Info

avatar rmk z miasteczka Poznań. Mam przejechane 37834.21 kilometrów. Jeżdżę, bo lubię :)
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rmk.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Wielkopolska

Dystans całkowity:7739.55 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:320:41
Średnia prędkość:23.21 km/h
Maksymalna prędkość:71.00 km/h
Suma podjazdów:34231 m
Liczba aktywności:57
Średnio na aktywność:135.78 km i 5h 56m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
150.30 km 0.00 km teren
05:47 h 25.99 km/h:
Maks. pr.:46.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:661 m
Kalorie: kcal

Z pozoru nieciekawie.

Sobota, 21 marca 2015 • dodano: 21.03.2015 | Komentarze 14

Płacą im za to. Oszukują na każdym kroku. Pomimo tego każdego dnia większość społeczeństwa z niecierpliwością na nich czeka i nasłuchuje tego co powiedzą i co napiszą. Nie, to nie księża. Więc kim Oni są?

Pierwszy dzień kalendarzowej wiosny spędziłem jeżdżąc rowerem. Zupełnie tego nie planowałem, wyszło samo z siebie. Ten dzień miałem spędzić w domu, miałem się lenić i późnym wieczorem kładąc się do łóżka żałować tego, że dwudziesty pierwszy marca był taki brzydki. Siedząc rano po śniadaniu i pijąc ulubione espresso zastanawiałem się jak to jest być meteorologiem i czy to aura jest na tyle nieprzewidywalna na 24h do przodu czy też to właśnie pogodynki są tak niedoinformowane . Miało być załamanie pogody, miał być deszcz, późnym popołudniem nawet ze śniegiem a tymczasem za oknem uśmiechało się do mnie piękne słońce. Świeciło i mówiło do mnie, że nie mogę tego dnia spędzić bez roweru. Nie było już pytania czy, zostało pytanie gdzie jechać. Może gdzieś na południe od domu, może Jarocin, pomyślałem. Tam mnie jeszcze nie było i postanowiłem to zmienić. 

Do Śremu droga była mi dobrze znana. Lubię tę trasę, w większości prowadzi zalesionym terenem, ruch na niej jest niewielki przez co jedzie się tam naprawdę przyjemnie. Małym ale jest stan nawierzchni pomiędzy Radzewicami a Czmońcem, bardzo złej jakości asfalt a raczej to co niego zostało. Od rogatek Poznania do Rogalinka, przez dziesięć kilometrów siedział mi na kole jakiś szosowiec. Jechałem swoim, równym tempem w okolicach 30km/h i miałem to kompletnie gdzieś, że jedzie cały czas za mną i z tego korzysta ale liczyłem na to, że jak nasze drogi się rozjadą to doczekam się chociaż jakiegoś podziękowania, machnięcia ręką, czegokolwiek. Ale gdzie tam, ani cześć ani pocałuj mnie gdzieś. Minął mnie sto metrów przed skrzyżowaniem i tyle go widziałem, skręciliśmy w inne strony. Takie pokazu buractwa jeszcze nie widziałem, aż nie wiem co napisać.

W Śremie przystanąłem na chwilę szukając na niebie oznak brzydkiej pogody ale moje poszukiwania spełzły na niczym. Trudno, jadę dalej. Przed Dolskiem teren się pofałdował co w połączeniu z silnym wiatrem z boku dało mi nieco we znaki. Gdy zatrzymałem się na malutkim rynku i spojrzałem na średnią prędkość z jaką się dziś przemieszczałem byłem lekko mówiąc zdziwiony. Jest forma, jedzie się szybko :)

Pierwszą odwiedzona przeze mnie dzisiaj gminą, z tych wcześniej niezaliczonych, był Borek Wielkopolski. Królestwo niejakiego Mroza i jego rodziny. Swego czasu bardzo mocno wspierał on kolarstwo za co ma u mnie dużego plusa. Rowerowa dusza tej małej gminy jest widoczna do dzisiaj o czym świadczy bicykl pod ratuszem i rowerowe ciekawostki na umieszczonych przy nim tablicach. Mała rzecz a cieszy. W kolejnej gminie czyli Jaraczewie jedyną perełką na jaką natrafiłem był kościół w Rusku. Drewniany, szachulcowy kościół p.w Św.Wojciecha jest naprawdę warty tego aby go odwiedzić. Kolejna drewniana świątynia czekała na mnie w Noskowie ale nie zrobiła już na mnie takiego wrażenia jak poprzednia. 

Gdy dojechałem do Jarocina zastanawiałem się co robić dalej. Pojeździłem trochę po mieście, zobaczyłem chyba wszystkie najważniejsze atrakcje z których najbardziej podobała mi się pomnik glana, jak na festiwalowe miasto przystało. Rynek bardzo podobny do tego w Lesznie, tylko trochę mniejszy. Zjadłem posiłek prawdziwego sportowca czyli jakiś zestaw w M'cu i przy kawie analizowałem mapę. Pogoda w dalszym ciągu całkiem całkiem, więc padło na Dobrzycę i pałac jaki się w niej znajdował. 

Kilkanaście kilometrów jakie dzieliło Dobrzycę od Jarocina przejechałem w tempie ekspresowym. Wiało mi na tym odcinku mocno w plecy więc najedzony organizm zaczął pracować na najwyższych obrotach i po chwili byłem już na miejscu. Sam pałac, reklamowany już w samym Jarocinie, mocno mnie rozczarował. Byłem, zobaczyłem i bez żalu odjechałem. Skierowałem się na Pleszew gdzie postanowiłem zakończyć dzisiejszą wycieczkę. Jakież było moje zdziwienie gdy okazało się, że dworzec pkp nie znajduje się w samym mieście tylko kilka kilometrów od niego przez co nie dane mi było zobaczyć tego co Pleszew ma mi do zaoferowania. Pociąg, który miał zabrać mnie do domu odjeżdżał za kilkanaście minut a na następny musiałbym czekać prawie dwie godziny. Mógłbym wykorzystać ten czas na objazd miasta i okolic ale coś trzeba zostawić na później. I aby mieć do czego wracać ;)

Przywitałem wiosnę na rowerze, pomimo tego że wg wszystkich meteorologów i speców od pogody to nie miało prawa się udać. Atrakcji po drodze nie miałem zbyt wiele ale w takie dni jak ten cieszą mnie nawet takie rzeczy jak widok zamiatanych obejść w mijanych wsiach, wzmożone prace polowe które towarzyszyły mi dzisiaj niejednokrotnie czy też ilość ptaków w powietrzu. Wiosna idzie na całego i czuć i widać to wszędzie. Z pozoru nieciekawy ale jednak udany wyjazd :)

A wiatr jak to wiatr, żył swoim życiem...



