Żnin jest przez niektórych uważanych za stolicę Pałuk, historycznego regionu kulturowego na pograniczu obecnego woj. wielkopolskiego i kujawsko-pomorskiego. Wydają tu gazetę "Pałuki", jest kino "Pałuczanin", widać że zależy tu ludziom na podkreśleniu swojej kultury. Lubię takie małe ojczyzny :) Po za tym Żnin, jest całkiem ładnym miasteczkiem, położonym nad dwoma jeziorami i w lekkim zagłębieniu terenu co powoduje, że wjazd do niego jest szybko ale wyjeżdżać już trzeba mocno mieląc pod górkę ;)

W Barcinie skręciłem w stronę Dąbrowy i zaczęła się walka z wiatrem, do której musiało w końcu dojść, przecież do tego momentu wiało głównie z boku lub w plecy. Zderzenie z tą rzeczywistością było brutalne, nogi zaprotestowały dość stanowczo i dały mi do zrozumienia, że będzie ciężko. Gdy zerknąłem na średnią prędkość jaką miałem do tego momentu zrozumiałem, że trochę przesadziłem i teraz przyjdzie mi za to zapłacić. Sto dwadzieścia kilka kilometrów ze średnią około 32km/h na moich szerokich oponach nie jest dla mnie czymś normalnym, więc zmęczenie dało w końcu o sobie znać i w połączeniu z wiatrem w twarz było mieszanką iście dołującą. Cóż, za błędy się płaci...

Drugim i ostatnim na dzisiaj celem wyjazdu była odkrywkowa kopalnia wapienia w okolicach Wapienna. Wiedziałem, że jest to spory, by nie powiedzieć wielki wykop ale wiedzieć a zobaczyć na własne oczy to niebo a ziemia. Zanim jednak do niej dojechałem musiałem odbyć mały survival, pokonując leśne ścieżki i prawdziwy koszmar w postaci drogi dojazdowej, która była jedną wielką błoto-wapienno breją, która oblepiła mnie i mój rower szczelnie i cez skrupułów. Wyglądałem jak sto nieszczęść. Gdy stanąłem na krawędzi wykopu zaniemówiłem, ten widok powala i jest wart takich poświęceń. Kopalnia jest wielka, długa na ponoć siedem kilometrów, głęboka na sto metrów. Trochę czasu minęło zanim nacieszyłem oczy tym co ujrzałem. Wiem, że tu wrócę, jest to jedno z tych miejsc dla których warto przyjechać w ten sam punkt drugi raz. Niesamowita miejscówka. Z tej kopalni do pobliskich zakładów sodowych w Janikowie wapień dostarcza specjalna kolejka linowa, do której podpięte są wagoniki i suną sobie spokojnie nad polami w miejsce przeznaczenie. Widok surrealistyczny :)

Kierując się w stronę Janikowa, skąd miałem pociąg do Poznania, odwiedziłem jeszcze Pakość i znajdującą się tam Kalwarię Pakoską, miejsce ciekawe choć nie w moich klimatach ;) Wyjeżdżając z Pakości i widząc przed sobą wielką hałdę przypomniałem sobie o pewnej ciekawostce o której czytałem kiedyś na blogu Sebastiana - sebekfireman i skorzystałem z okazji aby zobaczyć samemu to co jest na górze. Nie bez kłopotów wspiąłem się na górę ponieważ usypujący się z pod nóg żwir bardzo utrudniał wejście. Niestety Białe Morza wyschły, została biała pustynia, niczym wielka solanka. Pięknego widoku dopełniały promienie zachodzącego słońca co sprawiło, że spędziłem tam o wiele więcej czasu niż planowałem :) W oddali majaczyły wieżowce Inowrocławia, naprawdę piękny widok! Jak widać nie tylko natura potrafi sprawić, że pojawi się w krajobrazie coś pięknego, również poprodukcyjne odpady z zakładów sodowych mogą robić wrażenie ;))

W Janikowie zjadłem niedobrą tortillę, mój żołądek domagał się czegoś ciepłego do jedzenia a jako, że nie było nic lepszego w pobliżu skusiłem się na lokalny specjał czyli Sultan Kebap, w którym to przybytku moja noga więcej nie postanie. Było, minęło... Już po zmroku nadjechał mój pociąg, zapakowałem się w nagrzane, tropikalne czeluście rowerowego przedziału popularnego żółtka, który teraz nazywa się InterRegio i tym samym zakończyłem swoją wycieczkę. Po wojażach w kopalni wapienia i wspinaczce na hałdę z odpadów sodowych wyglądałem jak stwór z marsa, biało - brudny kolor oblepiał mnie całego ale taka jest cena wspomnień. Średnia prędkość z dzisiejszej wycieczki była taka, że przypłacę to zakwasami, zaszalałem ;)

Bo wspomnienia to najważniejsze co nam pozostaje :)

Zaliczone gminy: Rogowo (196), Gąsawa (197), Żnin (198), Barcin (199), Dąbrowa (200), Pakość (201), Janikowo (202)



Mała fotorelacja poniżej :)


Moraczewo.


