Info

avatar rmk z miasteczka Poznań. Mam przejechane 37834.21 kilometrów. Jeżdżę, bo lubię :)
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rmk.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Nowe gminy

Dystans całkowity:11611.31 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:516:25
Średnia prędkość:22.09 km/h
Maksymalna prędkość:73.40 km/h
Suma podjazdów:61998 m
Liczba aktywności:105
Średnio na aktywność:110.58 km i 5h 06m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
150.30 km 0.00 km teren
05:47 h 25.99 km/h:
Maks. pr.:46.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:661 m
Kalorie: kcal

Z pozoru nieciekawie.

Sobota, 21 marca 2015 • dodano: 21.03.2015 | Komentarze 14

Płacą im za to. Oszukują na każdym kroku. Pomimo tego każdego dnia większość społeczeństwa z niecierpliwością na nich czeka i nasłuchuje tego co powiedzą i co napiszą. Nie, to nie księża. Więc kim Oni są?

Pierwszy dzień kalendarzowej wiosny spędziłem jeżdżąc rowerem. Zupełnie tego nie planowałem, wyszło samo z siebie. Ten dzień miałem spędzić w domu, miałem się lenić i późnym wieczorem kładąc się do łóżka żałować tego, że dwudziesty pierwszy marca był taki brzydki. Siedząc rano po śniadaniu i pijąc ulubione espresso zastanawiałem się jak to jest być meteorologiem i czy to aura jest na tyle nieprzewidywalna na 24h do przodu czy też to właśnie pogodynki są tak niedoinformowane . Miało być załamanie pogody, miał być deszcz, późnym popołudniem nawet ze śniegiem a tymczasem za oknem uśmiechało się do mnie piękne słońce. Świeciło i mówiło do mnie, że nie mogę tego dnia spędzić bez roweru. Nie było już pytania czy, zostało pytanie gdzie jechać. Może gdzieś na południe od domu, może Jarocin, pomyślałem. Tam mnie jeszcze nie było i postanowiłem to zmienić. 

Do Śremu droga była mi dobrze znana. Lubię tę trasę, w większości prowadzi zalesionym terenem, ruch na niej jest niewielki przez co jedzie się tam naprawdę przyjemnie. Małym ale jest stan nawierzchni pomiędzy Radzewicami a Czmońcem, bardzo złej jakości asfalt a raczej to co niego zostało. Od rogatek Poznania do Rogalinka, przez dziesięć kilometrów siedział mi na kole jakiś szosowiec. Jechałem swoim, równym tempem w okolicach 30km/h i miałem to kompletnie gdzieś, że jedzie cały czas za mną i z tego korzysta ale liczyłem na to, że jak nasze drogi się rozjadą to doczekam się chociaż jakiegoś podziękowania, machnięcia ręką, czegokolwiek. Ale gdzie tam, ani cześć ani pocałuj mnie gdzieś. Minął mnie sto metrów przed skrzyżowaniem i tyle go widziałem, skręciliśmy w inne strony. Takie pokazu buractwa jeszcze nie widziałem, aż nie wiem co napisać.

W Śremie przystanąłem na chwilę szukając na niebie oznak brzydkiej pogody ale moje poszukiwania spełzły na niczym. Trudno, jadę dalej. Przed Dolskiem teren się pofałdował co w połączeniu z silnym wiatrem z boku dało mi nieco we znaki. Gdy zatrzymałem się na malutkim rynku i spojrzałem na średnią prędkość z jaką się dziś przemieszczałem byłem lekko mówiąc zdziwiony. Jest forma, jedzie się szybko :)

Pierwszą odwiedzona przeze mnie dzisiaj gminą, z tych wcześniej niezaliczonych, był Borek Wielkopolski. Królestwo niejakiego Mroza i jego rodziny. Swego czasu bardzo mocno wspierał on kolarstwo za co ma u mnie dużego plusa. Rowerowa dusza tej małej gminy jest widoczna do dzisiaj o czym świadczy bicykl pod ratuszem i rowerowe ciekawostki na umieszczonych przy nim tablicach. Mała rzecz a cieszy. W kolejnej gminie czyli Jaraczewie jedyną perełką na jaką natrafiłem był kościół w Rusku. Drewniany, szachulcowy kościół p.w Św.Wojciecha jest naprawdę warty tego aby go odwiedzić. Kolejna drewniana świątynia czekała na mnie w Noskowie ale nie zrobiła już na mnie takiego wrażenia jak poprzednia. 

Gdy dojechałem do Jarocina zastanawiałem się co robić dalej. Pojeździłem trochę po mieście, zobaczyłem chyba wszystkie najważniejsze atrakcje z których najbardziej podobała mi się pomnik glana, jak na festiwalowe miasto przystało. Rynek bardzo podobny do tego w Lesznie, tylko trochę mniejszy. Zjadłem posiłek prawdziwego sportowca czyli jakiś zestaw w M'cu i przy kawie analizowałem mapę. Pogoda w dalszym ciągu całkiem całkiem, więc padło na Dobrzycę i pałac jaki się w niej znajdował. 

Kilkanaście kilometrów jakie dzieliło Dobrzycę od Jarocina przejechałem w tempie ekspresowym. Wiało mi na tym odcinku mocno w plecy więc najedzony organizm zaczął pracować na najwyższych obrotach i po chwili byłem już na miejscu. Sam pałac, reklamowany już w samym Jarocinie, mocno mnie rozczarował. Byłem, zobaczyłem i bez żalu odjechałem. Skierowałem się na Pleszew gdzie postanowiłem zakończyć dzisiejszą wycieczkę. Jakież było moje zdziwienie gdy okazało się, że dworzec pkp nie znajduje się w samym mieście tylko kilka kilometrów od niego przez co nie dane mi było zobaczyć tego co Pleszew ma mi do zaoferowania. Pociąg, który miał zabrać mnie do domu odjeżdżał za kilkanaście minut a na następny musiałbym czekać prawie dwie godziny. Mógłbym wykorzystać ten czas na objazd miasta i okolic ale coś trzeba zostawić na później. I aby mieć do czego wracać ;)

Przywitałem wiosnę na rowerze, pomimo tego że wg wszystkich meteorologów i speców od pogody to nie miało prawa się udać. Atrakcji po drodze nie miałem zbyt wiele ale w takie dni jak ten cieszą mnie nawet takie rzeczy jak widok zamiatanych obejść w mijanych wsiach, wzmożone prace polowe które towarzyszyły mi dzisiaj niejednokrotnie czy też ilość ptaków w powietrzu. Wiosna idzie na całego i czuć i widać to wszędzie. Z pozoru nieciekawy ale jednak udany wyjazd :)

A wiatr jak to wiatr, żył swoim życiem...



Zaliczone gminy: Borek Wielkopolski (203), Jaraczewo (204), Jarocin (205), Kotlin (206), Dobrzyca (207), Pleszew (208)


Rynek w Dolsku.


Pagórkowato. Okolice Dolska.


Ratusz w Borku Wielkopolskim.


Borek Wielkopolski.


Borek Wielkopolski.


Borek Wielkopolski.


Borek Wielkopolski.


Kościół p.w. Świętego Wojciecha z 1833 r w Rusku.


Drewniany Kościół Św. Trójcy w Nosku, XVIIw.


Pomnik glana w Jarocinie.


Ratusz w Jarocinie.


Ratusz w Jarocinie.


Dom Pomocy Społecznej w Zakrzewie.


Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy.


Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy.


Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy.


Dane wyjazdu:
166.00 km 0.00 km teren
05:51 h 28.38 km/h:
Maks. pr.:49.70 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:746 m
Kalorie: kcal

Przedwiośnie w Kujawsko - Pomorskim.

Niedziela, 8 marca 2015 • dodano: 09.03.2015 | Komentarze 9

Prognozy pogody na dzień dzisiejszy zgodnie mówiły tylko o jednej rzeczy, temperaturze. Miało być iście wiosennie i tak było. Piętnaście, szesnaście stopni oraz długie chwile ze słońcem gwarantowały wycieczkę w pięknych okolicznościach przyrody z jednym małym ale w postaci wiatru. Miało wiać lecz każdy portal i każda stacja tv mówiły nieco inaczej o kierunku, z którego można było się tego spodziewać. W sobotni wieczór ułożyłem sobie w głowie dwie trasy i położyłem się spać z myślą, że rano spojrzę na to w którą stronę uginają się wierzby rosnące przed moim oknem i podejmę decyzję gdzie się udać. Nie ukrywam, chciałem bezczelnie skorzystać z pomocy wiatru i pojeździć trochę z jego pomocą. Choć nie w stu procentach, ale się udało :)

Korzystając z szerokiego i wygodnego pobocza starej DK5 oraz wiatru w plecy do Gniezna dojechałem w tempie zupełnie nie wycieczkowym. Po drodze zatrzymałem się w dwóch miejscach. Obowiązkowo przy wiatrakach w Moraczewie, które niezmiennie mnie urzekają i przy wyremontowanym kościele w Łubowie. Cóż, patrząc na efekty pracy renowatorów, wstrzymałbym się z wypłatą wynagrodzenia dla nich, chyba że zupełnie niepasujący do reszty kolor desek był takim zamysłem. Kościółek ten wygląda teraz oględnie mówiąc, dziwnie...