Zaliczone gminy: Borek Wielkopolski (203), Jaraczewo (204), Jarocin (205), Kotlin (206), Dobrzyca (207), Pleszew (208)


Rynek w Dolsku.


Pagórkowato. Okolice Dolska.


Ratusz w Borku Wielkopolskim.


Borek Wielkopolski.


Borek Wielkopolski.


Borek Wielkopolski.


Borek Wielkopolski.


Kościół p.w. Świętego Wojciecha z 1833 r w Rusku.


Drewniany Kościół Św. Trójcy w Nosku, XVIIw.


Pomnik glana w Jarocinie.


Ratusz w Jarocinie.


Ratusz w Jarocinie.


Dom Pomocy Społecznej w Zakrzewie.


Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy.


Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy.


Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy.


Dane wyjazdu:
200.70 km 0.00 km teren
08:16 h 24.28 km/h:
Maks. pr.:37.70 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:790 m
Kalorie: kcal

Tam gdzie wiara zamienia się w pieniądze.

Środa, 18 lutego 2015 • dodano: 18.02.2015 | Komentarze 24

Słowo pieniądz występuje w Biblii 156 razy. Płacenie, płacić , zapłacić, zapłata występuje 153 razy. Denar, sykl, talent, grosz występują 228 razy a nie są to wszystkie biblijne waluty. Mamy w Biblii nawet słowo podatki, które występuje 40 razy, długi występujące 15 razy oraz bank, bankier i odsetki, które to słowa mamy w 14 miejscach. Jedyny termin, którego w Biblii nie ma to bankomat i karta kredytowa.
Nie wiem czym kierowano się stawiając się największy kościół w Polsce, ale na pewno słowo pieniądz podczas planowania tego przedsięwzięcia było jednym z kluczowych. Bankomat i karta kredytowa też. Nowoczesna interpretacja Biblii przez pomysłodawców tej monumentalnej budowli, którą dzisiaj postanowiłem odwiedzić, jest widoczna tam wszędzie. Na każdym kroku.

Śledząc prognozy pogody przez kilka ostatnich dni, postanowiłem że w dniu dzisiejszym pojadę na wschód od Poznania. Miał wiać zachodni wiatr, miało być przyjemne sześć, siedem stopni na plusie i świecące słońce. A jak było? Wyjeżdżałem krótko po dziewiątej rano w mżawce i dużej wilgotności, wiatr przez cały dzień wiał głównie z boku a słońce było schowane za chmurami, z rzadka pokazując swe oblicze. Można było się tego spodziewać, prawo Murphiego działa i na pogodę :)

Wyznaczyłem sobie dwa główne cele dzisiejszej wycieczki i oba zostały zrealizowane. Chciałem w końcu zobaczyć Jezioro Powidzkie oraz wspomniane wyżej Sanktuarium Maryjne w Licheniu. Drogi jakimi dzisiaj jeździłem okazały się w większości mało uczęszczane choć ich nawierzchnia czasem pozostawiała dużo do życzenia.

Wyjeżdżając z domu skierowałem się w kierunku Pobiedzisk, do których dojechałem szerokim i wygodnym poboczem starej 5-tki. Dalej do Czerniejewa świetny odcinek, wśród pól i lasów, praktycznie bez aut i z bardzo dobrym asfaltem. Od Czerniejewa do Niechanowa dziurawe drogi i upierdliwy wiatr. Nic ciekawego. W Witkowie chwile odpocząłem i udałem się do Powidza, na tym odcinku pojawiło się kilka hopek i zmienił się w końcu krajobraz. W samym Powidzu zajechałem na plażę, pstryknąłem kilka fotek, posiliłem się trochę i psim bulwarem objechałem brzeg jeziora w kierunku wyjazdu na Strzałkowo. Zaraz za Powidzem pojawił się mały podjazd, na którym trochę skoczyło mi tętno z powodu dwóch psów, które postanowiły się ze mną pościgać. Przegrały ;) O drodze Powidz - Strzałkowo chciałbym jak najszybciej zapomnieć z powodu silnego wiatru w twarz i betonowych płyt, które tworzyły ten właśnie odcinek. Tak dostałem w kość, że miałem ochotę wsiąść w Strzałkowie w pociąg i wrócić do domu...
Strzałkowo i Słupca niczym mnie nie zaciekawiły więc bez żalu ruszyłem w kierunku Giewartowa, do którego dostarłem bardzo sprawnie. Tam odbiłem w prawo i wiejskimi drogami dotarłem do Kazimierza Biskupiego. Znalazłem tam w końcu Orlen, w którym mogłem wypić ciepłą herbatę, co miało zbawienny wpływ na moją psychikę. Przez ostatnie kilkanaście kilometrów mój organizm zaczął się już głośno domagać odpoczynku i czegoś ciepłego do picia więc ta stacja była dla mnie jak zbawienie. Ogrzałem się trochę, odpocząłem i z nową energią dojechałem raz dwa do Kleczewa i dalej do Ślesina. Te drugie miasteczko bardzo mi się spodobało, ładnie położone nad Kanałem Warta-Gopło, z ciekawą historią i zabytkami. Polecam odwiedzić jeśli ktoś będzie w okolicy :)
Dziesięć kilometrów dalej był już Licheń, czyli główny cel mojej wycieczki. Objechałem bazylikę dookoła, objechałem to co było do zobaczenia ale do środka kościoła się nie dostałem ponieważ był zamknięty. Dlaczego, nie mam pojęcia. Architektura, monumentalność i wygląd Bazyliki zrobiły na mnie wielkie wrażenie. To naprawdę warto zobaczyć. Ale wolałbym, żeby to nigdy nie powstało, żeby za te pieniądze głodne dzieci mogły zjeść coś ciepłego... Po jaką cholerę budować takie kościoły? Nie rozumiem tego i nigdy nie zrozumiem... Zrobiłem kilka zdjęć, przebrałem się w cieplejsze ciuchy, słońce już zaszło i temperatura szybko spadła w okolice zera momentalnie wyziębiając mój i tak zmarznięty organizm.