Łubowo, ktoś tu coś zepsuł...


Rynek w Rogowie.


Dwór Teofilii Korytowskiej w Grochowiskach Szlacheckich.


Pomnik Leszka Białego w Marcinkowicach Górnych.


Gąsawa.


Biskupin.


Słoneczna Italia :)


Muzeum Kolei Wąskotorowej w Wenecji.


Muzeum Kolei Wąskotorowej w Wenecji.


Muzeum Kolei Wąskotorowej w Wenecji.


Muzeum Kolei Wąskotorowej w Wenecji.


Muzeum Kolei Wąskotorowej w Wenecji.


Muzeum Kolei Wąskotorowej w Wenecji.


Muzeum Kolei Wąskotorowej w Wenecji.


Rynek w Żninie.


Rynek w Barcinie.


Kopalnia odkrywkowa wapienia w Wapiennie.


Kopalnia odkrywkowa wapienia w Wapiennie.


Nie samą szosą człowiek żyje ;)) Kopalnia odkrywkowa wapienia w Wapiennie w oddali.


Kopalnia odkrywkowa wapienia w Wapiennie - wagoniki dostarczające wapień do zakładów sodowych w Janikowie.


Kalwaria Pakoska, założona w 1628r.


Kalwaria Pakoska, założona w 1628r.

Rynek w Pakości.


"Białe Morze" widok z szczycie wielkiej hałdy usypanej z poprodukcyjnych odpadów pobliskich Zakładów Sodowych w Janikowie. W oddali Inowrocław.


Hałda widziana z dołu. Wejść na górę było wcale nie tak łatwo...


Zakłady sodowe w Janikowie.



PKP Janikowo.


Dane wyjazdu:
167.60 km 0.00 km teren
07:22 h 22.75 km/h:
Maks. pr.:43.50 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:950 m
Kalorie: kcal

Lub Lubuskie :) Wielka ucieczka.

Sobota, 21 lutego 2015 • dodano: 21.02.2015 | Komentarze 28

"Wielka ucieczka" z genialną kreacją Steva Mqcuenna, któż nie oglądał tego filmu. Opowiada on o ucieczce alianckich lotników, zestrzelonych i osadzonych w jednym z najlepiej strzeżonych Stalagów w całej III Rzeszy. Wszystko to jest oparte na prawdziwych wydarzeniach, jakie miały miejsce na przełomie 1943 i 1944 roku w lasach pod Żaganiem. Od dawna chciałem odwiedzić muzeum wybudowane na miejscu ówczesnego Stalagu Luft III i zobaczyć na własne oczy miejsce, w którym Niemcy zebrali całą śmietankę alianckiego lotnictwa i na własnej skórze przekonali się, że nikt i nic nie powstrzyma ludzkiego pragnienia wolności. Korzystając z tego, że kilka dni spędzę u rodziców zabrałem rower ze sobą i startując z Bytomia Odrz. wybrałem się w kierunku Żagania, łudząc się że dzisiejszy wiatr nie będzie taki jakim miał być...
Mógłbym napisać cały elaborat o pogodzie jaką miałem podczas dzisiejszego wyjazdu ale napiszę krótko. Wiało mi w twarz prawie przez sto kilometrów, uśredniając wiatr był mocny, momentami w porywach zwalniał mnie do prędkości rzędu 12/13km/h. Było ciężko, bardzo ciężko. Po części upierdliwość i siłę wiatru zrekompensowało mi świecące słońce i temperatura, która w najcieplejszym momencie dnia podskoczyła do prawie dwunastu kresek powyżej zera :) Chciałbym napisać, że wyszło na zero ale jednak jazda pod wiatr dała mi tak mocno w kość, że ostatnie dwadzieścia kilometrów, gdy wiało mi już w plecy jechałem spacerowym tempem. Z braku sił.