Od Gniezna do Rogowa kontynuowałem jazdę DK5, szerokie pobocze i mały ruch jak najbardziej sprzyjało przyjemnej jeździe. Krajobraz przyjemnie się pofałdował, trochę lasów i jezior po obu stronach drogi dopełniało całości. Pomimo, że obawiałem się wcześniej trochę tej drogi, teraz śmiało mogę ją polecić innym. Nie wiem jak w dni powszednie ale w tę niedzielę jechało się nią po prostu przyjemnie. Nie jestem zwolennikiem jazdy krajówkami, ba nawet wojewódzkich dróg staram się unikać ale czasem można z nich skorzystać i nawet czerpać z tego przyjemność :) Z Rogowa blisko do Rzymu ale tym razem odpuściłem i wybrałem Wenecję za kierunek jazdy. Wyjeżdżając z domu nie sądziłem, że będę miał okazję pojeździć dzisiaj trochę po słonecznej Italii ;)

Zatrzymałem się po drodze przy pomniku Leszka Białego, w Marcinkowie Górnym. Ciekawa to postać, ciekawa jest historia i pomysł tego pomnika. Ów książe ponoć nie wylewał za kołnierz, a jego śmierć ma z tym bezpośredni związek. Popił, siedział w łaźni gdy go napadli i próbował z niej uciec, nagi oczywiście. Niestety, dla niego, dosięgła go strzała i zginął. Dlatego, też na pomniku przedstawiony jest nagi. Ot, ciekawostka :)

Przejeżdżając przez Biskupin, w głowie miałem myśl, aby skorzystać z okazji i zwiedzić rekonstrukcję grodu kultury łużyckiej ale jednak nie skorzystałem. Byłem tu kiedyś, lata temu i zostawiłem sobie to na przyszłość. Przyjadę tu kiedyś z synkiem i z żoną, samemu odpuściłem.

Jednym z dwóch celów dzisiejszej wycieczki było muzeum kolejki wąskotorowej w Wenecji. Ponoć za młodu każdy chciał być kolejarzem, mi to w głowie nie siedziało, ale takie miejsca jak te odwiedzać lubię. Można tu zobaczyć kilkanaście zabytkowych parowozów, różnego rodzaju wagonów, pług śnieżny czy piaskarkę na szynach. Jest kolorowo i można poczuć się jak dzieciak, oglądając te wszystkie maszyny. Mi się bardzo podobało :) Ciekawostką jest to, że Żnińska Kolej Wąskotorowa jest prawdziwym unikatem, ponieważ to najwęższa wśród kolei publicznych w całej Europie, rozstaw jej szyn to zaledwie 60 cm. Porobiłem trochę zdjęć, nacieszyłem oko i ruszyłem dalej, do Żnina.

Żnin jest przez niektórych uważanych za stolicę Pałuk, historycznego regionu kulturowego na pograniczu obecnego woj. wielkopolskiego i kujawsko-pomorskiego. Wydają tu gazetę "Pałuki", jest kino "Pałuczanin", widać że zależy tu ludziom na podkreśleniu swojej kultury. Lubię takie małe ojczyzny :) Po za tym Żnin, jest całkiem ładnym miasteczkiem, położonym nad dwoma jeziorami i w lekkim zagłębieniu terenu co powoduje, że wjazd do niego jest szybko ale wyjeżdżać już trzeba mocno mieląc pod górkę ;)

W Barcinie skręciłem w stronę Dąbrowy i zaczęła się walka z wiatrem, do której musiało w końcu dojść, przecież do tego momentu wiało głównie z boku lub w plecy. Zderzenie z tą rzeczywistością było brutalne, nogi zaprotestowały dość stanowczo i dały mi do zrozumienia, że będzie ciężko. Gdy zerknąłem na średnią prędkość jaką miałem do tego momentu zrozumiałem, że trochę przesadziłem i teraz przyjdzie mi za to zapłacić. Sto dwadzieścia kilka kilometrów ze średnią około 32km/h na moich szerokich oponach nie jest dla mnie czymś normalnym, więc zmęczenie dało w końcu o sobie znać i w połączeniu z wiatrem w twarz było mieszanką iście dołującą. Cóż, za błędy się płaci...

Drugim i ostatnim na dzisiaj celem wyjazdu była odkrywkowa kopalnia wapienia w okolicach Wapienna. Wiedziałem, że jest to spory, by nie powiedzieć wielki wykop ale wiedzieć a zobaczyć na własne oczy to niebo a ziemia. Zanim jednak do niej dojechałem musiałem odbyć mały survival, pokonując leśne ścieżki i prawdziwy koszmar w postaci drogi dojazdowej, która była jedną wielką błoto-wapienno breją, która oblepiła mnie i mój rower szczelnie i cez skrupułów. Wyglądałem jak sto nieszczęść. Gdy stanąłem na krawędzi wykopu zaniemówiłem, ten widok powala i jest wart takich poświęceń. Kopalnia jest wielka, długa na ponoć siedem kilometrów, głęboka na sto metrów. Trochę czasu minęło zanim nacieszyłem oczy tym co ujrzałem. Wiem, że tu wrócę, jest to jedno z tych miejsc dla których warto przyjechać w ten sam punkt drugi raz. Niesamowita miejscówka. Z tej kopalni do pobliskich zakładów sodowych w Janikowie wapień dostarcza specjalna kolejka linowa, do której podpięte są wagoniki i suną sobie spokojnie nad polami w miejsce przeznaczenie. Widok surrealistyczny :)

Kierując się w stronę Janikowa, skąd miałem pociąg do Poznania, odwiedziłem jeszcze Pakość i znajdującą się tam Kalwarię Pakoską, miejsce ciekawe choć nie w moich klimatach ;) Wyjeżdżając z Pakości i widząc przed sobą wielką hałdę przypomniałem sobie o pewnej ciekawostce o której czytałem kiedyś na blogu Sebastiana - sebekfireman i skorzystałem z okazji aby zobaczyć samemu to co jest na górze. Nie bez kłopotów wspiąłem się na górę ponieważ usypujący się z pod nóg żwir bardzo utrudniał wejście. Niestety Białe Morza wyschły, została biała pustynia, niczym wielka solanka. Pięknego widoku dopełniały promienie zachodzącego słońca co sprawiło, że spędziłem tam o wiele więcej czasu niż planowałem :) W oddali majaczyły wieżowce Inowrocławia, naprawdę piękny widok! Jak widać nie tylko natura potrafi sprawić, że pojawi się w krajobrazie coś pięknego, również poprodukcyjne odpady z zakładów sodowych mogą robić wrażenie ;))

W Janikowie zjadłem niedobrą tortillę, mój żołądek domagał się czegoś ciepłego do jedzenia a jako, że nie było nic lepszego w pobliżu skusiłem się na lokalny specjał czyli Sultan Kebap, w którym to przybytku moja noga więcej nie postanie. Było, minęło... Już po zmroku nadjechał mój pociąg, zapakowałem się w nagrzane, tropikalne czeluście rowerowego przedziału popularnego żółtka, który teraz nazywa się InterRegio i tym samym zakończyłem swoją wycieczkę. Po wojażach w kopalni wapienia i wspinaczce na hałdę z odpadów sodowych wyglądałem jak stwór z marsa, biało - brudny kolor oblepiał mnie całego ale taka jest cena wspomnień. Średnia prędkość z dzisiejszej wycieczki była taka, że przypłacę to zakwasami, zaszalałem ;)

Bo wspomnienia to najważniejsze co nam pozostaje :)

Zaliczone gminy: Rogowo (196), Gąsawa (197), Żnin (198), Barcin (199), Dąbrowa (200), Pakość (201), Janikowo (202)



Mała fotorelacja poniżej :)


Moraczewo.


Łubowo, ktoś tu coś zepsuł...


Rynek w Rogowie.


Dwór Teofilii Korytowskiej w Grochowiskach Szlacheckich.


Pomnik Leszka Białego w Marcinkowicach Górnych.


Gąsawa.


Biskupin.


Słoneczna Italia :)


Muzeum Kolei Wąskotorowej w Wenecji.


Muzeum Kolei Wąskotorowej w Wenecji.


Muzeum Kolei Wąskotorowej w Wenecji.


Muzeum Kolei Wąskotorowej w Wenecji.


Muzeum Kolei Wąskotorowej w Wenecji.


Muzeum Kolei Wąskotorowej w Wenecji.


Muzeum Kolei Wąskotorowej w Wenecji.


Rynek w Żninie.


Rynek w Barcinie.