Planowałem wcześniej zajechać jeszcze do Kramska ale odpuściłem i pojechałem prosto do Konina. Zajechałem do dworzec PKP i okazało się, że mam minutę do odjazdu pociągu. W przeciągu sześćdziesięciu sekund kupiłem bilety, wodę do picia i przetransportowałem się na drugi peron gdzie czekał już na mnie elf, który wygodnie dowiózł mnie z powrotem do Poznania. Dopiero w pociągu poczułem jak jestem zmęczony i jak bolą mnie nogi. I niemal w jednej chwili poczułem również jak jestem z tego powodu szczęśliwy :))

Zaliczone gminy: Niechanowo (170), Witkowo (171), Powidz (172), Strzałkowo (173), Słupca - teren wiejski (174), Słupca - teren miejski (175), Ostrowite (176), Kazimierz Biskupi (177), Kleczew (178), Ślesin (179), Kramsk (180), Konin (181)




Niechanowo.


Duch Hrabiego zabija tu nieszczęśników :)


Witkowo.


Piękne Jezioro Powidzkie :)


W drodze do Strzałkowa. Nawierzchnia z betonowych płyt, katorga... 


Wielki samolot lecący do Bazy Lotniczej w Powidzu. Co to za model?


Kazimierz Biskupi.


Koparka w stanie spoczynku. Kopalnia węgla brunatnego z odkrywkowej kopalni w Kleczewie. Teren w okół robi smutne wrażenie...


Łuk Napoleona w Ślesinie z 1812r. Postawili go mieszkańcy na cześć Napoleona.


Rynek w Ślesinie, a raczej Jary Kielc :))


Rynek w Ślesinie, a raczej Jary Kielc :) Pomnik Gęsiarza.


Bazylika w Licheniu. Największy kościół w Polsce. Robi wrażenie...



 


Dane wyjazdu:
159.60 km 0.00 km teren
06:15 h 25.54 km/h:
Maks. pr.:49.50 km/h
Temperatura:7.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:600 m
Kalorie: kcal

Zimowo-wiosenna kraina wiatraków.

Piątek, 13 lutego 2015 • dodano: 13.02.2015 | Komentarze 16

Siedząc wczoraj w pracy i widząc piękną pogodę za oknem wiedziałem, że jak tylko dzisiaj będzie powtórka to nic mnie nie zatrzyma przed dłuższą wycieczką. Po pracy szybka kawa, spakowałem plecak i w drogę. Trasę od dawna miałem w głowie, czekałem tylko na odpowiedni moment, który nadszedł właśnie dzisiaj.

Trasa, którą sobie nakreśliłem w myślach idealnie nadawała się na taki dzień jak dziś. Piękna, słoneczna pogoda, kilka stopni na plusie i delikatny wiatr z południa. Wszystko przemawiało za tym abym skierował się na północ i sporym łukiem dotarł do Chodzieży. Wszystko zgrało się znakomicie. 

Do Skoków droga była mi znana, reszta to nowość a co za tym idzie nie do końca wiedziałem jakich nawierzchni się spodziewać. Był pełen przekrój, od idealnych, prawie nowych asfaltów gładkich jak stół po dziurawe gminne szosy i pięciokilometrowy odcinek błota przez las przed Janowcem Wielkopolskim, który nomen omen leży w woj. kujawsko-pomorskim ;) W dziesięciostopniowej skali całość trasy oceniam na sześć a jej walory krajoznawczo-przyrodnicze na cztery. Czyli wycieczka pod tym względem była mocno średnia ale wiedziałem o tym i dlatego przejechałem ją w lutym, zachowując sobie cieplejsze dni na ciekawsze trasy :)

Zaliczyłem siedem nowych gmin, spędziłem prawie sześć godzin na rowerze, spotkałem bardzo miłego pana w Janowcu Wlkp., z którym uciąłem sobie bardzo miłą pogawędkę, oraz doładowałem się potężną dawką endorfin i witaminy D. Więcej mi nie potrzeba :)

Tytułowa kraina wiatraków to teren pomiędzy Gołańczą a Margoninem. Znajduje się tam największa w Polsce farma wiatrowa, zapewniająca prąd 90 tys. gospodarstw domowych. Widywałem takie w Europie, ale w Polsce jeszcze nie. Widok robi wrażenie, wiatraków jest mnóstwo, a każdy z nich ma średnio 100m wysokości. Z tego co mi wiadomo to całość inwestycji jest na siódmym miejscu w Europie pod względem ilości wiatraków. Jeden taki to 2mln euro, chyba postawie sobie taki koło domu, będę miał prąd gratis ;))

Zaliczone gminy: Mieścisko (163), Janowiec Wielkopolski (164), Damasławek (165), Wapno (166), Gołańcz (167), Margonin (168), Szamocin(169) 

Kraina wiatraków - dzisiejsza trasa.


Przed Mieściskiem.


Kościół pw. Zwiastowania Najświętszej Marii Panny z 1629r. w Popowie Kościelnym.


Janowiec Wielkopolski.


Ruiny Rycerskiej wieży mieszkalnej Rodu Pałuków z XIIIw. w Gołańczy. 


Gołańcz.


Największa farma wiatrowa w Polsce. Okolice Margonina i Gołańczy.


Zespół Pałacowy w Margonińskiej Wsi. 


Zespół Pałacowy w Margonińskiej Wsi.


Margonin.


Rynek w Chodzieży.


Dane wyjazdu:
137.50 km 0.00 km teren
05:56 h 23.17 km/h:
Maks. pr.:43.90 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:565 m
Kalorie: kcal

Jesteśmy niepodlegli :)

Wtorek, 11 listopada 2014 • dodano: 11.11.2014 | Komentarze 7

Uczciliśmy, razem z Jurkiem,  niepodległość Naszego Pięknego Kraju w najlepszy możliwy sposób czyli rowerowo :) Pojechaliśmy do Osiecznej pokibicować uczestnikom VI Wyścigu Niepodległości, odśpiewaliśmy hymn na starcie i zaliczyliśmy świetną wycieczkę. Pogoda dopisała, humory też, kondycja o dziwo nienajgorsza, kawka była, czegóż chcieć więcej? :) Nie sądziłem, że po tak długiej przerwie i po chorobie będzie mi się jechać tak dobrze ale towarzystwo Jurka działa cuda :D Na wyścigu pstryknęliśmy kilka fotek, spotkaliśmy Asię, znajomą Jurka, było wesoło :)

Trasa wśród pól głównie traktami Parku Krajobrazowego im.Dezyderego Chłopskiego, dość monotonna i momentami naprawdę nudna. Dopiero w okolicach Osiecznej pojawiły się pagórki i krajobraz zmienił się na lepsze :) Wielkich atrakcji po drodze też nie było, więc nie ma co opisywać. Najciekawsz była gorzelnia w Turewie ale do bidonów nam nalać nie chcieli ;) W Osiecznej wjechaliśmy na wieże widokową, skąd rozpościerał się przepiękny widok na te miasteczko. Przed samym Lesznem dostaliśmy koncert klaksonów, nie spodobał się kierowcom nasz bunt przeciwko DDR-om z kostki i jazda szosą. No cóż, pozdrowiłem ich w sobie znany sposób i był spokój ;)

Jedna mała wzmianka o szanownej milicji, która w Krzywiniu nie omieszkała nas "poinformować", że obok siebie jeździć nie wolno. Gówno prawda, przepisy się zmieniły, panowie milicjanci, teraz już to wiedzą. Do roboty nieroby a nie za rowerzystami jeździcie :D

Dzięki Jurek za towarzystwo :]

Trasa.