Do Żagania wybrałem drogę najprostszą a zarazem najlepszą z możliwych, przez Kożuchów i Jelenin. Te pierwsze pięćdziesiąt kilometrów jechałem ponad dwie i pół godziny, z opuszczoną głową i wzrokiem wbitym w przednie koło. Pokręciłem się najpierw trochę po mieście, zajechałem na rynek i udałem się do Pałacu Książecego, którego początki datowane są na koniec XIIIw. Ci, którzy siedzą w temacie pisują że jest to jedna z najokazalszych rezydencji barokowych w Polsce. Może za dużo ich nie widziałem ale ten na pewno robi wrażenie i bez wątpienia warto go zobaczyć. Położony nad samym Bobrem, otoczony pięknym parkiem ma wszelkie dane ku temu aby go odwiedzić. Poza tym Żagań ma wiele do zaoferowania miłośnikom zabytków, choć obecnie w tym mieście czuje się głównie ducha Wojska Polskiego, które tu stacjonuje i życie kręci się głównie dookoła niego ;)

Zaspokoiwszy swą ciekawość architektoniczno-urbanistycznej strony Żagania skierowałem się w stronę Iłowy aby odwiedzić wspomniany we wstępie Stalag III Luft. Rozsiane na dużej powierzchni w lesie ruiny, pieczołowicie opisane tablicami informacyjnymi o tym co i jak widzimy przed sobą pozwalają wyobraźni na pracę na najwyższych obrotach. Kiedyś ludzie walczyli tu o przetrwanie, ich pragnienie wolności i niesamowita kreatywność połączona z zespołową pracą zaowocowały jedną z najsłynniejszych ucieczek z obozów jenieckich podczas II wojny światowej. Spędziłem w tym miejscu sporo czasu, dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy i historii ale żeby nie zanudzać nie będę wszystkiego opisywać. Dla mnie miejsce bez wątpienia warte tego aby tu przyjechać, nie jestem fanem historii i szeroko pojętej militarystyki ale to miejsce zaciekawiło mnie bardzo.

Mając mapę w ręku zastanawiałem się co zrobić z pozostałą częścią dnia. Wybór padł na Iłowę, Wymiarki, Żary i powrót przez Żagań do domu. W Iłowie chciałem zobaczyć pałac, Wymiarki odwiedzić w ramach "gminobrania" jako świętego gralla czyli najrzadziej odwiedzaną na rowerach gminę w Polsce, a do Żar pojechać na dokładkę i wrócić do Bytomia Odrz.

Pałac w Iłowej spodobał mi się bardzo, ale to bardzo :) Pewnie spowodowane było to tym, że wiedziałem tylko że on tam jest i nic więcej o nim nie wiedziałem. Nie widziałem wcześniej zdjęć, nie znałem jego historii. Zajechałem na miejsce i spędziłem tam kilka ładnych chwil. Właściwie z aparatem w ręku mógłbym tam przesiedzieć pół dnia ale czas naglił... Ten siedemnastowieczny pałac i park wokół niego jest wyjątkowo fotogeniczny. Do Wymiarek jechałem przepiękną drogą pośród świerkowego lasu, cisza, spokój i jedyny, niepowtarzalny, żywiczny zapach świerków. Chciałem tak jechać i jechać :) Nie zatrzymując się obrałem kurs na Żary gdzie nie zabawiłem zbyt długo choć trafiłem tam na festyn, który zaciekawił tylko tym, że było głośno i wystrzałowo. Była to rekonstrukcja "Bitwy o Żary", strzelano z wszelkiej możliwej broni, ludzi było sporo ale byłem już na tyle zmęczony walką z wiatrem, że nie miałem ochoty za długo się temu przyglądać.

Powrót do Bytomia Odrz. to po prostu jazda przed siebie. W Kożuchowie dopadła mnie już noc i ostatnie dwadzieścia kilometrów jechałem w ciemnościach rozświetlanych cudem określanym mianem ProX Dual. Jeśli ktoś kiedykolwiek będzie się zastanawiał nad zakupem przedniego oświetlenia to te dwa słowa są odpowiedzią na to co kupić się powinno. Noc staje się dniem.

To była naprawdę udana wycieczka. Zobaczyłem sporo ciekawych miejsc, spędziłem sporo godzin na świeżym powietrzu, dałem sobie mocno w kość. Turystyka rowerowa to bez wątpienia moja pasja, coś co sprawia mi nieopisaną radość i cieszy niesamowicie. Jestem szczęśliwy :)

Zaliczone gminy: Brzeźnica (182), Żagań - teren wiejski (183), Żagań - teren miejski (184), Iłowa (185), Wymiarki (186), Żary - teren wiejski (187), Żary - teren miejski (188)

Pałac Książęcy w Żaganiu.

Pałac Książęcy w Żaganiu.

Pomnik postawiony w 66-tą rocznicę Wielkiej Ucieczki, Żagań.

Stalag Luft III, Żagań.

Stalag Luft III, Żagań.

Stalag Luft III, Żagań.

Per Ardua Ad Astra - Przez Przeciwności do Gwiazd. Dewiza sił lotniczych Wspólnoty Narodów. Stalag Luft III, Żagań.

Stalag Luft III, Żagań.

Basen przeciwpożarowy. Stalag Luft III, Żagań.

Stalag Luft III, Żagań.

Stalag Luft III, Żagań.