Kopalnia odkrywkowa wapienia w Wapiennie.


Kopalnia odkrywkowa wapienia w Wapiennie.


Nie samą szosą człowiek żyje ;)) Kopalnia odkrywkowa wapienia w Wapiennie w oddali.


Kopalnia odkrywkowa wapienia w Wapiennie - wagoniki dostarczające wapień do zakładów sodowych w Janikowie.


Kalwaria Pakoska, założona w 1628r.


Kalwaria Pakoska, założona w 1628r.

Rynek w Pakości.


"Białe Morze" widok z szczycie wielkiej hałdy usypanej z poprodukcyjnych odpadów pobliskich Zakładów Sodowych w Janikowie. W oddali Inowrocław.


Hałda widziana z dołu. Wejść na górę było wcale nie tak łatwo...


Zakłady sodowe w Janikowie.



PKP Janikowo.


Dane wyjazdu:
93.50 km 0.00 km teren
03:50 h 24.39 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:471 m
Kalorie: kcal

Kompletując Lubuskie.

Czwartek, 26 lutego 2015 • dodano: 26.02.2015 | Komentarze 7

Pierwszego września 1939 roku w kierunku Polski wystartowało 37 niemieckich myśliwców Messerschmitt z lotniska znajdującego się w małej wiosce Wichelsdor, obecnie Wiechlice. W tym momencie zaczęła się II wojna światowa a lotnisko te zyskało bardzo szybko na znaczeniu poprzez wylanie na nim betonowego pasa, który umożliwiał starty nowocześniejszych samolotów. Po przegranej wojnie przez hitlerowskie wojska obiekty przeszły we władanie wojska radzieckiego. Lotnisko zostało znacznie rozbudowane, dobudowano kolejne obiekty i infrastrukturę, a w jego okolicy powstały bunkry m.in. Granit-2, w którym przechowywano broń masowego rażenia. Prawdopodobnie były to głowice nuklearne, chociaż istnieją doniesienia wskazujące na broń biologiczną lub chemiczną – tak czy owak najpewniej była to broń masowego rażenia. Bunkry atomowe (jak je nazwano) pod Szprotawą są niestety w rękach prywatnych ale pomimo tego, naprawdę jest co zwiedzać w tych okolicach, jest sporo miejsc do których można wejść bez żadnego problemu. Problem w tym, że większość z nich jest w opłakanym stanie.

Miałem dzisiaj przejechać się w kierunku Krosna Odrzańskiego i zobaczyć elektrownię wodną w Dychowie ale zrezygnowałem z tych planów i pojechałem się w zupełnie innym kierunku, skracając całodniową wycieczkę do kilku godzin spędzonych na rowerze. Pogoda w dalszym ciągu jest wymarzona do rowerowania więc wykorzystałem wolny czas do maksimum i odwiedziłem dwie nowe gminy, Szprotawę i Małomice a przede wszystkim pokręciłem się trochę po opuszczonym lotnisku w Wiechlicach. 

Do Wiechlic pojechałem przez Nowe Miasteczko i Gościeszowice. Na drogach ruch samochodów był wręcz śladowy, teren przyjemnie pofałdowany więc pierwsze trzydzieści kilka kilometrów, umilanych dodatkowo reegowymi dźwiękami płynącymi ze słuchawek, minęło szybko i sprawnie. Poza lotniskiem w Wiechlicach warto zobaczyć pięknie odnowiony pałac, który obecnie jest wysokiej klasy hotel i ma nawet swoje małe pole golfowe. Trzeba przyznać, że renowacja była tam przeprowadzona z gustem i jest co oglądać. Na teren lotniska dojechałem polną drogą, trochę na szagę ale bez problemu. Pojeździłem sporo po bezdrożach, po lotnisku, po lesie, zrobiłem kilka zdjęć i uświadomiłem sobie, że będę musiał tu wrócić aby zjeździć ten teren bardziej. Można spędzić tu sporo czasu, bawiąc się w eksploratora.

Z Wiechlic pojechałem do Szprotawy, które to miasto zrobiło na mnie ponure wrażenie. Rozkopane, brzydkie i jakieś takie nijakie. Jest tam parę zabytków ale dzisiaj po prostu tam byłem, zajrzałem na chwilę i bez żalu ruszyłem do Małomic. Tam nie było już zupełnie nic co było warte tego abym zatrzymał się na dłużej i obrałem kurs powrotny na Bytom Odrz.

Jadąc przez wioski w kierunku Nowego Miasteczka znalazłem kilka ciekawych zabytków. M.in pałacyk w Chichowie, średniowieczną wieżę rycerską w Witkowie czy też ciekawe ruiny kościoła w Długim. Kilka fotek przy każdym z tych miejsc a po za tym po prostu jazda prosto do domu. Na koniec zafundowałem sobie podjazd z N.Miasteczka do Miłakowa i od Popowa ostatnie cztery kilometry zjechałem prosto z grzbietu Wzgórz Annabrzeskich w dolinę Odry, w której leży Bytom Odrz. Ostatni wyjazd podczas tego urlopu dobiegł końca. Było świetnie :)

Zaliczone gminy: Szprotawa (194), Małomice (195)




Pałac w Wiechlicach.


Pałac w Wiechlicach.


Pałac w Wiechlicach.


Pałac w Wiechlicach, małe pole do golfa.


Gotowy do startu :) Pas startowy na nieczynnym poniemieckim i poradzieckim lotnisku w Wiechlicach.


Hangar lotniczy na nieczynnym poniemieckim i poradzieckim lotnisku w Wiechlicach.


Hangar lotniczy na nieczynnym poniemieckim i poradzieckim lotnisku w Wiechlicach.


Hangary lotnicze na nieczynnym poniemieckim i poradzieckim lotnisku w Wiechlicach.


Nieczynne poniemieckie i poradzieckie lotnisko w Wiechlicach.


Nieczynne poniemieckie i poradzieckie lotnisko w Wiechlicach.


Nieczynne poniemieckie i poradzieckie lotnisko w Wiechlicach.


Nieczynne poniemieckie i poradzieckie lotnisko w Wiechlicach. Ktoś tu się jeszcze bawi w wojnę...


Barokowa fontanna na rynku w Szprotawie.


Pomnik ustawiony na 40-tą rocznicę zwycięstwa nad faszyzmem. Szprotawa.


Pałac w Janowcu.


Średniowieczna rezydencja rycerska z XVw. Prawdziwy unikat w Witkowie.


Ruiny kościoła św.Jakuba z XIIIw., Długie.


Ruiny kościoła św.Jakuba z XIIIw., Długie.





Dane wyjazdu:
139.50 km 0.00 km teren
05:53 h 23.71 km/h:
Maks. pr.:42.30 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:610 m
Kalorie: kcal

Największe Opactwo Cysterskie na Świecie. Lubiąż.

Wtorek, 24 lutego 2015 • dodano: 24.02.2015 | Komentarze 21

Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie. W pełni zgadzam się ze Stanisławem Jachowiczem, autorem tych słów . Na lekcjach geografii uczą nas o tym jakie są zbiory bananów w Brazylii, jakie rzeki płyną w Rosji, ile ludzi mieszka w Chinach czy tego, co jest stolicą Nikaragui. Wszystko to zaliczamy na piątki i szóstki a za mało wiemy o tym co nas otacza. Kompletnie nie mamy pojęcia, że kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt kilometrów od naszych domów są miejsca o jakich w świecie jest głośno, prawdziwe perełki wszelakiego rodzaju. Gdy ktoś nam o tym mówi, opowiada patrzymy wtedy ze zdziwioną mina i niedowierzającym wzrokiem mówimy ''To niemożliwe, to tutaj, u nas, w Polsce?''...

Największe na świecie Opactwo Cysterskie znajduje się w Lubiążu, małej nadodrzańskiej wiosce, w okolicach Wołowa. Ten zespół klasztorny był dzisiaj celem mojej wycieczki ale po drodze zwiedziłem kilka ciekawych, choć nie tak spektakularnych miejsc. Pomysł na tę trasę miałem już od dawna, miałem jej zarys w głowie i korzystając z tego, że wiatr wiał dzisiaj głównie z południowego-zachodu udałem się właśnie w kierunku Lubiąża.

Przez pierwsze czterdzieści kilometrów, z pomocą wiatru, jechałem w okolicach 30km/h. Głogów, Przedmoście, Retków minąłem raz dwa i pierwszy przystanek zrobiłem w Krzydłowicach gdzie rzuciły mi się w oczy piękne ruiny pałacu, o ile ruiny można nazwać pięknymi ;) Właśnie takie zapomniane perełki są tym co lubię najbardziej znajdować na trasie swoich wycieczek. Zaraz za Krzydłowicami rozpoczął się podjazd, który wyprowadził mnie na wzgórze skąd miałem piękny widok na zbiornik poflotacyjny ''Żelazny Most''. Jest to największe w Europie a drugie na świecie składowisko odpadów poprodukcyjnych. 1,4 tys hektarów otoczonych wałem o długości 14km i górujące nad okolicą jezioro kryje w sobie całą tablicę Mendelejewa. To prawdziwa bomba z opóźnionym zapłonem.Jego rozmiary są tak imponujące, że są doskonale widoczne z satelit i aż strach pomyśleć co by się stało gdyby to zaczęło przeciekać, czy też po prostu by pękło. Katastrofa ekologiczna na niespotykaną skalę...