Zaliczone gminy: Krzywiń (155), Osieczna (156), Lipno (157), Święciechowa (158), Leszno (159)

Wizualnie było tak:


Z rana było wilgotno i mgliście...


Parada w Czempiniu. Na jej czele jechał radiowóz, który później pojechał sobie za nami szukać sobie zajęcia...


Kościół z 1407 w Starym Gołębiewie. Niestety zamknięty na amen.


Gorzelnie w Turewie. Nie chcieli nalać do bidonów :)


Mechanizmy z gorzelni.


Mechanizmy z gorzelni.


Wiatrak - koźlak. Jerka.


Ryneczek w Krzywiniu. Krótko mówiąc, dziura.


Po hymnie, przed startem. VI Wyścig Niepodległości w Osiecznej.


Migawka z trasy.


Migawka z trasy.


Migawka z trasy.


Migawka z trasy.


Migawka z trasy. Jurek jakiś taki niewyraźny, czaił się na dobry kadr ;D


Jurek z Asią.


Widok na Osieczną z Jagody, wieży widokowej.


Zetor z Lipna :)


Zetor z Wilkowic.


Jurek zastanawiał się czy nie zamienić Fabiana na te latające ustrojstwo ;) Leszno.


Ratusz w Lesznie.


Dane wyjazdu:
111.30 km 0.00 km teren
05:15 h 21.20 km/h:
Maks. pr.:62.40 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:590 m
Kalorie: kcal

Wielkopolski Park Narodowy.

Piątek, 3 października 2014 • dodano: 03.10.2014 | Komentarze 11

Miałem dzisiaj, po południu, sporo wolnego czasu za oknem piękna pogoda, więc nie zastanawiając się długo spakowałem aparat, wsiadłem na rower i ruszyłem gdzieś pokręcić. Złota polska jesień zbliża się wielkimi krokami więc postanowiłem wybrać się do Wielkopolskiego Parku Narodowego i pooddychać trochę świeżym powietrzem, nacieszyć oko widokami i wyszaleć się trochę na kapitalnych singlach jakie WPN nam oferuje.

Do Lubonia sprawny dojazd najpierw wzdłuż pestki, później wzdłuż Warty i przez Lasek Dębiński. Za autostradą wskoczyłem już na Nadwarciański Szlak Rowerowy i nim zajechałem do Mosiny. NSR to bez wątpienia najpiękniejszy szlak rowerowy w okolicach Poznania, ma wszystko co uwielbiam. Piękny las wokół, leniwie płynąca Warta na wyciągnięcie ręki i wiele kapitalnych odcinków na których można dać upust fantazji i poszaleć pomiędzy drzewami, poskakać na korzeniach i pokręcić na mostkach. No i wszechobecna cisza, po prostu pięknie.

Przez Mosinę przejechałem raz dwa kierując się do Ludwikowic. Nigdy wcześniej tam nie byłem, trzeba było w końcu pojechać w ten rejon WPN-u. Świetny podjazd do szpitala i zaczęła się zabawa w WPN-ie. Kręciłem czerwonym szlakiem i zjeżdżałem poza niego. Poszalałem trochę na singlach, już dawno nie odczuwałem takiej frajdy z jazdy rowerem. Ewidentnie tego było mi trzeba. Posiedziałem dłuższą chwilę nad Jeziorem Góreckim, zjadłem bułki, pooglądałem i posłuchałem chmary kormoranów i czas na powrót. Podjazd pod Osową od strony Kociołka, zjazd Pożegowską i od razu powrót na górę ul. Spacerową. W okolicach Poznania ten podjazd to legenda :) Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma :) Można się na nim wyżyć, oj można ;) Wszedłem na wieżę widokową, pooglądałem świat z góry i udałem się do Poznania po swoim śladzie, przepięknym NSR-em. W Luboniu przyniosłem szczęście wędkarzowi, bo tylko jak przy nim przystanąłem aby się napić, złapał szczupaka. Cieszył się jak dziecko :)

Przez Poznań przejechałem wzdłuż Warty, przy samej wodzie zaliczając po drodze pole minowe usiane Lubelską Perłą. Albo jest w promocji albo poznańscy studenci wiedzą co dobre i piją właśnie ten browar w ilościach hurtowych. Szkoda tylko, że większość butelek zostaje nad brzegiem... Chciałem odebrać Agę z pracy, miałem jeszcze godzinę do wykorzystania więc przez Naramowice pojechałem na Morasko, dalej przez Suchy Las i Strzeszyńską. Do domu zajechaliśmy już razem :)

Przez cały dzień piękna, październikowa pogoda. W najciepleszym momencie dnia temperatura wynosiła 21 stopni :) Lekkie zachmurzenie, późnym popołudniem niebo już czyściutkie i błękitne. Wiatru nie było prawie wcale, żyć i jeździć :) Jestem niezmiernie zadowolony z dzisiejszej wycieczki, pomimo że niedaleko od domu to uważam, że była jedną z lepszych w tym roku. Tego mi było trzeba i bardzo się cieszę, że mogłem dzisiaj pojeździć :)

WPN

Poniżej kilka migawek z dzisiejszej jazdy.


Nadwarciański Szlak Rowerowy, odcinek południowy.


Nadwarciański Szlak Rowerowy, odcinek południowy.

Wyspa Zamkowa na Jeziorze Góreckim w Wielkopolskim Parku Narodowym. 


Jezioro Kociołek, Wielkopolski Park Narodowy.


Jesienne wariacje z aparatem ;) Wielkopolski Park Narodowy.


Widok z wieży widokowej na Osowej Górze w Mosinie.


Graffiti pod mostem Rocha, Poznań.


Graffiti pod mostem Rocha, Poznań.


Graffiti pod mostem Rocha, Poznań.


Most Rocha w Poznaniu.

Kategoria 100-150, Wielkopolska


Dane wyjazdu:
182.50 km 0.00 km teren
06:36 h 27.65 km/h:
Maks. pr.:48.60 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:688 m
Kalorie: kcal

Załatać dziury.