Stalag Luft III, Żagań.

Przejście dla pieszych na teren Pałacu w Iłowej.

Pałac w Iłowej.

Pałac w Iłowej.

Pałac w Iłowej.

Ratusz w Żarach.

Rynek w Żarach.

Monstrualna ruina, wygląda jak zamek a to wszystko to po prostu mieszkanie jednej ze szlacheckich rodzin. Tak wyczytałem i jesli to prawda to mieli rozmach ;) Olbrzymia kubatura i wielki żal, że popada to w coraz większą ruinę... Żary.

Rekonstrukcja Bitwy o Żary.

Skwer czołgisty w Żaganiu.

W Jeleninie nie zawiesza się butów na kołku, tu zawiesza się je na poprzeczce ;)))



Dane wyjazdu:
159.60 km 0.00 km teren
06:15 h 25.54 km/h:
Maks. pr.:49.50 km/h
Temperatura:7.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:600 m
Kalorie: kcal

Zimowo-wiosenna kraina wiatraków.

Piątek, 13 lutego 2015 • dodano: 13.02.2015 | Komentarze 16

Siedząc wczoraj w pracy i widząc piękną pogodę za oknem wiedziałem, że jak tylko dzisiaj będzie powtórka to nic mnie nie zatrzyma przed dłuższą wycieczką. Po pracy szybka kawa, spakowałem plecak i w drogę. Trasę od dawna miałem w głowie, czekałem tylko na odpowiedni moment, który nadszedł właśnie dzisiaj.

Trasa, którą sobie nakreśliłem w myślach idealnie nadawała się na taki dzień jak dziś. Piękna, słoneczna pogoda, kilka stopni na plusie i delikatny wiatr z południa. Wszystko przemawiało za tym abym skierował się na północ i sporym łukiem dotarł do Chodzieży. Wszystko zgrało się znakomicie. 

Do Skoków droga była mi znana, reszta to nowość a co za tym idzie nie do końca wiedziałem jakich nawierzchni się spodziewać. Był pełen przekrój, od idealnych, prawie nowych asfaltów gładkich jak stół po dziurawe gminne szosy i pięciokilometrowy odcinek błota przez las przed Janowcem Wielkopolskim, który nomen omen leży w woj. kujawsko-pomorskim ;) W dziesięciostopniowej skali całość trasy oceniam na sześć a jej walory krajoznawczo-przyrodnicze na cztery. Czyli wycieczka pod tym względem była mocno średnia ale wiedziałem o tym i dlatego przejechałem ją w lutym, zachowując sobie cieplejsze dni na ciekawsze trasy :)

Zaliczyłem siedem nowych gmin, spędziłem prawie sześć godzin na rowerze, spotkałem bardzo miłego pana w Janowcu Wlkp., z którym uciąłem sobie bardzo miłą pogawędkę, oraz doładowałem się potężną dawką endorfin i witaminy D. Więcej mi nie potrzeba :)

Tytułowa kraina wiatraków to teren pomiędzy Gołańczą a Margoninem. Znajduje się tam największa w Polsce farma wiatrowa, zapewniająca prąd 90 tys. gospodarstw domowych. Widywałem takie w Europie, ale w Polsce jeszcze nie. Widok robi wrażenie, wiatraków jest mnóstwo, a każdy z nich ma średnio 100m wysokości. Z tego co mi wiadomo to całość inwestycji jest na siódmym miejscu w Europie pod względem ilości wiatraków. Jeden taki to 2mln euro, chyba postawie sobie taki koło domu, będę miał prąd gratis ;))

Zaliczone gminy: Mieścisko (163), Janowiec Wielkopolski (164), Damasławek (165), Wapno (166), Gołańcz (167), Margonin (168), Szamocin(169) 

Kraina wiatraków - dzisiejsza trasa.


Przed Mieściskiem.


Kościół pw. Zwiastowania Najświętszej Marii Panny z 1629r. w Popowie Kościelnym.


Janowiec Wielkopolski.


Ruiny Rycerskiej wieży mieszkalnej Rodu Pałuków z XIIIw. w Gołańczy. 


Gołańcz.


Największa farma wiatrowa w Polsce. Okolice Margonina i Gołańczy.


Zespół Pałacowy w Margonińskiej Wsi. 


Zespół Pałacowy w Margonińskiej Wsi.


Margonin.


Rynek w Chodzieży.


Dane wyjazdu:
182.50 km 0.00 km teren
06:36 h 27.65 km/h:
Maks. pr.:48.60 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:688 m
Kalorie: kcal

Załatać dziury.

Sobota, 6 września 2014 • dodano: 07.09.2014 | Komentarze 5

Kto rano wstaje, ten jest niewyspany.