Z Rudnej do Ścinawy droga to się wznosiła, to opadała. Uwielbiam wszelkie pagórki ale jakość asfaltu na tym odcinku odebrała mi trochę radości z jazdy. Było również kilka bardzo złej jakości odcinków bruku. Jedyną ciekawostką po drodze były dwa krzyże pokutne stojące pośród niczego, stojące tam od XII wieku... Ścinawa to nudne, nieciekawe miasteczko, poza czołgiem T-34 stojącym na rynku, nie miała mi nic do zaoferowania.

Odcinek drogi miedzy Ścinawą a Prochowicami był dla mnie męką. Silny wiatr prosto w twarz odebrał mi chęci odwiedzin Dziewina i kręciłem wolno nie myśląc o niczym innym jak o dojechaniu do Prochowic. Dodatkowo duży ruch na tej drodze sprawiał iż trzeba o niej jak najszybciej zapomnieć. W Prochowicach zastałem zamek w remoncie skutecznie uniemożliwiającym mi jego eksploarację, więc zrobiłem zdjęcie z zewnątrz i po krótkiej przerwie na rynku udałem się do Malczyc.

W Malczycach, tuż obok ruin dawnej cukrowni, które chciałem sfotografować, miałem najbardziej stresujący sytuację od kiedy jeżdżę rowerem. W miejscu, w którym zaczyna się lekki podjazd ujrzałem kątem oka, że owczarek kaukaski, stojący z właścicielką po drugiej stronie jezdni, zaczyna biec w moją stronę. Serce skoczyło mi do gardła i zacząłem szaleńczą ucieczkę. Ten pies gonił mnie, bez mała, jakieś 300 metrów, pod górkę... Cisnąłem około 40km/h, właściwie to nie miałem już siły dalej uciekać w takim tempie ale w tym samym momencie kaukaz zaczął słabnąć. Był jakieś pięć metrów za mną jak odpuścił. Bałem się okropnie, zatrzymałem się kilometr dalej i popłynęły mi łzy. Kiedyś taki owczarek mnie pogryzł i wiem co to za stwór. To są bez wątpienia najgroźniejsze psy jakie można spotkać na swojej drodze i doskonale wiem co piszę. Po tym wszystkim zadzwoniłem na Policję, powiedziałem co i jak, obiecali zająć się sprawą, ja nie miałem czasu ani chęci na nich czekać. Do Lubiąża pojechałem już okrężną drogą, tętno miałem zawałowe przez jeszcze ładnych kilkadziesiąt minut.

W Lubiążu spóźniłem się o godzinę na zwiedzanie. Zwiedza się tam tylko w grupie, o pełnych godzinach, z tym że teraz jest poza sezonem i czynne było tylko do 14.00. Cóż, oglądnąłem tylko Opactwo z zewnątrz i ruszyłem na pociąg do Wołowa. Zanim tam jednak dotarłem, odbyłem ciekawą rozmowę w ''centrum'' Lubiąża z panem z informacji turystycznej, który sam mnie zagadał, będąc już po pracy. Też jeździ rowerem, prawdziwy pasjonat regionu i skarbnica informacji o tym gdzie warto pojechać, co zobaczyć i gdzie dobrze zjeść. Obiecałem mu, że zajrzę do niego następnym razem gdy będę w okolicy a on zaprosił mnie na herbatę. Bardzo sympatyczne spotkanie. Jeśli ktoś będzie w Lubiążu, niech śmiało udaje się do informacji turystycznej, polecam :)

Do Wołowa dotarłem w blasku zachodzącego słońca, z lekkim niedosytem w postaci nieudanego zwiedzania Opactwa i wciąż szybko bijącym sercem po ucieczce przed udomowionym niedźwiedziem. Skłamałbym jednak gdybym napisał, że to była nieudana wycieczka :)

Zaliczone gminy: Rudna (189), Ścinawa (190), Prochowice (191), Malczyce (192), Wołów (193)




Ruina pałacu z przełomu XVI i XVII wieku w Krzydłowicach.


''Żelazny Most'' Największy w Europie a drugi na świecie zbiornik odpadów poprodukcyjnych. Istna tablica Mendelejewa.


''Żelazny Most'' Największy w Europie a drugi na świecie zbiornik odpadów poprodukcyjnych. Istna tablica Mendelejewa - foto ze strony hydroproject.com.pl


Krzyże pokutne z XIV wieku. Stawiane były przez morderców na miejscu zbrodni.


Czołg T-34 na rynku w Ścinawie.


Zamek w Prochowicach.


Zamek w Prochowicach.


Największe na świecie Opactwo Cystersów, Lubiąż.


Największe na świecie Opactwo Cystersów, Lubiąż.


Pomnik wołów w Wołowie :)


Wołów :)


Zamek w Wołowie - siedziba rady powiatu i urzędu gminy.


Samolot na którym latał Mirosław Hermaszewski, honorowy obywatel Wołowa, jego rodzinnego miasta.


Piękne graffiti w Wołowie.



Dane wyjazdu:
167.60 km 0.00 km teren
07:22 h 22.75 km/h:
Maks. pr.:43.50 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:950 m
Kalorie: kcal

Lub Lubuskie :) Wielka ucieczka.

Sobota, 21 lutego 2015 • dodano: 21.02.2015 | Komentarze 28

"Wielka ucieczka" z genialną kreacją Steva Mqcuenna, któż nie oglądał tego filmu. Opowiada on o ucieczce alianckich lotników, zestrzelonych i osadzonych w jednym z najlepiej strzeżonych Stalagów w całej III Rzeszy. Wszystko to jest oparte na prawdziwych wydarzeniach, jakie miały miejsce na przełomie 1943 i 1944 roku w lasach pod Żaganiem. Od dawna chciałem odwiedzić muzeum wybudowane na miejscu ówczesnego Stalagu Luft III i zobaczyć na własne oczy miejsce, w którym Niemcy zebrali całą śmietankę alianckiego lotnictwa i na własnej skórze przekonali się, że nikt i nic nie powstrzyma ludzkiego pragnienia wolności. Korzystając z tego, że kilka dni spędzę u rodziców zabrałem rower ze sobą i startując z Bytomia Odrz. wybrałem się w kierunku Żagania, łudząc się że dzisiejszy wiatr nie będzie taki jakim miał być...
Mógłbym napisać cały elaborat o pogodzie jaką miałem podczas dzisiejszego wyjazdu ale napiszę krótko. Wiało mi w twarz prawie przez sto kilometrów, uśredniając wiatr był mocny, momentami w porywach zwalniał mnie do prędkości rzędu 12/13km/h. Było ciężko, bardzo ciężko. Po części upierdliwość i siłę wiatru zrekompensowało mi świecące słońce i temperatura, która w najcieplejszym momencie dnia podskoczyła do prawie dwunastu kresek powyżej zera :) Chciałbym napisać, że wyszło na zero ale jednak jazda pod wiatr dała mi tak mocno w kość, że ostatnie dwadzieścia kilometrów, gdy wiało mi już w plecy jechałem spacerowym tempem. Z braku sił.

Do Żagania wybrałem drogę najprostszą a zarazem najlepszą z możliwych, przez Kożuchów i Jelenin. Te pierwsze pięćdziesiąt kilometrów jechałem ponad dwie i pół godziny, z opuszczoną głową i wzrokiem wbitym w przednie koło. Pokręciłem się najpierw trochę po mieście, zajechałem na rynek i udałem się do Pałacu Książecego, którego początki datowane są na koniec XIIIw. Ci, którzy siedzą w temacie pisują że jest to jedna z najokazalszych rezydencji barokowych w Polsce. Może za dużo ich nie widziałem ale ten na pewno robi wrażenie i bez wątpienia warto go zobaczyć. Położony nad samym Bobrem, otoczony pięknym parkiem ma wszelkie dane ku temu aby go odwiedzić. Poza tym Żagań ma wiele do zaoferowania miłośnikom zabytków, choć obecnie w tym mieście czuje się głównie ducha Wojska Polskiego, które tu stacjonuje i życie kręci się głównie dookoła niego ;)

Zaspokoiwszy swą ciekawość architektoniczno-urbanistycznej strony Żagania skierowałem się w stronę Iłowy aby odwiedzić wspomniany we wstępie Stalag III Luft. Rozsiane na dużej powierzchni w lesie ruiny, pieczołowicie opisane tablicami informacyjnymi o tym co i jak widzimy przed sobą pozwalają wyobraźni na pracę na najwyższych obrotach. Kiedyś ludzie walczyli tu o przetrwanie, ich pragnienie wolności i niesamowita kreatywność połączona z zespołową pracą zaowocowały jedną z najsłynniejszych ucieczek z obozów jenieckich podczas II wojny światowej. Spędziłem w tym miejscu sporo czasu, dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy i historii ale żeby nie zanudzać nie będę wszystkiego opisywać. Dla mnie miejsce bez wątpienia warte tego aby tu przyjechać, nie jestem fanem historii i szeroko pojętej militarystyki ale to miejsce zaciekawiło mnie bardzo.