Sobota, 6 września 2014 • dodano: 07.09.2014 | Komentarze 5

Kto rano wstaje, ten jest niewyspany.

W popularnym przysłowiu jest co prawda trochę inaczej ale jak dla mnie to powinno brzmieć ono właśnie tak jak powyżej. Otworzyłem oczy w środku piątkowo-sobotniej nocy, około siódmej rano, spojrzałem za okno i pogoda nie pozostawiała mi złudzeń. Będę dzisiaj niewyspany. Leniwe śniadanie, kawa, poranny przegląd wiadomości ze świata i okolic i zastanawianie się co zrobić z dzisiejszym dniem. W takich chwilach nieoceniony jest dla mnie serwis zaliczgmine.pl, spojrzałem na mapę i już wiedziałem w którą stronę się udać. Czas wybrać się w stronę Sierakowskiego Parku Krajobrazowego i załatać dziury na zachodnich rubieżach Wielkopolski. Przeciągałem wyjazd dość mocno ciągle wynajdując powody aby może jednak zostać dzisiaj w domu ale piękna pogoda za oknem w końcu wyciągnęła mnie z czterech ścian i po dziewiątej wyruszyłem w trasę.
Pierwszy odcinek trasy chciałem pokonać najszybciej jak się da, wskoczyłem więc na piękne, szerokie pobocze DK92 i w bardzo dobrym tempie zacząłem kręcić w kierunku Pniew. Ulubiona muzyka w uszach, lekki wiatr w plecy i świetna nawierzchnia spowodowały, że pierwsze pięćdziesiąt kilometrów pokonałem ze średnią ponad 32km/h, dla mnie rewelacja. Drogą krajową jechałem do Sękowa, później zjazd na Duszniki i przez Niewierz do Brodów, gdzie zrobiłem pierwszy przystanek. Króciutki postój miałem również w Bytyniu gdzie wpadł mi w oko ładnie położony kościół.

Kościół w Bytyniu.

Brody, mała wioska pomiędzy Dusznikami a Lwówkiem, ma wiele do zaoferowania miłośnikom architektury sakralnej jak i pałacowej. Nie są to zabytki klasy zerowej ale cieszą oko i będąc w okolicy grzechem byłoby ich nie zobaczyć.
Pierwszym z nich jest drewniany kościół z 1670r., wykonany w całości z mojego ulubionego gatunku drewna, modrzewia. O ile z zewnątrz kościół przypomina większość podobnych budowli z Wielkopolski o tyle w środku, jest dla mnie jednym z najładniejszych. Ilość detali i dbałość o ich wykończenie robi duże wrażenie. Drugim jest Kaplica Świętego Krzyża, poewangelicki budynek będący mauzoleum niemieckich właścicieli wsi. Trzecim z zabytków wartych odwiedzenia jest zbudowany w XIX wieku pałac z pięknym parkiem, w którym można podziwiać wielkie dęby i mnóstwo innych drzew. Obecnie ten budynek jest własnością Uniwersytetu Przyrodniczego z Poznania.

Brody, drewniany kościół z 1670r.

Brody, drewniany kościół z 1670r.

Brody, drewniany kościół z 1670r.


Brody, poewangielicka kaplica pałacowa - Kaplica Świętego Krzyża.


Brody, neorenesansowy pałac.

Kolejnym przystankiem na trasie dzisiejszej wycieczki miał być pałac w Posadowie, ale okazało się niestety, że nie ma możliwości wejścia na jego teren. Znaczy się była ale nie chciało mi się skakać przez płot i zostawiać roweru na pastwę losu... Z daleka pałac wyglądał na mocno tknięty zębem czasu, park bardzo zaniedbany także wiele nie straciłem. Skoro z wejściem nie wyszło to miałem chęć oglądnąć chociaż przypałacowy folwark ale przeszedł on w prywatne ręce i z tym też nici. Nie dane było mi ujrzeć co ciekawego mają w środku. Pstryknąłem dwie fotki z sąsiedztwa i z lekkim żalem pojechałem w kierunku Lwówka piękną, kasztanową aleją. Chociażby dla niej warto było zajechać do Posadowa.

Folwark w Posadowie, niestety tylko z zewnątrz :|

Taka piękna ruina... Posadowo.

Lwówek mnie nie zauroczył, ba nawet mi się nie spodobał. Najzwyklejsza zwykłość, tak sobie pomyślałem siedząc na ławce na rynku i jedząc słodką bułkę. Nic ciekawego do zobaczenia, nic ciekawego do robienia. Trzeba jechać dalej...

Rynek w Lwówku.

Droga do Kwilicza wiodła przez Linie gdzie mieszka i tworzy serowe cuda Marek Grądzki znany jako ziemianin .  Miałem wielką chęć odwiedzić jego gospodarstwo i skosztować słynnych serów grądzkich ale przejechałem przez wioskę i nie widziałem żadnego szyldu, nic co mogłoby mnie naprowadzić na jego przybytek. Wiem, mogłem się kogoś spytać ale tak naprawdę przypomniałem sobie o nim dopiero w Miłostowie i nie uśmiechało mi się wracać pięciu kilometrów piaszczystą drogą przez las, którą właśnie przejechałem. Wielka szkoda, ale następnym razem już nie odpuszczę :) Pomiędzy Miłostowem a Kwiliczem rośnie piękny, modrzewiowy las. Są to moje ulubione drzewa, zawsze przypominają mi góry i dlatego ten odcinek jechałem wolno, wolniutko aby się nim nacieszyć :) Sam Kwilicz to duża wioska ale ciekawostek z nim związanych nie znam żadnych, jest pałac ale odgrodzony bo prywatny i bardzo zniszczone budynki folwarczne obok. Tyle, że to właśnie od tek gminnej wioski zaczynał się najładniejszy krajobrazowo odcinek dzisiejszej trasy, mianowicie Sierakowski Park Krajobrazowy. Kraina jezior, grzybów i solidnych pagórków. 

Pałac w Kwiliczu, 1828r.

Jezioro Błędne koło Kwilicza, Sierakowski Park Krajobrazowy.