W popularnym przysłowiu jest co prawda trochę inaczej ale jak dla mnie to powinno brzmieć ono właśnie tak jak powyżej. Otworzyłem oczy w środku piątkowo-sobotniej nocy, około siódmej rano, spojrzałem za okno i pogoda nie pozostawiała mi złudzeń. Będę dzisiaj niewyspany. Leniwe śniadanie, kawa, poranny przegląd wiadomości ze świata i okolic i zastanawianie się co zrobić z dzisiejszym dniem. W takich chwilach nieoceniony jest dla mnie serwis zaliczgmine.pl, spojrzałem na mapę i już wiedziałem w którą stronę się udać. Czas wybrać się w stronę Sierakowskiego Parku Krajobrazowego i załatać dziury na zachodnich rubieżach Wielkopolski. Przeciągałem wyjazd dość mocno ciągle wynajdując powody aby może jednak zostać dzisiaj w domu ale piękna pogoda za oknem w końcu wyciągnęła mnie z czterech ścian i po dziewiątej wyruszyłem w trasę.
Pierwszy odcinek trasy chciałem pokonać najszybciej jak się da, wskoczyłem więc na piękne, szerokie pobocze DK92 i w bardzo dobrym tempie zacząłem kręcić w kierunku Pniew. Ulubiona muzyka w uszach, lekki wiatr w plecy i świetna nawierzchnia spowodowały, że pierwsze pięćdziesiąt kilometrów pokonałem ze średnią ponad 32km/h, dla mnie rewelacja. Drogą krajową jechałem do Sękowa, później zjazd na Duszniki i przez Niewierz do Brodów, gdzie zrobiłem pierwszy przystanek. Króciutki postój miałem również w Bytyniu gdzie wpadł mi w oko ładnie położony kościół.

Kościół w Bytyniu.

Brody, mała wioska pomiędzy Dusznikami a Lwówkiem, ma wiele do zaoferowania miłośnikom architektury sakralnej jak i pałacowej. Nie są to zabytki klasy zerowej ale cieszą oko i będąc w okolicy grzechem byłoby ich nie zobaczyć.
Pierwszym z nich jest drewniany kościół z 1670r., wykonany w całości z mojego ulubionego gatunku drewna, modrzewia. O ile z zewnątrz kościół przypomina większość podobnych budowli z Wielkopolski o tyle w środku, jest dla mnie jednym z najładniejszych. Ilość detali i dbałość o ich wykończenie robi duże wrażenie. Drugim jest Kaplica Świętego Krzyża, poewangelicki budynek będący mauzoleum niemieckich właścicieli wsi. Trzecim z zabytków wartych odwiedzenia jest zbudowany w XIX wieku pałac z pięknym parkiem, w którym można podziwiać wielkie dęby i mnóstwo innych drzew. Obecnie ten budynek jest własnością Uniwersytetu Przyrodniczego z Poznania.

Brody, drewniany kościół z 1670r.

Brody, drewniany kościół z 1670r.

Brody, drewniany kościół z 1670r.


Brody, poewangielicka kaplica pałacowa - Kaplica Świętego Krzyża.


Brody, neorenesansowy pałac.

Kolejnym przystankiem na trasie dzisiejszej wycieczki miał być pałac w Posadowie, ale okazało się niestety, że nie ma możliwości wejścia na jego teren. Znaczy się była ale nie chciało mi się skakać przez płot i zostawiać roweru na pastwę losu... Z daleka pałac wyglądał na mocno tknięty zębem czasu, park bardzo zaniedbany także wiele nie straciłem. Skoro z wejściem nie wyszło to miałem chęć oglądnąć chociaż przypałacowy folwark ale przeszedł on w prywatne ręce i z tym też nici. Nie dane było mi ujrzeć co ciekawego mają w środku. Pstryknąłem dwie fotki z sąsiedztwa i z lekkim żalem pojechałem w kierunku Lwówka piękną, kasztanową aleją. Chociażby dla niej warto było zajechać do Posadowa.

Folwark w Posadowie, niestety tylko z zewnątrz :|

Taka piękna ruina... Posadowo.

Lwówek mnie nie zauroczył, ba nawet mi się nie spodobał. Najzwyklejsza zwykłość, tak sobie pomyślałem siedząc na ławce na rynku i jedząc słodką bułkę. Nic ciekawego do zobaczenia, nic ciekawego do robienia. Trzeba jechać dalej...

Rynek w Lwówku.