Mając mapę w ręku zastanawiałem się co zrobić z pozostałą częścią dnia. Wybór padł na Iłowę, Wymiarki, Żary i powrót przez Żagań do domu. W Iłowie chciałem zobaczyć pałac, Wymiarki odwiedzić w ramach "gminobrania" jako świętego gralla czyli najrzadziej odwiedzaną na rowerach gminę w Polsce, a do Żar pojechać na dokładkę i wrócić do Bytomia Odrz.

Pałac w Iłowej spodobał mi się bardzo, ale to bardzo :) Pewnie spowodowane było to tym, że wiedziałem tylko że on tam jest i nic więcej o nim nie wiedziałem. Nie widziałem wcześniej zdjęć, nie znałem jego historii. Zajechałem na miejsce i spędziłem tam kilka ładnych chwil. Właściwie z aparatem w ręku mógłbym tam przesiedzieć pół dnia ale czas naglił... Ten siedemnastowieczny pałac i park wokół niego jest wyjątkowo fotogeniczny. Do Wymiarek jechałem przepiękną drogą pośród świerkowego lasu, cisza, spokój i jedyny, niepowtarzalny, żywiczny zapach świerków. Chciałem tak jechać i jechać :) Nie zatrzymując się obrałem kurs na Żary gdzie nie zabawiłem zbyt długo choć trafiłem tam na festyn, który zaciekawił tylko tym, że było głośno i wystrzałowo. Była to rekonstrukcja "Bitwy o Żary", strzelano z wszelkiej możliwej broni, ludzi było sporo ale byłem już na tyle zmęczony walką z wiatrem, że nie miałem ochoty za długo się temu przyglądać.

Powrót do Bytomia Odrz. to po prostu jazda przed siebie. W Kożuchowie dopadła mnie już noc i ostatnie dwadzieścia kilometrów jechałem w ciemnościach rozświetlanych cudem określanym mianem ProX Dual. Jeśli ktoś kiedykolwiek będzie się zastanawiał nad zakupem przedniego oświetlenia to te dwa słowa są odpowiedzią na to co kupić się powinno. Noc staje się dniem.

To była naprawdę udana wycieczka. Zobaczyłem sporo ciekawych miejsc, spędziłem sporo godzin na świeżym powietrzu, dałem sobie mocno w kość. Turystyka rowerowa to bez wątpienia moja pasja, coś co sprawia mi nieopisaną radość i cieszy niesamowicie. Jestem szczęśliwy :)

Zaliczone gminy: Brzeźnica (182), Żagań - teren wiejski (183), Żagań - teren miejski (184), Iłowa (185), Wymiarki (186), Żary - teren wiejski (187), Żary - teren miejski (188)

Pałac Książęcy w Żaganiu.

Pałac Książęcy w Żaganiu.

Pomnik postawiony w 66-tą rocznicę Wielkiej Ucieczki, Żagań.

Stalag Luft III, Żagań.

Stalag Luft III, Żagań.

Stalag Luft III, Żagań.

Per Ardua Ad Astra - Przez Przeciwności do Gwiazd. Dewiza sił lotniczych Wspólnoty Narodów. Stalag Luft III, Żagań.

Stalag Luft III, Żagań.

Basen przeciwpożarowy. Stalag Luft III, Żagań.

Stalag Luft III, Żagań.

Stalag Luft III, Żagań.

Stalag Luft III, Żagań.

Przejście dla pieszych na teren Pałacu w Iłowej.

Pałac w Iłowej.

Pałac w Iłowej.

Pałac w Iłowej.

Ratusz w Żarach.

Rynek w Żarach.

Monstrualna ruina, wygląda jak zamek a to wszystko to po prostu mieszkanie jednej ze szlacheckich rodzin. Tak wyczytałem i jesli to prawda to mieli rozmach ;) Olbrzymia kubatura i wielki żal, że popada to w coraz większą ruinę... Żary.

Rekonstrukcja Bitwy o Żary.

Skwer czołgisty w Żaganiu.

W Jeleninie nie zawiesza się butów na kołku, tu zawiesza się je na poprzeczce ;)))



Dane wyjazdu:
200.70 km 0.00 km teren
08:16 h 24.28 km/h:
Maks. pr.:37.70 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:790 m
Kalorie: kcal

Tam gdzie wiara zamienia się w pieniądze.

Środa, 18 lutego 2015 • dodano: 18.02.2015 | Komentarze 24

Słowo pieniądz występuje w Biblii 156 razy. Płacenie, płacić , zapłacić, zapłata występuje 153 razy. Denar, sykl, talent, grosz występują 228 razy a nie są to wszystkie biblijne waluty. Mamy w Biblii nawet słowo podatki, które występuje 40 razy, długi występujące 15 razy oraz bank, bankier i odsetki, które to słowa mamy w 14 miejscach. Jedyny termin, którego w Biblii nie ma to bankomat i karta kredytowa.
Nie wiem czym kierowano się stawiając się największy kościół w Polsce, ale na pewno słowo pieniądz podczas planowania tego przedsięwzięcia było jednym z kluczowych. Bankomat i karta kredytowa też. Nowoczesna interpretacja Biblii przez pomysłodawców tej monumentalnej budowli, którą dzisiaj postanowiłem odwiedzić, jest widoczna tam wszędzie. Na każdym kroku.

Śledząc prognozy pogody przez kilka ostatnich dni, postanowiłem że w dniu dzisiejszym pojadę na wschód od Poznania. Miał wiać zachodni wiatr, miało być przyjemne sześć, siedem stopni na plusie i świecące słońce. A jak było? Wyjeżdżałem krótko po dziewiątej rano w mżawce i dużej wilgotności, wiatr przez cały dzień wiał głównie z boku a słońce było schowane za chmurami, z rzadka pokazując swe oblicze. Można było się tego spodziewać, prawo Murphiego działa i na pogodę :)

Wyznaczyłem sobie dwa główne cele dzisiejszej wycieczki i oba zostały zrealizowane. Chciałem w końcu zobaczyć Jezioro Powidzkie oraz wspomniane wyżej Sanktuarium Maryjne w Licheniu. Drogi jakimi dzisiaj jeździłem okazały się w większości mało uczęszczane choć ich nawierzchnia czasem pozostawiała dużo do życzenia.

Wyjeżdżając z domu skierowałem się w kierunku Pobiedzisk, do których dojechałem szerokim i wygodnym poboczem starej 5-tki. Dalej do Czerniejewa świetny odcinek, wśród pól i lasów, praktycznie bez aut i z bardzo dobrym asfaltem. Od Czerniejewa do Niechanowa dziurawe drogi i upierdliwy wiatr. Nic ciekawego. W Witkowie chwile odpocząłem i udałem się do Powidza, na tym odcinku pojawiło się kilka hopek i zmienił się w końcu krajobraz. W samym Powidzu zajechałem na plażę, pstryknąłem kilka fotek, posiliłem się trochę i psim bulwarem objechałem brzeg jeziora w kierunku wyjazdu na Strzałkowo. Zaraz za Powidzem pojawił się mały podjazd, na którym trochę skoczyło mi tętno z powodu dwóch psów, które postanowiły się ze mną pościgać. Przegrały ;) O drodze Powidz - Strzałkowo chciałbym jak najszybciej zapomnieć z powodu silnego wiatru w twarz i betonowych płyt, które tworzyły ten właśnie odcinek. Tak dostałem w kość, że miałem ochotę wsiąść w Strzałkowie w pociąg i wrócić do domu...
Strzałkowo i Słupca niczym mnie nie zaciekawiły więc bez żalu ruszyłem w kierunku Giewartowa, do którego dostarłem bardzo sprawnie. Tam odbiłem w prawo i wiejskimi drogami dotarłem do Kazimierza Biskupiego. Znalazłem tam w końcu Orlen, w którym mogłem wypić ciepłą herbatę, co miało zbawienny wpływ na moją psychikę. Przez ostatnie kilkanaście kilometrów mój organizm zaczął się już głośno domagać odpoczynku i czegoś ciepłego do picia więc ta stacja była dla mnie jak zbawienie. Ogrzałem się trochę, odpocząłem i z nową energią dojechałem raz dwa do Kleczewa i dalej do Ślesina. Te drugie miasteczko bardzo mi się spodobało, ładnie położone nad Kanałem Warta-Gopło, z ciekawą historią i zabytkami. Polecam odwiedzić jeśli ktoś będzie w okolicy :)
Dziesięć kilometrów dalej był już Licheń, czyli główny cel mojej wycieczki. Objechałem bazylikę dookoła, objechałem to co było do zobaczenia ale do środka kościoła się nie dostałem ponieważ był zamknięty. Dlaczego, nie mam pojęcia. Architektura, monumentalność i wygląd Bazyliki zrobiły na mnie wielkie wrażenie. To naprawdę warto zobaczyć. Ale wolałbym, żeby to nigdy nie powstało, żeby za te pieniądze głodne dzieci mogły zjeść coś ciepłego... Po jaką cholerę budować takie kościoły? Nie rozumiem tego i nigdy nie zrozumiem... Zrobiłem kilka zdjęć, przebrałem się w cieplejsze ciuchy, słońce już zaszło i temperatura szybko spadła w okolice zera momentalnie wyziębiając mój i tak zmarznięty organizm.