Z Kwilicza udałem się do Wronek chłonąc po drodze widoki i ciesząc się każdym zjazdem i podjazdem. Mógłbym tu jeździć i jeździć, z tym że jakość asfaltu na tym odcinku jest delikatnie mówiąc do poprawienia. Mocno mnie wytrzęsło i powoli zaczęło o sobie dawać znać zmęczenie tempem jakie sobie narzuciłem od samego początku wycieczki. Średnia cały czas była, jak na mnie i na turystyczny charakter wyjazdu, wysoka i oscylowała w okolicach 28,5km/h. W Łężeczkach uatrakcyjniłem sobie trasę, jak dotychczas głównie asfaltową, i zielonym szlakiem dojechałem do Chrzypska. Nie był to dobry pomysł bo przyszło mi walczyć z piachem, korzeniami i trawą. Ale za to były dziko rosnące, przepyszne jabłka więc morale wróciło do normy.

Droga 186 przed Lutomkiem, w oddali widok na dolinę Warty.

Przepiękny odcinek drogi 186 pomiędzy Lutomkiem a Łężeczkami. Można tylko podziwiać Matkę Naturę :)

Staw w Łężeczkach.

Głównym punktem dzisiejszego dnia miał być stary, ażurowy most na nieczynnej już linii kolejowej w okolicach Chrzypska Małego. Dojazd do niego to kilka świetnych podjazdów i mega piaszczysta droga przed nim samym. Wiadukt nie zawiódł mych oczekiwań i zrobił na mnie duże wrażenie, szczególnie widok z góry, brak zabezpieczeń i stare podkłady kolejowe rozbudzały wyobraźnie ;) 
Wiadukt pomiędzy Chrzypskiem Małym a Kikowem, na nieczynnej już linii kolejowej Szamotuły – Międzychód. Niecodzienny wygląd stalowo-murowanej konstrukcji już z daleka rzuca się w oczy. Most wybudowano w latach 1907-1908 nad Oszczynicą. Rzeczka liczy sobie niespełna 40 km długości i jest lewobrzeżnym dopływem Warty. Spinająca jej dolinę na wysokości 15 m klamra mostu wygląda tak, jakby zupełnie niechcący obróciła się do dołu. Bez wątpienia to jeden z najciekawszych zabytków przemysłowych Wielkopolski i jednocześnie najwyższy w tym regionie most kolejowy. W czasie kampanii wrześniowej uległ zniszczeniu, ale w 1941 roku został odbudowany (jeszcze przez Niemców). Służył kolejnictwu do roku 1992.






Droga do Wronek dłużyła mi się już dość mocno z powodu burczącego brzucha ale postanowiłem sobie, że dopiero tam uzupełnie kalorie więc kręciłem z nogi na nogę i czekałem z utęsknieniem na tablicę z nazwą tej miejscowości. Po zajechaniu na miejsce krótkie zakupy, posiłek na rynku i trochę pokręciłem się po miasteczku. Zajechałem na stadion, kiedyś pierwszoligowy, goszczący nawet Puchar Uefa, zajechałem pod ZK Wronki, wielką fabrykę Amici mieszczącą się tuż obok i miałem ochotę na obiad w jednym z przybytków miejscowej kuchni ale akurat było tam weselisko i z obiadu nici. Była to Borowianka, restauracja która dla polskiego futbolu jest niemal synonimem tego, że można wszystko trzeba mieć do tego tylko odpowiednich ludzi ;))

Olympic Hotel Wronki i stadion Amici. A mogłem tu kiedyś grać...

Z Wronek do domu czekała mnie tak nudny powrót, że nawet nie chce mi się o nim pisać. Droga prosta jak strzała, płaska jak stół i cały czas pod wiatr. Miałem chęć wracać pociągiem ale się nie dałem i jakoś się dokulałem do Poznania. Prawdziwa droga przez mękę, siodełko mi się rozregulowało i lekko pochyliło do przodu, grip się kręcił z powodu defektu, bolały mnie poślady od dziurawego asfaltu i ręce od ciągłego zmieniania chwytu. Pomimo tego wszystkiego wykręciłem rekordową dla mnie średnią na tak długim dystansie i wycieczkę skończyłem padnięty jak koń po westernie. Zaliczyłem trzy gminy, które były plamą na zielonej mapie :) Było warto :)

Kolejne odwiedzone przeze mnie miejsca utwierdzają mnie w przekonaniu, że nawet blisko domu można znaleźć miejsca o których turyści mówią, że są ekstra. My ich nie dostrzegamy bo chyba są zbyt blisko nas, są jakby chlebem powszednim. To nie zagranica, to nie cuda jakie tam są, mówimy sobie. Jak widać, warto najpierw poznać swoje aby zachwycać się innym :)

Zaliczone gminy: Lwówek (152), Kwilicz (153), Wronki (154)


Dane wyjazdu:
180.40 km 0.00 km teren
07:33 h 23.89 km/h:
Maks. pr.:44.70 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:822 m
Kalorie: kcal

Piła tango, Wałcz gogol.

Niedziela, 24 sierpnia 2014 • dodano: 24.08.2014 | Komentarze 5

Prognozy pogody są dla mięczaków :]

Piła tango, Wałcz gogol, razem z Jurkiem zrobiliśmy to co należy robić w niedzielę. Cały rowerowy dzień :]

Nie mam weny, parę słów tylko aby kiedyś wspomnieć co nieco.

Do Piły pociągiem, wlecze się niemożliwie. Na miejscu lekka mżawka, kawka w mc'u i kurs na Wałcz. Trasa świetna bo po hopkach ale cały czas z wiatrem w twarz. Jedzie się ciężko ale całkiem sprawnie i trochę po dziesiątej jesteśmy w Wałczu. Zajeżdżamy na start Gogol maratonu, w którym startuje kilkoro znajomych Jurka i którym chcemy trochę pokibicować. Kręcimy się trochę w okolicach startu po czym jedziemy znaleźć ciekawą miejscówkę aby zobaczyć trochę ścigania na trasie. Około kilometra jedziemy w terenie, Jurek na szosie robi furorę bo myślą, że rozgrzewa się przed wyścigiem ;)) Miejsce zajęte, jemy drugie śniadanie i jadą :) Strzelamy kilka fotek, dopingujemy i wracamy na start mini gdzie czeka sporo większa banda rowerzystów niż na mega. Po tym aż wszyscy ruszyli czas na nas i jedziemy pokręcić się trochę po Wałczu. Ładne miasto, dwa jeziora piękne tereny wokół :)
Z Wałcza go Gostomii jedziemy turystycznym tempem, od Gostomii do Czarnkowa średnia w okolicach 32-33km/h. Jedzie się świetnie, wychodzimy solidarnie na zmiany co owocuje naprawdę dobrą jazdą :) Jeden postój robimy tylko w Trzciance, na uzupełnienie płynów i zjedzenie słodkiego ;) Miejscowy fan trunków wszelakich dowiadując się gdzie jedziemy wątpi w stan swojej trzeźwości ;) W Czarnkowie łapie nas ulewa, którą spędzamy na scenie pośrodku rynku. Miejscówka idealna :) Wyjazd w kierunku Dębe to kapitalny podjazd na którym cisnę ile wlezie, Jurek siedzi mi na kole, jest dobrze :) Prawie do samego Obrzycka trzymamy mocne tempo, średnia nie schodzi poniżej 30km/h. Od Obrzycka do Szamotuł zaczyna mnie mulić, brakuje mi kalorii i myślę tylko o jedzeniu. Zwalniam dość znacznie, po za tym cholernie nie lubię tego odcinka, nudny jest :| W Szamotułach piknik pod biedronką i powrót do domu już turystycznie, bez szaleństw :)