Droga do Kwilicza wiodła przez Linie gdzie mieszka i tworzy serowe cuda Marek Grądzki znany jako ziemianin .  Miałem wielką chęć odwiedzić jego gospodarstwo i skosztować słynnych serów grądzkich ale przejechałem przez wioskę i nie widziałem żadnego szyldu, nic co mogłoby mnie naprowadzić na jego przybytek. Wiem, mogłem się kogoś spytać ale tak naprawdę przypomniałem sobie o nim dopiero w Miłostowie i nie uśmiechało mi się wracać pięciu kilometrów piaszczystą drogą przez las, którą właśnie przejechałem. Wielka szkoda, ale następnym razem już nie odpuszczę :) Pomiędzy Miłostowem a Kwiliczem rośnie piękny, modrzewiowy las. Są to moje ulubione drzewa, zawsze przypominają mi góry i dlatego ten odcinek jechałem wolno, wolniutko aby się nim nacieszyć :) Sam Kwilicz to duża wioska ale ciekawostek z nim związanych nie znam żadnych, jest pałac ale odgrodzony bo prywatny i bardzo zniszczone budynki folwarczne obok. Tyle, że to właśnie od tek gminnej wioski zaczynał się najładniejszy krajobrazowo odcinek dzisiejszej trasy, mianowicie Sierakowski Park Krajobrazowy. Kraina jezior, grzybów i solidnych pagórków. 

Pałac w Kwiliczu, 1828r.

Jezioro Błędne koło Kwilicza, Sierakowski Park Krajobrazowy.

Z Kwilicza udałem się do Wronek chłonąc po drodze widoki i ciesząc się każdym zjazdem i podjazdem. Mógłbym tu jeździć i jeździć, z tym że jakość asfaltu na tym odcinku jest delikatnie mówiąc do poprawienia. Mocno mnie wytrzęsło i powoli zaczęło o sobie dawać znać zmęczenie tempem jakie sobie narzuciłem od samego początku wycieczki. Średnia cały czas była, jak na mnie i na turystyczny charakter wyjazdu, wysoka i oscylowała w okolicach 28,5km/h. W Łężeczkach uatrakcyjniłem sobie trasę, jak dotychczas głównie asfaltową, i zielonym szlakiem dojechałem do Chrzypska. Nie był to dobry pomysł bo przyszło mi walczyć z piachem, korzeniami i trawą. Ale za to były dziko rosnące, przepyszne jabłka więc morale wróciło do normy.

Droga 186 przed Lutomkiem, w oddali widok na dolinę Warty.

Przepiękny odcinek drogi 186 pomiędzy Lutomkiem a Łężeczkami. Można tylko podziwiać Matkę Naturę :)

Staw w Łężeczkach.

Głównym punktem dzisiejszego dnia miał być stary, ażurowy most na nieczynnej już linii kolejowej w okolicach Chrzypska Małego. Dojazd do niego to kilka świetnych podjazdów i mega piaszczysta droga przed nim samym. Wiadukt nie zawiódł mych oczekiwań i zrobił na mnie duże wrażenie, szczególnie widok z góry, brak zabezpieczeń i stare podkłady kolejowe rozbudzały wyobraźnie ;) 
Wiadukt pomiędzy Chrzypskiem Małym a Kikowem, na nieczynnej już linii kolejowej Szamotuły – Międzychód. Niecodzienny wygląd stalowo-murowanej konstrukcji już z daleka rzuca się w oczy. Most wybudowano w latach 1907-1908 nad Oszczynicą. Rzeczka liczy sobie niespełna 40 km długości i jest lewobrzeżnym dopływem Warty. Spinająca jej dolinę na wysokości 15 m klamra mostu wygląda tak, jakby zupełnie niechcący obróciła się do dołu. Bez wątpienia to jeden z najciekawszych zabytków przemysłowych Wielkopolski i jednocześnie najwyższy w tym regionie most kolejowy. W czasie kampanii wrześniowej uległ zniszczeniu, ale w 1941 roku został odbudowany (jeszcze przez Niemców). Służył kolejnictwu do roku 1992.






Droga do Wronek dłużyła mi się już dość mocno z powodu burczącego brzucha ale postanowiłem sobie, że dopiero tam uzupełnie kalorie więc kręciłem z nogi na nogę i czekałem z utęsknieniem na tablicę z nazwą tej miejscowości. Po zajechaniu na miejsce krótkie zakupy, posiłek na rynku i trochę pokręciłem się po miasteczku. Zajechałem na stadion, kiedyś pierwszoligowy, goszczący nawet Puchar Uefa, zajechałem pod ZK Wronki, wielką fabrykę Amici mieszczącą się tuż obok i miałem ochotę na obiad w jednym z przybytków miejscowej kuchni ale akurat było tam weselisko i z obiadu nici. Była to Borowianka, restauracja która dla polskiego futbolu jest niemal synonimem tego, że można wszystko trzeba mieć do tego tylko odpowiednich ludzi ;))

Olympic Hotel Wronki i stadion Amici. A mogłem tu kiedyś grać...