Planowałem wcześniej zajechać jeszcze do Kramska ale odpuściłem i pojechałem prosto do Konina. Zajechałem do dworzec PKP i okazało się, że mam minutę do odjazdu pociągu. W przeciągu sześćdziesięciu sekund kupiłem bilety, wodę do picia i przetransportowałem się na drugi peron gdzie czekał już na mnie elf, który wygodnie dowiózł mnie z powrotem do Poznania. Dopiero w pociągu poczułem jak jestem zmęczony i jak bolą mnie nogi. I niemal w jednej chwili poczułem również jak jestem z tego powodu szczęśliwy :))

Zaliczone gminy: Niechanowo (170), Witkowo (171), Powidz (172), Strzałkowo (173), Słupca - teren wiejski (174), Słupca - teren miejski (175), Ostrowite (176), Kazimierz Biskupi (177), Kleczew (178), Ślesin (179), Kramsk (180), Konin (181)




Niechanowo.


Duch Hrabiego zabija tu nieszczęśników :)


Witkowo.


Piękne Jezioro Powidzkie :)


W drodze do Strzałkowa. Nawierzchnia z betonowych płyt, katorga... 


Wielki samolot lecący do Bazy Lotniczej w Powidzu. Co to za model?


Kazimierz Biskupi.


Koparka w stanie spoczynku. Kopalnia węgla brunatnego z odkrywkowej kopalni w Kleczewie. Teren w okół robi smutne wrażenie...


Łuk Napoleona w Ślesinie z 1812r. Postawili go mieszkańcy na cześć Napoleona.


Rynek w Ślesinie, a raczej Jary Kielc :))


Rynek w Ślesinie, a raczej Jary Kielc :) Pomnik Gęsiarza.


Bazylika w Licheniu. Największy kościół w Polsce. Robi wrażenie...



 


Dane wyjazdu:
159.60 km 0.00 km teren
06:15 h 25.54 km/h:
Maks. pr.:49.50 km/h
Temperatura:7.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:600 m
Kalorie: kcal

Zimowo-wiosenna kraina wiatraków.

Piątek, 13 lutego 2015 • dodano: 13.02.2015 | Komentarze 16

Siedząc wczoraj w pracy i widząc piękną pogodę za oknem wiedziałem, że jak tylko dzisiaj będzie powtórka to nic mnie nie zatrzyma przed dłuższą wycieczką. Po pracy szybka kawa, spakowałem plecak i w drogę. Trasę od dawna miałem w głowie, czekałem tylko na odpowiedni moment, który nadszedł właśnie dzisiaj.

Trasa, którą sobie nakreśliłem w myślach idealnie nadawała się na taki dzień jak dziś. Piękna, słoneczna pogoda, kilka stopni na plusie i delikatny wiatr z południa. Wszystko przemawiało za tym abym skierował się na północ i sporym łukiem dotarł do Chodzieży. Wszystko zgrało się znakomicie. 

Do Skoków droga była mi znana, reszta to nowość a co za tym idzie nie do końca wiedziałem jakich nawierzchni się spodziewać. Był pełen przekrój, od idealnych, prawie nowych asfaltów gładkich jak stół po dziurawe gminne szosy i pięciokilometrowy odcinek błota przez las przed Janowcem Wielkopolskim, który nomen omen leży w woj. kujawsko-pomorskim ;) W dziesięciostopniowej skali całość trasy oceniam na sześć a jej walory krajoznawczo-przyrodnicze na cztery. Czyli wycieczka pod tym względem była mocno średnia ale wiedziałem o tym i dlatego przejechałem ją w lutym, zachowując sobie cieplejsze dni na ciekawsze trasy :)

Zaliczyłem siedem nowych gmin, spędziłem prawie sześć godzin na rowerze, spotkałem bardzo miłego pana w Janowcu Wlkp., z którym uciąłem sobie bardzo miłą pogawędkę, oraz doładowałem się potężną dawką endorfin i witaminy D. Więcej mi nie potrzeba :)

Tytułowa kraina wiatraków to teren pomiędzy Gołańczą a Margoninem. Znajduje się tam największa w Polsce farma wiatrowa, zapewniająca prąd 90 tys. gospodarstw domowych. Widywałem takie w Europie, ale w Polsce jeszcze nie. Widok robi wrażenie, wiatraków jest mnóstwo, a każdy z nich ma średnio 100m wysokości. Z tego co mi wiadomo to całość inwestycji jest na siódmym miejscu w Europie pod względem ilości wiatraków. Jeden taki to 2mln euro, chyba postawie sobie taki koło domu, będę miał prąd gratis ;))

Zaliczone gminy: Mieścisko (163), Janowiec Wielkopolski (164), Damasławek (165), Wapno (166), Gołańcz (167), Margonin (168), Szamocin(169) 

Kraina wiatraków - dzisiejsza trasa.


Przed Mieściskiem.


Kościół pw. Zwiastowania Najświętszej Marii Panny z 1629r. w Popowie Kościelnym.


Janowiec Wielkopolski.


Ruiny Rycerskiej wieży mieszkalnej Rodu Pałuków z XIIIw. w Gołańczy. 


Gołańcz.


Największa farma wiatrowa w Polsce. Okolice Margonina i Gołańczy.


Zespół Pałacowy w Margonińskiej Wsi. 


Zespół Pałacowy w Margonińskiej Wsi.


Margonin.


Rynek w Chodzieży.


Dane wyjazdu:
100.30 km 0.00 km teren
04:19 h 23.24 km/h:
Maks. pr.:43.90 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:678 m
Kalorie: kcal

Miasto siedmiu wzgórz.

Niedziela, 4 stycznia 2015 • dodano: 04.01.2015 | Komentarze 10

Jutro pa pa smutkom oraz krótko pa wszystkim negatywnym ich skutkom.
Jutro czas puścić wodze wyobraźnia ta niechaj zbłaźni niemocy wskaźnik.
Jutro odważny da upust fantazji a zza drzwi stupot stąpających marzeń zabrzmi.

Powyższe wczoraj rozbrzmiało w mych uszach na koniec walki z wiatrem. Trafione w sedno, pomyślałem.
Dzisiaj wstałem, ujrzałem wygięty w lewo świerk za oknem i moje myśli stały się monotematyczne. Wiatr kołysał się w mej głowie i szalał za oknem. Pasja czasem jest pełna wyrzeczeń... Celu na dzisiaj nie miałem, po prostu wsiąść, jechać i zobaczyć coś ciekawego po drodze. Że też Ci się chce w taką pogodę, słyszałem w okół. No cóż, chce mi się więc wsiadam i jadę.

Każdy z nas ma wybór chwycić za ster albo być jednym z trybów.
Każdy z nas ma dylemat po co ja tu między piekłem i niebem ziemian.
Każdy ma swój algorytm życia idzie w prawo bądź w lewo zazwyczaj.
Myśl o tym co jutro nie daj się smutkom tak do ostatniego serca bicia.

Odmiana w stosunku do dnia wczorajszego, zaczęło wiać delikatnie z północy, więc jadę w kierunku Zielonej Góry. Gdzie dojadę, tam dojadę, kierunek obrany więc równym, miarowym tempem kręciłem pod wiatr. Dojechałem do Niedoradza, nogi zaczęły już wołać o chwilę odpoczynku od mozolnej, nierównej walki z podmuchami ale nie to było mi w głowie. Świeciło słońce a przede mną był długi odcinek starej "3" drogi, która po wybudowaniu S3, stała się prawie rowerową. Do Zielonej tylko kilkanaście kilometrów, więc jadę. Mąły problem był tylko z tym, że to było kilkanaście kilometrów istnej mordęgi. Z jednej strony las, z drugiej ekrany akustyczne ekspresówki, więc wiatr miał cug jak w kominie pozwalając mi na rozwinięcie zawrotnych prędkości rzędu 15km/h. Na górce przed Raculą jechałem całe 7km/h...