Świetny wyjazd, nie ma co patrzeć na prognozy :) Miało lać, burze miały być i co? Była jedna ulewa, jakiś tam mały deszcz po drodze a po za tym ekstra pogoda na rowerowanie. Było świetnie :) 

Dzięki Jurek za wyjazd!

Piła tango.

Zaliczone gminy: Piła (147), Szydłowo (148), Wałcz - teren wiejski (149), Wałcz - teren miejski (150), Trzcianka (151)


Razem z Jurkiem na parkingu przed startem Gogola w Wałczu :) 


JoannaZygmunta :)


Josip :)


z3waza


zbych741


dave :)


Start mini.


Jurek na rynku w Wałczu :)


"centrum" Trzcianki :)


Ciężkie chmury nad Czarnkowem i nasza miejscówka na przetrwanie ulewy :)





Dane wyjazdu:
200.60 km 0.00 km teren
08:40 h 23.15 km/h:
Maks. pr.:52.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:910 m
Kalorie: kcal

Nie ma, że boli. Powrót do domu.

Niedziela, 17 sierpnia 2014 • dodano: 17.08.2014 | Komentarze 4

Jak w tytule. Nie ma, że boli bo trzeba było wrócić w końcu do domu. Zacisnąłem zęby, spakowałem sakwy i jak wsiadłem na rower to mało mnie nie zmiotło. Wiało strasznie, dostałem dzisiaj solidną lekcję pokory względem bocznych podmuchów, bo o tych w twarz nawet nie chce mi się pisać. Jestem bardzo zmęczony i obolały. Ale nikt nie mówił, że to tylko sama przyjemność. 

Wyjechałem z domu równo o dziewiątej, na drugą stronę Odry dostałem się łódką i gdy spojrzałem na Bytom mina zrzedła mi jeszcze bardziej niż przy wyjściu z domu. Ciężkie, szare chmury nie napawały optymizmem a wiatr przesuwał je z taką siłą po niebie, że jakakolwiek nadzieja na sympatyczną wycieczkę do Poznania prysły jak bańka mydlana. Zapowiadała się ciężka orka i tak też było. 

Nie ma, że boli. Bytom Odrz. - Wschowa - Przemęt - Kościan - Poznań

Zaliczone gminy: Kotla (137), Szlichtyngowa (138), Wschowa (139), Wijewo (140), Włoszakowice (141), Przemęt (142), Śmigiel (143), Kościan - teren wiejski (144), Kościan - teren miejski (145), Czempiń (146)

Przeprawa łódką na drugą stronę Odry z Bytomia Odrzańskiego. Ciężkie, deszczowe chmury i wiatr...

Droga wzdłuż Odry od przeprawy łodką w stronę Głogowa to jakiś fenomen. Takiej ilości zakrętów pod kątem prostym jak na tym odcinku nie spotkałem i chyba nie spotkam nigdzie indziej. Płaski jak stół teren i pola dookoła powodowały, że z wiatrem jechało się świetnie ale gdy tylko jechałem bokiem do niego to miałem wrażenie, że zaraz mnie przewróci. Minąłem Hutę Miedzi Głogów, po drugiej stronie Odry, największego truciciela w okolicach i po godzinie minąłem samo miasto. Za Krzekotowem dużo ludzi w lasach, czyżby pojawiły się już grzyby? Przed Golą ciekawy widok, po dwóch stronach asfaltu dwie betonowe wieżyczki tak jakby niedokończona brama od bunkru. Drugą wartą uwagi sprawą był pierwszy od wyjazdu pagórek, dotychczas płaściutko.


Pokręciłem się trochę po Wschowie, zawsze przejeżdżałem te miasto samochodem nie zatrzymując się nawet na chwile a tu okazało się, że jest na co popatrzeć. Ładny ratusz, katedra, klasztor, mury miejskie, park. Przyjemne miasteczko choć, nie da się ukryć, mocno zaniedbane w części "mieszkalnej"...


Ze Wschowy w stronę Śmigla udałem się przez Przemęcki Park Krajobrazowy. Od dawna planuję aby przyjechać tu na cały, rowerowy dzień więc tym razem przejechałem się tylko główną drogą zaliczając przy okazji świetny podjazd przed Włoszakowicami. Posiedziałem też chwilę w Boszkowie nad jeziorem, zjadając przy okazji wszystkie kanapki jakie zrobiłem sobie na drogę. Jakiś taki głodny się zrobiłem, chyba przez te kebabowe zapachy, które w okolicy dominują nad wszystkim innym ;) A gdyby ktoś miał wątpliwości czy dalej wiało, niech spojrzy na fotkę powyżej, Jezioro Dominickie... 


Opactwo Cystersów w Przemęcie. Imponująca budowla :) 


Z Przemętu do Śmigla droga mocno mi się dłużyła, złapał mnie kryzys, skończyło mi się picie i ciągle byłem głodny. Przed samym Śmiglem świetna górka, rozruszałem się trochę i po zrobieniu małych zakupów na rynku, uzupełniłem węglowodany bananem, ciastkiem i puszką coli. Chwilę odpocząłem, zajechałem na zawody sikawek konnych, które odbywały się na pobliskim boisku ale trafiłem akurat na przerwę więc ruszyłem dalej w drogę.


Do Kościana zajechałem całkiem szybko, głównie za sprawą tego, że wiatr ucichł kompletnie i kilkanaście kilometrów przejechałem w spokoju. Ale za miastem znów się zaczęło... Sam Kościan, w którym byłem pierwszy raz, bardzo mi się spodobał, w szczególności kanały Obry. Muszę tam wrócić i pojeździć trochę więcej po nim aby zobaczyć je całe. Wyjechałem z Kościana w kierunku Racotu aby zobaczyć znaną stadninę koni ale to co zobaczyłem na miejscu nieco mnie rozczarowało. Bałagan, nieład i ogólny syf. Takie mam wrażenia z tego miejsca. Bez żalu pojechałem dalej, w kierunku Czempinia. 