Z Wronek do domu czekała mnie tak nudny powrót, że nawet nie chce mi się o nim pisać. Droga prosta jak strzała, płaska jak stół i cały czas pod wiatr. Miałem chęć wracać pociągiem ale się nie dałem i jakoś się dokulałem do Poznania. Prawdziwa droga przez mękę, siodełko mi się rozregulowało i lekko pochyliło do przodu, grip się kręcił z powodu defektu, bolały mnie poślady od dziurawego asfaltu i ręce od ciągłego zmieniania chwytu. Pomimo tego wszystkiego wykręciłem rekordową dla mnie średnią na tak długim dystansie i wycieczkę skończyłem padnięty jak koń po westernie. Zaliczyłem trzy gminy, które były plamą na zielonej mapie :) Było warto :)

Kolejne odwiedzone przeze mnie miejsca utwierdzają mnie w przekonaniu, że nawet blisko domu można znaleźć miejsca o których turyści mówią, że są ekstra. My ich nie dostrzegamy bo chyba są zbyt blisko nas, są jakby chlebem powszednim. To nie zagranica, to nie cuda jakie tam są, mówimy sobie. Jak widać, warto najpierw poznać swoje aby zachwycać się innym :)

Zaliczone gminy: Lwówek (152), Kwilicz (153), Wronki (154)


Dane wyjazdu:
180.40 km 0.00 km teren
07:33 h 23.89 km/h:
Maks. pr.:44.70 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:822 m
Kalorie: kcal

Piła tango, Wałcz gogol.

Niedziela, 24 sierpnia 2014 • dodano: 24.08.2014 | Komentarze 5

Prognozy pogody są dla mięczaków :]

Piła tango, Wałcz gogol, razem z Jurkiem zrobiliśmy to co należy robić w niedzielę. Cały rowerowy dzień :]

Nie mam weny, parę słów tylko aby kiedyś wspomnieć co nieco.

Do Piły pociągiem, wlecze się niemożliwie. Na miejscu lekka mżawka, kawka w mc'u i kurs na Wałcz. Trasa świetna bo po hopkach ale cały czas z wiatrem w twarz. Jedzie się ciężko ale całkiem sprawnie i trochę po dziesiątej jesteśmy w Wałczu. Zajeżdżamy na start Gogol maratonu, w którym startuje kilkoro znajomych Jurka i którym chcemy trochę pokibicować. Kręcimy się trochę w okolicach startu po czym jedziemy znaleźć ciekawą miejscówkę aby zobaczyć trochę ścigania na trasie. Około kilometra jedziemy w terenie, Jurek na szosie robi furorę bo myślą, że rozgrzewa się przed wyścigiem ;)) Miejsce zajęte, jemy drugie śniadanie i jadą :) Strzelamy kilka fotek, dopingujemy i wracamy na start mini gdzie czeka sporo większa banda rowerzystów niż na mega. Po tym aż wszyscy ruszyli czas na nas i jedziemy pokręcić się trochę po Wałczu. Ładne miasto, dwa jeziora piękne tereny wokół :)
Z Wałcza go Gostomii jedziemy turystycznym tempem, od Gostomii do Czarnkowa średnia w okolicach 32-33km/h. Jedzie się świetnie, wychodzimy solidarnie na zmiany co owocuje naprawdę dobrą jazdą :) Jeden postój robimy tylko w Trzciance, na uzupełnienie płynów i zjedzenie słodkiego ;) Miejscowy fan trunków wszelakich dowiadując się gdzie jedziemy wątpi w stan swojej trzeźwości ;) W Czarnkowie łapie nas ulewa, którą spędzamy na scenie pośrodku rynku. Miejscówka idealna :) Wyjazd w kierunku Dębe to kapitalny podjazd na którym cisnę ile wlezie, Jurek siedzi mi na kole, jest dobrze :) Prawie do samego Obrzycka trzymamy mocne tempo, średnia nie schodzi poniżej 30km/h. Od Obrzycka do Szamotuł zaczyna mnie mulić, brakuje mi kalorii i myślę tylko o jedzeniu. Zwalniam dość znacznie, po za tym cholernie nie lubię tego odcinka, nudny jest :| W Szamotułach piknik pod biedronką i powrót do domu już turystycznie, bez szaleństw :)

Świetny wyjazd, nie ma co patrzeć na prognozy :) Miało lać, burze miały być i co? Była jedna ulewa, jakiś tam mały deszcz po drodze a po za tym ekstra pogoda na rowerowanie. Było świetnie :) 

Dzięki Jurek za wyjazd!

Piła tango.

Zaliczone gminy: Piła (147), Szydłowo (148), Wałcz - teren wiejski (149), Wałcz - teren miejski (150), Trzcianka (151)


Razem z Jurkiem na parkingu przed startem Gogola w Wałczu :) 


JoannaZygmunta :)


Josip :)


z3waza


zbych741


dave :)


Start mini.