Dzisiaj dzień pierwszy reszty twego życia, wczoraj powinieneś na kartce spisać
Z przeszłością kwita, z radością się przywitaj, staw czoła przeciwnościom i tak
.

Zielona Góra, miasto na siedmiu wzgórzach, tu spędziłem kilka lat swego życia, tu zawsze będę wracał z radością. Nie inaczej było dzisiaj. Gdy tylko minąłem tablicę od razu zapomniałem o wietrze, o wszystkich pierdołach i skupiłem się na chłonięciu tego co kiedyś. Stęskniłem się chyba za Zielonką :) Pokręciłem się trochę tu i ówdzie po starych śmieciach i ruszyłem z powrotem do domu ale nieco dookoła. Chciałem trochę pojeździć po pagórkach na wschód od miasta a przy okazji podjechać do Zaboru, w którym chciałem obejrzeć pałac.

Wisieńką na torcie dzisiejszej trasy miało być Piekło Przytoku, dwa podjazdy na których rozgrywany jest cykliczny wyścig o tej właśnie nazwie. Dlaczego Piekło Przytoku? Otóż jeden z tych podjazdów to ponad 100m w górę na niecałych dwóch kilometrach na fatalnej jakości kocich łbach. Żeby zrozumieć, trzeba przejechać :) Ja zrozumiałem dzisiaj bo właśnie na samym początku podjazdu pękła mi szprycha w tylnym kole. I zaczęło się dla mnie piekło powrotu do domu. Koło w kształcie ósemki a do domu pięćdziesiąt kilometrów. Aby móc dalej jechać musiałem rozpiąć tylny hamulec, zostając tylko z przednim, oraz mocno wyciągnąć do góry błotnik aby nie ocierało o niego koło co dało połowiczny efekt. Miałem mieć z wiatrem ale co z tego jak nie mogłem jechać szybciej niż 30km/h... No cóż, samo życie... Dojechałem do domu i nie miałem siły na nic, byłem padnięty...

Czy było warto? Retoryczne pytanie :]

Zaliczone gminy: Zielona Góra - teren wiejski (160), Zielona Góra - teren miejski (161), Zabór (162)

Dzisiejsza trasa.

Cała, stara trójka tylko dla mnie. I dla wiatru z naprzeciwka
Cała, stara trójka tylko dla mnie. I dla wiatru z naprzeciwka © rmk

Palmiarnia w Zielonej Górze
Palmiarnia w Zielonej Górze © rmk

Zielonogórska choinka
Zielonogórska choinka © rmk

Pomnik Bachusa na rynku w Zielonej Górze
Pomnik Bachusa na rynku w Zielonej Górze © rmk

Cztery lata tu mieszkałem a teraz pozostała tylko pustka
Cztery lata tu mieszkałem a teraz pozostała tylko pustka © rmk

Aż mi się łezka zakręciła w oku
Aż mi się łezka zakręciła w oku © rmk

Piekło Przytoku, koniec podjazdu
Piekło Przytoku, koniec podjazdu © rmk

Pałac w Zaborze
Pałac w Zaborze © rmk

Soluś - największy krasnal na świecie stoi w Parku Krasnala w Nowej Soli
Soluś - największy krasnal na świecie stoi w Parku Krasnala w Nowej Soli © rmk

Dane wyjazdu:
137.50 km 0.00 km teren
05:56 h 23.17 km/h:
Maks. pr.:43.90 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:565 m
Kalorie: kcal

Jesteśmy niepodlegli :)

Wtorek, 11 listopada 2014 • dodano: 11.11.2014 | Komentarze 7

Uczciliśmy, razem z Jurkiem,  niepodległość Naszego Pięknego Kraju w najlepszy możliwy sposób czyli rowerowo :) Pojechaliśmy do Osiecznej pokibicować uczestnikom VI Wyścigu Niepodległości, odśpiewaliśmy hymn na starcie i zaliczyliśmy świetną wycieczkę. Pogoda dopisała, humory też, kondycja o dziwo nienajgorsza, kawka była, czegóż chcieć więcej? :) Nie sądziłem, że po tak długiej przerwie i po chorobie będzie mi się jechać tak dobrze ale towarzystwo Jurka działa cuda :D Na wyścigu pstryknęliśmy kilka fotek, spotkaliśmy Asię, znajomą Jurka, było wesoło :)

Trasa wśród pól głównie traktami Parku Krajobrazowego im.Dezyderego Chłopskiego, dość monotonna i momentami naprawdę nudna. Dopiero w okolicach Osiecznej pojawiły się pagórki i krajobraz zmienił się na lepsze :) Wielkich atrakcji po drodze też nie było, więc nie ma co opisywać. Najciekawsz była gorzelnia w Turewie ale do bidonów nam nalać nie chcieli ;) W Osiecznej wjechaliśmy na wieże widokową, skąd rozpościerał się przepiękny widok na te miasteczko. Przed samym Lesznem dostaliśmy koncert klaksonów, nie spodobał się kierowcom nasz bunt przeciwko DDR-om z kostki i jazda szosą. No cóż, pozdrowiłem ich w sobie znany sposób i był spokój ;)

Jedna mała wzmianka o szanownej milicji, która w Krzywiniu nie omieszkała nas "poinformować", że obok siebie jeździć nie wolno. Gówno prawda, przepisy się zmieniły, panowie milicjanci, teraz już to wiedzą. Do roboty nieroby a nie za rowerzystami jeździcie :D

Dzięki Jurek za towarzystwo :]

Trasa.

Zaliczone gminy: Krzywiń (155), Osieczna (156), Lipno (157), Święciechowa (158), Leszno (159)

Wizualnie było tak:


Z rana było wilgotno i mgliście...


Parada w Czempiniu. Na jej czele jechał radiowóz, który później pojechał sobie za nami szukać sobie zajęcia...


Kościół z 1407 w Starym Gołębiewie. Niestety zamknięty na amen.


Gorzelnie w Turewie. Nie chcieli nalać do bidonów :)


Mechanizmy z gorzelni.


Mechanizmy z gorzelni.


Wiatrak - koźlak. Jerka.


Ryneczek w Krzywiniu. Krótko mówiąc, dziura.


Po hymnie, przed startem. VI Wyścig Niepodległości w Osiecznej.


Migawka z trasy.


Migawka z trasy.


Migawka z trasy.


Migawka z trasy.


Migawka z trasy. Jurek jakiś taki niewyraźny, czaił się na dobry kadr ;D


Jurek z Asią.


Widok na Osieczną z Jagody, wieży widokowej.


Zetor z Lipna :)


Zetor z Wilkowic.


Jurek zastanawiał się czy nie zamienić Fabiana na te latające ustrojstwo ;) Leszno.


Ratusz w Lesznie.


Dane wyjazdu:
182.50 km 0.00 km teren
06:36 h 27.65 km/h:
Maks. pr.:48.60 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:688 m
Kalorie: kcal

Załatać dziury.

Sobota, 6 września 2014 • dodano: 07.09.2014 | Komentarze 5

Kto rano wstaje, ten jest niewyspany.

W popularnym przysłowiu jest co prawda trochę inaczej ale jak dla mnie to powinno brzmieć ono właśnie tak jak powyżej. Otworzyłem oczy w środku piątkowo-sobotniej nocy, około siódmej rano, spojrzałem za okno i pogoda nie pozostawiała mi złudzeń. Będę dzisiaj niewyspany. Leniwe śniadanie, kawa, poranny przegląd wiadomości ze świata i okolic i zastanawianie się co zrobić z dzisiejszym dniem. W takich chwilach nieoceniony jest dla mnie serwis zaliczgmine.pl, spojrzałem na mapę i już wiedziałem w którą stronę się udać. Czas wybrać się w stronę Sierakowskiego Parku Krajobrazowego i załatać dziury na zachodnich rubieżach Wielkopolski. Przeciągałem wyjazd dość mocno ciągle wynajdując powody aby może jednak zostać dzisiaj w domu ale piękna pogoda za oknem w końcu wyciągnęła mnie z czterech ścian i po dziewiątej wyruszyłem w trasę.
Pierwszy odcinek trasy chciałem pokonać najszybciej jak się da, wskoczyłem więc na piękne, szerokie pobocze DK92 i w bardzo dobrym tempie zacząłem kręcić w kierunku Pniew. Ulubiona muzyka w uszach, lekki wiatr w plecy i świetna nawierzchnia spowodowały, że pierwsze pięćdziesiąt kilometrów pokonałem ze średnią ponad 32km/h, dla mnie rewelacja. Drogą krajową jechałem do Sękowa, później zjazd na Duszniki i przez Niewierz do Brodów, gdzie zrobiłem pierwszy przystanek. Króciutki postój miałem również w Bytyniu gdzie wpadł mi w oko ładnie położony kościół.

Kościół w Bytyniu.