Okazały, barokowy pałac w Czempiniu. Niestety zamknięty na cztery spusty, wejście zabronione. Sam Czempiń totalnie bez wyrazu, ot takie miasteczko, które się przejedzie i nawet nie zapamięta, że się w nim było...

Od Czempinia do Mosiny droga bez historii, a w Mosinie musiałem wjechać na Osową Górę. No bo jak to, być w Mosinie i nie wjechać Spacerową? Nie da się, oj nie da ;) Pierwszy raz jechałem tam z sakwami i po ponad 160km wdrapałem się na górę rekordowo szybko. Ale tętno podskoczyło pod dwieście chyba ;) A później znaną na wylot drogą prosto do domku. Bez ciekawych sytuacji, bez historii, pod same drzwi :)

Nie planowałem tej trasy, nawet nie wiedziałem, że będzie to dwieście kilometrów. Wyszło pół kilometra więcej ale nie cieszy mnie to tak bardzo jak to, że dałem radę pokonać wiatr i swoje słabości. Miałem dużo okazji po drodze aby przekonać się, że jak się chce to można. I tego się trzymam :)


Dane wyjazdu:
183.00 km 0.00 km teren
07:11 h 25.48 km/h:
Maks. pr.:37.40 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:661 m
Kalorie: kcal

Do rodzinki, w rytmie reagee.

Środa, 6 sierpnia 2014 • dodano: 06.08.2014 | Komentarze 3

W końcu pojechałem do rodziny rowerem. Od dawna planowałem pojechać do Bytomia Odrz. na dwóch kółkach ale nie miałem ku temu okazji więc nie zastanawiałem się zbyt długo i korzystając ze sposobności spakowałem sakwy i obrałem kierunek na południe. Wariantów dojazdu jest całe mnóstwo, moja trasa była dobrana tak aby pojeździć nieco po gminach w których mnie jeszcze rowerem nie było. Trasa choć znana mi z jazdy samochodem aż za dobrze to z siodełka wygląda zgoła odmiennie i to chyba jedyny pozytyw tego wyjazdu. Niedawne perypetie zdrowotne mocno dały mi się we znaki i przez cały czas dawały o sobie znać lekkie skurcze w obu łydkach. Dodając do tego wyjątkowo nieprzyjemny wiatr, który przez większą część dystansu wiał z boku lub w twarz wycieczkę tę zaliczam do tych z gatunku mało udanych.

Wyjechałem z domu około dziewiątej rano, długo nie mogłem się zebrać patrząc na to w którą stronę uginają się wierzchołki drzew za oknem. Wiało dokładnie z kierunku w którym się udwałem. Dodając do tego ciężkie sakwy wiedziałem, że będzie to raczej droga po prostu do przejechania niż do zapamiętania. Gdy tylko wydostałem się z Poznania, za Skórzewem, założyłem słuchawki, włączyłem mp3-ójkę, znalazłem katalog "rower - reagee" i w tych bujających rytmach zacząłem kręcić ze stałym, równiutkim tempem aż do samego Bytomia. Nie zwracałem uwagi czy pod górkę, czy z górki, czy po asfalcie, czy po szutrach. Wiatr miałem gdzieś, tiry, osobówki i motory też. Po prostu jechałem przed siebie nie zwracając za bardzo uwagi na przeciwności. Rower, reagee i ja. 

Zaliczone gminy: Granowo (130), Grodzisk Wielkopolski (131), Kamieniec (132), Wielichowo (133), Rakoniewice (134), Wolsztyn (135), Kolsko (136)

Poznań - Wolsztyn - Bytom Odrz. 


Droga z Podłozin do Skrzynek.


Kościół pw. św. Marcina w Granowie. 1298r.


Browar w Grodzisku Wielkopolskim.


Starówka w Grodzisku Wielkopolskim.


Rynek w Grodzisku Wielkopolskim.


Rzeczka Mogilnica, przed Ruchocicami.


Objadłem się tymi jabłkami niemożliwie :) Takich w sklepie się nie dostanie :) Gdzieś w okolicach Wielichowa.


Rakoniewice. W 35. rocznicę utworzenia Wielkopolskiego Muzeum Pożarnictwa na rakoniewickim rynku stanęła jedyna w Polsce fontanna będąca jednocześnie pomnikiem strażaków. Na skraju zbiornika stoją dwie postacie strażaków (kobiety i mężczyzny). Podświetlony na czerwono, środkowy strumień wody imituje ogień gaszony wodą tryskającą z prądownic trzymanych przez strażaków. Bardzo mi się to podobało :)


Wolsztyn, jezioro Wolsztyńskie. Bardzo ładne miasto, polecam każdemu kto będzie w tych okolicach zatrzymać się tu choć na chwilę. Parowozownia to tylko jedna z atrakcji, tym razem nie jeździłem za dużo po mieście, pojechałem posiedzieć tylko nad wodą. Bywałem tu wielokrotnie, teraz też nie omieszkałem posiedzieć chwili nad jeziorem i uzupełnić nieco energii w postaci kilku kanapek z szynką ;) Lepsze to niż jakieś żele i inne pierdoły ;)


Klasztor pocysterski w Obrze pod Wolsztynem. Piękny park dookoła, z kościoła mnie pogonili chyba dlatego, że nie miałem długich spodni. Powodów wyjaśniać nie chcieli, pierwszy raz się spotkałem z czymś takim. Dziwne :|


Tyle razy przejeżdżałem odok tego cuda ale fotkę strzeliłem po raz pierwszy. Płot był zamknięty i nie wjechałem na teren tego afrykańskiego państwa. Innym razem ;)


Dane wyjazdu:
219.25 km 0.00 km teren
09:21 h 23.45 km/h:
Maks. pr.:44.70 km/h
Temperatura:37.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:929 m
Kalorie: kcal

Wrocław.

Sobota, 19 lipca 2014 • dodano: 24.07.2014 | Komentarze 4

Pojechaliśmy do Wrocławia, na piwko do Spiża. My tzn. Kot, Starszapani, Jurek57 i moja skromna osoba. Smakowało jak nigdy wcześniej. 
Jak zbiorę myśli w całość to dopiszę więcej :)

Poznań - Wrocław


W komplecie :)

Zaliczone gminy: Dolsk (108), Gostyń (109), Piaski (110), Krobia (111), Miejska Górka (112), Rawicz (113), Żmigród (114), Prusice (115), Trzebnica (116), Długołęka (117), Wisznia Mała (118), Wrocław (119)