Jurek na rynku w Wałczu :)


"centrum" Trzcianki :)


Ciężkie chmury nad Czarnkowem i nasza miejscówka na przetrwanie ulewy :)





Dane wyjazdu:
183.00 km 0.00 km teren
07:11 h 25.48 km/h:
Maks. pr.:37.40 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:661 m
Kalorie: kcal

Do rodzinki, w rytmie reagee.

Środa, 6 sierpnia 2014 • dodano: 06.08.2014 | Komentarze 3

W końcu pojechałem do rodziny rowerem. Od dawna planowałem pojechać do Bytomia Odrz. na dwóch kółkach ale nie miałem ku temu okazji więc nie zastanawiałem się zbyt długo i korzystając ze sposobności spakowałem sakwy i obrałem kierunek na południe. Wariantów dojazdu jest całe mnóstwo, moja trasa była dobrana tak aby pojeździć nieco po gminach w których mnie jeszcze rowerem nie było. Trasa choć znana mi z jazdy samochodem aż za dobrze to z siodełka wygląda zgoła odmiennie i to chyba jedyny pozytyw tego wyjazdu. Niedawne perypetie zdrowotne mocno dały mi się we znaki i przez cały czas dawały o sobie znać lekkie skurcze w obu łydkach. Dodając do tego wyjątkowo nieprzyjemny wiatr, który przez większą część dystansu wiał z boku lub w twarz wycieczkę tę zaliczam do tych z gatunku mało udanych.

Wyjechałem z domu około dziewiątej rano, długo nie mogłem się zebrać patrząc na to w którą stronę uginają się wierzchołki drzew za oknem. Wiało dokładnie z kierunku w którym się udwałem. Dodając do tego ciężkie sakwy wiedziałem, że będzie to raczej droga po prostu do przejechania niż do zapamiętania. Gdy tylko wydostałem się z Poznania, za Skórzewem, założyłem słuchawki, włączyłem mp3-ójkę, znalazłem katalog "rower - reagee" i w tych bujających rytmach zacząłem kręcić ze stałym, równiutkim tempem aż do samego Bytomia. Nie zwracałem uwagi czy pod górkę, czy z górki, czy po asfalcie, czy po szutrach. Wiatr miałem gdzieś, tiry, osobówki i motory też. Po prostu jechałem przed siebie nie zwracając za bardzo uwagi na przeciwności. Rower, reagee i ja. 

Zaliczone gminy: Granowo (130), Grodzisk Wielkopolski (131), Kamieniec (132), Wielichowo (133), Rakoniewice (134), Wolsztyn (135), Kolsko (136)

Poznań - Wolsztyn - Bytom Odrz. 


Droga z Podłozin do Skrzynek.


Kościół pw. św. Marcina w Granowie. 1298r.


Browar w Grodzisku Wielkopolskim.


Starówka w Grodzisku Wielkopolskim.


Rynek w Grodzisku Wielkopolskim.


Rzeczka Mogilnica, przed Ruchocicami.


Objadłem się tymi jabłkami niemożliwie :) Takich w sklepie się nie dostanie :) Gdzieś w okolicach Wielichowa.


Rakoniewice. W 35. rocznicę utworzenia Wielkopolskiego Muzeum Pożarnictwa na rakoniewickim rynku stanęła jedyna w Polsce fontanna będąca jednocześnie pomnikiem strażaków. Na skraju zbiornika stoją dwie postacie strażaków (kobiety i mężczyzny). Podświetlony na czerwono, środkowy strumień wody imituje ogień gaszony wodą tryskającą z prądownic trzymanych przez strażaków. Bardzo mi się to podobało :)


Wolsztyn, jezioro Wolsztyńskie. Bardzo ładne miasto, polecam każdemu kto będzie w tych okolicach zatrzymać się tu choć na chwilę. Parowozownia to tylko jedna z atrakcji, tym razem nie jeździłem za dużo po mieście, pojechałem posiedzieć tylko nad wodą. Bywałem tu wielokrotnie, teraz też nie omieszkałem posiedzieć chwili nad jeziorem i uzupełnić nieco energii w postaci kilku kanapek z szynką ;) Lepsze to niż jakieś żele i inne pierdoły ;)


Klasztor pocysterski w Obrze pod Wolsztynem. Piękny park dookoła, z kościoła mnie pogonili chyba dlatego, że nie miałem długich spodni. Powodów wyjaśniać nie chcieli, pierwszy raz się spotkałem z czymś takim. Dziwne :|


Tyle razy przejeżdżałem odok tego cuda ale fotkę strzeliłem po raz pierwszy. Płot był zamknięty i nie wjechałem na teren tego afrykańskiego państwa. Innym razem ;)