Brody, mała wioska pomiędzy Dusznikami a Lwówkiem, ma wiele do zaoferowania miłośnikom architektury sakralnej jak i pałacowej. Nie są to zabytki klasy zerowej ale cieszą oko i będąc w okolicy grzechem byłoby ich nie zobaczyć.
Pierwszym z nich jest drewniany kościół z 1670r., wykonany w całości z mojego ulubionego gatunku drewna, modrzewia. O ile z zewnątrz kościół przypomina większość podobnych budowli z Wielkopolski o tyle w środku, jest dla mnie jednym z najładniejszych. Ilość detali i dbałość o ich wykończenie robi duże wrażenie. Drugim jest Kaplica Świętego Krzyża, poewangelicki budynek będący mauzoleum niemieckich właścicieli wsi. Trzecim z zabytków wartych odwiedzenia jest zbudowany w XIX wieku pałac z pięknym parkiem, w którym można podziwiać wielkie dęby i mnóstwo innych drzew. Obecnie ten budynek jest własnością Uniwersytetu Przyrodniczego z Poznania.

Brody, drewniany kościół z 1670r.

Brody, drewniany kościół z 1670r.

Brody, drewniany kościół z 1670r.


Brody, poewangielicka kaplica pałacowa - Kaplica Świętego Krzyża.


Brody, neorenesansowy pałac.

Kolejnym przystankiem na trasie dzisiejszej wycieczki miał być pałac w Posadowie, ale okazało się niestety, że nie ma możliwości wejścia na jego teren. Znaczy się była ale nie chciało mi się skakać przez płot i zostawiać roweru na pastwę losu... Z daleka pałac wyglądał na mocno tknięty zębem czasu, park bardzo zaniedbany także wiele nie straciłem. Skoro z wejściem nie wyszło to miałem chęć oglądnąć chociaż przypałacowy folwark ale przeszedł on w prywatne ręce i z tym też nici. Nie dane było mi ujrzeć co ciekawego mają w środku. Pstryknąłem dwie fotki z sąsiedztwa i z lekkim żalem pojechałem w kierunku Lwówka piękną, kasztanową aleją. Chociażby dla niej warto było zajechać do Posadowa.

Folwark w Posadowie, niestety tylko z zewnątrz :|

Taka piękna ruina... Posadowo.

Lwówek mnie nie zauroczył, ba nawet mi się nie spodobał. Najzwyklejsza zwykłość, tak sobie pomyślałem siedząc na ławce na rynku i jedząc słodką bułkę. Nic ciekawego do zobaczenia, nic ciekawego do robienia. Trzeba jechać dalej...

Rynek w Lwówku.

Droga do Kwilicza wiodła przez Linie gdzie mieszka i tworzy serowe cuda Marek Grądzki znany jako ziemianin .  Miałem wielką chęć odwiedzić jego gospodarstwo i skosztować słynnych serów grądzkich ale przejechałem przez wioskę i nie widziałem żadnego szyldu, nic co mogłoby mnie naprowadzić na jego przybytek. Wiem, mogłem się kogoś spytać ale tak naprawdę przypomniałem sobie o nim dopiero w Miłostowie i nie uśmiechało mi się wracać pięciu kilometrów piaszczystą drogą przez las, którą właśnie przejechałem. Wielka szkoda, ale następnym razem już nie odpuszczę :) Pomiędzy Miłostowem a Kwiliczem rośnie piękny, modrzewiowy las. Są to moje ulubione drzewa, zawsze przypominają mi góry i dlatego ten odcinek jechałem wolno, wolniutko aby się nim nacieszyć :) Sam Kwilicz to duża wioska ale ciekawostek z nim związanych nie znam żadnych, jest pałac ale odgrodzony bo prywatny i bardzo zniszczone budynki folwarczne obok. Tyle, że to właśnie od tek gminnej wioski zaczynał się najładniejszy krajobrazowo odcinek dzisiejszej trasy, mianowicie Sierakowski Park Krajobrazowy. Kraina jezior, grzybów i solidnych pagórków. 

Pałac w Kwiliczu, 1828r.

Jezioro Błędne koło Kwilicza, Sierakowski Park Krajobrazowy.

Z Kwilicza udałem się do Wronek chłonąc po drodze widoki i ciesząc się każdym zjazdem i podjazdem. Mógłbym tu jeździć i jeździć, z tym że jakość asfaltu na tym odcinku jest delikatnie mówiąc do poprawienia. Mocno mnie wytrzęsło i powoli zaczęło o sobie dawać znać zmęczenie tempem jakie sobie narzuciłem od samego początku wycieczki. Średnia cały czas była, jak na mnie i na turystyczny charakter wyjazdu, wysoka i oscylowała w okolicach 28,5km/h. W Łężeczkach uatrakcyjniłem sobie trasę, jak dotychczas głównie asfaltową, i zielonym szlakiem dojechałem do Chrzypska. Nie był to dobry pomysł bo przyszło mi walczyć z piachem, korzeniami i trawą. Ale za to były dziko rosnące, przepyszne jabłka więc morale wróciło do normy.

Droga 186 przed Lutomkiem, w oddali widok na dolinę Warty.

Przepiękny odcinek drogi 186 pomiędzy Lutomkiem a Łężeczkami. Można tylko podziwiać Matkę Naturę :)

Staw w Łężeczkach.

Głównym punktem dzisiejszego dnia miał być stary, ażurowy most na nieczynnej już linii kolejowej w okolicach Chrzypska Małego. Dojazd do niego to kilka świetnych podjazdów i mega piaszczysta droga przed nim samym. Wiadukt nie zawiódł mych oczekiwań i zrobił na mnie duże wrażenie, szczególnie widok z góry, brak zabezpieczeń i stare podkłady kolejowe rozbudzały wyobraźnie ;) 
Wiadukt pomiędzy Chrzypskiem Małym a Kikowem, na nieczynnej już linii kolejowej Szamotuły – Międzychód. Niecodzienny wygląd stalowo-murowanej konstrukcji już z daleka rzuca się w oczy. Most wybudowano w latach 1907-1908 nad Oszczynicą. Rzeczka liczy sobie niespełna 40 km długości i jest lewobrzeżnym dopływem Warty. Spinająca jej dolinę na wysokości 15 m klamra mostu wygląda tak, jakby zupełnie niechcący obróciła się do dołu. Bez wątpienia to jeden z najciekawszych zabytków przemysłowych Wielkopolski i jednocześnie najwyższy w tym regionie most kolejowy. W czasie kampanii wrześniowej uległ zniszczeniu, ale w 1941 roku został odbudowany (jeszcze przez Niemców). Służył kolejnictwu do roku 1992.






Droga do Wronek dłużyła mi się już dość mocno z powodu burczącego brzucha ale postanowiłem sobie, że dopiero tam uzupełnie kalorie więc kręciłem z nogi na nogę i czekałem z utęsknieniem na tablicę z nazwą tej miejscowości. Po zajechaniu na miejsce krótkie zakupy, posiłek na rynku i trochę pokręciłem się po miasteczku. Zajechałem na stadion, kiedyś pierwszoligowy, goszczący nawet Puchar Uefa, zajechałem pod ZK Wronki, wielką fabrykę Amici mieszczącą się tuż obok i miałem ochotę na obiad w jednym z przybytków miejscowej kuchni ale akurat było tam weselisko i z obiadu nici. Była to Borowianka, restauracja która dla polskiego futbolu jest niemal synonimem tego, że można wszystko trzeba mieć do tego tylko odpowiednich ludzi ;))

Olympic Hotel Wronki i stadion Amici. A mogłem tu kiedyś grać...

Z Wronek do domu czekała mnie tak nudny powrót, że nawet nie chce mi się o nim pisać. Droga prosta jak strzała, płaska jak stół i cały czas pod wiatr. Miałem chęć wracać pociągiem ale się nie dałem i jakoś się dokulałem do Poznania. Prawdziwa droga przez mękę, siodełko mi się rozregulowało i lekko pochyliło do przodu, grip się kręcił z powodu defektu, bolały mnie poślady od dziurawego asfaltu i ręce od ciągłego zmieniania chwytu. Pomimo tego wszystkiego wykręciłem rekordową dla mnie średnią na tak długim dystansie i wycieczkę skończyłem padnięty jak koń po westernie. Zaliczyłem trzy gminy, które były plamą na zielonej mapie :) Było warto :)

Kolejne odwiedzone przeze mnie miejsca utwierdzają mnie w przekonaniu, że nawet blisko domu można znaleźć miejsca o których turyści mówią, że są ekstra. My ich nie dostrzegamy bo chyba są zbyt blisko nas, są jakby chlebem powszednim. To nie zagranica, to nie cuda jakie tam są, mówimy sobie. Jak widać, warto najpierw poznać swoje aby zachwycać się innym :)

Zaliczone gminy: Lwówek (152), Kwilicz (153), Wronki (154)